Po wielkim sukcesie, jakim była „Intymność”, Patrice Chéreau, w swoim kolejnym filmie „Jego brat”, również podejmuje wątek relacji międzyludzkich łączących tym razem najbliższych członków rodziny. Obraz mikrospołeczności, który się z niego wyłania, nie trąci raczej optymizmem. Ale z drugiej strony, reżyser pokazuje też człowieka potrafiącego wznieść się ponad własne ograniczenia, gdy zostaje skonfrontowany z nieznanym.
Naturalistyczna metafizyka
[Patrice Chéreau „Jego brat” - recenzja]
Po wielkim sukcesie, jakim była „Intymność”, Patrice Chéreau, w swoim kolejnym filmie „Jego brat”, również podejmuje wątek relacji międzyludzkich łączących tym razem najbliższych członków rodziny. Obraz mikrospołeczności, który się z niego wyłania, nie trąci raczej optymizmem. Ale z drugiej strony, reżyser pokazuje też człowieka potrafiącego wznieść się ponad własne ograniczenia, gdy zostaje skonfrontowany z nieznanym.
Patrice Chéreau
‹Jego brat›
Dziękujemy magazynowi "Video & DVD Reporter" za dostarczenie płyty na potrzeby niniejszej recenzji.
Życie postawiło w sytuacji ekstremalnej Thomasa (Bruno Todeschini), bohatera, który zapadł na nieznaną, śmiertelną chorobę oraz jego najbliższych: brata Luca (Eric Caravaca), dziewczynę Claire (Nathalie Boutefeu) oraz rodziców (Antoinette Moya i Fred Ulysse). Ta skrajna sytuacja zdaje się weryfikować poglądy na temat egzystencji i prawdziwości uczuć, które postacie dramatu do siebie żywią. Na początku filmu Luc jest wyraźnie zdziwiony i zdezorientowany prośbą brata, żeby być jego powiernikiem w tym trudnym czasie i towarzyszyć mu w szpitalu. Thomas od dawna przestał być bowiem dla niego bliską osobą. Dlatego nad niezadowoleniem, że odciąga go od własnych spraw, górę bierze zdziwienie. To zdziwienie staje się punktem wyjścia do rozważań na temat sensu istnienia dla obu braci. Choć to oni dwaj grają tutaj zdecydowanie pierwsze skrzypce, bardzo znaczące są też postaci drugoplanowe: Claire, która nie może pogodzić się z faktem, że Thomas do tej pory trzymał ją na dystans, a teraz, kiedy znalazł się w potrzebie, wymaga od niej bliskości, oraz milczący rodzice, którzy nie potrafią być żadną podporą dla cierpiącego syna. W tej sytuacji to młodszy brat musi wziąć na siebie ciężar opieki nad chorym.
Luc, mimo zaskoczenia, a także pewnej niechęci do brata, który nie akceptuje jego homoseksualizmu, przełamuje się i próbuje odnaleźć w ich obopólnych relacjach tę iskierkę ciepła z dziecięcych lat. Paradoksalnie, dochodzi do tego dzięki swojemu partnerowi Vincentowi (Sylvain Jacques), który zdaje się wykazywać znacznie większe zainteresowanie chorobą Thomasa, dostrzegając w niej również aspekt duchowy. Luc, poirytowany, że ktoś wtrąca się w jego sprawy, rzuca swego partnera i zaczyna zgłębiać niełatwe relacje łączące go z bratem. Po latach braku kontaktu z nim, stara się poznać go na nowo. Nie jest to jednak łatwe, gdyż Thomas, wyniszczony przez chorobę, nie jest już tym samym człowiekiem. Zamknął się w pancerzu obojętności, który ma go chronić przed grozą cierpienia i widmem śmierci. Nie okazuje najbliższym prawie żadnych uczuć. Wyraźnie widać, że jest skupiony na własnym lęku. Ale przyczynia się to też do tego, że więź łącząca braci staje się bardziej uniwersalna. Luc, nie mogąc poznać uczuć Thomasa, musi zmierzyć się z własnymi wyobrażeniami na temat jego choroby i emocji, więc siłą rzeczy wczuwa się w jego sytuację, utożsamia z nim i dzięki temu doświadcza metafizycznej tajemnicy istnienia.
