Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Caspar Brötzmann Massaker
‹Koksofen›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKoksofen
Wykonawca / KompozytorCaspar Brötzmann Massaker
Data wydania1993
Wydawca Homestead
NośnikCD
Czas trwania60:44
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Hymne14:30
2) Wiege8:06
3) Kerkersong10:44
4) Schlaf11:10
5) Koksofen16:14
Wyszukaj / Kup

Luminarze sonicznych dewiacji: Hałas przekazany w genach
[Caspar Brötzmann Massaker „Koksofen” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Masywny, marszowy rock, posępne recytacje i psychodeliczne improwizacje to niepospolita kombinacja. Dlatego warto zainteresować się tym, jak na płycie „Koksofen” własną, nieschematyczną wizję muzyki gitarowej przedstawił zespół Massaker dowodzony przez Caspara Brötzmanna. Tak, z tych Brötzmannów.

Mieszko B. Wandowicz

Luminarze sonicznych dewiacji: Hałas przekazany w genach
[Caspar Brötzmann Massaker „Koksofen” - recenzja]

Masywny, marszowy rock, posępne recytacje i psychodeliczne improwizacje to niepospolita kombinacja. Dlatego warto zainteresować się tym, jak na płycie „Koksofen” własną, nieschematyczną wizję muzyki gitarowej przedstawił zespół Massaker dowodzony przez Caspara Brötzmanna. Tak, z tych Brötzmannów.

Caspar Brötzmann Massaker
‹Koksofen›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKoksofen
Wykonawca / KompozytorCaspar Brötzmann Massaker
Data wydania1993
Wydawca Homestead
NośnikCD
Czas trwania60:44
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Hymne14:30
2) Wiege8:06
3) Kerkersong10:44
4) Schlaf11:10
5) Koksofen16:14
Wyszukaj / Kup
Nazwisko założyciela grupy kojarzone jest zazwyczaj z jego ojcem Peterem, który przez 40 lat kariery stał się jednym z najważniejszych Europejczyków we freejazzowym światku. W roku 1968 ten niemiecki saksofonista zaatakował uszy melomanów „Machine Gun”, swoim najpopularniejszym dziś albumem, mimo upływu lat nadal brzmiącym prawdziwie radykalnie, a Jimi Hendrix wydał „Electric Ladyland”. Pierwszy z nich przekazał synowi w genach talent do płodzenia niebanalnego hałasu, by razem z nim nagrać krążek „Last Home” (1990). Z drugim młodszy Brötzmann jest często zestawiany, chociaż kiedy zaczynał tworzyć własną muzykę, dorobku legendarnego gitarzysty jeszcze nie słyszał, a gdy usłyszał, ten nie zyskał jego uznania. Być może więc za powód do porównań wystarczyły leworęczność i użytkowanie stratocastera, jednak trudno negować pewne duchowe powinowactwo.
Uformowane w 1986 r. trio debiutowało rok później płytą „The Tribe”. „Koksofen” (1993) to czwarty i ostatni album z premierowymi kompozycjami wydany pod banderą Caspar Brötzmann Massaker. Dwa lata po nim na rynku pojawił się jeszcze „Home”, gdzie znalazły się powtórnie nagrane utwory z pierwszych dwóch płyt – trzeba przyznać, że faktycznie lepsze od pierwotnych wersji. Niektórzy – zapewne ze względu na mylący tytuł – do wydawnictw grupy zaliczają także solowy materiał lidera z 1999 r., „Mute Massaker”; nie wydaje się to jednak zasadne. Tym samym właśnie opisywany krążek ukazywać powinien najdojrzalsze oblicze zespołu. Niezbicie zaś prezentuje najmroczniejsze.
Kluczem do „Koksofen” jest minimalizm. Wykorzystano najbardziej podstawowe rockowe instrumentarium (poza śpiewającym i grającym na gitarze szefem w skład formacji wchodzili basista Eduardo Delgado Lopez i perkusista Danny Arnold Lommen); zagrano – choć gęste brzmienie i pozorny chaos sugerują rzecz przeciwną – tylko niezbędne nuty. Prosta zwykle praca sekcji rytmicznej wzmogła hipnotyczny charakter muzyki. Jak w „Wiege”, gdzie przez połowę utworu Brötzmann szeptem recytuje tekst na tle powtarzającej się, równej sekwencji uderzeń w bębny, a potem dokłada do tego brudną i równie nieskomplikowaną partię gitary. Najważniejszego narzędzia budującego przytłaczające walce Massaker.
Mimo ciężaru i bezdyskusyjnej nowoczesności korzenie stylu Niemca samouka sprawiają wrażenie tkwiących w latach 60. i 70. – na pewno nie w rozumianym na dzisiejszy sposób metalu. Nie ma tutaj miejsca na wymuskane galopady i tradycyjnie pojmowaną wirtuozerię – jest pierwotność, agresja, maltretowanie strun. Autor swój kunszt pozwala poznać nie tyle w szkieletach kompozycji, co w artykulacji – jest bardzo kreatywny w wydobywaniu z instrumentu zaskakujących tonów.
Gniewne popisy Brötzmanna nie byłyby tak imponujące, gdyby nie oczekiwanie, budowanie napięcia. Klimatyczne zbitki dźwięków, które same w sobie niekiedy trudno nazwać muzyką – to także stanowi istotną część płyty. Bywa, że gitara „podszywa się” pod dzwony, innym razem przywodzi na myśl tykanie zegara; często wstawkom towarzyszy ochrypły głos lidera tria (a język niemiecki jest jakby zaprojektowany specjalnie do topornej z założenia twórczości Massaker). Ekstremalnym przykładem jest zamykający całość utwór tytułowy, czyli właściwie 16 minut okraszonych na początku ponurą deklamacją drone’ów i sprzężeń przypominających odgłosy eksploatowanego kamieniołomu lub – jak wskazuje nazwa – pieca koksowniczego.
Co prawda końcowy numer jest wyjątkiem, lecz trzeba uczciwie przyznać, że takie fragmenty mogą być dla niektórych poważnym mankamentem. Jeżeli okaże się ich zbyt wiele, pozostaje spróbować innych, bardziej rockowych albumów zespołu, co po przesłuchaniu „Koksofen” i tak powinno stać się priorytetem. Ten krążek bowiem to porcja fascynującej muzyki, a Caspar Brötzmann, choć najpewniej nie jest artystą na miarę ojca, ewidentnie nie zasługuje na pozostawanie w jego cieniu.
koniec
13 marca 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
Sebastian Chosiński

