Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bartosz M. Kowalski
‹W lesie dziś nie zaśnie nikt›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułW lesie dziś nie zaśnie nikt
Data premiery13 marca 2020
ReżyseriaBartosz M. Kowalski
ZdjęciaCezary Stolecki
Scenariusz
ObsadaJulia Wieniawa-Narkiewicz, Wiktoria Gasiewska, Miroslaw Zbrojewicz, Gabriela Muskala, Stanislaw Cywka, Sebastian Dela, Michal Lupa
Rok produkcji2020
Kraj produkcjiPolska
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Krok w dobrą złą stronę
[Bartosz M. Kowalski „W lesie dziś nie zaśnie nikt” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„W lesie dziś nie zaśnie nikt” to zaskakująco przyzwoity horror. Przynajmniej jak na nasze warunki. Jeszcze kilka podobnych i będzie można zacząć się zastanawiać nad odmrożeniem zalążka odzyskiwania wiary w rodzime kino grozy.

Jarosław Loretz

Krok w dobrą złą stronę
[Bartosz M. Kowalski „W lesie dziś nie zaśnie nikt” - recenzja]

„W lesie dziś nie zaśnie nikt” to zaskakująco przyzwoity horror. Przynajmniej jak na nasze warunki. Jeszcze kilka podobnych i będzie można zacząć się zastanawiać nad odmrożeniem zalążka odzyskiwania wiary w rodzime kino grozy.

