Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

Mike Carey
‹Potępieńcze związki›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPotępieńcze związki
Tytuł oryginalnyA Dalliance With The Damned
Scenariusz
Data wydanialuty 2009
Wydawca Egmont
CyklLucyfer
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk

Diabelskie divide et impera
[Mike Carey „Potępieńcze związki” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Potępieńcze związki” – trzeci tom „Lucyfera” Mike’a Careya – potwierdza, że mamy do czynienia z jedną z najbardziej interesujących serii komiksowych, które zaistniały na polskim rynku w ostatniej dekadzie. Choć powstała ona jako odskocznia od Gaimanowskiego „Sandmana”, szybko zaczęła żyć własnym życiem, zdobywając rzesze sympatyków. Nie bez powodu, Pan Piekieł okazał się bowiem niezwykle wdzięcznym i charyzmatycznym bohaterem…

Sebastian Chosiński

Diabelskie divide et impera
[Mike Carey „Potępieńcze związki” - recenzja]

„Potępieńcze związki” – trzeci tom „Lucyfera” Mike’a Careya – potwierdza, że mamy do czynienia z jedną z najbardziej interesujących serii komiksowych, które zaistniały na polskim rynku w ostatniej dekadzie. Choć powstała ona jako odskocznia od Gaimanowskiego „Sandmana”, szybko zaczęła żyć własnym życiem, zdobywając rzesze sympatyków. Nie bez powodu, Pan Piekieł okazał się bowiem niezwykle wdzięcznym i charyzmatycznym bohaterem…

Mike Carey
‹Potępieńcze związki›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPotępieńcze związki
Tytuł oryginalnyA Dalliance With The Damned
Scenariusz
Data wydanialuty 2009
Wydawca Egmont
CyklLucyfer
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Nieczęsto się zdarza, aby seria komiksowa, która powstała jako odprysk innego cyklu, dorównała poziomem swemu pierworysowi. W przypadku „Lucyfera”, który zrodził się jako rozwinięcie jednego z wątków „Sandmana”, tak właśnie się stało. Mike Carey, zachęcony do pracy nad historią Gwiazdy Zarannej vel Niosącego Światło – a mówiąc jeszcze dosadniej: Pana Piekieł – przez samego Neila Gaimana, wywiązał się ze swoich obowiązków nad wyraz rzetelnie. Co więcej, z biegiem czasu nie stracił wysokiej formy, co sprawia, że po każdy kolejny tom można sięgać z zamkniętymi oczyma, mając pewność, że nie spotka nas zawód. „Potępieńcze związki” to trzecia – po „Diable na progu” oraz „Dzieciach i potworach” – odsłona cyklu, nie mniej od swych poprzedników wciągająca i zmuszająca do refleksji. Do czego zresztą zdążyliśmy się już przyzwyczaić… Na trzeci tom „Lucyfera” składa się siedem opowieści, połączonych postaciami głównych – nie tylko tytułowego – bohaterów. Nie wszystkie z historii są powiązane ciągiem przyczynowo-skutkowym zdarzeń, ale niektóre się zazębiają, a to z kolei zmusza czytelnika do śledzenia fabuły ze zdwojoną uwagą, jeśli oczywiście chce posmakować wszystkich zaserwowanych przez scenarzystę dań.
W „Przeklętych związkach” punktem wyjścia dla Careya stało się wydarzenie, którym zamknął on opowieść finałową poprzedniego tomu – stworzenie przez umierającego Michała Demiurga nowego Wszechświata, doskonalszego od dotychczas istniejącego, ponieważ nigdy nie doszło w nim do upadku, nie popełniono grzechu pierworodnego. Wieść o kolejnym Stworzeniu szybko dociera w najdalsze zakątki Nieba, Piekła i Ziemi, co daje początek bezpardonowej walce o panowanie nad nim. Gdy jednak okazuje się, że panem nowego Kosmosu jest Lucyfer, niektórym rzedną miny. Jak bowiem „wykolegować” kogoś jednocześnie tak inteligentnego i przebiegłego? Wówczas wielu – wychodząc ze słusznego założenia, że jeśli nie można kogoś pokonać, wówczas należy się z nim zbratać – wpada na nomen omen szatański pomysł, by zawrzeć z dawnym Panem Piekieł przymierze. Nie trzeba chyba jednak dodawać, że jest to diabelsko niebezpieczne. Bo choć Lucyfer słynie z dotrzymywania danego słowa, to jednak kieruje się własnym – dodajmy: specyficznym – kodeksem moralnym.
Album otwiera – składający się z trzech rozdziałów: „Siejba czasu”, „Miecz obosieczny” oraz „Czyny przodków” – „Tryptyk”, w którym na plan pierwszy wysuwa się, znana już doskonale z „Dzieci i potworów”, demonica Mazikeen, wierna towarzyszka Gwiazdy Zarannej, za co zresztą ściąga na siebie nienawiść całej swojej rasy – dzieci Lilith. W „Siejbie czasu” poznajemy nie tylko jej przeszłość (choć trzeba przyznać, że w dość szczątkowej postaci), ale przede wszystkim dowiadujemy się, jak wysoką cenę musi zapłacić za swój sojusz z Lucyferem. W „Mieczu obosiecznym” po raz kolejny pojawia się natomiast Elaine Belloc, nieszczęśliwa dziewczynka, poszukująca swojej zaginionej widmowej przyjaciółki Mony. Carey zaprezentował ją już w pochodzącej z pierwszego tomu opowieści „Zrodzona z umarłymi”, w znacznie większej roli obsadził zaś w tytułowej historii tomu drugiego. Tym razem Elaine, która wciąż nie potrafi pogodzić się z utratą swej najbliższej powierniczki, podejmuje kolejną rozpaczliwą próbę jej odzyskania. Nie zawaha się przy tym zaryzykować własnym życiem… W „Czynach przodków” z kolei Carey dokonuje delikatnej próby reinterpretacji mitu o Adamie i Ewie, przedstawiając pierwszych ludzi – mieszkańców nowego Edenu – jako osoby pełne wątpliwości, gotowe wprawdzie wypełnić plan swego Pana, ale nie za cenę utraty samodzielności i wolnej woli.
Historia tytułowa – również podzielona na trzy części – rozgrywa się w Effrulu, jednej z krain opuszczonego przez Lucyfera Piekła. Dzierży w niej ster najwyższy lord Arux, który po przeprowadzce Niosącego Światło do świata ludzi postanowił zeświecczyć swoje władztwo. Effrul przypomina więc teraz siedemnasto- względnie osiemnastowieczną Europę. Jego mieszkańcy umilają sobie czas balami, plotkami i intrygami, a swoją radość życia przekuwają na nieskrępowany seks, podrasowywany narkotykami. Za największą ladacznicę robi córka lorda, pani Lys, która nie przepuści nikomu, nawet najbardziej podłej istocie. Szukając nowych wrażeń, każe sprowadzić do swego buduaru jednego z Potępionych. Romans z człowiekiem skazanym na Sądzie Ostatecznym na życie w Piekle odmieni nie tylko jej życie, ale cały Effrul. W tle tej wcale nie niewinnej miłostki obserwujemy natomiast historię rodem z politycznego thrillera, w której finale – chciałoby się rzec: przy dźwięku fanfar i blasku pochodni – pojawia się najważniejsza dla całego cyklu postać. Zamykające album „Kazanie w głosie gromu” przenosi nas do współczesnego Los Angeles, w którym „Lux” – przypomnijmy: bar otwarty przez Lucyfera po zejściu na Ziemię – przeistacza się w potężną świątynię, wizualnie wzorowaną na gotyckich katedrach. To nowy dom Gwiazdy Zarannej, w której przyjmuje on gości i emisariuszy. Tu dochodzi do dramatycznego w skutkach spotkania Niosącego Światło z jego bratem, archaniołem Michałem, które staje się zapowiedzią tragicznych wydarzeń opowiedzianych przez Careya w czwartym tomie cyklu.
Od strony fabularnej „Potępieńcze związki” to prawdziwy majstersztyk, mistrzostwo najwyższej próby. Wielowymiarowe, pełne dwuznaczności postaci, wielopłaszczyznowa narracja, szkatułkowa budowa opowieści – to wszystko czyni z „Lucyfera” komiks, od którego nie sposób się oderwać, do którego chce się wracać wielokrotnie, gdyż za każdym razem można odkryć w nim coś nowego. Carey wciąż potrafi zaskoczyć. I choć niekiedy podaje nam na tacy oczywiste, zdawałoby się, prawdy, zawsze robi to w taki sposób, że nadaje im nowy wymiar. Refleksje towarzyszące lekturze trzeciego tomu serii nie mogą jednak być nazbyt optymistyczne. Także dlatego, że po raz pierwszy mamy do czynienia z Lucyferem tak bezwzględnym i pozbawionym litości, jasno dążącym do określonego celu i nie przebierającym przy tym w środkach. A mimo to – wciąż niezwykle szarmanckim i zabójczo przystojnym. Być może znudził się scenarzyście bohater spolegliwy i koncyliacyjny. Niosący Światło z „Potępieńczych związków” to postać świadoma swej wciąż rosnącej siły i – wreszcie – gotowa podjąć rękawicę rzuconą przez Boga.
Chociaż „Lucyfer” to komiks z pogranicza mistycznego horroru i fantastyki, Mike Carey – jak każdy dobry pisarz – nie skupia się w nim wyłącznie na dostarczaniu rozrywki. W kolejnych opowieściach bez większego trudu odnajdziemy bowiem odbicie fobii i obsesji dręczących współczesny świat. Najlepiej chyba służy temu postać Christophera Rudda, Potępionego z historii tytułowej, który prostym zabiegiem uświadamia pani Lys bezsensowność jej hedonistycznej egzystencji. Gdy w rozmowie z ojcem, lordem Aruksem, kobieta żali mu się, że Rudd „zaraził ją żalem i poczuciem winy”, które „skaziły każdą jej rozkosz”, zdajemy sobie sprawę, że dokonał się właśnie pierwszy, co prawda malutki jeszcze, krok na drodze do głębokiej wewnętrznej (duchowej) przemiany całej krainy. Dalej powinien już zadziałać efekt domina. Prowadzi to zresztą do postawienia bardzo interesującego pytania. Bo że znany nam świat może stać się piekłem – to truizm. Ale jak wyglądałoby piekło, gdyby stało się odzwierciedleniem naszego świata? I jaką postać przybrałby wówczas jego władca? Być może przekonamy się w którymś z kolejnych albumów.
Za rysunki w „Potępieńczych związkach” odpowiada trzech grafików: Dean Ormston („Tryptyk”, „Kazanie w głosie gromu”) oraz duet Peter Gross – Ryan Kelly (historia tytułowa). Różnice w ich stylach są bardzo widoczne. Ormston sprawia przede wszystkim wrażenie artysty zauroczonego kreską twórcy „Hellboya” (potomkowie Lilith przedstawieni w „Siejbie czasu” wyglądają, jakby żywcem przeniesiono ich z kart komiksów Mike’a Mignoli), z czego zresztą trudno czynić mu zarzut. Skupia się on głównie na postaciach, mniej dbając o szczegóły wypełniające dalsze plany; Gross i Kelly z kolei na odwrót – wzorując się na klasyce frankofońskiej, przywiązują dużą wagę do tego, co widać w tle. Różnorodność stylów nie rozbija jednak wewnętrznej struktury opowieści; wręcz przeciwnie – podkreśla odmienność klimatu poszczególnych historii. Apetyt ponoć rośnie w miarę jedzenia. Można by dodać, że w miarę poznawania kolejnych tomów „Lucyfera” również.
koniec
30 września 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Palec z artretyzmem na cynglu
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

