Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Coldplay
‹Viva La Vida›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułViva La Vida
Wykonawca / KompozytorColdplay
Data wydania17 czerwca 2008
Wydawca Capitol
NośnikCD
Czas trwania44:29
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Life In Technicolor2:29
2) Cemeteries Of London3:21
3) Lost!3:55
4) 423:57
5) Lovers In Japan/Reign Of Love6:51
6) Yes7:06
7) Viva la Vida4:01
8) Violet Hill3:42
9) Strawberry Swing4:09
10) Death and All His Friends6:18
Wyszukaj / Kup

Viva La Coldplay
[Coldplay „Viva La Vida” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Gdy Chris Martin zakładał z kolegami zespół Coldplay, nie mógł przewidzieć, że nazwa ta wkrótce będzie nieaktualna. Bardziej adekwatnym szyldem byłby Hotplay. Band stał się bowiem jedną z najgorętszych gwiazd muzycznego biznesu. Jeśli ktoś zaprzeczy temu stwierdzeniu, to znaczy, że nie słyszał ich ostatniego dzieła zatytułowanego „Viva la Vida or Death and All His Friends”.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Viva La Coldplay
[Coldplay „Viva La Vida” - recenzja]

Gdy Chris Martin zakładał z kolegami zespół Coldplay, nie mógł przewidzieć, że nazwa ta wkrótce będzie nieaktualna. Bardziej adekwatnym szyldem byłby Hotplay. Band stał się bowiem jedną z najgorętszych gwiazd muzycznego biznesu. Jeśli ktoś zaprzeczy temu stwierdzeniu, to znaczy, że nie słyszał ich ostatniego dzieła zatytułowanego „Viva la Vida or Death and All His Friends”.

Coldplay
‹Viva La Vida›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułViva La Vida
Wykonawca / KompozytorColdplay
Data wydania17 czerwca 2008
Wydawca Capitol
NośnikCD
Czas trwania44:29
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Life In Technicolor2:29
2) Cemeteries Of London3:21
3) Lost!3:55
4) 423:57
5) Lovers In Japan/Reign Of Love6:51
6) Yes7:06
7) Viva la Vida4:01
8) Violet Hill3:42
9) Strawberry Swing4:09
10) Death and All His Friends6:18
Wyszukaj / Kup
Tym razem jako producenta muzycy Coldplay zatrudnili samego Briana Eno, znanego ze współpracy z takimi sławami jak U2, David Bowie, czy Talking Heads. Był to strzał w dziesiątkę. Dzięki niemu „Viva la Vida or Death and All His Friends” brzmi surowo, przez co bardziej naturalnie niż przekombinowany „X&Y”. I chwała mu za to. Duch muzyki granej przez Coldplay zawiera się w emocjach. Żaden z członków grupy nie jest bowiem wirtuozem, a Chris Martin nie należy do najlepszych wokalistów. O sukcesie kapeli nie świadczą więc popisy instrumentalne, a pomysłowość i wielowymiarowość muzyki, która potrafi uwieść słuchacza. Sprawić, że odbiorca zatrzyma się, wsłucha i wzruszy. Taki był pierwszy album grupy, „Parachutes”, i taki jest właśnie „Viva la Vida or Death and All His Friends”.
Inspiracją dla stworzenia pokrętnego tytułu albumu była twórczość meksykańskiej malarki Fridy Kahlo, a szczególnie obraz „Viva la Vida”. Dlatego też dziwić może, że na okładce płyty nie znalazła się jego reprodukcja, a fragment monumentalnego dzieła Eugène′a Delacroix pod tytułem „Wolność wiodąca lud na barykady”. Całość stanowi miłe urozmaicenie, biorąc pod uwagę bardzo skąpe szaty graficzne zdobiące poprzednie krążki grupy.
Zmiany nastąpiły również w warstwie muzycznej. Coldplay w poszukiwaniu inspiracji zbliżył się bardzo do ambientowych klimatów. Na szczęście Chris Martin i spółka nie zrezygnowali z tworzenia pięknych, wpadających w ucho melodii, czyli tego, co świadczyło o wielkości zespołu. Mimo że utwory w głównej mierze zostały pozbawione prostego schematu: zwrotka – refren – zwrotka, to wciąż lwia ich część doskonale sprawdziłaby się jako propozycje radiowe.
Płyta zaczyna się instrumentalnym wstępem „Life in Technicolor”. Charakterystyczne partie gitary i fortepianu od razu uzmysławiają, że pomimo zapowiadanych zmian Coldplay wciąż pozostaje tym samym zespołem, który kochają fani. Utwór ten stopniowo się rozkręca, a kiedy wydaje się, że dojdzie do wielkiego finału, łagodnie, a mimo to naturalnie, przechodzi w kolejną kompozycję – nastrojową „Cemeteries of London”. Jest to ledwie początek, a już panowie serwują słuchaczom jeden z najlepszych momentów na płycie. Nabrałem nawet podejrzeń, że muzycy chcą przyćmić czujność słuchacza, który zauroczony początkiem nie zwróci uwagi na dalszy brak pomysłowości. Na szczęście o niczym takim nie może być mowy. To wszak iście hitchcockowska sztuczka – na początku trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Nie zawodzi więc i kolejny kawałek, „Lost!”. Prawdziwa perełka, zbudowana na wyrazistym rytmie.
Intrygujący jest również song „42”, przywodzący na myśl Radiohead z okolic płyty „O.K. Computer”. Chris Martin swoim śpiewem bardzo przypomina manierę Thoma Yorka, a i wejście jazgotliwej gitary po delikatnym fortepianowym wstępie automatycznie nasuwa skojarzenia chociażby z „Paranoid Android”. Zapożyczenia można usłyszeć też w „Lovers in Japan / Reign of Love”. Tym razem wzorem stało się U2, a to za sprawą gitary w stylu The Edge’a. Wszystkie podobieństwa są jednak tylko powierzchowne i w żaden sposób nie umniejszają dzieła Coldplay.
Na specjalną uwagę zasługuje również wzbogacony smyczkowym motywem „Yes”. Takich kompozycji ze świecą szukać w dotychczasowej twórczości formacji. A na deser muzycy serwują przebojowy, znany z singla „Violet Hill”, oraz wzbogacony motywem folkowym „Strawberry Swing”.
Przyznam, że nigdy nie należałem do gorących fanów Coldplay. Jednak od kiedy usłyszałem „Viva la Vida or Death and All His Friends”, nie mogę się po prostu od tej muzyki uwolnić. Jest to piękna, wzruszająca płyta, pełna delikatnych, nastrojowych dźwięków. W sam raz do posłuchania w czasie gwieździstej, letniej nocy. Jeśli porównywać Coldplay z U2, to ci drudzy będą się musieli bardzo postarać, by nagrać coś wspanialszego.
koniec
30 czerwca 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.