Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Za cały wasz rock, AC/DC (Oddajemy salut!)
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Malkontenci mogą narzekać, że AC/DC w kółko grają to samo, że ich teksty nie należą do najambitniejszych, że ganianie w szkolnym mundurku to w ich wieku obciach, że są dinozaurami rocka, że… bla, bla… Niech gadają! Koncertem na warszawskim Bemowie udowodnili, że rock konserwuje i wciąż potrafią energią przywalić niczym z armaty.

Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Za cały wasz rock, AC/DC (Oddajemy salut!)
[ - recenzja]

Malkontenci mogą narzekać, że AC/DC w kółko grają to samo, że ich teksty nie należą do najambitniejszych, że ganianie w szkolnym mundurku to w ich wieku obciach, że są dinozaurami rocka, że… bla, bla… Niech gadają! Koncertem na warszawskim Bemowie udowodnili, że rock konserwuje i wciąż potrafią energią przywalić niczym z armaty.
Let There Be Rock...
Let There Be Rock...
Od razu to powiem – jestem pod wrażeniem! Tak ganiać po scenie przez blisko dwie godziny nie dałby rady niejeden młodszy zespół, a przecież średnia wieku muzyków AC/DC zbliża się do sześćdziesiątki (z czego wokalista i basista już ją przekroczyli). Do tego dochodzi solidna dawka rewelacyjnej muzyki i wzorowej oprawy scenicznej. Panowie wciąż stanowią potężną machinę koncertową, z którą mało kto może konkurować. Ale po kolei.
Zaczęło się przeraźliwym hukiem – na scenie pojawił się rock’n’rollowy pociąg, który stanowił główne tło scenografii i zabrzmiały pierwsze takty „Rock’n’roll Train”. Publiczność nie dała się długo prosić do wspólnej zabawy i jak na komendę wszyscy zaczęli podskakiwać i wyciągać w górę ręce, robiąc charakterystyczne diabelskie różki z palców. To było prawdziwe szaleństwo, które nie osłabło do samego końca występu – mało tego, na każdy następny kawałek reakcja była coraz intensywniejsza.
AC/DC nie próbowali na siłę promować nowej płyty, zagrali z niej kilka najlepszych kawałków („Black Ice”, „Big Jack” i „War Machine”, w czasie którego wyraźnie było czuć jak ziemia się trzęsie), ale wiedzieli, że publika czeka przede wszystkim na starsze kawałki. W dyskografii grupy jest pod dostatkiem hitów i w zasadzie wszystkie najważniejsze utwory zabrzmiały tego wieczora (choć mi osobiście zabrakło „Moneytalks” i „Safe in New York City”). Wśród nich obowiązkowo musiały się pojawić: „Thunderstruck” (którego uparcie domagała się widownia), „Back in Black”, „Shoot to Thrill”, „Hells Bells” oraz silna reprezentacja z okresu Bona Scotta w postaci „Dirty Deeds Done Dirty Cheap”, „High Voltage” czy zwyczajowo rozimprowizowanego „Let There Be Rock”.
Nie zabrakło również obowiązkowych gadżetów. Poza wspomnianym pociągiem, nad sceną pojawiła się kilkumetrowa Rosie z ogromnymi… oczami (to w czasie „Whole Lotta Rosie”), był potężny dzwon w trakcie „Hells Bells”, a na koniec na scenę wyjechały armaty by oddać salut. Angus Young również nie zawiódł; oczywiście był ubrany w szkolny mundurek, który następnie zrzucił, pokazując gatki z logo „Black Ice”. Facet jest grubo po pięćdziesiątce, absolutnie nie ma nic do pokazania, mimo to wśród widzów ten striptiz wywołał większy entuzjazm, niż gdyby na scenę wyskoczyła armia chippendalesów. Poza tym wycinał solówki aż miło, wciąż biegał po scenie z lewa na prawo – co jakiś czas prezentując swój słynny krok – i wszędzie było go pełno.
Na bis panowie zagrali „Highway to Hell”, w czasie którego Angus przyprawił sobie oczywiście różki palcami. Ale nie tylko on. Dzięki prężnie działającym sklepikom z gadżetami, można było nabyć opaskę na głowę z mrugającymi na czerwono rogami. W ciemności wrażenie robiły sekcje siedzące z setkami mieniących się światełek. Wreszcie na scenę wytoczono zionące ogniem armaty, zabrzmiał „For Those About to Rock (We Salute You)”, w górę wystrzeliły fajerwerki i to był koniec. Ale chyba nikt nie pozostał niezadowolony; warto było czekać te dwadzieścia lat, by móc znów zobaczyć AC/DC na żywo.
I nie słuchajcie internetowych malkontentów, którzy marudzą, że dźwięk był kiepski i że zespół nie pokazał niczego nowego, bo tacy nigdy nie są zadowoleni. Ja tam wszystko bardzo dobrze słyszałem, choć stałem dość daleko od sceny – a co do show, to właśnie tego się spodziewałem, a nawet było jeszcze lepiej. Zresztą po minach osób opuszczających lotnisko na Bemowie wnioskuję, że nie jestem w tym sądzie odosobniony. A to, że ciężko było dojechać potem do centrum… No, cóż… Wiecie – Warszawa…
koniec
1 czerwca 2010

Komentarze

02 VI 2010   07:43:06

1. Nie przypominam sobie - kiedy zagrali Anything Goes?
2. Moneytalks - tak brzmi tytuł piosenki, której zabrakło.

02 VI 2010   12:26:54

Wskazane przeze mnie błędy zostały poprawione bez żadnego odzewu w komentarzach, więc może wyrzućcie mój pierwszy komentarz, bo teraz jest bez sensu.

02 VI 2010   13:29:24

Z Twoim drugim komentarzem pierwszy nadal ma sens. :)

02 VI 2010   13:35:57

To ja dodam, że byłem święcie przekonany, że "Anything Goes" było na koncercie. Widocznie pomieszało mi się, bo po wszystkim zrobiłem sobie maraton twórczości AC/DC.

02 VI 2010   13:52:16

@Z Twoim drugim komentarzem pierwszy nadal ma sens. :)
Po to go dodałem:)

11 VI 2010   14:47:42

Po Waszych wszystkich komentarzach mój nie ma sensu

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
Sebastian Chosiński

14 V 2024

Na każdą kolejną płytę jazzowo-folkowego projektu Into the Roots, któremu patronuje trębacz Piotr Damasiewicz (nierzadko, a ostatnimi laty coraz chętniej sięgający także po inne instrumenty), czekam z dużą niecierpliwością. Za każdym razem zastanawia mnie bowiem, co jeszcze nowego można odkryć na eksploatowanym od dawna polu artystycznym. Trzeci album zespołu – „Świtanie” – udowadnia, że jednak można. I to całkiem sporo.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: W cieniu Purpurowego Słońca
Sebastian Chosiński

10 V 2024

Po reinterpretacji dokonań twórczych Krzysztofa Komedy i Sun Ra panowie z EABS postanowili zmierzyć się z kolejną jazzową legendą – utworami zmarłego przed sześcioma laty trębacza Tomasza Stańki. Tym razem jednak wrocławski kwintet zdecydował się zmierzyć z konkretną płytą. Tak narodził się album „Reflections of Purple Sun”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Mroczne zaułki Malmö
Sebastian Chosiński

9 V 2024

To najbardziej nietypowa płyta pochodzącej z Malmö Agusy. Nietypowa, ponieważ zawierająca muzykę skomponowaną do niezależnego filmu kryminalnego autorstwa Augustina Sjöberga, który jest znajomym lidera zespołu, gitarzysty Mikaela Ödesjö. I chociaż wypełnia ją ten sam co zawsze progresywny folk, musicie przygotować się na jedną, ale za to zasadniczą zmianę – utwory są znacznie krótsze, niż bywało dotąd.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Napoleon i jego cień
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.