Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Instytucjonalny obrońca pokrzywdzonych, czyli Józefa Mackiewicza przygody z reportażem, część 1

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 6 »
Z publicystycznych tekstów Józefa Mackiewicza, publikowanych w okresie międzywojennym na łamach wileńskiego „Słowa”, wyłania się obraz człowieka niezwykle wrażliwego na ludzką krzywdę. Był bowiem Mackiewicz dziennikarzem uczulonym na wszelkie przejawy łamania prawa przez państwową administrację. Dzięki temu określono go – zaszczytnym, choć jedynie honorowym – tytułem „instytucjonalnego obrońcy pokrzywdzonych”.

Sebastian Chosiński

Instytucjonalny obrońca pokrzywdzonych, czyli Józefa Mackiewicza przygody z reportażem, część 1

Z publicystycznych tekstów Józefa Mackiewicza, publikowanych w okresie międzywojennym na łamach wileńskiego „Słowa”, wyłania się obraz człowieka niezwykle wrażliwego na ludzką krzywdę. Był bowiem Mackiewicz dziennikarzem uczulonym na wszelkie przejawy łamania prawa przez państwową administrację. Dzięki temu określono go – zaszczytnym, choć jedynie honorowym – tytułem „instytucjonalnego obrońcy pokrzywdzonych”.
I. Po drogach i bezdrożach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego (reportaże z lat 1928-1939)
Począwszy od 1928 roku Józef Mackiewicz coraz częściej zamieszczał w „Słowie” reportaże poświęcone dawnemu Wielkiemu Księstwu Litewskiemu. Uważał je za swoją prawdziwą ojczyznę duchową, starał się więc poznać je od podszewki – wciąż znajdował się w drodze, podróżował, obserwował ludzi, podglądał przyrodę, pod powierzchnią bezdusznych administracyjnych podziałów dostrzegał zagubioną gdzieś i zapomnianą przez współczesnych legendę Wielkiego Księstwa. Te teksty – pisane piękną, niezwykle barwną i obrazową polszczyzną, urzekające mistrzowskimi wprost obserwacjami i opisami życia przyrody – do dziś pozostają żywe. Mackiewicz zwracał uwagę na najdrobniejsze szczegóły, które postronnemu obserwatorowi wydawałyby się pozbawione znaczenia lub po prostu umknęłyby w powodzi innych rzeczy. W jego reportażach odzwierciedlało się podskórne, prawdziwe – pozbawione propagandowego blasku i lukru – życie Wileńszczyzny. Bieda, nędza i nieszczęście białoruskich chłopów i kontrastujące z ich niedolą piękno natury – wszystko to podane jest bez ubarwień. Czytając, wierzymy, że wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to Mackiewicz opisał.
Zajmował się wieloma tematami. W jednym reportażu potrafił zmieścić dziesiątki spraw, problemów, choć zdarzało mu się napisać także coś „lżejszego”. Chociażby o stanie dróg na Wileńszczyźnie. W październiku 1928 roku dziennikarz wybrał się samochodem (wraz z fotoreporterem „Słowa”) w objazd – na Lidzki Trakt. Nie krył, że drogi są w fatalnym stanie, nigdzie nie ma asfaltu, a wiosną i jesienią – gdy nadchodzi czas roztopów i deszczów – robi się bagno i najczęściej są one nieprzejezdne. Innym znów razem wybrał się w podróż na północ kraju. W Woropajewie odwiedził hrabiego Konstantego Przeździeckiego, rozmawiał na temat mającej powstać w tym miasteczku ważnej stacji węzłowej na linii Podbrodzie-Królewszczyzna, wspominał o dyplomatach zachodnich, akredytowanych w Warszawie, którzy w te lasy przybywają na polowania, wzmiankował o uruchamianej wkrótce w Hołbieju (niedaleko Woropajewa) – ponoć największej w Polsce! – hucie szkła. Następnie ruszył trasą planowanej kolei w kierunku Podbrodzia i tak dotarł do Szarkowszczyzny, która, jak uważał, miała szansę stać się w przyszłości największym w tych stronach punktem handlowym i rynkiem lniarskim. Rozmawiał z chłopami, wypytywał ich o Hromadę1), o stosunek do rządu polskiego i policji. Chłopi, co Mackiewicz przyjmował z zadowoleniem, nie skarżyli się, cieszyli się jedynie, że policja nie jest zbiurokratyzowana i dzięki temu może sprawnie działać ([…] teraz nie tak jak za ruskim. Kradzieże ustały prawie zupełnie).
