Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Falkon 2004›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Cytadela Syriusza
CyklFalkon
MiejsceLublin
Od19 listopada 2004
Do21 listopada 2004
WWW

Falkon czyli spiskowy śniegu tren

Esensja.pl
Esensja.pl
Następnego dnia złapałam Cranberry za gardło. „Czy to ty chciałaś, żeby padał śnieg?!” Przyznała się od razu i jakoś tak głupio było ją dusić.

Sławomir Graczyk, Aleksandra Graczyk

Falkon czyli spiskowy śniegu tren

Następnego dnia złapałam Cranberry za gardło. „Czy to ty chciałaś, żeby padał śnieg?!” Przyznała się od razu i jakoś tak głupio było ją dusić.

‹Falkon 2004›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Cytadela Syriusza
CyklFalkon
MiejsceLublin
Od19 listopada 2004
Do21 listopada 2004
WWW
Ola: Zaczęło się od snu, w którym jakiś Hindus podobny do reżysera Shalaymana czy jak mu tam, przyciskał mi do głowy pistolet, nacisnął spust, głowa poleciała mi do tyłu, a moja krew polała się na czyjąś gazetę. Musi zły znak. Hindusa z bronią śnisz — na trasie utkniesz („Sennik dla pracowników kolei”, wydanie IV). Do Warszawy dojechaliśmy bez większych trudności, choć pod koniec podróży spokojna pani z krzyżówkami nieco się ożywiła i zaczęła nam streszczać swój życiorys, informując między innymi, że nie urosła, bo w czasie okupacji nie jadła masła. Jak się spojrzy na mój wzrost, strach pomyśleć, czym mnie karmili rodzice... W Otwocku — jak gminna wieść niesie — drzewo zwaliło się na tory i staliśmy tam ze 2 godziny, potem jeszcze z nieznanych przyczyn godzinę przed Lublinem. Zamiast przyjechać o 15.33, dotarliśmy o 19.00. Ze spotkanymi w pociągu Silvaną, Kasią, Ewą, Michałem, Karoliną i Studniarkami omówiliśmy kwestię zjedzenia Zimniaka, sznurowadeł i butów Karoliny oraz przeżuwania suszonych grzybków. Uspokojeni w kwestii pożywienia na najbliższe dni, projektowaliśmy wygłoszenie prelekcji, poświadczenie ich w celu uzyskania zwrotu kosztów, padły nawet obietnice poświadczenia bez konieczności wysłuchiwania... A śnieg padał i padał. Wyobraziłam sobie, jak paraduję po korytarzu z ostatnią paczuszką herbatników i słyszę, jak z poszczególnych przedziałów padają coraz większe sumy... Ekipa PKP zabarykadowała się w swoim wagonie i nikomu się nie śniło wołać biletów. Nawiasem mówiąc, ich wagon był ogrzewany...
Sławek: I zupełnym przypadkiem najlepiej z wszystkich wagonów... Jak wszedłem do tego wagonu, to na korytarzu było cieplej niż w przedziale naszego wagonu, w którym niektórzy już pozakładali kurtki.
Ola: Już się zastanowiłam, z kogo zrobię sobie tauntauna, ale pociąg ruszył... W Lublinie nasz autobus podobno utknął pod wiaduktem, więc szliśmy jakiś potworny kawał drogi, aż złapaliśmy drugi, ale też utknął, więc doszliśmy piechotą, gubiąc resztę towarzystwa w śniegowej otchłani. Sławek pobiegł na konkurs, a ja do „Pueblo” na obiad i grzane piwo, po którym jakoś lepiej spojrzałam na świat, przestało mnie w każdym razie telepać w środku. Konkurs z Kajka i Kokosza był bardzo fajny, widać, że nad pytaniami Gonzoid rzetelnie pracował. I mój Sławuś wygrał! A szli z Elanor łeb w łeb!
