Facet w rajtuzach [Michael Lembeck „Dobra wróżka” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Dwayne ‘The Rock’ Johnson ma to, czego brakuje większości osiłków robiących karierę w kinie – niewymuszony wdzięk i poczucie humoru. Dzięki temu filmy, w których występuje – jak choćby „Dobra wróżka” – ogląda się nad wyraz przyjemnie, nawet jeśli nie grzeszą przesadną mądrością.
Facet w rajtuzach [Michael Lembeck „Dobra wróżka” - recenzja]Dwayne ‘The Rock’ Johnson ma to, czego brakuje większości osiłków robiących karierę w kinie – niewymuszony wdzięk i poczucie humoru. Dzięki temu filmy, w których występuje – jak choćby „Dobra wróżka” – ogląda się nad wyraz przyjemnie, nawet jeśli nie grzeszą przesadną mądrością.
Michael Lembeck ‹Dobra wróżka›EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Dobra wróżka | Tytuł oryginalny | Tooth Fairy | Dystrybutor | CinePix | Data premiery | 7 maja 2010 | Reżyseria | Michael Lembeck | Zdjęcia | David Tattersall | Scenariusz | Joshua Sternin, Jeffrey Ventimilia, Lowell Ganz, Babaloo Mandel, Randi Mayem Singer | Obsada | Dwayne ‘The Rock’ Johnson, Ashley Judd, Julie Andrews, Brandon T. Jackson, Billy Crystal, Juno Ruddell | Muzyka | George S. Clinton | Rok produkcji | 2009 | Kraj produkcji | Kanada, USA | Czas trwania | 101 min | WWW | Strona | Gatunek | komedia | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Mięśniaków usiłujących podbić serca widzów były już całe pęczki, jednak niewielu z nich zdołało się na dłużej zaczepić w biznesie filmowym, zaś spośród tych, którym sztuka ta się udała, znaczna część nieodwołalnie pogrążyła się w kinie tanim, głupim i sprzedawanym wyłącznie na płytach DVD bądź puszczanym bezpośrednio w telewizji. Trudno na razie wyrokować, jak potoczy się kariera Dwayne’a, bowiem na szerokim ekranie gości od niecałej dekady, jednak wnioskując z umiarkowanie rozważnego dobierania ról i dbania o odpowiednio wysokie gaże, ma facet szansę jeszcze długo unosić się na powierzchni. Trzeba jednak pamiętać, że wdzięk osobisty, jak ogromny by nie był, sam w sobie nie jest żadną gwarancją sukcesu. Wystarczy wspomnieć losy Kevina Sorbo, który podbił serca milionów widzów rolą Herkulesa, a potem bardzo szybko spadł do drugiej, czy wręcz trzeciej ligi, grywając – i to najczęściej ledwie epizody – w filmach nie tylko słabo zrobionych, ale i koszmarnie głupich. Miarą upadku niech będzie to, że zastąpił Dwayne’a w dwóch tanich, słabiutkich kontynuacjach remake’u „ Z podniesionym czołem”. A przecież Dwayne przygodę z kinem zaczął prawie dziesięć lat później, niż Sorbo… „Dobra wróżka” to drugie podejście Dwayne’a do kina familijnego. Moim zdaniem znacznie szczęśliwsze, bo Disneyowska „Góra czarownic” na milę cuchnęła niczym nie skrywanym smrodkiem dydaktycznym i proponowała całą plejadę mniejszych bądź większych dziur logicznych. Oczywiście, „Dobra wróżka” również nie mogła się obejść bez moralizatorstwa i tak samo nie uniknęła potknięć (na przykład – jak się ma ubóstwo wróżkolandii do działka na pył amnezji?), jednak główne skrzypce gra tutaj dorosły, a nie dzieci, i to właśnie z perspektywy dorosłego opowiedziana jest cała historia. A ma to spore znaczenie, bowiem odpada w tym momencie połowa zwyczajowego infantylizmu, a sama fabuła jest łatwiejsza do przełknięcia dla