Bartosz M. Kowalski
‹W lesie dziś nie zaśnie nikt›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułW lesie dziś nie zaśnie nikt
Data premiery13 marca 2020
ReżyseriaBartosz M. Kowalski
ZdjęciaCezary Stolecki
Scenariusz
ObsadaJulia Wieniawa-Narkiewicz, Wiktoria Gasiewska, Miroslaw Zbrojewicz, Gabriela Muskala, Stanislaw Cywka, Sebastian Dela, Michal Lupa
Rok produkcji2020
Kraj produkcjiPolska
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Na tle dotychczasowych krajowych wyrobów horroropodobnych, wciąż wzbudzających dreszcze samym brzmieniem tytułów – że przypomnę „Wilczycę”, „Widziadło”, „Lubię nietoperze”, „Drzewa”, „Legendę” i „Porę mroku”, a z krótszego metrażu choćby „Złe mięso”, „Nieznajomego” czy „Watahę” – najświeższa rodzima produkcja, „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, błyszczy niczym gwiazda na firmamencie. Oczywiście do ideału droga jeszcze daleka. Do peletonu światowych rzemieślników też spory kawałek. Ale tak po prawdzie wstydu twórcom ten film nie przynosi.
Fabuła – jak to w slasherze – nie grzeszy zawiłością. Do położonego w głębokim lesie obozu pionierskiego przybywa grupa nastolatków. Ze względu na zawalenie edukacji mają odbyć swego rodzaju odwyk od wszelkiego przenośnego sprzętu elektronicznego. Zaraz po przyjeździe zostają podzieleni na kilkuosobowe grupy i nazajutrz przekazani opiekunom, mającym zabrać ich na trzy dni w głuszę i wymęczyć fizycznie, przy okazji przeprowadzając terapię psychologiczną. Grupa, której losy śledzimy, składa się z opiekunki i pięciu baranków: dwóch dziewczyn (puszczalska i niedoszła samobójczyni) oraz trzech chłopaków (tłustawy nerd, sportowiec i nieokreślone indywiduum). Pech chciał, że w nieodległym domku właśnie wyrwał się z wieloletniej niewoli pokryty bąblami wielki, tępy typ wagi superciężkiej. Na początek ubija sportowca, rozanielonego po utracie dziewictwa. Zaniepokojona opiekunka zabiera samobójczynię i nerda i idzie szukać pomocy, podczas gdy pozostała dwójka siada nad jeziorem i zaczyna zabijać czas dyskusją. Oczywiście wiemy, w jakim domu szuka pomocy opiekunka. Wiemy też, z jakim skutkiem. A przynajmniej wiedzą to ci, którym reguły rządzące gatunkiem nie są obce.
I tutaj niespodziewanie okazuje się, że z tymi schematami to nie do końca sprawa jest przesądzona. Owszem, baranki same pchają się pod nóż, morderca ma odpowiednio odrażającą aparycję i jest pozbawiony ludzkich odruchów, na prawo i lewo chlusta krew, po zakamarkach planu walają się rozmaite kości, truchła zwierząt i ludzkie szczątki, ale bohaterów w zasadzie trudno posądzać o skrajną tępotę. Nie ma tu też nieprzemijającej bolączki hollywoodzkiego kina, znanej jako hit & run. Jak więc dochodzi do konfrontacji z mordercą, baranki wykazują się zadowalającą dawką sprytu i zaangażowania. To całkiem duża zaleta produkcji.
Zalet jest zresztą znacznie więcej. Film ma nadspodziewanie dobre zdjęcia: ostre, wyraźne, w pięknych plenerach, a i w nocy widać wszystko, co należy. Oprócz tego aktorzy zdumiewająco dobrze – oczywiście jak na nasze kino – radzą sobie praktycznie w każdej sytuacji. Jest to tym większe zaskoczenie, że nie tylko wyjadacze wypadają ciekawie (choćby Wojciech Mecwaldowski czy Olaf Lubaszenko), ale i młode pokolenie na ogół zachowuje się wiarygodnie. Nikt nie próbuje odtwarzać mimiki drzew, chodzić jak dramatyczny zombie, nikt nie boi się kamery ani nerwowo nie reaguje na obecność ekipy. Ba! Naturalnie wypadają też dialogi, odpowiednio kraszone mocniejszym słowem, a i znajdzie się ładny, goły biust, którego obecność nie prowadzi do sceny sapanego rżnięcia i klasków ciała o ciało. Szczerze powiedziawszy, finezja sceny miłosnej wręcz szokuje pruderią jak na warunki naszej kinematografii, wciąż mocno siermiężnej w tej kwestii. Troszkę gorzej jest z dykcją i ogólnie udźwiękowieniem, bo niektóre wypowiedzi są wręcz zagadkami lingwistycznymi, ale nie ma potrzeby rozdzierać szat. Pochwalić muszę też urokliwą, bardzo klimatyczną muzykę, choć przyznam, że odgłos paszczą w wykonaniu czapli czy jakiegoś pokrewnego ptaszyska zaczyna w pewnym momencie wytrącać z równowagi i psuć ogólny efekt.
Jest jednak i łyżka dziegciu. A raczej chochla. Lokacja może i jest piękna, jak to Kampinos, ale scenografia chwilami denerwuje – na przykład wyglądem obozu, niemal żywcem przeniesionego z kina zaoceanicznego. Bo u nas infrastruktura ewentualnych obozów wygląda nieco bardziej cywilizowanie. Chatka w lesie (nie ta „bąbelka”) też raczej niczego z naszego podwórka nie przypomina, a i z bronią i łatwością jej użycia jest sprawa dyskusyjna. Gdy jednak ktoś rzuca uwagę, że do najbliższych ludzkich siedzib jest DWA DNI MARSZU, to już po prostu ręce opadają. Bo mamy dość nieduży kraj i jest fizyczną niemożliwością, by prędzej czy później – nawet idąc tempem okulanego żółwia – nie trafić na drogę, a za jej pośrednictwem i na cywilizację, zapewne podróżując już wówczas w fotelu pierwszego zatrzymanego samochodu. Zresztą całej sytuacji przeczy prostytutka na rowerze. Bo raczej wątpliwe, by była chętna na schadzki odległe od miejsca jej regularnego rezydowania o kilka godzin pedałowania.
Średnio też wypadają niektóre efekty specjalne. Krew jest wodnista i bywa, że bliżej jej fioletu niż czerwieni. Kończyny i urwane głowy są natomiast chwilami jawnie gumowe. Inna sprawa, że charakteryzacja „bąbelka” jest doprawdy świetna, a i część zgonów też wygląda dość wiarygodnie.
Na koniec zostawiłem jeszcze jedną sprawę, która skłoniła mnie do obcięcia oceny. Ta sprawa to odniesienia. Owszem, widać, że twórcy oglądali klasykę i chętnie zaczerpnęli z niej wiele motywów. Niestety, nie poprzestali na tych odniesieniach, na rozsądnych cytatach czy sprytnych zapożyczeniach. Nie zdecydowali się też na konwencję pastiszu. Ot, po prostu chapnęli co poniektóre motywy w całości, bez śladu najmniejszej refleksji, i – co jest zachowaniem dla mnie niezrozumiałym – wykonali je gorzej niż w oryginale, i to oryginale łatwym do wyśledzenia. Pierwszy z dwóch najbardziej rzucających się w oczy przypadków to zgon w śpiworze. Scena była o wiele bardziej dynamicznie i realistycznie wykonana w siódmej części „Piątku trzynastego”. Co warto zaznaczyć, wówczas też było to zapożyczenie, ale odpowiednio przetworzone – ze starszego o osiem lat, owianego złą sławą horroru „Night of the Demon”, w którym Wielka Stopa w podobny sposób rozprawia się z pewnym turystą. Druga natomiast scena dotyczy rozchlastania delikwenta na dwie połowy – mieliśmy to już, tyle że w wydaniu żeńskim, w drugiej „Drodze bez powrotu” (na temat której kiedyś już się wyzłośliwiałem). Po prostu szkoda, że nie pokuszono się o własne pomysły, bo na widok wzmiankowanych scen mój szacunek do twórców zmalał więcej niż ździebko…
W efekcie dostaliśmy film przeciętny, jeśli przyrównać go do produkcji zagranicznych, ale zaskakująco przyzwoity jak na kino polskie. I – co najciekawsze – dający się oglądać bez przerw na kanapkę. Bez krzywienia się na grę aktorską czy poczynania bohaterów. W moim przekonaniu to ogromne osiągnięcie ekipy. I otwarta furtka do tworzenia kolejnych horrorów (i nie tylko), kręconych – mam nadzieję – z większym polotem i dbałością o detal.
koniec
8 czerwca 2020

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Jak dobrze nam mutantem być
— Jarosław Loretz

W polskim slasherze nie dzieje się nic
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W lesie… jesteśmy z polskimi slasherami
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż twórcy

Jak dobrze nam mutantem być
— Jarosław Loretz

W polskim slasherze nie dzieje się nic
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Tegoż autora

Kości, mnóstwo kości
— Jarosław Loretz

Gąszcz marketingu
— Jarosław Loretz

Majówka seniorów
— Jarosław Loretz

Gadzie wariacje
— Jarosław Loretz

Weź pigułkę. Weź pigułkę
— Jarosław Loretz

Warszawski hormon niepłodności
— Jarosław Loretz

Niedożywiony szkielet
— Jarosław Loretz

Puchatek: Żenada i wstyd
— Jarosław Loretz

Klasyka na pół gwizdka
— Jarosław Loretz

Książki, wszędzie książki, rzekł wół do wieśniaka
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.