Interesował się Mackiewicz w czasie podróży także stosunkiem innowierców do rządu. Najbardziej zadowoleni wydali mu się starowiercy, prawosławni natomiast jego zdaniem ciągle się wahają, co w dużym stopniu zależy od nastawienia miejscowego popa. Dziennikarz „Słowa” zgodził się z ich poglądami, zaznaczając jednocześnie, że urzędnicy tutejsi powinni zwracać większą uwagę na mozaikę narodową i wyznaniową, by kogoś przypadkiem (nie mówiąc już o działaniu celowym) nie skrzywdzić… I znów ruszył Mackiewicz trasą planowanej kolei na północ: na Pohost i Nowy Pohost. Dotarł do punktu handlowego w Miorach i w końcu do celu swojej wyprawy, najbardziej wysuniętego na północ cypla II Rzeczypospolitej – Drui, małego miasteczka położonego na granicy z Łotwą i niewiele oddalonego od granic Litwy i ZSRR. Przyglądał się mieszkańcom, cieszył się z ich zgodnego współżycia, czego dowodem miało być to, że w centrum miasteczka stały i kościół, i cerkiew, i synagoga, nad którymi górował – zajmowany przez oddział Korpusu Ochrony Pogranicza – stary zamek Sapiehów.
Bywało, że w myśl powiedzenia: cudze chwalicie, swego nie znacie, otwierał Mackiewicz mieszkańcom Wilna, czytelnikom „Słowa”, oczy na piękno, które znajduje się wokół nich, a którego – zapatrzeni bezkrytycznie w obce kraje, pasjonujący się opisami egzotycznej przyrody – wcale nie dostrzegali. W tym celu wybrał się nad jezioro Narocz. Mimo że znajdowało się ono w pobliżu Wilna, wybudowano nad jego brzegiem schronisko, a w okolicy odbywały się kiedyś rajdy samochodowe, wilnianie, zdaniem Mackiewicza, niewiele wiedzieli o tej krainie jezior i lasów, gdzie suszą się kilometrowej długości sieci rybackie. Według dziennikarza z tej czarownej, a zapomnianej krainy można by uczynić uzdrowisko nie gorsze niż Krynica, Zaleszczyki czy Gdynia. Miałoby ono jednak dla mieszkańców Wileńszczyzny tę jeszcze zaletę, że: nie za morzami to leży, nie za siódmą górą, nie za siódmą rzeką, a za Wilią rzeką, tylko wiorst trochę, tuż, że ręką podać, w samym sercu Ziemi Wileńskiej!. I chociaż parę lat później stało się jezioro Narocz niezbyt chlubnym bohaterem reportaży Mackiewicza, zawsze i wszędzie podkreślał on jego piękno.
Znad Narocza wybrał się Mackiewicz w podróż „do źródeł Berezyny”. Pamiętał i znał te tereny sprzed wojny, z tego okresu, gdy nie było tu jeszcze wielkich różnic narodowościowych. Niestety, powojenna polityka rządu polskiego zmieniła i to. Dziś różnice narodowościowe krystalizują się coraz wyraźniej. Oczywiście wiele jest tego przyczyn, a jednym z niepoślednich czynników takiego różniczkowania: ja Białorus, a on Polak – jest osadnictwo – pisał Mackiewicz w „Słowie”, poddając jednocześnie krytyce akcję osadzania na terenie Wileńszczyzny ludności z centrum kraju, ludności nie tyle nawet „obcej”, co niemogącej zrozumieć panujących na Kresach stosunków, niebiorącej pod uwagę odrębności i „inności” tych ziem. Na pytanie zaś gdzie szukać przyczyn niezadowolenia chłopa białoruskiego? – odpowiadał jasno: w tym ogólnym stanie niezrozumienia dla chłopa tutejszego rządów demokratycznych, zbiurokratyzowanej administracji, obcych urzędnikach, niezrozumiałych okólnikach, reformach (nie mówiąc już o podatkach!) […]. Wszystko razem tworzy chaos. Wyraźny dowód tego niezrozumienia widział pisarz w przywiązaniu włościan do carskiej Rosji, co przejawiało się w tym, że jeszcze wtedy – a był to już rok 1929 – wszystko liczyli i szacowali w rublach. Administracja polska nie spełniała więc jego zdaniem swego zadania. Dla chłopów wiele okólników władz pozostawało niezrozumiałych (np. nakaz bielenia domów), nie widzieli w nich większego sensu, bo też nie miał im kto tego wytłumaczyć. Tłem tych problemów społecznych pozostawała dla Mackiewicza zawsze przyroda, te chwalone przezeń piękne okolice: lasy, jeziora!.
