WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | Druga Era |
Cykl | Pyrkon |
Miejsce | Poznań |
Od | 26 marca 2010 |
Do | 28 marca 2010 |
WWW | Strona |
Konwent rozczłonkowanyPyrkon 2010 ściągnął wiele setek ludzi, a to na poznańskich konwentach jest już tradycją. Mimo programu podzielonego niezbyt szczęśliwie między dwa dość odległe budynki, można się było dobrze bawić. Jak? Oto szczegóły.
Agnieszka ‘Achika’ SzadyKonwent rozczłonkowanyPyrkon 2010 ściągnął wiele setek ludzi, a to na poznańskich konwentach jest już tradycją. Mimo programu podzielonego niezbyt szczęśliwie między dwa dość odległe budynki, można się było dobrze bawić. Jak? Oto szczegóły. ‹Pyrkon 2010›
Pyrkon jest konwentem ściągającym około dwóch tysięcy osób, więc w tym roku odbył się w aż trzech budynkach szkolnych: w jednym były noclegi, w drugim – punkty programu, w trzecim zaś punkty programu, a po ich zakończeniu noclegi (miała tam obowiązywać cisza nocna, co jest na zjazdach miłośników fantastyki pewną nowością). Niestety, rozbicie programu między dwa, odległe o jakieś dziesięć minut marszu, budynki, powodowało, że niektórzy uczestnicy rezygnowali z interesujących ich prelekcji, bądź z powodu spóźnienia nie mogli się dostać do sali. Na plus trzeba organizatorom zaliczyć, że akredytację urządzili w budynku noclegowym, dzięki czemu wejście do budynku głównego nie polegało na przedzieraniu się przez tłum ludzi w czerni z plecakami i karimatami. W budynku głównym funkcjonowała dodatkowo szatnia, sprawnie i z uśmiechem obsługiwana przez kilkoro młodych gżdaczy. Barek karmił nie tylko zapiekankami, ale także zupą pomidorową i mielonymi z surówką, więc odpowiedni poziom konwentowego życia był zapewniony. Gdyby jeszcze restauracja w hotelu naprzeciwko (oficjalna knajpa konwentowa) mieściła więcej osób naraz!… No, ale na to już organizatorzy nie mieli wpływu. Piątek rozpoczęłam od wysłuchania prelekcji Michała Protasiuka o sieciach społecznych. Można się było z niej dowiedzieć, że im więcej mamy znajomych, tym większa szansa poznania nowych osób. Sieci połączeń są ważne np. dla epidemiologów – można ustalić, kto kogo zaraził. Dowiedzieliśmy się też ciekawych faktów o tzw. liczbie Erdosa [wym. erdosza]. Erdos był węgierskim matematykiem badającym węzły. „Liczba Erdosa” oznacza powiązania społeczne. Erdos ma liczbę 0; ktoś, kto publikował z Erdosem, ma liczbę 1; ktoś, kto publikował z tą osoba – 2, i tak dalej. Dla wszystkich publikujących matematyków liczba Erdosa nie przekracza 15, a średnia to 5 (oczywiście będą się one zwiększały w miarę wymierania populacji). W przypadku aktorów jest to liczba Bacona. Średni wynosi 2,964. Co ciekawe, Andrzej Lepper ma liczbę Bacona 3 (wystąpił w „Gulczas, a jak myślisz” ze Zdzisławem Rychterem, który grał w „Trzy Kolory: Biały” z Julie Delpy, która współpracowała z Baconem). Przy czym najwięcej połączeń międzyaktorskich (grania w tym samym filmie) wcale nie mają aktorzy z największą liczbą filmów (300-400) na koncie, bo są to aktorzy porno, a więc branża dość zamknięta. Ewa Białołęcka wygłosiła ciekawą prelekcję o domowym introligatorstwie. Pokazywała slajdy tłumaczące, gdzie dokładnie należy nacinać, zaginać i kleić, oraz piękne przykłady własnoręcznie oprawionych książek. Na przykład skleiła dwie książki Silverberga i z jednej strony jest okładka-labirynt do „Człowieka w labiryncie” a z drugiej słoń do „W dół do ziemi”, a to wszystko wycięte