Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Modest Mouse
‹Strangers to Ourselves›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStrangers to Ourselves
Wykonawca / KompozytorModest Mouse
Data wydania17 marca 2015
Wydawca Epic
NośnikCD
Czas trwania57:10
Gatunekrock
EAN888750491220
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Strangers to Ourselves3:24
2) Lampshades on Fire3:08
3) Shift in Your Cut4:44
4) Pistol [A. Cunanan, Miami, FL. 1996]3:42
5) Ansel2:56
6) The Ground Walks, with Time in a Box6:12
7) Coyotes3:31
8) Pups to Dust3:31
9) Sugar Boats4:03
10) Wicked Campaign3:34
11) Be Brave3:31
12) God is an Indian and You're an Asshole1:17
13) The Tortoise and the Tourist3:41
14) The Best Room4:25
15) Of Course We Know5:24
Wyszukaj / Kup

Gwóźdź do trumny
[Modest Mouse „Strangers to Ourselves” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
W idealnym świecie Modest Mouse rozpadłby się po wydaniu czwartej płyty, pozostając na zawsze jednym z najlepszych zespołów w historii. Niestety, tak się nie stało, a stopniowe zaprzepaszczanie swojego statusu przez amerykańską grupę właśnie sięgnęło szczytu na nowym krążku – „Strangers to Ourselves”.

Jakub Dzióbek

Gwóźdź do trumny
[Modest Mouse „Strangers to Ourselves” - recenzja]

W idealnym świecie Modest Mouse rozpadłby się po wydaniu czwartej płyty, pozostając na zawsze jednym z najlepszych zespołów w historii. Niestety, tak się nie stało, a stopniowe zaprzepaszczanie swojego statusu przez amerykańską grupę właśnie sięgnęło szczytu na nowym krążku – „Strangers to Ourselves”.

