Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Goetel, Skiwski, Mackiewicz

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 4 »
„Zdrajcy” i „kolaboranci”, czyli polscy pisarze oskarżani o współpracę z hitlerowcami.

Sebastian Chosiński

Goetel, Skiwski, Mackiewicz

„Zdrajcy” i „kolaboranci”, czyli polscy pisarze oskarżani o współpracę z hitlerowcami.
Polska delegacja w Katyniu
Polska delegacja w Katyniu
Na polską literaturę okresu wojny i okupacji spoglądamy głównie przez pryzmat szkolnych lektur: wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Gajcego, opowiadań Tadeusza Borowskiego, powieści Romana Bratnego i wspomnień Kazimierza Moczarskiego. Czasami do listy tej dorzucamy jeszcze pojedyncze liryki Władysława Broniewskiego, Juliana Przybosia lub Czesława Miłosza. I najczęściej wcale nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ubogi jest obraz wojny, który czerpiemy z kart tych utworów. „Ubogi” jednak nie z powodu braku talentu tych autorów, ale niepełnego odzwierciedlenia wszystkich zawirowań polskiej historii — i tym samym także polskiej literatury — tamtych lat.
Rzut oka na pole bitwy
Niekiedy jest to również wina doboru i dokonanej — już po wojnie — interpretacji tych dzieł, co miało przede wszystkim służyć przedstawieniu wojny jako romantycznej epopei, której głównym bohaterem jest wspaniały polski naród walczący z hitlerowskim okupantem. I tutaj zahaczamy o pierwszą i najważniejszą przyczynę „ubóstwa” tego obrazu. Do dzisiaj bowiem pokutuje pogląd, jakoby od 1939 roku prowadziliśmy wojnę jedynie z III Rzeszą, co jest oczywistym fałszerstwem. We wrześniu 1939 na II Rzeczypospolitą napadły dwa państwa, bo przecież przez zdecydowaną większość ówczesnych Polaków (poza nielicznymi komunistami) za wroga uważany był również ZSRR. W latach PRL-u jednak mówić ani pisać o tym nie było wolno. Komuniści zabrali się więc za likwidację (często wprost fizyczną) tych, którzy nie chcieli poddać się nakazom. Owa likwidacja objęła nie tylko antykomunistyczne, powiązane z Armią Krajową, podziemie, ale także ludzi kultury — naukowców, filozofów, pisarzy itp. A wraz z ludźmi skazane zostały na śmierć bądź, w najlepszym wypadku, na „dożywotnie” milczenie także ich dzieła.
Profesor Jacek Trznadel sytuację tę zdiagnozował krótko:
Rosja komunistyczna i hitlerowskie Niemcy. Bez zrozumienia powiązań i wpływów tych państw na nasze dzieje, nie pojmiemy należycie historii ostatniej wojny.
(„Spojrzeć na Eurydykę”, s. 124)
Należałoby jeszcze dodać: historii polskiej literatury tego okresu — również!
Pamiętamy i uczymy się dzisiaj na lekcjach polskiego o Baczyńskim i Gajcym, o Bratnym, Borowskim czy Broniewskim. Ale to byli pisarze dla komunistów „bezpieczni”. Jedni (jak Baczyński czy Gajcy) dlatego, że polegli jeszcze w czasie wojny i nie dane im było po „wyzwoleniu” wystąpić z orężem przeciwko Armii Czerwonej, drudzy — ponieważ po roku 1944/45 przeszli na stronę komunistów (jak Borowski czy Bratny) lub też od dawna (vide Broniewski) im sprzyjali.
Ale kto zna dzisiaj twórczość Andrzeja Trzebińskiego (rówieśnika Baczyńskiego i Gajcego, także poległego w czasie wojny) czy krytyka Stanisława Piaseckiego (zamordowanego przez Niemców w Palmirach)? Kto zna dzieła powojennych twórców emigracyjnych Józefa Mackiewicza, Jana Emila Skiwskiego czy Ferdynanda Goetla, bez których obraz naszej literatury najnowszej jest uboższy co najmniej o kilkanaście dzieł światowego formatu? Wciąż aktualne pozostaje więc pytanie: Dlaczego po 1945 roku autorzy ci skazani zostali na cywilną śmierć, chociaż przed wojną — przynajmniej Goetel i Skiwski — należeli do „najgorętszych” w Polsce nazwisk?
Gdyby, w poszukiwaniu winnego, chcieć udzielić najkrótszej na to pytanie odpowiedzi, należałoby stwierdzić: polityka! Zawiniły głoszone przez nich konsekwentnie przez całe życie poglądy, w których ani przez chwilę nie mieściła się akceptacja sowieckiego totalitaryzmu. Wierność przekonaniom doprowadziła ich nawet do odrzucenia oficjalnego — po roku 1941 — stanowiska polskiego rządu w Londynie o militarnym sojuszu z ZSRR. Tym samym wyrzuceni zostali (a może raczej: sami się na to skazali) na margines społeczeństwa, a etykieta „kolaboranta” ciągnęła się za nimi do samej śmierci.
Paradoks ten opisał Goetel w swoich, spisanych już na emigracji w Londynie, wspomnieniach zatytułowanych „Czas wojny”:
Nie było większego upadku polskiej myśli politycznej, jak właśnie podczas okupacji i wojny, które były jednocześnie największym wzlotem patriotycznego uniesienia mas. […]
