Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹27 Warszawski Festiwal Filmowy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Warszawska Fundacja Filmowa
CyklWarszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy
MiejsceWarszawa
Od7 października 2011
Do16 października 2011
WWW

27 WFF: Dzień ósmy
[„27 Warszawski Festiwal Filmowy” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Animacja, do której najlepiej pasuje określenie „stylowa”, ponowne spotkanie trójki szkolnych przyjaciół, dezorientująca forma filmowa, wybitny portret kolejnej rewolucji, dokument-prowokacja, facet z toporkiem ganiający po wyludnionych lokacjach – słowem, dzień ósmy na Warszawskim Festiwalu Filmowym.

Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień ósmy
[„27 Warszawski Festiwal Filmowy” - recenzja]

Animacja, do której najlepiej pasuje określenie „stylowa”, ponowne spotkanie trójki szkolnych przyjaciół, dezorientująca forma filmowa, wybitny portret kolejnej rewolucji, dokument-prowokacja, facet z toporkiem ganiający po wyludnionych lokacjach – słowem, dzień ósmy na Warszawskim Festiwalu Filmowym.

‹27 Warszawski Festiwal Filmowy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Warszawska Fundacja Filmowa
CyklWarszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy
MiejsceWarszawa
Od7 października 2011
Do16 października 2011
WWW
„Alois Nebel” (reż. Tomáš Lunák)
Animacja, do której najlepiej pasuje określenie „stylowa”. Osadzona w najlepszej tradycji czarnego kryminału ekranizacja kultowego komiksu autorstwa Jaroslava Rudiša i Jaromíra 99. Główny bohater, skryty w cieniu eleganckiego kapelusza, okutany szarym prochowcem to typowy samotnik. Pracuje na małej stacji kolejowej na granicy czesko-polskiej, a życie upływa mu głównie na czytaniu starych rozkładów jazdy. Codziennie przemierza tę samą trasę, wybrukowaną wspomnieniami w większości ponurymi. Prywatne przeżycia mieszają mu się w głowie z wydarzeniami historycznymi, ale na pierwszym planie nieprzerwanie pozostają mroczne, egzystencjalne klimaty. „Alois Nebel” to ambitne kino, które lekko się ogląda, mimo, że autorzy nie stronią od szlachetnych inspiracji. Między kadrami padają nawiązania do Franza Kafki i Samuela Becketa, dzięki którym czarno-biały film staje się podróżą do mrocznego umysłu. Umysłu, zapętlonego w niekończącym się szaleństwie.
Urszula Lipińska
„Odlot” („Izlet”, reż. Nejc Gazvoda)
Ponowne spotkanie trójki szkolnych przyjaciół, wspólna podróż, wspomnienia. I obowiązkowo – wystawienie przyjaźni na poważną próbę. Bardzo popularny schemat czeka na ubranie go w film. Niestety, wygląda na to, że w przypadku „Odlotu” na odzienie nie wystarczyło już inwencji. Bohaterowie, mimo że ich przedstawienie trwa zdecydowanie za długo, są słabo rozwinięci – choć każdy z nich zdaje się mieć duży potencjał dramatyczny. Gregor to żołnierz wysyłany na misję stabilizacyjną, Andrej – wybiórczo tolerancyjny homoseksualista o błyskotliwym poczuciu humoru, Živa natomiast jest wrażliwą dziewczyną podrywającą Gregora, która ma jednak swoją tajemnicę. Ich wzajemne relacje są jednak do bólu oczywiste, a pierwsze konfrontacje nastąpią długo po połowie filmu. W owej rozciągniętej ekspozycji nie ma nic nowego: pływanie w morzu, a nawet sikanie z wiaduktu i bezsensowne demolowanie samochodu nie brzmią przecież szczególnie odkrywczo dla kina drogi z udziałem wciąż jeszcze młodych buntowników. Widz doczeka się oczywiście iskier i zgrzytów, lecz czas oczekiwania na ich rozwiązanie jest odwrotnie proporcjonalny do tego spędzonego na czekaniu na ich pojawienie się. Słoweński reżyser, Nejc Gazvoda, zrobił film przyzwoity, choć nużąco przeciętny. Dobry jako ćwiczenie, lecz zbyt mało charakterystyczny do zawojowania świata.
Patrycja Rojek
„Trzy i pół” („Seh-O-Nim”, reż. Naghi Nemati)
Wiadomym jest, że cenzura nie raz przyczyniła się do powstania prawdziwych arcydzieł. Choć irański film „Trzy i pół” wyląduje na półce i nie będzie nam już dane go zobaczyć (przynajmniej nie w najbliższej przyszłości), arcydziełem nie jest. Nie jest też filmem udanym, choć ma kilka mocnych punktów. To historia trzech więźniarek, które postanawiają wykorzystać kilkudniową przepustkę i opuścić kraj. Jedna z nich właśnie dowiedziała się, że jest w ciąży i pragnie odszukać ojca dziecka, który najwyraźniej jej unika. Naghi Nemati postawił nie na atrakcyjną fabułę, a na sposób jej opowiadania. Kolejne, początkowo niezbyt zrozumiałe i zaburzone pod względem chronologii epizody, stopniowo tworzą układankę, choć nie brak i enigmatycznych puzzli, mających tylko wzbudzić naszą dociekliwość. Reżyser poprzez powolną narrację, poetykę ludzkich twarzy i lekkie nasycenie symboliką próbuje stworzyć coś na kształt kina refleksyjnego. I choć to wszystko przyjemnie się ogląda, to nie wiadomo, czego ta refleksja miałaby dotyczyć. Postacie przezeń stworzone nie są ani reprezentatywne, by w sposób uniwersalny mówić o dążeniach większej grupy, ani na tyle psychologicznie pogłębione, by się z nimi utożsamić i zastanowić nad ich, prawdopodobnie tragicznym, losem. Bohaterki wzbudzają co najwyżej obojętność, filmowa forma, zdezorientowanie.
Zuzanna Witulska
„Policjant” („Ha’shoter”, reż. Nadar Lapid)
Zdaje się, że izraelski „Policjant” to jeden z najobiektywniej zaprezentowanych filmowych konfliktów na linii władza-buntownicy. W celu uniknięcia stronniczości, Nadav Lapid zdecydował się przedstawić dwie zupełnie odrębne historie, z których pierwsza zajmuje się środowiskiem antyterrorystycznej jednostki policji, a druga czwórką młodych rewolucjonistów. Wcześniej reżyser pokazuje poszczególnych bohaterów w prostych sytuacjach życiowych, które najpełniej obnażają ich wnętrza. W sytuacjach oficjalnych każdy z nich przywdziewa maskę – przede wszystkim czołowi przedstawiciele każdej z części: policjant Yaron oraz dziewczyna z drugiej strony barykady. On, by podbudować swoje ego, prostacko podrywa kelnerkę, choć w domu czeka na niego żona w zaawansowanej ciąży, którą kocha do szaleństwa. Ona jest beznamiętną mistrzynią chłodnej kalkulacji, w głębi duszy zakochanej w przywódcy ugrupowania. Wszyscy idealnie sprawdzają się w wyznaczonych im rolach społecznych, a potykają się, obcując z drugim człowiekiem. Yaron bez wahania winą za nieudaną akcję obciąża chorego na raka kolegę, pomimo jego woli walki z chorobą. Młodzi wyzbywają się młodości, uczuć i więzi rodzinnych, grożąc sobie nawzajem śmiercią za naruszenie tych niepisanych zasad. Wątki te spotkają się dopiero w finałowej konfrontacji, kiedy bohaterowie staną po przeciwnych stronach, mimo że tak naprawdę to nie ze sobą nawzajem walczą – tak po prostu nakazują im przyjęte maski. Film intrygujący, poruszający, perfekcyjnie zagrany. Wybitny portret kolejnej rewolucji, która pożera własne dzieci.
Patrycja Rojek
„POM Wonderful prezentuje: Najlepiej sprzedany film” („POM Wonderful Presents: The Greatest Movie Ever Sold”, reż. Morgan Spurlock)
Morgan Spurlock, gość, który przez trzydzieści dni żywił się BicMacami, wkracza do kin z kolejnym dokumentem-prowokacją. I tak, jak w przypadku „Super Size Me”, temat nie jest odkrywczy, za to sposób jego podania ma wywołać sporo emocji, z gromkim śmiechem na czele. Reżyser postanowił zrobić dokument o marketingu i reklamie (głównie, o jej lokowaniu w wielkich produkcjach), za pieniądze uzyskane od sponsorów, których reklamy ulokował w swoim filmie. Na całość składają się negocjacje ze sponsorami, wypadające w tym kontekście bardzo prześmiewczo reklamy firm i produktów oraz rozmowy z ekspertami, pozwalające nieco zagłębić się w funkcjonowanie marketingu w świecie filmu. Mogło być i inteligentnie i bardzo przewrotnie, lecz przeszkadza w tym właściwa dla Spurlocka łopatologia. Jego ustawiczne moralne dylematy (czy jeżeli robię film o reklamie, za pieniądze z reklamy, to się sprzedaję?) wypadają tak nużąco, jak i nieszczerze. Nie zmienia to faktu, że porcja dostarczanej przez dokument rozrywki jest naprawdę obfita, a po seansie może nam towarzyszyć wywołany śmiechem ból brzucha. Jednakże, ta ucieszna strona filmu prawie całkowicie przyćmiewa przedstawiany problem. I tak, choć cała prowokacja koniec końców nie wprawia w większą zadumę, to spot reklamowy szamponu dla koni, w którym Morgan Spurlock bierze kąpiel razem z kucem szetlandzkim, ma szansę trwale zapisać się w historii reklamy.
Zuzanna Witulska
„Morze Żółte” („Hwanghae”, reż. Hong-jin Na)
Facet z toporkiem ganiający po wyludnionych lokacjach, chrupiące co i rusz ludzkie kości, strzykające krwią poderżnięte gardła i rosnące stosy zwłok. Nie, to wcale nie horror. To dramat rodem z Południowej Korei. Dramat, który w pewnym momencie przeistacza się w wyjątkowo brutalny i krwawy thriller, pełen rozbijanych wozów, świstu uderzających noży i błagań o litość. A wszystko zaczyna się w sumie niewinnie. Pogrążony w długach chiński taksówkarz dostaje propozycję nie do odrzucenia: jego dług przestanie istnieć, jeśli zginie pewien człowiek w Korei. Bohater zostaje więc przeszmuglowany przez granicę i gdy przymierza się do wypełnienia zadania, ktoś inny sprząta cel. Komplikacje narastają, do policyjnej obławy dochodzi pościg zorganizowany przez lokalnego mafioza, a sprzątnąć bohatera zamierza też jego zleceniodawca. Pętla się zaciska, a ludzkie życie tanieje z minuty na minutę. „Morze Żółte” doskonale się wpisuje w modny w ostatnich latach w Korei trend ociekających krwią i okrucieństwem thrillerów, spośród których z pewnością warto wymienić nakręconą przez Chan-wook Parka trylogię o zemście, chyba najbliższą wydźwiękiem temu filmowi, a także nietypowego „The Chaser” i wyjątkowo paskudnego (jeśli chodzi o tematykę) „Ujrzałem diabła”. Na ich tle „Morze Żółte” wcale nie wypada blado, z równą skutecznością proponując bohatera twardego, praktycznie niezniszczalnego (a nawet dwóch!), lekką ręką ciachającego na prawo i lewo starych mafijnych wyjadaczy.
Jarosław Loretz
„Jeśli ziarno nie obumrze” („Dacă bobul nu moare”, reż. Sinisa Dragin)
Mawia się, że wiara góry przenosi. Jednak niekiedy nie warto przenosić gór, bo więcej złego z tego przychodzi, niż dobrego. Przekonują się o tym bohaterowie przygnębiającego w wymowie, choć okraszonego momentami rubasznym, momentami ckliwym humorem filmu Dragina: Serb, który jedzie do Rumunii odebrać zwłoki syna, oraz Rumun, który w poszukiwaniu zaginionej córki zapędza się do Kosowa. Obaj pragną w pewien sposób ocalić swoje dzieci, i obaj w końcu – z różnych przyczyn – zawodzą. Zastosowana przez reżysera jako motto fraza z Biblii, „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”, brzmi w tym momencie wyjątkowo przewrotnie. Zwłaszcza że jedynymi wygranymi w całej tej historii zdają się być przyjaciel zmarłego chłopaka i poznana przezeń po drodze prostytutka, ludzie młodzi, wolni od historycznych obciążeń, tak mocno gniotących pokolenia starsze, doświadczone przez rozliczne wojny i reżimy, ale jednocześnie w pewnym sensie pozbawieni moralnego kręgosłupa. Cała historia spięta jest klamrą legendy o drewnianym kościółku, który w XIX wieku rumuńscy chłopi próbowali przeciągnąć z daleka do swojej wioski, a który zmyty przez wielką powódź przepadł w odmętach i od czasu do czasu pojawia się na rzece, podzwaniając widmowym dzwonem. Dzieje kościółka to smutna parafraza podejmowanego przez bohaterów wysiłku, który mimo najszczerszych zamierzeń idzie na marne, przynosząc jedynie ból i cierpienie. Opowieści, snutej raz to z rozrzewnieniem, raz to z goryczą, towarzyszy wyjątkowo piękna, świetnie budująca klimat muzyka. Dużo tutaj także interesujących spostrzeżeń dotyczących zarówno serbskich, jak i rumuńskich realiów i obyczajów.
Jarosław Loretz
koniec
15 października 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

27 WFF: Dzień dziesiąty i ostatni
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień dziewiąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek

27 WFF: Dzień siódmy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień szósty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień piąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień czwarty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień trzeci
— Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień drugi
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

27 WFF: Dzień pierwszy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Z tego cyklu

Dzień dziesiąty i ostatni
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Dzień dziewiąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek

Dzień siódmy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Dzień szósty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień piąty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień czwarty
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień trzeci
— Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień drugi
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Patrycja Rojek, Zuzanna Witulska

Dzień pierwszy
— Urszula Lipińska, Jarosław Loretz, Zuzanna Witulska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.