Parszywa siódemkaEnzo G. Castellari skakał ze szczęścia na wieść o tym, że powstanie remake jego „Bękartów wojny” z 1978 roku. Jeszcze nie wiedział, że Quentin Tarantino zrobi z włoskim pierwowzorem dokładnie to samo, co uczynił w swoim filmie z historyczną prawdą…
Urszula LipińskaParszywa siódemkaEnzo G. Castellari skakał ze szczęścia na wieść o tym, że powstanie remake jego „Bękartów wojny” z 1978 roku. Jeszcze nie wiedział, że Quentin Tarantino zrobi z włoskim pierwowzorem dokładnie to samo, co uczynił w swoim filmie z historyczną prawdą… Rozdział I: Operacja Tytuł Tarantino miał zaledwie osiemnaście lat kiedy w „Variety” przeczytał recenzję włoskiego filmu o grupie amerykańskich żołnierzy „jeszcze bardziej parszywej niż Parszywa Dwunastka”. Nazwisko reżysera, Enzo G. Castellariego, świetnie kojarzył jako fan jego westernowych kawałków: „Few Dollars for Django” i „Django Rides Again”. Ale na kolana rzucił go tytuł recenzowanego filmu: „Bękarty wojny”. Trzydzieści lat później zakupił prawa do remake’u owego arcydzieła warsploitation z 1978 roku. Oczywiście z powodu jego cudownego tytułu. Tu zaczyna się kłopot. Przewrotnie można powiedzieć, że „Parszywa siódemka” dotyczy ilości tytułów pod jakimi można spotkać film Enzo G. Castellariego, ponieważ „Bękarty wojny” to zaledwie jedna z siedmiu dostępnych opcji. I wcale nie najpopularniejsza (przynajmniej nie do czasu premiery wersji Tarantino). Zaczynając patriotycznie, od ojczyzny reżysera, „Bękarty wojny” kręcono pod włoskim tytułem „Quel maledetto treno blindato”, czyli „Ten cholerny, pancerny pociąg” (w niektórych tłumaczeniach pociąg był przeklęty i pancerny, a nie cholerny). Pewnego dnia, podczas prób z aktorami grającymi w filmie, reżyser starał się im wytłumaczyć w kogo się wcielają i użył sugestywnego określenia bastardi senza gloria. Wtedy podobno, jak wspomina Castellari, Fred Williamson grający Freda Canfielda zamarł i wykrzyknął, że „Enzo! To powinien być tytuł filmu!”. I tak przeklęty pociąg odjechał w siną dal ustępując miejsca „Bastardi senza gloria”. Pod angielskim tłumaczeniem tych słów, „Bękarty wojny” obraz wszedł na amerykański rynek w 1981 roku. Po sukcesie, jaki odniósł w Ameryce, przerobiono go na produkcję z nurtu blaxploitation, przemontowując film w taki sposób, aby postać Freda Canfielda wysunąła się na pierwszy plan. Nowa wersja, nowy tytuł – „G.I.Bro”. Ale już na video wyszedł jako „Bohaterowie z piekła” (pod takim funkcjonował także w Polsce) lub „Deadly Mission”. Gdy recenzenci zaczęli go coraz chętniej wiązać z „Parszywą dwunastką” Roberta Aldricha, przechrzczono film na „Parszywą siódemkę”. Żaden z tych czterech tytułów nie przydał się przy okazji reedycji produkcji na amerykański rynek video, gdzie film Castellariego był już „Fałszywymi komandosami”. W wywiadach reżyser szczerze wyznawał, że najbardziej podobają mu się „Bękarty wojny”. Tytułu z pociągiem nigdy nie lubił. Rozdział II: Dawno temu… w okupowanej Francji Mimo, że „Bękarty wojny” to tytuł pozornie bardzo daleki od „Tego cholernego, pancernego pociągu”, o fabule mówi właściwie tak samo wiele. Przy wersji Tarantino, bohaterowie Castellariego to najwyżej dranie małego formatu, słowo „bękart” pada tu jedynie raz, ale grupka degeneratów zdecydowanie stoi na pierwszym planie fabuły. Jeśli zaś chodzi o tytułowy pociąg to, żeby zbyt wiele nie zdradzać, w tym bliskim Tarantinowskiej wersji elemencie fabuły pełni on u Castellariego rolę taką jak u Tarantino sala kinowa. Nowe „Bękarty…” mają bowiem niewiele wspólnego ze swoją poprzednią wersją. Akcja włoskich „Bękartów wojny” startuje we Francji gdzie skazani za małe zbrodnie i odstępstwa