16 V 2024

Próchno powoli, ale bardzo konsekwentnie buduje swoją pozycję na undergroundowej scenie. Po świetnie przyjętej ubiegłorocznej pełnowymiarowej płycie „P3” teraz wydaje aneks do niej – EP-kę zatytułowaną „3P”. W nagraniach tych trio zostało wsparte przez gości: duet Wczasy, trio Dynasonic oraz – co ucieszyło mnie najbardziej – jazzowego trębacza Wojciecha Jachnę.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Na każdą kolejną płytę jazzowo-folkowego projektu Into the Roots, któremu patronuje trębacz Piotr Damasiewicz (nierzadko, a ostatnimi laty coraz chętniej sięgający także po inne instrumenty), czekam z dużą niecierpliwością. Za każdym razem zastanawia mnie bowiem, co jeszcze nowego można odkryć na eksploatowanym od dawna polu artystycznym. Trzeci album zespołu – „Świtanie” – udowadnia, że jednak można. I to całkiem sporo.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: W cieniu Purpurowego Słońca
Sebastian Chosiński

10 V 2024

Po reinterpretacji dokonań twórczych Krzysztofa Komedy i Sun Ra panowie z EABS postanowili zmierzyć się z kolejną jazzową legendą – utworami zmarłego przed sześcioma laty trębacza Tomasza Stańki. Tym razem jednak wrocławski kwintet zdecydował się zmierzyć z konkretną płytą. Tak narodził się album „Reflections of Purple Sun”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.