Modest Mouse
‹Strangers to Ourselves›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStrangers to Ourselves
Wykonawca / KompozytorModest Mouse
Data wydania17 marca 2015
Wydawca Epic
NośnikCD
Czas trwania57:10
Gatunekrock
EAN888750491220
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Strangers to Ourselves3:24
2) Lampshades on Fire3:08
3) Shift in Your Cut4:44
4) Pistol [A. Cunanan, Miami, FL. 1996]3:42
5) Ansel2:56
6) The Ground Walks, with Time in a Box6:12
7) Coyotes3:31
8) Pups to Dust3:31
9) Sugar Boats4:03
10) Wicked Campaign3:34
11) Be Brave3:31
12) God is an Indian and You're an Asshole1:17
13) The Tortoise and the Tourist3:41
14) The Best Room4:25
15) Of Course We Know5:24
Wyszukaj / Kup
Postawmy sprawę jasno – był czas, gdy z Modest Mouse mogło się mierzyć tylko kilka zespołów na świecie, choćby Radiohead. Już ich debiutancki „This is a Long Drive for Someone with Nothing to Think About” pokazywał, że grupa Isaaca Brocka ma pomysł na siebie, a oprócz tego dysponowała niebywałą wręcz oryginalnością i tekstami, którym bliżej było do mieszanki traktatów filozoficznych z poezją, niż tradycyjnie pojmowanym lyricsom. Drugi krążek tylko umocnił ich pozycję, a wraz z trzecim – „The Moon & Antarctica”, zasłużyli sobie na miejsce w panteonie największych. Ta płyta była Dziełem przez duże „D”. Przejmującym krzykiem strachu i rozpaczy na myśl o śmierci i życiowej pustce. Isaac w pełni ujawnił tam swą niezwykłą umiejętność – wyrażania niewyrażalnego. Coś, czego nie potrafimy nazwać, co nas męczy i niepokoi, swoisty emocjonalny weltschmerz, u Brocka mieści się w jednej linijce. A są tych linijek setki. Później Modest Mouse zachowali poziom na „Good News for People Who Love Bad News” (najlepszy tytuł płyty w historii?), ale od tego momentu było tylko gorzej. Co prawda „We Were Dead Before the Ship Even Sank” nie jest krążkiem złym, ale wyraźnie odstaje poziomem od wcześniejszych nagrań. Co dopiero powiedzieć o „Strangers to Ourselves”? Idąc za pesymistycznymi tytułami poprzednich płyt, nowy album powinien nosić miano „Gwóźdź do trumny”.
Teoretycznie jest tu wszystko, co charakterystyczne dla stylu MM. Mamy więc jazgotliwe, dysonansowe partie gitar, mamy ekspresyjne wrzaski Isaaca, mamy wreszcie jego specyficzne teksty. Ale każdy z tych elementów staje się na „Strangers to Ourselves” zwyczajnie nijaki. Gitary nie tną nawet w połowie tak mocno jak kiedyś, Isaac śpiewa, jakby nie do końca mu się chciało, a jego lirykom brak tej błyskotliwości, która przy poprzednich płytach sprawiała, że co chwila zbieraliśmy szczękę z podłogi porażeni kolejnym genialnym wersem. Po przesłuchaniu połowy krążka ze smutkiem stwierdziłem, że nie pamiętam z tych kompozycji, które już usłyszałem praktycznie nic. Wszystko zlewa się w jedną indie-papkę, jakiej mnóstwo mamy teraz wokół, z dawnej oryginalności nie pozostało praktycznie nic. Isaac i reszta starają się dodawać do kompozycji jakieś „odkrywcze” motywy, w stylu delikatnego podbarwienia elektroniką w „Pistol (A. Cunanan, Miami, FL. 1996)”, ale to w niczym nie pomaga. Po songwriterze rangi Brocka, gościu, który napisał takie „Tiny Cities Made of Ashes” można i trzeba oczekiwać więcej.
Są tu jednak także momenty całkiem sympatyczne. Urocze „Coyotes” przypomina klimaty z pierwszego albumu, rozpaczliwe „Be Brave” udanie nawiązuje do poprzedniej płyty, a melancholia w środkowej części „The Best Room” wywołuje przyjemne ciarki, podobnie jak zamykające materiał „Of Course We Know”. „Shift in Your Cut” to z kolei intrygująca, skradająca się ballada. Miło słucha się też „The Ground Walks, with Time in a Box”, które brzmi jak o wiele radośniejsza wersja wspomnianego wcześniej „Tiny Cities…”. Są to jednak pojedyncze kwiatki w morzu chwastów, kompozycji, których za najlepszych dni zespołu Isaac zapewne nie dałby nawet na strony B singli. W dodatku większość z tych nielicznych kwiatków odtwarza tylko motywy ze starszych numerów grupy.
Po jednokrotnym przesłuchaniu „Strangers to Ourselves” praktycznie nie ma po co wracać do tej płyty. Trwający prawie godzinę materiał przynosi zaledwie kilka utworów niezłych i całą masę przeciętnych. Album wywołuje wrażenie, jakby artystom znudziło się jego tworzenie już na samym początku pracy. Nie dziwne więc, że uczucie nudy towarzyszy także słuchaczowi. Wielki zawód. A chodzą słuchy, że sesja do nowej płyty była tak owocna, że panowie mają już niemal gotowy kolejny materiał. Może lepiej będzie, jeśli nie ujrzy on światła dziennego…
koniec
24 marca 2015

Komentarze

25 III 2015   20:26:38

akurat

14 IV 2015   13:52:14

W idealnym świecie nie każdy mógłby bazgrać recenzje na pierwszym lepszy portalu.

14 IV 2015   17:00:26

Wypraszamy sobie "pierwszy lepszy portal"!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Sympatyczne słuchadło
— Jakub Dzióbek

Joyce muzyki rozrywkowej?
— Jakub Dzióbek

Wetknij dłoń w swoje oko!
— Jakub Dzióbek

Nie słuchajcie tej płyty
— Jakub Dzióbek

Co się tu dzieje?!
— Jakub Dzióbek

Różowe obłoki na lazurowym niebie
— Jakub Dzióbek

Choćbym szedł ciemną doliną…
— Jakub Dzióbek

Antychryst zmartwychwstał!
— Jakub Dzióbek

Czy post punk kiedykolwiek umrze?
— Jakub Dzióbek

Pan Noah i Ponury Żniwiarz
— Jakub Dzióbek

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.