27 IV 2024

„Torpedo 1972” to powrót po latach Luca Torelliego, niegdyś twardziela i zabijaki, a dziś… w sumie też zabijaki, ale o wiele bardziej zramolałego.

więcej »

Holmes w tunelu czasoprzestrzennym
Maciej Jasiński

26 IV 2024

„Sherlock Holmes Society” to popkulturowy miszmasz, w którym mieliśmy w jednej historii zombie, Kubę Rozpruwacza, pana Hyde’a i wiele różnych innych motywów. Czwarty album serii domykał większość wątków, dlatego ostatnie dwa albumy to jakby nowe otwarcie. A skoro tak, to autorzy postanowili przebić to, co już było. Nic więc dziwnego, że piąta część rozpoczyna się od wybuchu bomby atomowej w samym centrum Birmingham.

więcej »

Zagubiony w samym sobie
Andrzej Goryl

25 IV 2024

„Czarny Młot” to seria, która miała bardzo intrygujący początek, ciekawie się rozwijała, ale jej zakończenie było co najmniej rozczarowujące. Po drodze ukazało się też kilka komiksów pobocznych, które w większości nie prezentowały zbyt wysokiego poziomu. Podobnie sprawa się ma z najnowszą publikacją z tego uniwersum – albumem „Pułkownik Weird. Zagubiony w kosmosie”.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.