od regulaminu amerykańscy żołnierze podróżują konwojem, który ostrzeliwują Niemcy. Z ataku nikt nie wychodzi żywy – poza oczywiście największymi draniami. Parszywa siódemka wyrusza w stronę Szwajcarii z marzeniem ucieczki na jakiś neutralny politycznie teren. Niestety, wybitny talent do pakowania się w kłopoty powoduje, że po drodze przyłączają się do akcji, której celem jest uprowadzenie pociągu z nazistowskimi wojskami. U Tarantino prosta fabuła ma znacznie więcej zapętleń, liczniejszą grupę bohaterów i oczywiście zdecydowanie lepsze dialogi. „Bękarty wojny” korzystają także ze stylistycznych dobroci lat czterdziestych i cytatów z klasycznych filmów tego okresu. Castellari natomiast, choć osadził akcję w czasie II wojny światowej, formalnie odwołuje się do bieżących trendów w kinie lat siedemdziesiątych. Nieco karykaturalni, groteskowi bohaterowie są narwani i za cokolwiek się nie złapią trzymają wizerunek sarkastycznych twardzieli. Są w tym odrobinę kiczowaci jak drużyna A, a od Tarantinowskich następców odróżnia ich brak czaru kombinatorów, którzy zawsze mają wszystko obmyślane, ale nie zawsze są przygotowani na konsekwencje swoich akcji i eleganckie wyjście z impasu. Czasami nic, co mogłoby ich uratować nie rodzi im się w główce i wtedy pozostaje tylko kogoś z tej główki strzelić. Rozdział III: Włoska noc w Paryżu Teraz informacja przy której zagorzałym kolekcjonerom bogatych wydań DVD przejdą ciarki po plecach. W zeszłym roku, kiedy w świat poszła informacja o tym, że Tarantino kręci remake „Bękartów wojny” w Stanach wydano trzypłytową edycję włoskiego filmu. Znajduje się tam rozmowa Tarantino z Castellarim, którą odbyli tuż po napisaniu przez tego pierwszego scenariusza do nowej wersji. Enzo bardzo się wówczas ekscytował na myśl o tym, jak na jego produkcję spojrzy autor „Wściekłych psów”. Chyba nie spodziewał się, że gdyby nie wiedział o remake’u i nie znał tytułu filmu Tarantino, mógł w nowych „Bękartach wojny” nie rozpoznać własnego dziecka. U Tarantino tradycyjnie pojawia się mnóstwo nawiązań do różnych filmów, tym razem wiele z nich odwołuje widza do klasyki włoskiego kina wojennego i tamtejszych warsploitation movies. Pojawiają się cytaty (zwłaszcza muzyczne) z m.in. „Un dollaro buchto” (1965) Giorgio Ferroniego, „La battaglia di Algieri” (1966) Gillo Pontecorvo i „Al di la della legge” (1968) Giorgio Steganiego. Z pustymi rękami wyjdą natomiast poszukiwacze wątków z filmu Castellariego. Bystrym okiem można za to wytropić samego Castellariego, który zagrał epizod w jednej z finałowych scen „Bękartów wojny”. Stoi wraz z grupką włoskich filmowców, pod których podszywają się Aldo Raine, Donny Donowitz i Omar Ulmer na premierze w kinie. Widać go zaledwie przez pół minuty, ale włoski twórca z emfazą podnieconej piętnastolatki wspominał moment kiedy pojawiał przed kamerą obok samego Brada Pitta. Jeszcze trudniej wypatrzyć grającego we włoskim oryginale postać Roberta Yeagera Bo Stevensona. On z kolei pojawia się jako pułkownik w wyświetlanej w kinie propagandówce „Duma narodu”. W scenie udawania przez trójkę bękartów włoskich filmowców pojawia się jeszcze inny cytat z włoskiego oryginału. Aldo Raine na spotkaniu z pułkownikiem Landą przedstawia się jako Enzo Gigolami. Tym nazwiskiem w jednym z etapów swojej kariery podpisywał się Castellari. W tej samej scenie Donny Donowitz jest Antonio Margheritim. To z kolei nazwisko włoskiego reżysera szokujących filmów z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – „Cannibal Apocalypse” i „Yor, the Hunter from the Future”. Prywatnie, postać Castellariemu bardzo bliska – Margheriti był jego kumplem w college’u. Rozdział IV: Bękarty z Karaibów Enzo G. Castellari „Bękarty wojny” odkrywają przed światem rewelacyjnego Christopha Waltza, który niedługo dobije w swoim dorobku setnej roli a dotychczas grywał w takich rzeczach jak „Komisarz Rex”. Ale inną postacią na którą z pewnością zwrócił uwagę film Tarantino jest właśnie Enzo G. Castellari, włoski reżyser niemal czterdziestu filmów o których jakości wiele powie fakt, że twórca nader często zmieniał swoje nazwisko w podpisach (oprócz wspomnianego Gigolami był także m.in. Stephenem M. Andrewsem i Enzo G. Rowlandem). Twórcę kompletnie zapomnianego, dziś wymienia się w jednym szeregu z Federico Fellinim, Dario Argento i Micheangelo Antonionego. A jeszcze niedawno nazywano go „Samem Peckinpahem dla ubogich”. Choć od razu trzeba zaznaczyć, że w cieniu pozostawał raczej Castellari a nie jego filmy. Do popularniejszych pozycji z jego filmografii należy horror „L′ultimo squalo” z 1981 roku, włoska odpowiedź na „Szczęki” Spielberga (w Hiszpanii zresztą nawet potraktowano film jako część amerykańskiego cyklu i wpuszczono pod tytułem „Szczęki 3”). Głośno było także wokół nakręconego rok później science – fiction „1990: I guerrieri del Bronx”. „Bękarci wojny” należą zaś do jednego z największych kasowych sukcesów reżysera i to bez udziału Tarantino, który w roku wejścia och do włoskich kin miał piętnaście lat. Remake Tarantino zapewnił Castellariemu nagłą popularność, której wyraźnie był złakniony. Wystarczy przeczytać którykolwiek z przeprowadzonych ostatnio wywiadów z Włochem, żeby pogubić się kto dla kogo jest większym mistrzem i dla kogo powstanie „Bękartów…” to większy zaszczyt. Ale Castellari chyba nigdy nie miał w przemyśle bardziej komfortowej sytuacji niż teraz. Rozgłos wokół remake’u Tarantino dał mu możliwość nakręcenia pierwszego od szesnastu lat filmu (wcześniej nikt nie chciał dać mu kasy). Z tej okazji powstanie szybka odpowiedź na hołd amerykańskiego reżysera. Nowa, przygodowa produkcja Castellariego będzie nosić tytuł …„Caribbean Basterds” (tak, tak z tarantinowską literówką). Autor opisuje swój film słowami: „Akcja, akcja, akcja oraz dużo seksu i narkotyków”. Rozgrywający się w Wenezueli obraz będzie opowiadał o bogatych dzieciakach, które buntują się przeciwko swoim rodzicom, gdy odkrywają skrytkę z narkotykami. A Castellari w głowie nosi jeszcze pomysł na scenariusz oficjalnego remake’u amerykańskich „Bękartów wojny”. Jego wizja brzmi podejrzanie znajomo i to nie tylko do wojennego obrazu Tarantino. Marzy mu się, żeby Samuel L. Jackson zagrał czarnego Bękarta, Antonio Banderas włoskiego Bękarta a George Clooney – oficera Bękarta. Tylko jak on do wojennego filmu przemyci dyskusję o płci Madonny? 11 września 2009 |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Ile prawdy jest w remake’u?
— Urszula Lipińska
Nienakręcony Tarantino
— Kamil Witek
Daj się uwieść obliczu żydowskiej zemsty
— Konrad Wągrowski
007: Wszystkie laski Jamesa Bonda
— Urszula Lipińska
Co nam w kinie gra: „Kopciuszek”, „Gloria”
— Marta Bałaga, Urszula Lipińska
Co nam w kinie gra: Mapy gwiazd
— Marta Bałaga, Urszula Lipińska, Kamil Witek
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 10
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 9
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 8
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 7
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 6
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska, Gabriel Krawczyk
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 5
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 4
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska