“W doborowym towarzystwie” Paula Weitza zostało włożone przez dystrybutora do szufladki komedii romantycznych z domieszką dramatu. Reklamowanie próby zobrazowania wyzutego z uczuć świata materialistów jako komedii sygnowanej nazwiskiem sławnej Scarlett Johansson, to nic więcej jak usiłowanie ściągnięcia większej ilości widzów do kina. Mało ma wspólnego z prawdą.
Gorzkie uniwersum biznesu
[Paul Weitz „W doborowym towarzystwie” - recenzja]
“W doborowym towarzystwie” Paula Weitza zostało włożone przez dystrybutora do szufladki komedii romantycznych z domieszką dramatu. Reklamowanie próby zobrazowania wyzutego z uczuć świata materialistów jako komedii sygnowanej nazwiskiem sławnej Scarlett Johansson, to nic więcej jak usiłowanie ściągnięcia większej ilości widzów do kina. Mało ma wspólnego z prawdą.
Paul Weitz
‹W doborowym towarzystwie›
EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | W doborowym towarzystwie |
Tytuł oryginalny | In Good Company |
Dystrybutor | Monolith |
Data premiery | 31 marca 2005 |
Reżyseria | Paul Weitz |
Zdjęcia | Remi Adefarasin |
Scenariusz | Paul Weitz |
Obsada | Dennis Quaid, Topher Grace, Scarlett Johansson, Marg Helgenberger, Selma Blair, Clark Gregg, Philip Baker Hall, Malcolm McDowell, David Paymer |
Muzyka | Stephen Trask |
Rok produkcji | 2004 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 109 min |
WWW | Strona |
Gatunek | komedia |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Paul Weitz, dotychczasowo reżyserujący z bratem, postawił sobie trudny do zrealizowania cel: nakręcić film o współczesnych problemach związanych z karierą zawodową pod przykrywką komedii w lekkiej oprawie stylistycznej. Zręcznie przedstawił smutne aspekty obecnych realiów, w których podstawowym elementem jest wyścig szczurów dla młodych ambitnych, podczas gdy starsi przestają być potrzebni mimo posiadanego doświadczenia. Gorzej reżyser poradził sobie z uformowaniem tej jakże aktualnej myśli w optymistyczną błahostkę. Kontrastowanie przygnębiających faktów z radosną beztroską, mające na celu rozweselić widza po zaprezentowaniu kilku gorzkich prawd, to zadanie trudne do zrealizowania. Nic dziwnego, że Weitz nie do końca mu podołał.
Film odbiera się na poziomie niezłego obrazu obyczajowego z precyzyjnie nakreślonymi, ambiwalentnymi postaciami. Jednak oprócz wyizolowania z fabuły ważnego wątku relacji starszy-młodszy, twórcy połakomili się o poruszenie wielu kwestii, wyraźnie wpisanych w charakter dzisiejszych czasów. Wspominają o postrzeganiu przez młodych karierowiczów pracy i rodziny jako antagonizmu. Zarabianie pieniędzy i satysfakcja z sukcesów zawodowych stają się priorytetowe wobec związków z innymi ludźmi. Kluczową postacią tego wątku wydaje się Alex, grana z niespotykaną naturalnością przez Scarlett Johansson. Romans między Alex a nowym szefem jej ojca to pretekst do przedstawienia uczuciowej niedojrzałości młodego pokolenia, skupionego na wykształceniu i myśli o przyszłości zawodowej. Brak zaangażowania oznacza brak zobowiązań, a co za tym idzie możliwość rozwijania się bez obciążenia drugą osobą. Zderzenie powierzchownego związku córki z długoletnim, szczęśliwym małżeństwem ojca przekształca się w hołd tradycyjnym wartościom. Wnioskiem staje się wizja przyszłości wypełnionej nieczułymi, chorobliwie ambitnymi samotnikami.
Inny typ przedstawiciela młodego pokolenia prezentowany jest przez Cartera Duryea, który po awansie zabiera posadę szefa działu reklamy ojcu Alex, Danowi Foremanowi. Dla właścicieli wielkich korporacji nie liczy się doświadczenie i znajomość rynku u wieloletnich pracowników, tylko charyzma i kreatywność młodych, którzy najlepiej wiedzą, czego oczekują potencjalni klienci w granicach wiekowych 18-25 lat. Topher Grace, wcielający się w Cartera, doskonale potrafił pokazać rolę kariery w życiu swojego bohatera, a jednocześnie podkreślić, że w postawie pracoholika kryje się tęsknota za prawdziwymi emocjami i ciepłem rodzinnym. Carter poświęca się pracy, ale dostrzega okrucieństwo systemu, męczy go samotność. Topher Grace, do tej pory niedostrzegany przez filmowców, gra Cartera balansując na granicy radosnej spontaniczności i melancholijnej rezygnacji. Udowadnia w ten sposób, że niesłusznie był do tej pory pomijany w aktorskim światku.
Bohaterowie za chwilę odegrają scenę z makaronem z "Zakochanego kundla" - stąd wesołość.
Dennis Quaid w roli Dana dopełnia doborowe towarzystwo aktorów, ilustrując swoją kreacją bezsilność jednostki wobec systemu. Człowiek nie jest ważny, to kolejna śrubka w wielkim mechanizmie. Połączenie dwóch zupełnie różnych osobowości głównych bohaterów daje możliwość przyjrzenia się bliżej konfliktowi pokoleń oraz przeciwstawnych recept na życie. Dla Dana najważniejsza jest rodzina, dla niej pracuje, aby zapewnić wszystkim, których kocha odpowiednie warunki. Między innymi dlatego zyskuje szacunek u nowego szefa. Carter uważa szczęśliwą rodzinę za niedościgniony ideał, prawie oksymoron, nie dający się do końca połączyć z sukcesami zawodowymi.
Poruszenie tak wielu aktualnych problemów nie stwarzało możliwości do zrobienia zabawnej komedii. Podobne kwestie dotyczą wszystkich, dlatego trudno jest osłodzić gorycz rzeczywistości. Paul Weitz próbował na siłę rozjaśnić tą historię. Niestety, umieszczenie jej w wyidealizowanym świecie nowojorskich biznesmenów prowadzi do rozbicia ideologii filmu o ładną stronę wizualną: restauracji, biur i dużych domów, nieźle sfotografowanego Nowego Jorku. Oszlifowanie chropowatej rzeczywistości nie powoduje jednak zniwelowania smutnej refleksji filmu, a wywołuje niesmak fałszywością wyrażonych treści. Podobnie wprowadzenie do zakończenia triumfu tradycji nie pasuje do realistycznego podejścia twórców do reszty filmu.
Mimo to Paul Weitz nakręcił sprawnie zrealizowany obraz, którym nie chce widza smucić, tylko zwrócić mu na pewne rzeczy uwagę. Szkoda tylko, że nie do końca udaje mu się zaangażować odbiorców emocjonalnie w losy bohaterów. Doskonałe aktorstwo głównej trójki nie zmienia sytuacji – przez większą część seansu pozostajemy zdystansowani. Warto jednak zapamiętać, że Weitz potrafi zrobić dobry film bez pomocy brata Chrisa i bez używania sprośnego humoru z “American Pie”. Płynnie prowadzi narrację, aby zupełnie mimochodem napomknąć o rzeczach nie związanych z najważniejszymi wątkami: roli przypadku w życiu człowieka, czy samotności w wielkiej metropolii. Dlatego dystrybutor reklamując “W doborowym towarzystwie” jako komedię romantyczną, niszczy starania nie tylko reżysera, ale całej ekipy. Widz nastawiony na lekką rozrywkę odbierze film Weitza negatywnie. Ale cóż…biznes to biznes.