Prelekcja Piotra W. Cholewy<br/>© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Prelekcja Piotra W. Cholewy
© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Sławek: Do dziś nie wiem, skąd u niej taka znajomość Kajkoszów, wszak mniej liczy wiosen ode mnie, a ja czytuję Christę od lat przedszkolnych. Tjall zresztą też miał prawie do końca tyle punktów co my, ale w przedostatnich rundach dostał jakieś paskudne pytania i nie dotrwał do dogrywki. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że musiałem odpowiedzieć na wszystkie zadane mi pytania, by wygrać konkurs. Dodam także, że na większość zadanych w konkursie pytań uczestnicy odpowiedzieli, co dobrze świadczy o ludziach, którzy go przygotowali, gdyż dostarczyli dużo dobrej zabawy uczestnikom. Czemu o tym szczególe wspominam? A, bo na niektórych konkursach pytania opracowane są z taką „pieczołowitością”, że po dwóch rundach przy kilkunastu uczestnikach są np. trzy prawidłowe odpowiedzi. Naprawdę podobała mi się różnorodność pytań, wśród których było sporo opisowych i nie dominowały „Jak nazywał się...”, a pytano m.in. o zwierzątka, poezje (a raczej wierszyki i przyśpiewki), zagadki i pojedynki, miejsca, złoczyńców. Za jedyny minus uważam sposób punktacji, bo za każdą dobrą odpowiedź był 1 punkt, a stopień trudności pytań był, delikatnie mówiąc, różny. Np. 1 punkt dostało się za określenie epitetu, którym zbójcerze określali Hegemona, wznosząc okrzyki na jego cześć, ale także tylko 1 punkt był za wymienienie trzech rzeczy, których Fochna zażądała od konkurentów, albo za podanie imienia sowy ciotki Zielachy.
Ola: Potem usiłowaliśmy złapać taksówkę, ale sądząc po wynikach, kariery łowców nagród to my nie zrobimy, bo nawet tego nie umiemy złapać. Dwa razy narobiono alarmu, że jedzie mityczny autobus 18, więc truchtaliśmy po śniegu na przystanek, gubiąc taksówki na rzecz widmowych ciężarówek.
Sławek: Swoją drogą, musiało to zabawnie wyglądać, nasza szóstka tuptająca pośpiesznie z rogu ulicy w kierunku oddalonego o 50 m autobusu, bo jedna postać nieopatrznie krzyknęła „Autobus!” (zacząłem ja...). Wyglądaliśmy zupełnie jak ta zanimowana i uciekająca przed potworem Aaaaaaaargh grupka rycerzy z „Monty Pythona i Św. Graala”.
Ola: Następnego dnia złapałam Cranberry za gardło. „Czy to ty chciałaś, żeby padał śnieg?!” Przyznała się od razu i jakoś tak głupio było ją dusić.
Sławek: Hmmm, żal, że zanikają te zdrowe Sithowskie odruchy...
Ola: Pierwszy był wykład Piotra Cholewy o fantastyce w latach 20. i 30. Wyświetlił kawałek bardzo starego „Drakuli” i w scenie śmierci wampira Pilipiuk jęknął „Pod kołdrę, durniu!” Organizatorzy staranie poobklejali okna plakatami, niby żeby było ciemno. Mam na ten temat swoją teorię, ale nie uprzedzajmy wypadków... Pilipiuk mówił jak zwykle ciekawie, najlepszy by kawałek o dziesięciu tabletkach odchudzających jakiejś firmy, po których ludzie nie mogli przestać chudnąć. Ta dziesiąta była główką uzbrojonego tasiemca z pożywką. Siedziałam u stóp twórcy, bo sala była koszmarnie zapchana, jak to na Pilipiuku zresztą. Prelekcja Wita Szostaka była bardzo fajna, mówił płynnie, zrozumiale i bardzo ciekawie o magii obrzędowej, głównie o pogrzebach i weselach.
Na prelekcji Dextera<br/>© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Na prelekcji Dextera
© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Sławek: Fakt, że mówił z głowy i spójnie, a przy tym na temat i ciekawie. Mam wrażenie, że powiedziałby o wiele więcej, ale czas prelekcji dobiegł końca, a orgi raczej pilnowały, by nie przedłużać nadmiernie i nie wcinać się w następny punkt programu.
Ola: Opowiadał anegdotę, że w jakiejś wsi wieszano czerwone wstążeczki, etnografowie zastanawiali się, jakiż to tajemniczy rytuał, pisano artykuły, wysnuwano teorie, a jeden bystrzacha wpadł, żeby prosty lud wieśniaczy zapytać i okazało się, że to znak, że gaz się kończy. Śmiertelne koszule szyto z weselnego obrusa, a trumną gospodarza stukano w próg przy wynoszeniu. Próg był zarazem główną belką domu, więc to było pożegnanie z domem. Polskie tańce weselne są tańcami wirowymi, gdzie indziej takie są tańce obrzędowe. Cała izba wiruje, widzi się tylko twarz partnera...