z cienkiej warstwy korka i naklejone na zielonym materiale! Albo sztywna okładka do „Króla Olch” z dwoma białymi gołębiami i zakratowanym okienkiem, przez które widać czarnego gołębia. Albo piękna obwoluta na „Harry’ego Pottera” z kawałka czerwonego sari z przyklejonym latającym zniczem z kawałka blaszki (skomentowałam, że Ewa uszyła książce sukienkę na miarę). Albo – gwóźdź programu – fanfik o Snapie „Rozmowy trumienne” wydrukowany w formie harmonijki i wyciągany z pudełka w kształcie trumny. Ewa podkreślała, że okładka musi wydobywać ducha książki. Wieczorem wysłuchałam prelekcji Tomasza Kiliana o podróżach w czasie. Najpierw było naukowo, to znaczy o tachionach, czarnych dziurach i rosyjskim kosmonaucie, któremu przez trzy lata pobytu na stacji Mir czas indywidualny przesunął się o 1/50 sekundy, a potem Tomasz z lekkim przymrużeniem oka przeszedł do miejskich legend o pojawiających się i znikających ludziach. W miejscowości Woolpit z jaskini wyszły zielone dzieci; gdzieś indziej kobieta wysiadła z samochodu w celu odśnieżenia tylnej szyby i przepadła; pewien mężczyzna wyszedł z domu w początku XX wieku i wpadł pod samochód 70 lat później. Zaś w pokładach węgla znajdowane są złote łańcuszki i inne współczesne artefakty, na przykład prostokątna metalowa rura. Dowiedzieliśmy się też o tak zwanym eksperymencie filadelfijskim: Amerykanie za pomocą fal o wysokiej częstotliwości usiłowali sprawić, by okręt ich marynarki stał się niewidzialny. Zwolennicy teorii spiskowych twierdzą, że jednostka zniknęła i po paru dniach się pojawiła, a część załogi była wtopiona w kadłub. „Realistyczna walka kosmiczna” Konrada Klepackiego była według mnie jedną z najlepszych prelekcji Pyrkonu. Może odrobinę zbyt długo prelegent pokazywał plastikowe kulki, żeby zobrazować rozmiary planet naszego układu i odległości do najbliższych gwiazd, ale za to potem było ciekawie. Mowa była o tym, że w kosmosie wszystko widać… choć niekoniecznie oczami. To znaczy, widać na radarze (co utrudnia podkradanie się do przeciwnika), a teleskop z orbity ziemskiej mógłby zobaczyć ogień wylotowy rakiety startującej na Plutonie. Problemem walk w kosmosie są opóźnienia – trudno celować do statku, jeśli wiemy, gdzie był pół godziny temu. Przy dużych prędkościach bardziej opłaca się uderzyć bombą w przeciwnika niż ją zdetonować. Można rozsypać dużo drobnych przedmiotów na zasadzie pola minowego, nawet piasek, bo choć pancerza nie przebije, to może uszkodzić czujniki. W sobotę rano poszłam na prelekcję „Masz questa, cieciu?”. Miało być o motywie wędrówki w literaturze i RPG, ale Magdalena Madej-Reputakowska nie mówiła zbyt porywająco. Dowiedziałam się, że zlecenie zadania w karczmie to faza separacji, wędrówka, zabijanie potworów, przygody – faza liminalna, zaś zakończenie: zdobycie skarbu, ocalenie świata – faza separacji. Było o najstarszych grach RPG: „Blackmoor” z 1971 oraz „Dungeons and Dragons” z 1975; do tej pierwszej wciąż ukazują się rozszerzenia, więc jest to najdłużej trwająca kampania w historii RPG. Nieco znudzona historią gier udałam się do innej sali na „Grozę udomowioną – mityczne stwory”. Nie wiem, czemu udomowioną, Beata Kukiełka omawiała po prostu różne mityczne potwory, w tym rzadkie i oryginalne, jak miraj – zając z rogiem, żywiący się ludźmi. Była także mowa o takich dziwach, jak roślinne baranki czy drapieżny perski jednorożec, któremu wiatr na rogu wygrywał kusząco piękne