Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Metanoia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułMetanoia
OpisSebastian Chosiński już nie raz prezentował Czytelnikom Esensji grające mu w duszy niepokojące klimaty. Tym razem wiedzie nas w odległą, totalitarną przyszłość. A może wcale nie tak odległą…?
GatunekSF

Metanoia

« 1 3 4 5 6 7 10 »
Wyraz twarzy Angeli zdradzał fascynację wymieszaną z przestrachem. Z jednej strony chciałaby podejść do stołu i usiąść obok nieznajomego, dotknąć go, poczuć jego zapach, z drugiej bała się jego bliskości i najchętniej rzuciłaby się do stóp dziadkowi, żeby przekonywać go, aby zrezygnował ze swego szalonego pomysłu i kazał przybyszowi odejść. Dokądkolwiek, byle jak najdalej od domu staruszka, od ich wioski, dotychczas cichej, spokojnej, zapomnianej przez świat.
Heimlig przełknął kolejny kęs. Ze spokojem obserwował dziewczynę, wyczuwając jej wewnętrzne napięcie i wahania. Dostrzegł je prawdopodobnie także starzec, ponieważ podszedł do Angeli i gładząc ją czule po głowie, zapytał:
– A ty, moja miła, nie powinnaś pójść już do domu? Rodzice nie będą się przypadkiem o ciebie niepokoili?
– Nie – odparła automatycznie wnuczka, ale szybko zdała sobie sprawę z nieprawdziwości tego stwierdzenia i zarumieniła się. Wyglądała w tej chwili na młodszą niż była w rzeczywistości. – Tak, wiem, tata już pewnie pobiegł do Quinna i obsobaczył go, że nie wie, dlaczego nie wróciłam do domu i co się ze mną dzieje…
– Może więc idź już, zanim wpadnie tutaj i obsobaczy mnie – roześmiał się dziadek. – Odprowadzę cię. – Chwycił dziewczynę za łokieć i pociągnął za sobą na korytarz.
Heimlig nastawił ucha, by usłyszeć o czym mówią. W dokładnym zrozumieniu słów przeszkadzał mu jednak ogień trzaskający w kominku. Mimo to docierały do niego urywki zdań, z których jasno wynikało, o kim rozmawiają.
Starzec tłumaczył coś długo swojej wnuczce, która zapewne niezadowolona z jego wyjaśnień spytała na koniec głośno, zdecydowanie zbyt głośno, jeśli nie chciała, aby jej słowa dotarły do jego nieznajomego:
– Czy ty wiesz, dziadku, po co on tutaj przyszedł? Po co? – powtórzyła z naciskiem.
Heimlig nie dosłyszał odpowiedzi staruszka, jeśli ten w ogóle jej udzielił. Usłyszał natomiast trzask zamykanych ze złością drzwi i przeciągłe, złowrogie wycie psa. Zadrżał – nie z zimna ani ze strachu. Bo czegóż mógłby się bać? Że umrze po raz drugi? To już prędzej tego, że po raz drugi przyjdzie mu zmartwychwstać…
– Kiedy na niebie pojawiła się kometa zwiastująca narodziny Chrystusa, ludzie też przyjęli to zjawisko ze przestrachem – wyjaśnił starzec, kiedy ponownie zawitał w pokoju.
– Tyle że ja nie jestem… prorokiem – odparł z zadumą w głosie przybysz. – Na dobrą sprawę to w ogóle nie wiem, kim jestem. Czy niosę nadzieję, czy strach… – Z każdym kolejnym słowem jego głos cichł, aż zamilkł zupełnie.
– Po coś więc tu przyszedł? – stary Charles powtórzył pytanie, które minutę wcześniej zadała mu wnuczka.
– Nie wiem – odpowiedział mu półszept Heimliga. – Nie wiem.

4.
Świat widziany z piwnicznego okna jawił mu się mało przyjaźnie. Miał nadzieję, że to jedynie wina niezbyt interesującego widoku na dziedziniec Instytutu. Odrapane mury z czerwonej cegły przywodziły na myśl stare przedwojenne filmy. Nie mógł sobie jednak przypomnieć żadnego tytułu. Zresztą, jakie to miało w tej chwili dla niego znaczenie? To, co spotkało go dotychczas, było nawet nie historią, ale jakimś archeologicznym wykopaliskiem – tyle niezrozumiałym, co odległym w czasie. Przekroczył granicę dwóch światów i wcale nie miał pewności, czy jest z tego powodu zadowolony. Problem polegał jednak na tym, że nikt nie pytał go o zgodę; zrzucono na jego barki olbrzymi ciężar, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy jest w stanie go udźwignąć.
Przez pierwsze tygodnie grono jego znajomych ograniczone było do zaledwie trzech osób: dwóch pielęgniarek i doktora Archera. Nikt więcej nie miał do niego dostępu, a może w tym dziwnym miejscu – ni to więzieniu, ni szpitalu – nie było nikogo więcej z obsługi. Archer odwiedzał go średnio raz dziennie, zawsze w godzinach wieczornych. Siadali wówczas w pomieszczeniu graniczącym z jego pokojem. Jego wyposażenie stanowiła jedynie obita w czarną skórę sofa i stolik, na którym zawsze stała karafka po brzegi wypełniona wodą; obok niej znajdowały się natomiast dwie szklanki. Zawsze tylko dwie.
Heimlig, chociaż Archer nie powiedział mu tego wprost, nie miał prawa opuszczać budynku. Więcej nawet – gdy pewnego dnia próbował wydostać się z piwnicy na parter, uruchomił alarm. W ciągu ułamka sekundy zatrzasnęły się wszystkie drzwi. Barney został uwięziony w korytarzu. Tkwił tam przez mniej więcej godzinę, nim wreszcie lekarz pofatygował się, aby go uwolnić.
– Jeszcze nie pora – wyjaśnił mu Archer, gdy stanął naprzeciw niesfornego pacjenta, za kwaśnym uśmiechem kryjąc złość.
– Nie może mnie pan tu trzymać w nieskończoność, doktorze – stwierdził na to Heimlig. Starał się, by jego głos zabrzmiał hardo, kompletnie mu się to jednak nie udało. Zaskomlał bowiem jak przegnany przez właściciela pies.
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Archer spoważniał, po czym sucho odparował:
– Nie po to został pan przywrócony do życia, żeby zgnić w tym lochu.
– Więc jak długo jeszcze… – Poirytowany lekarz nie dał mu dokończyć. Machnął ręką, każąc mu zamilknąć. Jego twarz zdradzała zdenerwowanie. Patrzył na Heimliga jak na wyjątkowo nieokrzesanego dzieciaka.
Przyjdzie pora, proszę mi zaufać. – Ujął pacjenta pod ramię i zaprowadził do pokoju.
Spotkali się tego dnia jeszcze raz, jak zwykle wieczorem. Archer przez kilka minut siedział w milczeniu, ukradkiem zerkając na Heimliga. Ten udawał, że nie dostrzega spojrzeń rzucanych przez lekarza. Urażony jego wcześniejszym zachowaniem, postanowił czekać na przeprosiny. Ale doktor Archer nie miał najmniejszego zamiaru przepraszać.
– Zdaję sobie sprawę, że to wszystko może się panu jawić jak koszmarny sen… – rozpoczął rozmowę.
Słowa, których użył, zelektryzowały mężczyznę opartego o ścianę, zabrzmiały bowiem nad wyraz poważnie. Heimlig przeszedł przez pokój, obszedł stolik i usiadł po przeciwnej stronie sofy. Nadal nie odzywając się sięgnął po karafkę i nalał wodę do jednej ze szklanek. Wziął spory łyk. Dopiero teraz spytał z nieukrywaną ironią:
– Godzina szczerości?
Lekarz zaprzeczył.
– Wszystko w swoim czasie.
– Mam rozumieć, że ten czas nadszedł?
– Sprowokował pan pewne wydarzenia… – Archer urwał w pół zdania, jakby bał się, że za moment powie zbyt dużo, że nie będzie miał już odwrotu i będzie musiał wyjawić pacjentowi całą prawdę.
Jaka jednak jest ta prawda? – zastanowił się lekarz. – Co skrywa się pod jej pozłacaną otoczką?
W tym samym czasie z myślami zmagał się również Heimlig. Czuł, że za chwilę dowie się czegoś ważnego i miał świadomość, że to, co usłyszy, może przyprawić go o ból głowy. Z drugiej jednak strony – co takiego może go jeszcze dobić? Co ma do stracenia? Przecież nie… – Z zamyślenia wyrwał go głos Archera:
– Niewiele o panu wiemy… Poza imieniem i nazwiskiem… Owszem, możemy dotrzeć do innych dokumentów z panem związanych. Dowiedzieć się, kim pan był, czy miał rodzinę, gdzie pracował… Możemy to zrobić. – Lekarz zawiesił głos, ale Heimlig mu nie przerywał, cierpliwie czekał na ciąg dalszy wywodu. – Moglibyśmy to zrobić za pana. Oddać panu przeszłe życie, podać je na tacy… – Znów zamilkł na kilkanaście sekund, lecz pacjent ponownie nie przyszedł mu w sukurs, zadając pytania, które na pewno cisnęły mu się na usta.
Teraz Archer sięgnął po wodę. Może zaschło mu w gardle, a może potrzebował chwili na zebranie myśli.
– Nie interesuje to pana? – zapytał lekarz, przerywając nieznośną ciszę.
Heimlig zastanawiał się długo. Wyraz jego twarzy odzwierciedlał wewnętrzną burzę.
– I ma pan rację – zlitował się w końcu doktor Archer. – Pańska rodzina, znajomi, koledzy z pracy dawno przyzwyczaili się już do myśli, że nie ma pana wśród żywych. Nie mamy pewności, jak zareagowaliby na pana pojawienie się. Nie mamy pewności, czy to, co zastałby pan w domu, przypadłoby panu do gustu…
Chcąc nie chcąc, jego myśli poszybowały daleko w przeszłość. Nie dostrzegł tam jednak nic – trafił na mur, tak samo obskurny jak ten, którego zniszczenia kontemplował codziennie przez piwniczne okienko.
Przecież wcale nie jest powiedziane, że ja miałem rodzinę… żonę, dzieci… że byliśmy szczęśliwi. Nie mam żadnej pewności – bił się z myślami. – Jakiż więc sens miałoby wracać do tego.
– Jeśli tak pan podchodzi do sprawy, doktorze – Heimlig wbił wzrok w Archera – dlaczego podał mi pan moje prawdziwe imię i nazwisko? Dlaczego nie zmyślił pan jakiegoś nieistniejącego?
– Dobre pytanie – podsumował lekarz.
– Co panem kierowało, do cholery?!
– Przyzwoitość!
« 1 3 4 5 6 7 10 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Non omnis moriar
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.