Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Holy Toy
‹Warszawa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWarszawa
Wykonawca / KompozytorHoly Toy
Wydawca Universal
NośnikCD
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Down In Japan
2) Warszawa
3) Marmur
4) Dwa portrety
5) Niebieska patelnia
6) Lada Nada
7) Wojtek
8) Bells
9) Buntowniki
10) Planet Of Violence
Wyszukaj / Kup

Luminarze sonicznych dewiacji: Fiordy, Warszawa i mroczna strona juhasa
[Holy Toy „Warszawa” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Perfekcyjny”, „genialny”, „porywający” – żaden z tych określników nie pasuje do debiutu Holy Toy. Jego naturę zdecydowanie lepiej oddają takie epitety jak „odkrywczy” i „niezwykle intrygujący” - „Warszawa” (1982) jest płytą niedoskonałą, ale wśród albumów przesiąkniętych polską kulturą to pozycja prawdziwie wyjątkowa. Co ciekawe, powstała w… Norwegii.

Mieszko B. Wandowicz

Luminarze sonicznych dewiacji: Fiordy, Warszawa i mroczna strona juhasa
[Holy Toy „Warszawa” - recenzja]

„Perfekcyjny”, „genialny”, „porywający” – żaden z tych określników nie pasuje do debiutu Holy Toy. Jego naturę zdecydowanie lepiej oddają takie epitety jak „odkrywczy” i „niezwykle intrygujący” - „Warszawa” (1982) jest płytą niedoskonałą, ale wśród albumów przesiąkniętych polską kulturą to pozycja prawdziwie wyjątkowa. Co ciekawe, powstała w… Norwegii.

Holy Toy
‹Warszawa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWarszawa
Wykonawca / KompozytorHoly Toy
Wydawca Universal
NośnikCD
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Down In Japan
2) Warszawa
3) Marmur
4) Dwa portrety
5) Niebieska patelnia
6) Lada Nada
7) Wojtek
8) Bells
9) Buntowniki
10) Planet Of Violence
Wyszukaj / Kup
Sentyment do środkowoeuropejskiej stolicy można tutaj wyjaśnić znacznie prościej niż w przypadku np. Davida Bowiego – lider zespołu, Andrej Nebb, urodził się w orawskiej Jabłonce jako Andrzej Dziubek. Wyemigrowawszy do kraju fiordów, założył tam na początku lat 80. dwie grupy – pierwsza, bardziej popularna, nazywa się De Press i do dziś tworzy punkowo-góralskie przyśpiewki na różnym poziomie; na początku w składzie skandynawskim, a po kilkuletniej przerwie - w polskim. Druga, znana nielicznym formacja Holy Toy, ukazuje po wielokroć ambitniejszą, mroczniejszą stronę artysty i mogłaby zszokować multum fanów starszego projektu podtatrzańskiego wychodźcy.
Muzyczną drogę Nebba cechuje bowiem zadziwiająca dychotomia. To człowiek, który swoją umiarkowaną sławę zyskał dzięki skocznej, folkrockowej pioseneczce „Bo jo Cie kochom” - dobrej, lecz dalekiej od industrialnych poszukiwań. Który dzisiaj nie tylko występuje na skompromitowanym festiwalu w Opolu i, co gorsza, całkiem nieźle się tam wpasowuje, ale i pojawia się na scenie w kretyńskim reality show. Który nagrywa płytę z interpretacjami kolęd. Ta sama wszak osoba jest lub przynajmniej była zafascynowanym Norwidem awangardzistą, wyrzucającym fortepian na ulice Oslo, by „jękły – głuche kamienie: / Ideał – sięgnął bruku”. Ten sam Andrzej Dziubek jeździł w trasy z Nickiem Cave′em i Swans, a w latach 90. stworzył pod szyldem Nebb Blagism apokaliptyczne dzieło „Electric Evil”. Współpracował też z eksperymentalnym zespołem Ulver. W 1996 r. młodziutki wówczas lider tej grupy, Kristoffer Rygg, zaśpiewał w utworze De Press, za co niewiele później Polak mu się odwdzięczył i wziął udział w sesji nagraniowej podwójnego krążka „Themes From William Blake′s The Marriage of Heaven and Hell”. Jego niski głos ostatecznie nie pojawił się na płycie, ale duża część znajdujących się tam partii wokalnych przypomina Nebba, który 16 lat wcześniej powoli wypuszczał z siebie słowa Norwidowskich „Buntowników”.
Numer pod tym tytułem to robiący największe wrażenie punkt „Warszawy” – jeden z takich, które błyskawicznie fascynują lub przyprawiają o awersję. Charakterystyczny, powolny śpiew splata się z prostym, zapętlonym instrumentalnym motywem; towarzyszą im chaotyczne dźwięki trąbki. Zwraca uwagę specyficzny akcent wokalisty. Łatwiejsze w odbiorze są wcześniejsze kompozycje: pozbawione tekstu oryginalne interludium „Bells” i odrobinę sentymentalny „Wojtek” - rewelacyjny kawałek przywodzący na myśl nagrywane mniej więcej w tym samym czasie płyty Tuxedomoon. Stylistycznie między nim a „Buntownikami” mieszczą się „Dwa Portrety”; żwawsze są „Marmur”, z wysuniętą na pierwszy plan „puszkową” perkusją, otwieracz „Down in Japan” oraz głośny, anglojęzyczny utwór tytułowy, ozdobiony rozpędzoną trąbką. Tworząc „Warszawę” (a także późniejsze, nie mniej interesujące krążki projektu), Nebb nie uciekał od podhalańskiego rodowodu – za przykład może służyć „Niebieska patelnia” ze słowami Wiesława Dymnego, mocno flirtująca z góralszczyzną. Wady? Zamykający całość numer „Planet of Violence” - krótki, szybki, oparty na prostym rytmie i raczej niewnoszący nic wartego wspomnienia. Wreszcie, do „Warszawy” zdaje się nie pasować surrealistyczny, kolażowy utwór „Lad Nada”, który irytuje, burząc ponury nastrój płyty. Niemniej to z nim właśnie, pośrednio, zetknęło się więcej osób niż z jakąkolwiek inną kompozycją Dziubka: Kazik Staszewski cytuje go w szlagierowym „Mars napada”.
Swoje pięć minut miał też niedawno „Marmur”, przypomniany przez pewną gwiazdę jarmarcznej alternatywy. Słowem – co jakiś czas tu i ówdzie rozbrzmiewa echo grupy. Zbyt rzadko jednak, zwłaszcza, że wśród zakorzenionych w post-punku eksperymentatorów z początku lat 80. Holy Toy jest zjawiskiem unikatowym. Nie tylko na skalę polsko-norweską.
koniec
25 sierpnia 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.