Choć film jest raczej kameralnym obrazem rozgrywającym się w kilku zaledwie miejscach i opowiadającym o wzajemnych relacjach garstki ludzi, porusza znacznie więcej kwestii. Postać Thomasa jest bardzo podobna do bohaterki filmu Todda Haynesa „Safe” (1995). Carol White grana przez Julianne Moore to kobieta, która nagle straciła kontakt z własnym życiem. Nie zauważyła, że straciła z pola widzenia swoje plany, marzenia, swój pomysł na siebie. Przypomniał jej jednak o tym własny organizm, który zbuntował się i zaatakował ją ostrą, niezidentyfikowaną alergią. W filmie Haynesa choroba jest metaforą współczesnego wyobcowania człowieka, który zatracił gdzieś własną integralność. Podobnie jest u Chéreau. Lekarze w filmie mówią wiele razy, że co prawda choroba jest groźna i nieznana, ale przy odpowiednim nastawieniu Thomas będzie mógł z nią żyć. Niewidzialna choroba duszy skutkuje chorobą ciała. Człowiek jest istotą dualistyczną, która potrzebuje harmonii obu swoich pierwiastków, żeby właściwie funkcjonować. Prawda, która była banałem dla starożytnych i średniowiecznych filozofów, nagle stała się palącym tematem współczesnych dzieł sztuki, bo za takie należy uznać i „Safe” i „Jego brata”.
Film nie jest jednak jednostronną gloryfikacją ducha. Chéreau daje do zrozumienia, że jedynie poprzez ciało możemy mieć kontakt z innym człowiekiem. Stąd rozpaczliwe próby zbliżenia się do siebie pary kochanków w „Intymności”. W „Jego bracie” ciało również jest bardzo wyeksponowane. Długie ujęcia pokazujące chorego Thomasa, będącego obiektem zabiegów lekarskich, zdają się być jedyną możliwą wiwisekcją psychiki zamkniętego w sobie bohatera. Chore ciało jest jego przekleństwem, ale też – podobnie jak u bohaterów Samuela Becketta – jest integralną częścią jego jestestwa, za pomocą której człowiek wyraża samego siebie. Zdjęcia Erica Gautiera bardzo dobrze to pokazują. Kamera śledzi dokładnie ruchy Thomasa, pokazuje trud, z jakim zakłada ubranie, a poprzez zbliżenie na twarz stara się przeniknąć sens grymasu, który się na niej pojawił. Znakomita gra aktorska Todeschiniego znacząco to jeszcze uwydatnia.
„Jego brat” jest subtelny i dosadny jednocześnie. Chcąc pokazać istotę ludzkiego losu, reżyser posługuje się prostą metaforyką, bardzo zbieżną ze średniowieczną ikonografią, która przedstawiała na rycinach adekwatność kary do popełnionej winy. Przebywający w szpitalu Thomas przypomina bohaterów „Boskiej Komedii”, którzy cierpią z powodu pustki i braku sensu dalszej egzystencji. Przeżywa teraz to, co odczuwali odsunięci przez niego bliscy. Tylko od niego zależy, czy zrozumie swoją winę. Bohaterowie Dantejskiego czyśćca pozbawieni byli jasności umysłu albo, jak kto woli, łaski bożej i to stanowiło dla nich źródło cierpienia. Reżyser chce nam powiedzieć, że w podobnej sytuacji jest Thomas, pozbawiony oparcia kultury czy religii. Sylwetki rodziców majaczące zaledwie gdzieś tam w tle są symbolem rozpadu więzi rodzinnych, więc już gdzieś u podstaw Thomas pozbawiony był umiejętności nawiązywania bliższych relacji. Sam też nie wie, czy w wypadku śmierci wolałby kremację czy tradycyjny pogrzeb i marmurowy nagrobek. Ta błahostka pokazuje, że kultura i religia nie spełniają już swej podstawowej roli, nie gwarantują człowiekowi pewności, a nawet nadziei, że są możliwe pewne zabiegi, które dają duszy ukojenie i nieśmiertelność. Pozostaje nam jedynie poruszać się po omacku, mając nadzieję, że dokonujemy słusznych wyborów.