Nie ukrywajmy – to nie jest arcydzieło gatunku. Ba! daleko mu nawet do wybitności. Ale z drugiej strony – naprawdę nie mamy czego się wstydzić. „Pierwszy lot” – pierwsza dłuższa historia o polskim superbohaterze Białym Orle mieści się idealnie w konwencji opowieści o Batmanie, Iron Manie, Spider-Manie czy Fantastycznej Czwórce.
Nasz ci on! Biało-czerwony
[Maciej Kmiołek, Adam Kmiołek „Biały Orzeł: Pierwszy lot (Integral)” - recenzja]
Nie ukrywajmy – to nie jest arcydzieło gatunku. Ba! daleko mu nawet do wybitności. Ale z drugiej strony – naprawdę nie mamy czego się wstydzić. „Pierwszy lot” – pierwsza dłuższa historia o polskim superbohaterze Białym Orle mieści się idealnie w konwencji opowieści o Batmanie, Iron Manie, Spider-Manie czy Fantastycznej Czwórce.
Maciej Kmiołek, Adam Kmiołek
‹Biały Orzeł: Pierwszy lot (Integral)›
Biały Orzeł narodził się w głowach jego twórców – braci Kmiołków: scenarzysty Macieja i rysownika Adama – zapewne kilka dobrych lat temu; na półkach księgarskich zadebiutował jednak dopiero w 2012 roku. To właśnie wtedy w ciągu kilku miesięcy ukazały się trzy pierwsze, powiązane fabularnie, zeszyty zatytułowane „Pierwszy lot”, które następnie zebrano w wydaniu integralnym. Wystarczy rzut oka na okładkę – notabene za jej kolorystykę odpowiada Meksykanin Rex Lokus, na co dzień współpracujący z Marvelem – aby zrozumieć, że mamy do czynienia z najklasyczniejszą z klasycznych opowieścią superbohaterską. Format – zarazem jeśli chodzi o fabułę, jak i sposób wydania – jest czysto amerykański; polscy czytelnicy poznali go doskonale już w latach 90. ubiegłego wieku dzięki publikacjom TM-Semic. Ci, którzy wezmą więc do ręki „Białego Orła” i przekartkują choćby kilka stron, mogą od razu poczuć przypływ nostalgii i przypomnieć sobie tamte pionierskie czasy.
Bo też Biały Orzeł – jako postać komiksowa – jest w pewnym sensie pionierem na rynku polskim. Jeśli bowiem do tej pory autorzy znad Wisły i Odry sięgali po superbohaterów, robili to przeważnie albo z lekkim przymrużeniem oka, albo z założenia tworzyli parodie (vide Wilq, Ratman, Człowiek Paroovka, Jan Hardy, Liga Obrońców Planety Ziemia, Likwidator). Tymczasem opowieść o Aleksie Poniatowskim vel Białym Orle jest tworzona najzupełniej „na poważnie”. Przed nim w podobnej konwencji przedstawiono chyba jedynie Blera (autorstwa Rafała Szłapy), po nim natomiast do tego elitarnego grona dołączył jeszcze, znany dotychczas jedynie z sieci, Polski Duch (wymyślony przez Piotra Gaszczyńskiego). Nie da się ukryć, że postać stworzona przez braci Kmiołków bez większego problemu wygrywa, przynajmniej na razie, ze wszystkimi krajowymi konkurentami. Choć oczywiście można twórcom wytknąć liczne potknięcia. Nie zmienia to jednak faktu, że z Białego Orła mamy prawo być dumni.
W „Pierwszym locie” dzieją się dwie ważne rzeczy. Po pierwsze: w retrospekcjach poznajemy historię – notabene bardzo dramatyczną – przeistoczenia się młodego warszawskiego biznesmena Aleksa Poniatowskiego (prezesa korporacji Techcorp) w superbohatera, do czego w największym stopniu przyczynia się ojciec mężczyzny, lekarz-wynalazca. Po drugie: uczestniczymy w dochodzeniu prowadzonym przez Białego Orła, który – przy pomocy Hudiniego (przyjaciela i speca od komputerów) – próbuje odpowiedzieć na pytanie, czym zajmuje się Techcorp od czasu, gdy kontrolę nad firmą przejął Wiktor Ross, niegdyś nieodłączny kompan Aleksa, a potem jego główny, choć skryty, konkurent do kierowania nią. Retrospekcje są – czasami w sposób bardziej, innym znów razem mniej logiczny – wciśnięte pomiędzy bieżące wydarzenia. Z jednej strony spowalniają więc akcję, z drugiej jednak – przynajmniej w teorii – podnoszą napięcie, przekazując nam stopniowo kolejne informacje na temat głównego bohatera.
Fabularnie nie znajdziemy tu żadnych fajerwerków. Podział na dobrych i złych jest oczywisty i niemal żywcem ściągnięty z pierwowzorów amerykańskich. Mamy oto złowrogą korporację, która pod przykrywką działalności dla państwa prowadzi, będące tak naprawdę dla niego poważnym zagrożeniem, eksperymenty medyczne; ich celem jest stworzenie niezwykle silnych i wytrzymałych superżołnierzy. Przeciwko swojej dawnej firmie staje Biały Orzeł, który w całą intrygę zostaje wplątany trochę przypadkowo, gdy próbuje wyjaśnić sprawę swego tragicznego w skutkach wypadku sprzed kilku lat. W tle pojawiają się i inne wątki: zagrożenia terrorystycznego dla Polski, tajemniczego potwora Nura, grasującego w podziemiach Dworca Centralnego, czy byłego boksera Tomasza Janiszewskiego, który wszędzie tropi spiski. Nie zawsze udaje się je sensownie powiązać, ale nie zmienia to faktu, że mają one potencjał i jeżeli scenarzysta zdoła nad nimi zapanować i przy okazji nieco okiełznać swoją wyobraźnię, mogą jeszcze niejeden raz pomóc mu pchnąć akcję do przodu.
Od strony graficznej też nie należy oczekiwać cudów. Adam Kmiołek jest po prostu zdolnym rzemieślnikiem – i tyle! Świetnie naśladuje styl znany z opowieści o Iron Manie (tak na marginesie, to chyba właśnie do niego Biały Orzeł jest najbardziej podobny), Spider-Manie czy Supermanie. Kadry są wyraziste, ujęcia dynamiczne; niekiedy jednak szwankuje perspektywa, choć – porównując zeszyt pierwszy z trzecim – należy przyznać, że rysownik zrobił duży postęp. Warto dodać również, że superbohaterskie wcielenie Aleksa Poniatowskiego nie jest jedynym „trykociarzem”, jaki pojawia się w komiksie. W części drugiej objawia się bowiem… Wyklęty Rycerz Polski – postać zdecydowanie niejednoznaczna i dużo bardziej doświadczona życiowo od Białego Orła. Z takich, które zasługują na własną serię. Po „Pierwszym locie” Kmiołkowie wydali jeszcze dwa zeszyty – dwie części „Wielkiej draki w stolicy”; na początku grudnia z kolei w sprzedaży pojawi się „Polowanie”, a w zapowiedziach na 2014 rok są trzy kolejne części.