Tego na Wileńszczyźnie nigdy nie brakowało. Zapaleni myśliwi zagłębiali się od wieków w przepastne knieje litewskich puszcz. Mackiewicz choć myśliwym nie był, też wybrał się pewnego razu – we wrześniu 1929 roku – do Puszczy Rudnickiej. Zwiedził Olkieniki („stolicę” puszczy), Rudniki (jej „serce”) i Ejszyszki, przypatrując się przy okazji codziennemu życiu ich mieszkańców: Litwinów i Białorusinów. Parę tygodni później wyruszył do Słonima. Obejrzał miasto: XVIII-wieczną synagogę, meczet, hale targowe, gmach magistratu, zwrócił uwagę na rozwijający się przemysł drzewny i zwiększoną liczbę tartaków. Zauważył jednak, że miasto pozbawione jest większych perspektyw rozwoju. Przyszłością Słonima był bowiem zdaniem Mackiewicza handel Niemnem (przez Litwę) do Kłajpedy, gdzie znajdował się ogromny rynek zbytu drewna. Z przyczyn politycznych ta droga pozostawała jednak zamknięta. 2)
Jezioro Narocz<br/>Fot. © Wikipedia
Jezioro Narocz
Fot. © Wikipedia
W latach następnych ilość reportaży tego typu zmalała, Mackiewicz zajął się innymi sprawami (przede wszystkim stosunkami polsko-litewskimi), mniej miał czasu na podróże po dawnym Wielkim Księstwie. Odwiedził jedynie podwileńską własność hrabiów Tyszkiewiczów – Landwarów, zwracając uwagę czytelników na postępującą degradację posiadłości. W czerwcu 1931 wybrał się natomiast w objazd podwileńskich miejscowości letniskowych, zachęcając mieszkańców Wilna do ich odwiedzin podczas rozpoczynającego się właśnie sezonu wakacyjno-urlopowego. Dopiero w początkach 1936 roku znalazł czas, by wybrać się na cztery dni do Grodna. Z podróży tej zamieścił w „Słowie” cykl niezwykle wnikliwych reportaży. Czytając je, można odnieść wrażenie, że Mackiewicz był wszędzie, widział wszystko, rozmawiał z każdym. Grodno – przed I wojną światową stolica guberni, teraz jedynie powiatu – wydało mu się typowym kresowym miasteczkiem, w połowie zamieszkałym przez Żydów, gdzie na 7 tysięcy prawosławnych (miasto było podówczas nawet siedzibą biskupa prawosławnego) przypadało 21 tysięcy katolików. W pierwszej części reportażu publicysta wspomniał zdanie swojego znajomego z Warszawy, dotyczące wyglądu Grodna: to śliczne miasto, zwłaszcza gdyby je zburzyć i odbudować na nowo. Sam wyjaśnił to następująco: Na skutek dziejowych wstrząsów Grodno bardziej od innych miast straciło swą zewnętrzną fizjonomię. Przychodzili doń ludzie i chlapali z wielkiej kadzi wapnem. Grodno jest jak fresk, pokryty grubą warstwą patyny obcej mu z gruntu. Spacerując brzegiem Niemna, znalazł na to kolejny dowód – ktoś, kto się chciał zasłużyć dzisiejszej Polsce, nakazał wywiesić tabliczki: „wybrzeże im. Bronisława Pierackiego” 3). – Po co to? – pytał Mackiewicz. – Czyżby wielkości imienia śp. ministra Pierackiego stała się jakowaś krzywda, gdyby niczym nie związana z nim dzielnica Grodna jego imieniem nie została nazwana?.
1 2 3 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.