Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Enya
‹And Winter Came…›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAnd Winter Came…
Wykonawca / KompozytorEnya
Data wydanialistopad 2008
Wydawca Warner
NośnikCD
Czas trwania45:00
Gatunekfolk
EAN825646933068
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) And Winter Came…3:15
2) Journey of the Angels4:47
3) White Is in the Winter Night3:00
4) O come, O come, Emmanuel3:40
5) Trains and Winter Rains3:44
6) Dreams are More Precious4:25
7) Last Time by Moonlight3:57
8) One Toy Soldier3:54
9) Stars and Midnight Blue3:08
10) The Spirit of Christmas Past4:18
11) My! My! Time Flies!3:02
12) Oíche Chiúin (Chorale)3:49
Wyszukaj / Kup

To Enya na sankach
[Enya „And Winter Came…” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Zima w Irlandii musi być cudowna: pagórki okryte białym puchem, czapy na drzewach i dzieci zjeżdżające na sankach. Nie taka plucha jak u nas. Z tego, co wiem, ta wizja nie koresponduje z rzeczywistością, ale słuchając nowego albumu Enyi „And Winter Came…”, takie wyobrażenie nasuwa się samo.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

To Enya na sankach
[Enya „And Winter Came…” - recenzja]

Zima w Irlandii musi być cudowna: pagórki okryte białym puchem, czapy na drzewach i dzieci zjeżdżające na sankach. Nie taka plucha jak u nas. Z tego, co wiem, ta wizja nie koresponduje z rzeczywistością, ale słuchając nowego albumu Enyi „And Winter Came…”, takie wyobrażenie nasuwa się samo.

Enya
‹And Winter Came…›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAnd Winter Came…
Wykonawca / KompozytorEnya
Data wydanialistopad 2008
Wydawca Warner
NośnikCD
Czas trwania45:00
Gatunekfolk
EAN825646933068
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) And Winter Came…3:15
2) Journey of the Angels4:47
3) White Is in the Winter Night3:00
4) O come, O come, Emmanuel3:40
5) Trains and Winter Rains3:44
6) Dreams are More Precious4:25
7) Last Time by Moonlight3:57
8) One Toy Soldier3:54
9) Stars and Midnight Blue3:08
10) The Spirit of Christmas Past4:18
11) My! My! Time Flies!3:02
12) Oíche Chiúin (Chorale)3:49
Wyszukaj / Kup
Tytuł płyty bardzo trafnie oddaje klimat zawartej na niej muzyki. Zima i Boże Narodzenie to przewodni temat wszystkich utworów. Nie jest to jednak opis mroźnych, nieprzyjemnych dni czy niebezpiecznych zamieci. „And Winter Came…”, czyli „I zima nadeszła…”, to nie zapowiedź kataklizmu czy opis ponurej aury i depresji. To wspomnienie najwspanialszych Świąt z dzieciństwa oraz najbardziej urokliwych dni pełnych szaleństw na śniegu, zjeżdżania na sankach, lepienia bałwanów i obrzucania się śnieżkami. Enya musi kochać tę porę roku, ponieważ snując piosenki, zaszczepia w nie ciepło, które rozgrzewa nawet przy minusowej temperaturze.
Każdy, kto choć trochę zna dorobek artystki, wie, czego powinien się spodziewać po najnowszej płycie – delikatnych dźwięków instrumentów klawiszowych, przestrzennej produkcji, spokojnego tempa i przede wszystkim kojącego, aksamitnego głosu wokalistki. Pod tym względem „And Winter Came…” nie zawodzi. To Enya w najczystszej postaci. Oczywiście można się czepiać, że to znów te same patenty, że znając jedną płytę piosenkarki, zna się wszystkie, ale przecież nie o odkrywanie Ameryki tu chodzi. Raczej o klimat i o odprężenie się w trakcie słuchania kojących dźwięków.
Utwory zawierające 100% Enyi w Enyi stanowią większość na krążku. Takie kawałki jak „Journey of the Angels”, „Dreams Are More Precious” czy „Stars and Midnight Blue” spokojnie mogłyby się znaleźć na „Watermark” lub „A Day Without Rain”. Między te utwory powplatano songi dobitnie świadczące o tym, o jakiej porze roku śpiewa artystka. To one nadają całości specyficzny, bożonarodzeniowy klimat. „White in the Winter Night” czy „Spirit of Christmas Past” mogą być miłym tłem dla wigilijnej kolacji.
Mimo to nie zabrakło kilku interesujących niespodzianek, na przykład odstający klimatem od reszty „O Come, O Come, Emmanuel”. W porównaniu z pozostałymi, stosunkowo pogodnymi utworami, ten jawi się jako mroczny i niepokojący. Jednak bardzo piękny, świadczący o tym, że artystka doskonale odnajduje się w różnych klimatach. W zupełnie innym stylu jest „One Toy Soldier”, zbudowany na jednostajnym rytmie, przywołującym na myśl tykanie zegara. Uwodzi nie tylko zgrabną melodią, ale i nieco podniosłą partią orkiestrową pod koniec. Jednak największym zaskoczeniem jest „My! My! Time Flies”. Jak na Enyę to wyjątkowo żywiołowa i przebojowa kompozycja. Miła odmiana od jej zwykłego, melancholijnego stylu. W pewnym momencie zyskuje nawet nieco rockowego posmaku za sprawą krótkiego solo gitary. Dziwię się, że nie wybrano jej na singiel, ponieważ ma w sobie potencjał porównywalny z „Orinoco Flow” czy „Anywhere Is”.
Na sam koniec Enya postanowiła zaserwować fanom jeszcze jedną gratkę. To utwór „Oíche Chiúin (Chorale)”, czyli „Cicha noc” zaśpiewana w języku gaelickim.
„And Winter Came…” to na pewno pozycja udana, która powinna się spodobać wszystkim, którzy polubili Enyę za „May It Be”. Słuchając jej, można wspomnieć zimę, kiedy centralne ogrzewanie w autobusach faktycznie miało sens.
koniec
1 stycznia 2009

Komentarze

25 VII 2015   08:18:55

Lubię ten album (jak i jej wszystkie), choć nie dorównuje pozostałym, a zwłaszcza poprzedniemu "Amarantine", który był rewelacyjny. Mimo wspomnianego zrywu świeżości, jakim jest "My! My! Time Flies!" (nie wybrano jej na singiel, ale przynajmniej znalazł się na "The Very Best of Enya"), na płycie brakuje jeszcze paru mocniejszych, wyrazistszych akcentów, gdyż całość jest w sumie bardzo monotonna (ostatnim utworem to chyba tylko Irlandczycy mogą się zachwycić...), w dodatku jakby zabrakło odrobiny fantazji, bo chyba połowa utworów kończy się jednakowo. Nie wiem, czy i jak duży sukces odniosła ta płyta, ale jeśli niewielki, to być może jest to przyczyną, dla której Enya milczy już siedem lat. Emerytura?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.