Walka o wolność. Prymitywnym jej założeniem była wiara, że zwycięstwo Sprzymierzonych przyniesie Polsce upragnioną wolność, albo też i tragiczne stwierdzenie, że ewentualne zwycięstwo Niemców będzie równoznaczne z zupełną zagładą Polski i Polaków.
Trzeciej ewentualności nie widziano i nie chciano dostrzec nawet i wtedy, gdy Rosja odkryła swe istotne zamiary, a sprzymierzeni zachodni zdradzili polską sprawę.
Kolaboracja?
Wychodząc z takiego założenia, znalazłszy się między komunistycznym młotem a hitlerowskim kowadłem, nie sposób było zachować cnoty bohaterstwa. Trzeciej drogi bowiem nie było. Należało zatem wybrać między „mniejszym złem”, a dla niektórych (wcale nie tak znów nielicznych, jak mogłoby się z dzisiejszej perspektywy wydawać) takim jawiła się właśnie — zwłaszcza od klęski stalingradzkiej w 1943 roku — III Rzesza. Tylko że mówiąc o tym głośno, narażano się na oskarżenia o… kolaborację z hitlerowcami.
Co to takiego jest kolaboracja?
Jeden ze słowników odpowiada:
Kolaboracja (z łaciny collaboratio — współpraca), dobrowolna współpraca obywateli kraju podbitego z władzami okupacyjnymi na szkodę własnego państwa i społeczeństwa.
Termin międzynarodowy przyjęty w czasie II wojny światowej na określenie osób współpracujących z hitlerowskimi Niemcami, a także Włochami i Japonią. Do najbardziej znanych przykładów kolaboracji należy działalność Vidkuna Quislinga, norweskiego polityka, który w 1942 jako szef rządu nawiązał współpracę z niemieckim okupantem, oraz rządu Vichy we Francji (1940–44) z Philippe’em Petainem i Pierre’em Lavalem na czele.
W Polsce i w krajach okupowanych podczas II wojny światowej kolaboracja uznana została za ciężkie przestępstwo przeciwko własnemu państwu.
Pojęcie kolaboracji jest więc niezwykle szerokie. Historyk profesor Andrzej Paczkowski, analizując to zjawisko, uznał, że mieliśmy w zasadzie — i zawsze mamy — do czynienia z dwoma rodzajami kolaboracji: polityczną oraz „egzystencjalną”. Ta pierwsza opiera się na wspólnocie ideologii; druga — na doraźnym interesie, w celu osiągnięcia dóbr materialnych albo też zrobienia kariery.
Mielibyśmy zatem w niej szmalcowników, konfidentów, donosicieli (także okazjonalnych), blokowych czy „kapo” w obozach, policjantów „granatowych” i cywili, którzy brali udział w łapankach lub pościgach, słowem wykonywali zbrodnicze rozkazy władz okupacyjnych. Ale także tych, którzy występowali w antypolskich sztukach czy filmach, pisali antypolskie artykuły czy redagowali polskojęzyczne gazety.
(Andrzej Paczkowski, „Kolaboracja — zimnym okiem”,
„Tygodnik Powszechny” 21/2003)
W takim znaczeniu od kolaboracji nie byli wolni również ludzie kultury. Okupowane Warszawa, Łódź czy Kraków tętniły przecież życiem kulturalnym. Wydawano koncesjonowane przez Niemców książki i gazety (tzw. „gadzinówki”), istniały teatry i rewie, w kinach pokazywano filmy (także polskie sprzed 1939 roku), kręcono nowe obrazy — o wymowie antypolskiej i antysemickiej — w których nierzadko grali również (często dobrowolnie, dla chleba) polscy aktorzy (oczywiście poza największymi nazwiskami, z wyjątkiem Igo Syma). Z niemieckimi oficerami bratał się nawet Adolf Dymsza, który zaprzestał tych praktyk dopiero, gdy „podziemie” delikatnie zwróciło mu uwagę, że nie powinien tak postępować. Dymsza był jednak zbyt popularną w narodzie postacią i zbytnio zależało na nim komunistom, aby po wojnie wyciągnięto wobec tego fenomenalnego aktora jakieś poważniejsze konsekwencje (np. stawiając go przed sądem).
Te „przybytki kultury” (powiedzmy sobie szczerze: rzadko prezentujące dzieła wybitne) cieszyły się jednak ogromną popularnością. Pisarz Kazimierz Koźniewski po wojnie zaznaczał:
Ta sama młodzież, która na ulicach miast z pogardą śmierci, w bezmiernej ofiarności walczyła z Niemcami, która ginęła i była rozstrzeliwana, w nader licznych wypadkach nie umiała oprzeć się pokusie „srebrnego ekranu”.
Bardzo dobrze sprzedawało się także słowo pisane: „gadzinowe” gazety oraz literatura w języku polskim. Publikowano przede wszystkim literaturę popularną: kryminały, romanse, książki przygodowe. Także gazety drukowały powieści w odcinkach. Pisali je Stella Olgierd (właściwie Emma Łazarska), Juliusz Znaniecki (syn wybitnego filozofa Floriana Znanieckiego), Alfred Szklarski (m.in. autor cyklu o przygodach Tomka).
Teraz jednak przyjrzyjmy się sylwetkom trzech głównych bohaterów artykułu, próbując odpowiedzieć na pytanie: co spowodowało oskarżenia ich o zdradę i kolaborację z hitlerowcami?
Oraz: jaki jest ich wkład w polską literaturę?
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (25)
Andreas „Zoltar” Boegner

8 V 2024

Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.

więcej »
Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.