Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

27 WFF: Dzień czwarty
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Aż siedem recenzji mamy dla was z czwartego dnia 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień czwarty
[ - recenzja]

Aż siedem recenzji mamy dla was z czwartego dnia 27. Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
‹Martha, Marcy, May, Marlene›
(reż. Sean Durkin)
Jeśli amerykańskie kino niezależne ukształtowało się po to, aby tworzyć takie filmy jak ten – złóżmy ręce do głośnych oklasków. „Martha, Marcy, May, Marlene” to jakby wariacja wydarzeń z „Kła” Yorgosa Lanthimosa. Marta całe życie spędziła w lesie z gangiem (sektą?) kierującą się swoimi zasadami. Społeczne konwenanse nie tknęły tego świata: tematy tabu są tu na porządku dziennym, każdy dzieli się sobą z każdym, rytuały bywają najsroższe, ale każdy wiernie ich dochowuje i przekazuje dalej. Martha także – do czasu, aż staje się świadkiem aktu przemocy. Nie będąc sobie w stanie z tym poradzić, ucieka z lasu i zamieszkuje ze swoją siostrą, Lucy. I tu zaczyna się historia, którą moglibyśmy obejrzeć, gdybyśmy zobaczyli co stało się z główną bohaterką po wyjściu z bagażnika samochodu jej ojca. Martha zderza się z „normalnym” światem i na każdym okazuje się oczywiście do niego kompletnie nieprzystosowana. Powiela zachowania z postkontentacyjnej komuny, które rzecz jasna w bezpiecznej rzeczywistości uplecionej przez rodzinę jej siostry uchodzą za wysoce nieadekwatne. Sean Durkin nie poszedł jednak oczywistym tropem i nie pokazał, że przykładając szaleńca do poukładanego świata, to nasza rzeczywistość okazuje się nienormalna. Jemu chodzi o Marthę – dziewczynę bez tożsamości, domu, wewnątrzsterowności skontrastowaną z Lucy, żyjącą z kolei w modelu narzucanym przez współczesność. A każda z nich okazuje się kaleka, popadająca w skrajność i paranoiczna. Która wygra nie trzeba za długo zgadywać.
Urszula Lipińska
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
‹Bengalski detektyw›
(‹The Bengali Detective›, reż. Philip Cox)
Parodia filmów policyjnych z dużą dozą sentymentalizmu. Akcja dzieje się w egzotycznej Kalkucie, gdzie przestępczość wielka, a policja skorumpowana. Aby oczyścić miasto ze zbrodniarzy (np. fałszerzy produktów do pielęgnacji włosów), powstają liczne firmy detektywistyczne, złożone z ludzi wyglądających cokolwiek niepoważnie. Jedną z nich prowadzi Rajesh Ji, skrycie marzący o karierze na scenie, życiu w świetle jupiterów. Namawia kolegów z jednostki, aby razem wzięli udział w telewizyjnym show łowiącym talenty. I zaczyna się: tropienie morderców odbywa się na przemian z próbami tanecznymi w trykotach. Z grubsza wiadomo, co weźmie górę: napięcie związane z rozwiązywaniem zagadek kryminalnych czy oczekiwanie na zakwalifikowanie się zespołu do konkursu. Sam film jednak ma w sobie chaos i trochę tandety, mierząc jednocześnie w poważne próby powiedzenia czegoś o kondycji współczesnej indyjskiej klasy średniej.
Urszula Lipińska
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
‹Majid›
(reż. Nassim Abassi)
Marokański film to kolejny na WFF unikatowy przedstawiciel swojej kinematografii. Sceny otwierające „Majida” słusznie przekonują, że reżyser szczęśliwie nie zdecydował się na nakręcenie filmowej pocztówki i pominął obowiązkowe widoki znane z wycieczek objazdowych i filmów podróżniczych. Abassi wyszedł z kamerą na najprawdziwszą ulicę, by umiejscowić tu swoją fabułę. Tytułowy Majid to dziesięciolatek, będący pod mało uważną opieką brata. Chłopiec włóczy się więc po ulicy i zarabia na życie czyszcząc buty, sprzedając książki, a później papierosy. Jego największą potrzebą jest przypomnienie sobie twarzy zmarłych rodziców, dlatego przez niemal cały dwugodzinny film Majid będzie szukał ich zdjęcia. Na marokańską produkcję nie sposób patrzeć w oderwaniu od prezentowanych wcześniej filmów irackich – choć pamiętać należy, że w przeciwieństwie do nich „Majid” jest tworem jednego kraju, nie korzystającym ze środków pieniężnych płynących z koprodukcji z krajami europejskimi. Być może przez to w filmie Abassiego rażą niedociągnięcia. Największą bolączką są tu dialogi – często zbyt podniosłe, mało naturalne, na ekranie jakby recytowane. Ze sposobem wygłaszania kwestii wiąże się kolejny problem – poważne niezręczności aktorskie. Już na początku deprymuje dość histeryczna gra chłopca odtwarzającego tytułowego bohatera. Lecz w tym wypadku zarzut należy kierować nie do mało obytego z kamerą dziecka, lecz do reżysera, który najwyraźniej nie sprostał poprowadzeniu małego aktora, dopuszczając do jego występu zbyt wiele przesady. Mimo wszystko gra najmłodszych poprawia się na oczach widza, pod koniec filmu osiągając przyzwoity poziom. Nie można tego za to powiedzieć o dorosłych odtwórcach ról, większość których (prym wiedzie tu starszy brat Majida) nie ujarzmi swojej nieporadności w tym zakresie. Wreszcie – film jest mocno rozwleczony i niektóre z etapów podróży chłopca można byłoby bez żalu usunąć. Niepotrzebne sceny, podobnie jak pourywane i niewyjaśnione wątki, nużą i rozpraszają budowane w innych scenach nastroje. Najsmutniejszym tego przykładem jest dola zabawnej sekwencji, kiedy to Majid wraz z przyjacielem orientują się, że muszą dotrzeć do Kalifornii, by zdobyć poszukiwane zdjęcie. Wiedząc tylko tyle, że Kalifornia jest daleko, snują poważne plany i szacują ile drobniaków wydadzą na podróż w obie strony. Niebawem jednak poznany przypadkiem mężczyzna obiecuje zawieźć ich swoim rozpadającym się autem pod jakikolwiek wskazany adres. Mina widzowi rzednie w momencie, gdy okazuje się, że po jednym cięciu (w fabule: po jakiejś godzinie) chłopcy są już w Kaliforni, która bez żadnego wyjaśnienia okazuje się lokalną nazwą na dzielnicę Casablanki. A nawet się nie okazuje, tylko po prostu nią jest i zdaje się była od początku – bez żadnych podtekstów. A warszawskiemu widzowi robi się głupio, że w ogóle ośmielił się wcześniej zaśmiać.
Patrycja Rojek
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
‹Gramatyka intymności›
(‹Ha’Dikduk Ha’Penimi›, reż. Nir Bergman)
Wielbiciele Jana Jakuba Kolskiego mogą pokochać ten film. W obrazie Nira Bergmana oglądamy Izrael lat sześciesiątych oczami Aharona, trzynastolatka o niskim wzroście, za to o wielkiej wrażliwości i osobistej gramatyce. Gramatyka to nie tylko zespół potrzebnych reguł, które zostały nam mimowolnie dane. To także narzędzie, z jednej strony pozwalające nam uchwycić otaczającą rzeczywistość, z drugiej zaś strony, w tym poznaniu nas ograniczające. Dlatego młody bohater, rozczarowany skąpymi możliwościami, które daje mu zaszczepiona przez rodzinę i najbliższe otoczenie gramatyka, szuka dla swojej niespokojnej duszy osobistych, intymnych form wyrazu. Dosłownym tego przykładem będą dziwaczne twory językowe utworzone przez chłopca, wynikłe z zachwytu nad możliwościami jakie dają… angielskie czasy. Choć to wszytko może wydawać się dość wydumane (i w tym miejscu muszę szczerze przyznać, że idąc na seans właśnie nadmiernego wydumania się obawiałam), to wcale takim nie jest. Twórcom fantastycznie udało się przenieść językową grę na metaforyczny poziom, budując w istocie pełną magii opowieść o dorastającym nastolatku, otoczynym nie mniej barwnymi niż on sam, postaciami. I jak u Kolskiego, w tej magicznej historii nie zabraknie i humoru, czego najlepszym dowodem są towarzyszące projekcji wybuchy śmiechu, i skrywanych przez ciemność sali kinowej łez.
Zuzanna Witulska
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
‹Alois Nebel›
(reż. Tomáš Lunák)
Symboliczna komplementarność bieli i czerni trafnie definiuje „Aloisa Nebela”. Po pierwsze: w kwestii estetycznej – innych barw nie ujrzymy bowiem na ekranie (nawet szarości pojawiają się sporadycznie i nieznacząco). Po drugie: przy spoglądaniu na postacie – określone, nigdy nijakie, dążące do wyrównywania rachunków we wzajemnych relacjach. Wreszcie po trzecie: w odniesieniu do ocen publiczności, wśród których zachwyty mieszały się wczoraj z ostrą krytyką. Czeski kandydat do Oscara raczy nas historią mało rozbudowaną – lub też, jak głośno stwierdził jeden z moich anonimowych seansowych sąsiadów, po prostu banalnie prostą, która nie obroniłaby się jako film aktorski. Być może. Cała siła tkwi jednak w szacie owych wydarzeń – imponująco subtelnej animacji i jej oszczędności stylistycznej, która przygotowuje teren bogactwu znaczeń ukrytych. Historią Aloisa Nebela, smutnego pracownika stacji kolejowej, rządzi oniryzm warunkowany przez nie najlepszą kondycję psychiczną bohatera, niewyjaśnioną tajemnicę trudnego dzieciństwa, dziwne zamiłowanie do hipnotycznego czytania starych rozkładów jazdy. Co ważne, bohaterowie mają tu twarze autentycznych aktorów, przeniesione do filmu techniką animacji rotoskopowej. Od samych jej początków w pierwszej połowie XX wieku, była to technika kontrowersyjna, często uważana za zwykłe oszustwo. To bardzo ciekawe, że dokładnie taki sam argument pojawiał się w pofilmowym tłumie niemal sto lat później. Mam jednak zaszczyt go nie podzielać, dumnie dołączając do klubu zachwyconych.
Patrycja Rojek
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
‹Mały, gruby, łysy›
(‹Gordo, calvo y bajito›, reż. Carlos Osuna)
Rotoskopia, czyli przerabianie filmu aktorskiego na animowany, najwyraźniej wraca do łask, bowiem „Mały, gruby, łysy” jest już drugim obrazem na festiwalu – po „Alosie Nebelu” – zrealizowanym tą techniką. Tyle że jeśli czeska opowieść jest ze wszech miar wysmakowana artystycznie, to kolumbijskie dzieło początkowo wręcz odpycha siermiężną grafiką, wymagającą od widza odrobiny samozaparcia. Ciężko bowiem przyzwyczaić się do grubo kreślonych, nieustannie falujących sylwet postaci, naniesionych na lekko rozmyte zdjęcia wnętrz. Na szczęście niedostatki strony wizualnej rekompensuje zajmująco skrojona fabuła, wolna od klasycznych zagrywek i automatycznie narzucających się rozwiązań. Jej bohaterem jest niski, gruby i łysiejący pracownik kancelarii notarialnej, ze względu na swoją nieśmiałość niespecjalnie radzący sobie w kontaktach z ludźmi. Jego życie zaczyna jednak ulegać zmianie pod wpływem dwóch zdarzeń – pojawienia się w kancelarii nowego szefa, człowieka będącego tej samej aparycji, co bohater, oraz zapisania się na terapię dla nieśmiałych osób. Od tej pory kancelista zaczyna powolutku dojrzewać do porzucenia skorupy i nauczenia się stawiania na swoim, nie uginania się pod żądaniami innych, najbliższych nawet, osób. Przy czym pokazane przemiany w żadnym wypadku nie są gwałtownej, spektakularnej natury. To jakby początek drogi, pierwszy krok we właściwą stronę. Dzięki tak eleganckiemu skrojeniu fabuły, dalekiemu od hollywoodzkich wzorców, a także dzięki konsekwentnemu unikaniu prostych odpowiedzi czy gotowych recept na życie, film finiszuje w doskonałym stylu, pozostając w pamięci jako przejmująca historia wychodzenia z samotności.
Jarosław Loretz
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
‹Gościnność›
(‹Kantai›, reż. Koji Fukada)
Do czego może się posunąć zaproszony pod wspólny dach gość, można się przekonać oglądając ten japoński, zupełnie zwariowany film. Początkowo nic nie wskazuje na nadchodzący kataklizm. Mężczyzna podający się za syna założyciela niewielkiej drukarenki od ręki dostaje pracę i mieszkanie w posadowionym na przedmieściach Tokio domku, w którym mieszka drukarz, jego młoda żona, paroletnia córeczka oraz rozwiedziona siostra. Bardzo szybko jednak dołącza do tego grona domniemana żona nowego pracownika, praktycznie nie mówiąca po japońsku i mająca problemy nawet z angielskim. Przede wszystkim zaś ewidentnie pochodząca z Europy bądź Ameryki. Mimo zaskoczenia jej obecnością, domownicy stopniowo przyzwyczajają się do sytuacji, choć tu i ówdzie pokojowe współżycie zaczyna pękać w szwach. Zaś gdy inicjatywa w kwestii prowadzenia zakładu przechodzi w końcu w ręce intruza, liczba gości lawinowo się podnosi, prostą drogą prowadząc do zgubnego rozprzężenia w domowym życiu i obyczajach. Niestety, mimo że Fukada z wielkim wdziękiem przekracza granice absurdu, żonglując przy tym humorem lekkiej, uniwersalnej natury, opowiadana historia pozostawia pewien niedosyt. Przede wszystkim z powodu dziwnego zakończenia, które szalenie trudno uznać za domknięcie czegokolwiek. Wygląda to zupełnie tak, jakby scenarzysta (i zarazem reżyser) poszedł na żywioł, świetnie się bawiąc przy wymyślaniu kolejnych humorystycznych scenek, a gdy wyobraźnia odmówiła mu wreszcie posłuszeństwa, zamknął scenariusz i poszedł po kamerę. Owszem, film jest miły i pomysłowy, ale raczej należy go uznać za sprytny, pełen uroku ciąg posuniętych do absurdu grepsów, niż za przemyślaną opowieść o rodzinie rozjechanej przez hordę intruzów.
Jarosław Loretz
koniec
11 października 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

W matni
— Joanna Pienio

27 WFF: Dzień dziesiąty i ostatni
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień dziewiąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek

27 WFF: Dzień ósmy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień siódmy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień szósty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień piąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień trzeci
— Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień drugi
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień pierwszy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Z tego cyklu

Dzień dziesiąty i ostatni
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Dzień dziewiąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek

Dzień ósmy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień siódmy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Dzień szósty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień piąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień trzeci
— Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień drugi
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień pierwszy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Tegoż twórcy

O poetce na kozetce
— Piotr Dobry

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.