Konkurs z Pottera był beznadziejny i nie mówcie mi, że krytykuję, bo nie wygrałam. W zeszłym roku też nie wygrałam, ale Druzila wykonała dobrą robotę. Tu pytania teoretyczne wybrano na odwal się, głównie pytano o duchy, zaklęcia i obsadę filmów (tylko podstawową, mówili, a pytali np. o nazwisko dziecka grającego jednorocznego Harry′ego albo przyszłego Kruma.) Reszta konkursu polegała na rozpoznawaniu przypraw z torebek. Rzeczywiście, wąchanie cynamonu ma z literaturą wiele wspólnego. Tak to jest, jak młodzież się bierze do robienia konkursów. Niepotrzebnie się uczyłam w pociągu czterech imion Dumbledore′a!
Sławek: Tu organizatorzy konkursu jednak przesadzili, ja wszedłem tam pod koniec, ludzi było sporo, a po zsumowaniu punktów wyszło na to, że za rozpoznanie ziół można było dostać maksimum 10 punktów, a ze znajomości Harry′ego tylko 6 (może zabrakło czasu, by zadać więcej pytań), więc per saldo wyszło na to, że konkurs powinien być zatytułowany „Znajomość ziół a Harry Potter” czy coś w tym stylu. Równie dobrze można było kazać wymieniać autorów traktatów z zakresu magii i astrologii, bo takich przedmiotów też w Hogwarcie uczono itd.
Ola: Konkurs muzyczny Sławkowi się nie podobał.
Na prelekcji Ziemka<br/>© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Na prelekcji Ziemka
© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Sławek: „Nie podobał” to niewłaściwe określenie, po prostu momentami był trochę dziwny. Najpierw prowadzący zrobił kilka rund z muzyki do filmów fantasy, choć z dość osobliwym systemem punktowania. Można było poprosić pytanie za 1 punkt i wówczas prowadzący podawał autora muzyki, co miało ułatwić rozpoznanie filmu, choć po mojemu w kilku przypadkach raczej utrudniło, bo fragmenty niekoniecznie były charakterystyczne w brzmieniu dla danego kompozytora. Można też było poprosić o pytanie za 3 punkty, ale wtedy trzeba było podać zarówno tytuł filmu, jak i nazwisko kompozytora, ale najdziwniejsze było to, że tylko podanie tych dwóch informacji dawało 3 punkty, zaś za odgadnięcie tylko tytułu filmu bez znajomości kompozytora nie było nawet 1 punktu. Zaprotestowałem głośno (i nie tylko ja), sugerując, by chociaż 1 punkt był za rozpoznanie filmu, bo w końcu był to konkurs z muzyki filmowej, ale prowadzący był głuchy na me wołania. Potem w kolejnych rundach było jeszcze dziwniej, bo można było licytować odpowiedzi. Prowadzący podawał komuś pytanie, informując również o kompozytorze. Delikwent mógł wybrać, za ile punktów chce odpowiadać, a inni uczestnicy mogli go przelicytować i postawić wyższą ilość punktów, przy czym górnym pułapem była posiadana przez osobę liczba dotychczas zgromadzonych punktów. Prawo do odpowiedzi (tylko za 2 punkty) uzyskiwał ten, kto zadeklarował (czytaj — zaryzykował) najwyższą liczbę punktów, które oczywiście tracił w razie udzielenia złej odpowiedzi. Była jeszcze odzywka „va banque” i ten, kto ją zgłosił, automatycznie wygrywał licytację i zyskiwał prawo do udzielenia odpowiedzi na zadane pytanie, lecz jeśli była ona błędna, to biedaczysko wypadał z dalszej gry. Tym sposobem zakończyło karierę w konkursie kilka osób, których stan punktów lokował ich raczej w czubie, bo, niestety, okazywało się, że prowadzący nie pytał o klasyczne i starsze utwory uznanych kompozytorów, ale często o ich coraz to nowsze i trochę słabsze dokonania. W ten sposób odpadł z konkursu również niżej podpisany (choć punktów miałem mało, bo wybitnie nie trafiałem w pytania), który ho, hooo, jak usłyszał, że pytanie będzie z Williamsa, to też zagrał va banque. Niestety, okazało się, że Williams oznaczał kompozycje od „A.I.” i późniejsze. W trakcie któregoś z wcześniejszych etapów poleciał fragment z trzeciego „Jonesa”, ale to chyba był wypadek przy pracy.
Ola: O 17.00 Michał Studniarek bardzo ciekawie mówił o magii cygańskiej. O wróżkach, o tym, że wróży się w grupach (rzeczywiście, nigdy nie widziałam jednej Cyganki), żeby nie można kobiety pomówić o zaczepianie mężczyzn, o tym, że kobieta zarabia na dom, a mężczyzna na swoje reprezentowanie domu (ja bym im poreprezentowała!), że kobiecie nie wolno przejść przed wozem z przodu. Cyganie nigdy nie postawią wozu na drodze w lesie, bo wierzą, że zastawią drogę diabłu. O tym, że można usłyszeć wróżki szepczące nad kołyską dziecka. Fajne było. To, że ziewaliśmy, było autentycznym atakiem senności, nie znudzeniem. Ania Studniarek posłała nam takie spojrzenie, że nam senność chwilowo przeszła...
Stoisko z książkami<br/>© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Stoisko z książkami
© Agnieszka ‘Ignite’ Hałas
Sławek: Miałem na to tylko jedno skojarzenie — Glorfindela, który gdy wystąpił z szeregu, to szydzącemu przeraźliwie Czarnoksiężnikowi śmiech uwiązł w gardle, takoż i ja kłapnąłem pod tym spojrzeniem z obawy przed konsekwencjami.
Ola: Potem były fanowskie filmy gwiezdnowojenne. Myślałam, że ja, skromny nieposiadacz Internetu, zobaczę nie wiadomo jakie cuda i nowości, a tu figa, połowę już znałam. Epizod XIII to jest znęcanie się nad widzami, ale animowane „Clone Wars” były cudownie śmieszne, już dawno się tak nie ubawiłam.
Sławek: Mi też się bardzo podobały, mimo że chwilami były trochę dziwne. Jak zwykle przy niektórych kreskówkach, tak i w tych strasznie drażniła mnie pewna mangowatość niektórych sekwencji, bo mangi nie znoszę za jej formę przekazu, mimo że treść czasami jest ekstra.
Ola: Jak Obi-Wana robot połknął!
Sławek: O, to, to! Wypisz, wymaluj jak z robalem w końcówce „Facetów w czerni”.
Ola: No a na końcu pokazali trailer III Epizodu... Na szczęście nikt nie upierał się przy zostaniu na kalamburach, pojechaliśmy do domu.
W niedzielę zaliczyłam tylko prelekcję „Nie tylko Hogwart” Ewy Białołęckiej, ilustrowaną obrazkami tworzonymi przez fanów. Najbardziej efektowne były opisy koszmarnych slashów (Snape ze Zgredkiem, Harry ze swoim ojcem). Ze Zgredkiem?! Niektóre rysunki były mocno kiczowate i trudno było zgadnąć, kogo przedstawiają. Ciekawe były kawałki o obyczajowości czarodziejów — nawet najwięksi luzacy noszą płaszcze zakrywające tyłek, czarownica ostrzyżona po męsku daje do zrozumienia, że nie chce wyjść za mąż, a jeżeli małżeństwo jest niedobrane, nie można im zbudować rodowej magicznej siedziby — dom się rozleci.
Moja teoria, wsparta przez Daenikena i Leszka Moczulskiego na emeryturze: wszystko, co się działo, jest wynikiem działań Cytadeli, niechcącej dopuścić ludzi na swój konwent. Jako pierwszy krok wybrali termin, w którym już może padać śnieg, namówili dyżurnego Sitha Lublina, żeby marzył o zawiei... Cranberry, wredne stworzenie, wyśniła. Ale co wam reszta kraju zawiniła? Potem grupa energicznych Ninja pod wodzą Krzysia-Misia zwaliła drzewo na tory, zaminowała szyny, a potem wyłączyła w mieście telefonię i unieruchomiła komunikację. Następnie zalepili okna w sali, chcąc udusić prelegentów z widzami. Specjalni agenci podsuwali na konkursie potterowskim coś, co wyżerało zatoki, a na prelekcji o zielarstwie dawali tojad i bieluń (niby zaklejone w torebce, ale kto wie, co to była za torebka! Czytało się „Imię Róży”!). Aluzję pojęli i nie dotarli: Feliks Kres, Jacek Piekara, ksiądz Wargacki...
Sławek: Temu ostatniemu, w razie, gdyby się jednak na imprezę wepchnął, odrobinkę zmieniono nazwisko w informatorze.
Ola: A niektórzy nie rozumieją i pchają się tam, gdzie ich tylko pozornie proszą.
koniec
22 grudnia 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.