widza pełnoletniego. Bohaterem filmu jest hokeista, który od dawien dawna wypuszczany jest na taflę jedynie po to, by brutalnie wyeliminować tego z graczy drużyny przeciwnej, z którym nie dają sobie rady normalni zawodnicy. A że często lecą przy tym zęby, hokeista ochrzczony został mianem Zębowej Wróżki (która to zależność kompletnie została zarżnięta w polskim tłumaczeniu tytułu). Uważa się za wspaniałego faceta, zawsze chodzi uśmiechnięty, chętnie rozdaje autografy podkreślając, ile będą warte na ebayu, a także radośnie odziera dzieci z wszelkich marzeń, rozwiewając ich złudzenia co do przyszłej, wspaniałej kariery. Gdy jednak próbuje wyjaśnić córce dziewczyny, z którą się spotyka, że wróżki zębowe nie istnieją, trafia – w gustownych różowych rajtuzach, takiejż sukieneczce i ze skrzydłami na plecach – przed oblicze naczelnej zębowej wróżki. W ten właśnie sposób dowiaduje się o dwóch tygodniach przymusowych robót, czyli zbieraniu upchniętych pod poduszkami dzieci mleczaków i podkładaniu w ich miejsce dolarowych banknotów. W misji pomaga mu pozbawiony skrzydeł wróż-urzędnik (bardzo sympatyczny Stephen Merchant) i torba pełna przeróżnych magicznych maści, proszków i aerozoli, które powstały dzięki inwencji wróżkowego magika (całkiem miłe cameo Billy’ego Cristala). Film jest zrealizowany bardzo porządnie i nawet jeśli momentami nie jest zbyt mądry, w niczym to nie psuje seansu, co w znacznej części jest zasługą samego The Rocka, który posiada wiele osobistego uroku i potrafi spojrzeć na swoją rolę z odpowiednim dystansem. A że humor niekiedy troszkę dziecinny? Że niektóre ujęcia zbyt cukierkowe? Że wydźwięk filmu ciut miękki, gęsto oblany polewą moralizatorstwa? I cóż z tego? W końcu to kino familijne. Kino, w którym niektóre ze scen są fenomenalnie wręcz zaaranżowane. Na przykład ta z dzieckiem, które nie bardzo rozumie, czemu zniknął ząb, a nie pojawił się banknot, albo ta, gdy bohaterowi wyrastają skrzydła. Świetna jest też cała sekwencja pozyskiwania mleczaka według nowej koncepcji wróżki, już bez magicznych dodatków. Nie ma co jednak udawać, że to film dla dorosłych. Jego zadaniem jest w końcu „uczyć bawiąc”, więc bez moralizatorstwa nie mogło się tu obejść. Szczęśliwie jest to moralizatorstwo pozbawione nachalności, podane w sposób w miarę naturalny i mało drażniący. Również wątek sportowy, na ogół – przynajmniej jeśli chodzi o amerykańskie kino familijne – infantylny, nachalnie moralizujący i ponad miarę rozwleczony, w „Dobrej wróżce” wcale nie dominuje nad fabułą i mimo posiadania kilku scen z humorem raczej mało wybrednym, elegancko wpasowuje się w całą historię. Szkoda jednak przy tym wszystkim, że polski tytuł filmu brzmi „Dobra wróżka”, bo nijak się to ma do zawartości. Skoro zupełnie odpadała opcja „Zębowej wróżki” (aczkolwiek zupełnie nie rozumiem, dlaczego), lepiej już było dać tytuł „Zębowy wróż”. Ale to chyba zbyt wysokie oczekiwania w stosunku do naszych dystrybutorów…
|
"zupełnie odpadała opcja „Zębowej wróżki” (aczkolwiek zupełnie nie rozumiem, dlaczego)"
zapewne dlatego, że nie znamy czegoś takiego w naszej kulturze, choć oczywiście to jedynie wymówka, a nie prawdziwy powód dla którego trzeba by zmieniać zrozumiały i do tego znaczący tytuł filmu na taki, który jest zupełnie bez żadnego związku z fabułą