melodie. Był mrówkolew jako mrówka o głowie lwa (umierał kilka dni po urodzeniu, bo mrówka nie była w stanie strawić mięsa, które zjadał lew), mantykora, smoki, jednorożce. Prelekcja Ewy Białołęckiej o bohaterach zapowiadała się interesująco. Pisarka poprowadziła ją jako warsztaty, z żywym udziałem publiczności. Najpierw spytała, jakie chcą mieć postaci i napisała propozycje na tablicy: rycerz, księżniczka, złodziej, mag. Potem kazała wymieniać ekwipunek rycerza, dłuuuugo to trwało. Wyjaśniła zgromadzonym, że koń bojowy nie służy do noszenia juków. Odbyło się głosowanie, czy rycerz ma mieć paskudny charakter (przegłosowano, że tak) i wywiązała się dyskusja, czy zgwałci napotkaną chłopkę. Ewa stwierdziła, że nie, bo się brzydzi. Mnie post factum przyszedł do głowy argument, że zgwałcenie chłopki może być poniżej godności nawet złej postaci, bo jest dowodem, że: a) nie ma pieniędzy na dziwki, b) nie ma na tyle urody/charyzmy, żeby jakaś baba z nim poszła dobrowolnie i bezpłatnie. Ustalono również zbiorczym wysiłkiem, że księżniczka siedzi w wieży od ósmego roku życia, na co padło zastrzeżenie, że jej to skrzywi psychikę, więc wywiązała się dyskusja na ten temat. Rycerz miał pokonać pilnującego wieży smoka w pojedynku na haiku. Ktoś skomentował, że przeczytamy cala tę historię w następnej książce Ewy… Myślałam, że nie wezmę na tym konwencie udziału w żadnym konkursie, bo większość była przeraźliwie szczegółowa, ale skusił mnie „Konkurs ogólnoliteracki”. Pytania w większości dotyczyły jakichś nieznanych mi dzieł zagranicznych, ale trafiały się też łatwizny z „Muminków” albo „Alicji w krainie czarów”. Zakończył się przed 14:00, więc zdążyłam jeszcze na końcówkę prezentacji Euroconu. Potem poszłam na wykład „Integracja / trening interpersonalny i inne sposoby prania mózgu” Krzysztofa Hołyńskiego. Salka była zapełniona po brzegi, prowadzący omawiał bariery w komunikacji (krytykowanie, zasypywanie pytaniami, doradzanie, skojarzenia, przygotowywanie odpowiedzi) i ogólne problemy z relacjami międzyludzkimi (nie domyślać się, co ktoś ma na myśli, nie oceniać, nie mówić „ja na twoim miejscu”). Poprosił z widowni dwadzieścia osób, podzielił je na cztery grupki, usadził każdą w innym kącie sali, i kazał grać w grę karcianą zwaną „wojną”, wyjaśniwszy zasady ogólne. Dwie osoby wygrywające zmieniały stolik z ruchem wskazówek zegara, a jedna przegrywająca – przeciwnie. Haczykiem było to, że przy każdym stoliku obowiązywały inne zasady szczegółowe, o których nie wiedzieli pozostali uczestnicy. Grającym nie wolno było komunikować się głosem, musieli się więc na migi dogadać z dochodzącymi po każdej rundzie nowymi osobami, która karta bije którą. Potem nastąpiło podsumowanie („Nasza grupa poradziła sobie za pomocą przemocy…”) i wyjaśnienie wszystkim, o co chodziło. Krzysztof powiedział, że tego typu ćwiczenia są wykorzystywane na spotkaniach międzynarodowych. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Konwent w Poznaniu, lecz nie poznański
— Kamil Sambor
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Transformersy w krainie kucyków?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Płomykówki i gadzinówki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Jedyna nadzieja w lisiczce?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Ken odkrywa patriarchat, czyli bunt postaci drugoplanowych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady