Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Christopher Nolan
‹Interstellar›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułInterstellar
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery7 listopada 2014
ReżyseriaChristopher Nolan
ZdjęciaHoyte Van Hoytema
Scenariusz
ObsadaMatthew McConaughey, Jessica Chastain, Anne Hathaway, Wes Bentley, Casey Affleck, Michael Caine, Topher Grace, Mackenzie Foy
MuzykaHans Zimmer
Rok produkcji2014
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
WWW
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Gdzie twój dom, Ziemianinie?
[Christopher Nolan „Interstellar” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Interstellar” Cristophera Nolana irytuje, fascynuje, wzrusza, jest dziełem nierównym, ale z pewnością wciąż jednym z najciekawszych SF ostatnich lat.

Konrad Wągrowski

Gdzie twój dom, Ziemianinie?
[Christopher Nolan „Interstellar” - recenzja]

„Interstellar” Cristophera Nolana irytuje, fascynuje, wzrusza, jest dziełem nierównym, ale z pewnością wciąż jednym z najciekawszych SF ostatnich lat.

Christopher Nolan
‹Interstellar›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułInterstellar
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery7 listopada 2014
ReżyseriaChristopher Nolan
ZdjęciaHoyte Van Hoytema
Scenariusz
ObsadaMatthew McConaughey, Jessica Chastain, Anne Hathaway, Wes Bentley, Casey Affleck, Michael Caine, Topher Grace, Mackenzie Foy
MuzykaHans Zimmer
Rok produkcji2014
Kraj produkcjiUSA, Wielka Brytania
WWW
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
„Interstellar” miał bardzo nietypowa promocję. Choć wszyscy – również dzięki tytułowi – wiedzieli, że Christopher Nolan tym razem zabiera widza na wyprawę w odległy kosmos, zwiastuny pokazywały praktycznie wyłącznie początkowe, ziemskie sekwencje filmu. Jedynie szybki, kilkusekundowy montaż drugiej, kosmicznej fazy, pokazywał, że fabuła wywiezie bohaterów poza naszą planetę. Przesłanki takiej promocji były oczywiste – z jednej strony Nolan chciał jak najdłużej ukrywać przed widzami kluczowe wątki filmu, z drugiej chciał, by razem z bohaterami wzięli udział w kosmicznej misji, odkrywając dopiero tunele czasoprzestrzenne i obce światy.
Główny zarys fabuły filmu nie jest specjalnie oryginalny. Ziemia została dotknięta wielką katastrofą ekologiczną, braki pożywienia już spowodowały drastyczny spadek populacji, a wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej. Najwartościowsi ludzie biorą się za uprawy i rolnictwo, bo dla całej planety to najważniejsze zadanie. Naukowcy nie mają wątpliwości – ostatnie dające plony zboża również znikną z powierzchni ziemi, ludzkość czeka głód i brak powietrza. Jedynym ratunkiem wydaje się… opuszczenie naszej planety. Jeśli się uda – z niedobitkami ludzi, którzy ją zamieszkują. Jeśli się nie uda – przenosząc gatunek, a nie konkretnych ludzi, zasiedlając inne światy przygotowanymi na ten cel embrionami.
Fabuła nie jest więc może bardzo oryginalna, wątek ratowania zagrożonej ludzkości poprzez ucieczkę na inną planetę to motyw w fantastyce bardzo stary, w filmie pokazywany już choćby w „When Worlds Collide” z 1951 roku, czy w niedawnym „Cargo”. Christopher Nolan jednak nie chce iść przetartymi szlakami – jego opowieść o szukaniu ratunku dla planety to z pewnością jedno z najambitniejszych SF ostatnich lat. Sięgając po teorie jednego z najgłośniejszych współczesnych astrofizyków Kipa Thorna (który jest współproducentem filmu), wprowadza do fabuły tunele czasoprzestrzenne (wormholes), czarne dziury, przestrzenie wielowymiarowe, jednocześnie dając do zrozumienia, że jego opowieść to również rozważania o ludzkości, jej ambicjach, motywacjach przyszłości.
I za te właśnie ambicje Christopher Nolan zbiera obecnie największe baty. Krytykuje się, że „Interstellar” tylko pozoruje głębię, będąc w gruncie rzeczy jedynie obrazem przygodowej SF z pretensjami do wielkiego kina. Narzeka się na papierowość postaci i banalność ich motywacji, na patos dialogów, na brak dystansu do własnego dzieła, Cóż, jak słusznie zauważył Błażej Hrapkowicz w swej recenzji na łamach portalu Polskiego Radia, zarówno siłą, jak słabością kina Christophera Nolana jest to, że do swej twórczości podchodzi śmiertelnie poważnie. Słabością – bo rzeczywiście łatwo zarzucić mu płytkość swych obserwacji, skrótowość i uproszczenia w tej „poważnej” warstwie. Siłą – bo jednak decyduje to o wyjątkowości jego filmów wśród kinowych blockbusterów. I jakkolwiek widzę wady „Interstellar”, uważam, że zalety filmu w dużej mierze je rekompensują.
Nolan kontra Kubrick
Zacznijmy od ambicji. Chęć zmierzenia się z legendą „2001: Odysei kosmicznej” jest w filmie Nolana bardzo oczywista. Sama konstrukcja filmu ewidentnie nawiązuje do dzieła Kubricka. Najpierw mamy ziemski prolog i pozaziemską zachętę, by wyruszyć w stronę Saturna (celu wyprawy „Discovery” w powieściowej adaptacji scenariusza autorstwa Arthura C. Clarke’a; w filmie lot odbywał się do Jowisza), wizualizacja lotu „Endurance” jest również hołdem dla „Odysei”, jeden z robotów (które są przecież w gruncie rzeczy HAL-em à rebours) żartuje na temat wyrzucania załogi w przestrzeń, mamy szereg mniej lub bardziej widocznych nawiązań wizualnych (jeden kadr jest wręcz kopią kadru „Gwiezdnego Dziecka” z dzieła Kubricka), wreszcie przejście przez horyzont zdarzeń nie może nie przywołać na myśl podróży „poza nieskończoność” Dave’a Bowmana. To oczywiście tylko dodatkowe elementy zapowiadające główne nawiązanie – próbę zmierzenia się z dziełem Kubricka na gruncie filozofii.
W tej rywalizacji „Interstellar” stoi na przegranej pozycji, choć walczy ambitnie. Nolan to jednak twórca dzieł popularnych, w których nie ma miejsca na refleksję głębszą, raczej na proste obserwacje. „2001” ekstrapoluje trendy, ale też odważnie wyrusza w obszary Nieznanego, jest niejednoznaczna, nieoczywista, poddaje się wielu interpretacjom, podczas gdy Nolan po prostu przedstawia wyraziste konstatacje. „Odyseja” rozważa cały pakiet tematów: ewolucja ludzkości, człowiek a kosmos, człowiek a technologia, człowiek a Absolut. Analizuje sytuację, gdy ludzkość zamrze w stagnacji i twierdzi, że będzie musiała pojawić się siła, która pchnie ją dalej. W swym optymizmie jest zresztą zgodna z „Interstellar”. U Kubricka ludzkość jest „Gwiezdnym Dzieckiem”, które stoi dopiero na progu swej egzystencji we Wszechświecie. U Nolana mamy podobne spojrzenie – może dziś (jutro?) nasze działania doprowadzą nas na skraj katastrofy, ale w przyszłości będziemy stanie zgłębić tajemnice i mechanizmy wszechświata, tak by wyjścia poza przestrzeń i czas i samemu je kształtować. Przyszłość rasy ludzkiej zapowiada się więc bardzo obiecująco. Co więcej, nie tylko intelekt pcha nas do przodu, ale również bardziej lekceważone w aspekcie cywilizacyjnego postępu cechy emocjonalne – miłość, relacje z innymi ludźmi, chęć przetrwania. W tej rywalizacji jednak owa emocjonalność wizji Nolana z zimną precyzją „2001: Odysei kosmicznej” musi przegrać. Nie tylko dlatego, że intelektualne spojrzenie bardziej nadaje się do filozoficznego dyskursu, ale też dlatego, że Kubrick w swym wizjonerstwie był prekursorski, a Nolan naśladowczy. Najbardziej nowatorska w jego filmie wydaje się tyrada doktor Brand na temat siły miłości, ale jest też najbardziej ryzykowną, ocierającą się o kicz sceną, zwłaszcza, że peany na cześć uczucia wygłasza pani naukowiec.
Wormhole, hipersześcian i piąty wymiar
Skoro jesteśmy przy nauce, wypada znów stwierdzić, że i ta warstwa pozostawia ambiwalentne uczucia. Nastawialiśmy się na pierwsze od lat prawdziwe science fiction, ale, tak jak i w przypadku „Grawitacji”, twórcy wprowadzają na potrzeby opowieści filmowej cały szereg uproszczeń. W dziele Cuarona mieliśmy precyzyjne odwzorowanie realiów stanu nieważkości, wnętrz pojazdów kosmicznych, ale też niespecjalnie zgodne z faktami rozmieszczenie urządzeń na orbitach i absurdalne z punktu widzenia fizyki poświęcenie George’a Clooneya. „Interstellar” zebrał już baty za wiele spraw – wątpliwa stabilność planety, na której na skutek grawitacyjnej dylatacji czasu jedna godzina trwa siedem ziemskich lat, niewyjaśnioną metodę komunikacji międzygalaktycznej, mijające się z faktami realia podróży przez horyzont zdarzeń, ryzyko koncepcji szukania nowego świata w niegościnnym towarzystwie Czarnej Dziury, czy też wreszcie nieco irytującą tendencję bohaterów do wyrażania dość oczywistych z ich punktu widzenia faktów w formie łopatologicznych wykładów. Cóż, wygląda na to, że nie możemy od blockbusterów wymagać pełnej wiarygodności naukowej, bo by… przestały być blockbusterami.
Nie zmienia to jednak faktu, że nauka w „Interstellar” jest ważna, być może ważniejsza niż w jakimkolwiek innym filmie science fiction od dekad – w ten sposób możemy przejść do niekwestionowanych atutów filmu. Sam dobór bohaterów jest już znaczący – wszyscy główni są naukowcami, bądź inżynierami (dodajmy, że mamy tu też silną reprezentację kobiet, co na pewno należy Nolanowi policzyć na plus). Podstawowe dla fabuły wyniszczające ziemię zjawisko ekologiczne nie jest jakimś wesołym wymysłem, ale ekstrapolacją zjawiska określanego historycznie jako „Dust Bowl” – katastrofy spowodowanej wieloletnią suszą i rabunkową eksploatacją gruntów, która wyniszczyła centralne stany USA w latach 30. ubiegłego stulecia (nawet dokumentalne wstawki przedstawiają tak naprawdę osoby, które opowiadają o tym autentycznym zjawisku). Naukowa podbudowa podróży kosmicznej i eksploatacji innych światów również ma silne podstawy w teoriach współczesnych fizyków. Znajdziemy tu przecież i tunel czasoprzestrzenny, zwizualizowany zgodnie z obecną wiedzą (a właściwie lepiej: przypuszczeniami), wizualizację otoczenia czarnej dziury, dywagację na temat przestrzeni pięciowymiarowej (i wpływu jej na kwestie czasu i odległości). To oczywiście w większości nie poparte doświadczeniami teorie, ale przecież na korzystaniu z takowych powinna opierać się porządna fantastyka naukowa.
Dla mnie, jako fana gatunku, podróż, jaką zafundował widzowi w swym filmie Christopher Nolan, jest ogromną przyjemnością. Kiedy w SF mieliśmy tak odważne pomysły, jak wizualizację planety, na której oddziaływanie grawitacji z obiektu o ogromnej masie powoduje nieustające gigantyczne pływy? Kiedy mieliśmy koncepcję, by układ planetarny krążył wokół czarnej dziury, a energii dostarczało mu nie światło gwiezdne, lecz promieniowanie dysku akrecyjnego? Kiedy mieliśmy takie manipulacje czasem i przestrzenią? Kiedy kluczowe sekwencje odbywały się wewnątrz hipersześcianu? Oczywiście, film nie jest wykładem naukowym (patrz wyżej), ale w miły sposób łechcze moją potrzebę naukowych inspiracji. Inspiracji, nie faktów. Fizyki, tak jak i historii, nie należy uczyć się z filmów, ale filmy do takiej nauki mogą właśnie nieźle inspirować.
Najambitniejszy twórca blockbusterów
To wszystko sprowadza nas do stwierdzenia, że przy wszystkich swych wadach jako reżysera (które najlepiej unaocznił „Mroczny rycerz powstaje”, film irytująco niespójny), przy pojawiających się problemach z prowadzeniem aktorów (Mathew McConaughey nie rozczarowuje, ale gra poniżej poziomu prezentowanego w swych ostatnich filmach, Anne Hathaway nie radzi sobie najlepiej, jedynie Jessica Chastain potrafi coś wycisnąć ze swej roli), Christopher Nolan jest wciąż najbardziej ambitnym twórcą blockbusterów w Hollywood. O jego poprzednim SF swego czasu pisałem: „Incepcja” to cholernie odważny film. Mamy do czynienia z pierwszym blockbusterem za ciężkie pieniądze, w którym cała konstrukcja jest tak złożona, że „przeciętny widz” nie ma najmniejszej szansy na objęcie całości i musi wyjść skonsternowany. A przecież miliony dolarów powinny się zwrócić właśnie dzięki „przeciętnym” widzom. Tymczasem już nawet nie trzy poziomy snu (to większość jest w stanie objąć), ale szereg drobniejszych koncepcji – śnienie świadome, wchodzenie do czyjegoś snu (odpowiecie na szybko czyim snem był każdy z poziomów), sprzężone „kicki” do wybudzenia, limbo, migracje bohaterów między poziomami po śmierci we śnie, istoty z podświadomości – to jednak wymaga cholernej koncentracji, bez której film pozostaje bezładną mieszanką pościgów i strzelanek. Podobnie jest w „Interstellar” – Nolan w żadnej mierze nie idzie na skróty. Pisałem o tym już tu kilkukrotnie – wykorzystanie współczesnej astrofizyki, manipulacje czasem i przestrzenią, dywagacje natury filozoficznej (nawet jeśli nie niosące ze sobą bardzo odkrywczych myśli), gorzki happy-end, świadczą o tym, że Nolan wciąż potrafi opakować wysokobudżetowe widowisko w swoją osobistą formułę. I chwała mu za to.
Ostatnia – ale być może największa zaleta filmu – element, który jest krokiem naprzód po chłodnej „Incepcji” to siła emocjonalnego oddziaływania „Interstellar”. Ową warstwę nakręca oczywiście relacja między ojcem a córką, która jest też jedną z głównych osi, na których oparto cały film. Ten wątek kupuję całkowicie – od prostego zobrazowania, dlaczego więź miedzy nimi jest tak silna, po zrozumiałe reakcje na wieść o koniecznym rozstaniu, gdy Cooper decyduje się wyruszyć na misję, po gniew, jakim żywi się i jaki napędza Murph w jej dalszym życiu i karierze. Pięknie sprawdzają się tu proste kwestie na temat rodzicielstwa, emocje na twarzach bohaterów, gdy odsłuchują komunikaty sprzed lat, motywacje do działania. Nie ma w tym nic specjalnie oryginalnego, ale w takich właśnie scenach Nolanowski patos potrafi wypalić i chwycić za gardło. Nie tylko zresztą w relacji Cooper-Murph, cytowany kilkukrotnie wiersz Dylana Thomasa „Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy”, w oryginale odnoszący się do ojca poety, w filmie tyczący całej ludzkości, również potrafi złapać za serce. Zdaję sobie sprawę, że kwestia akceptacji tej warstwy emocjonalnej bardzo silnie zależy od własnych doświadczeń, od osobistego odbioru – ja to w każdym razie kupiłem.
Tak jak i zresztą cały ten film – przesadnie ambitny, próbujący być większym niż umiejętności twórców, nie we wszystkich elementach w pełni satysfakcjonujący, ale jednak zabierający nas w podróż dawno w filmowej SF nie widzianą, inspirujący i tak zwyczajnie, po ludzku, wzruszający.
koniec
13 listopada 2014

Komentarze

13 XI 2014   14:29:47

Dziękuje Panie Konradzie. Właśnie na taki tekst czekałem. Ten film zbiera tak skrajne recenzje, że trudno w nich się dopatrzyć takiego ogólnego, spokojnego spojrzenia jak tutaj. Albo mamy zupełny hurraoptymizm, albo w drugą stronę, hasła: Nolan to profan i takie tam. Mam nadzieję, że w końcu znajdę wolne 3 godziny podczas najbliższego weekendu i zanurzę się w świat wykreowany przez Nolana. I sam jestem ciekaw jak ja to odbiorę :)

13 XI 2014   18:00:03

I po tą recenzją mogę się podpisać.

Dwa ostatnie akapity dosadnie pokazują siłę tego filmu i to co w nim podobało mi się najbardziej. A przecież poszedłem na S-f a dostałem i sience-Fiction i troszkę emocji.

13 XI 2014   18:30:44

Zgadzam się z szanownym autorem od siebie dodając tylko, że film naprawdę potrafi wciągnąć (do samego końca byłem ciekaw jak to się skończy) a i wstawki humorystyczne są całkiem udane. Zastanawia mnie tylko czy nawiązania do "2001" nie są bardziej pastiszem niż rywalizacją - bo ja w ten to właśnie sposób to odebrałem.

13 XI 2014   19:38:01

Również podpisuję się pod tą recenzją.

14 XI 2014   02:51:15

dzieki za recenzje, superowska. film widzialem i jestem pewien ze w przyszlosci bedzie uwazany za klasyke gattunku...

16 XI 2014   00:35:38

Dziękuję za recenzję - jedną z nielicznych bez hejtu i szydery. Film odebrałam podobnie. Minał tydzień od seansu, a ja nadal o nim myślę i śnię.

23 XI 2014   02:50:44

Przysłuchując się opinią mądrych (wydawałoby się) znajomych i przyjaciół i czytając recenzje (wydawałoby się) błyskotliwych krytyków, na temat filmu Interstellar Nolana.Dochodzę do wniosków że ten film stał się swoistym papierkiem lakmusowym który w stopniu wystarczającym demaskuje pseudo inteligencje osób starających się tworzyć wydumane dyletanckie banały natury krytycznej.Jednocześnie co niektórzy z nich gdzieś tam na granicy podświadomości dostrzegają ten jakże brutalny filtr przez który ich skromna inteligencja nie jest w stanie się przecisnąć. Skutkuje to zwykle pewną forma agresji lub niewyszukaną kpiną która ową agresje ma przykryć.

23 XI 2014   03:14:14

Rzecz jasna powyższy wywód nie dotyczy recenzji pan Konrada W.
Która osobiście uważam za niezwykle wyważoną i sensowną.
Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja ogląda: Listopad 2014 (2)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Remanent filmowy 2017
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Grzegorz Fortuna, Adam Kordaś, Marcin Osuch, Jarosław Robak, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Esensja ogląda: Grudzień 2017 (4)
— Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Lipiec 2017 (3)
— Sebastian Chosiński, Jarosław Loretz

Esensja ogląda: Listopad 2012 (DVD i Blu-Ray)
— Sebastian Chosiński, Krystian Fred, Jakub Gałka, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Sierpień 2012 (kino)
— Sebastian Chosiński, Grzegorz Fortuna, Anna Kańtoch, Alicja Kuciel, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski

Bruce Wayne odchodzi
— Jakub Gałka

Esensja ogląda: Lipiec 2012
— Sebastian Chosiński, Ewa Drab, Grzegorz Fortuna, Alicja Kuciel, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski

#occupygotham
— Michał R. Wiśniewski

Mroczny Rycerz upada
— Miłosz Cybowski

Wygrać z podświadomością
— Ewa Drab

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.