„Był król Antioch Wielki” – tak lapidarnie skomentował wynik bitwy pod Magnezją żyjący w II wieku n.e. historyk Appian z Aleksandrii. Bitwa ta miała niebagatelne znaczenie dla dziejów Imperium Romanum. Władca Azji Mniejszej Antioch III Seleukos był bowiem ostatnim królem, który mógł powstrzymać ekspansję Rzymu na Wschód. Dlaczego mu się nie powiodło, mimo że miał u swego boku słynnego Hannibala? Na to pytanie stara się odpowiedzieć w kolejnej książce z bellonowskiego cyklu „Historyczne bitwy” Krzysztof Kęciek.
„Był król Antioch Wielki…”
[Krzysztof Kęciek „Magnezja 190 p.n.e.” - recenzja]
„Był król Antioch Wielki” – tak lapidarnie skomentował wynik bitwy pod Magnezją żyjący w II wieku n.e. historyk Appian z Aleksandrii. Bitwa ta miała niebagatelne znaczenie dla dziejów Imperium Romanum. Władca Azji Mniejszej Antioch III Seleukos był bowiem ostatnim królem, który mógł powstrzymać ekspansję Rzymu na Wschód. Dlaczego mu się nie powiodło, mimo że miał u swego boku słynnego Hannibala? Na to pytanie stara się odpowiedzieć w kolejnej książce z bellonowskiego cyklu „Historyczne bitwy” Krzysztof Kęciek.
Krzysztof Kęciek
‹Magnezja 190 p.n.e.›
Śmierć Aleksandra Wielkiego – do dziś nie wiadomo, czy będąca efektem zbrodniczego spisku, czy też choroby – wstrząsnęła podstawami ówczesnego świata. Jej skutkiem stały się bowiem trwające przez kilkadziesiąt kolejnych lat walki pomiędzy diadochami, czyli byłymi przyjaciółmi i dowódcami armii Macedończyka o schedę po synu Filipa II. Z licznych wojen wyłoniły się w końcu trzy wielkie organizmy państwowe: Egipt pod rządami dynastii Ptolemeuszy zapoczątkowanej przez Ptolemeusza I Sotera, Azja od terenów dzisiejszej Turcji i Syrii aż po Indie, którą zawładnął Seleukos I Nikator, oraz połączone w jedno Grecja, Macedonia i Tracja, o które spór wiedli najpierw Antygon Jednooki i Lizymach, a następnie ich spadkobiercy. Terytorialnie największym państwem była monarchia Seleukosa, który w okresie swej największej potęgi twardą ręką sprawował władzę od Hellespontu aż do Indusu. Dzisiaj jego imperium obejmowałoby obszar jedenastu państw – poza dwoma już wspomnianymi również Liban, Izrael, Irak, Iran, Afganistan, Armenię, Tadżykistan, Uzbekistan i Turkmenistan. W sumie około 4 mln km kw. i zapewne kilkanaście milionów mieszkańców. Państwo Seleukidów – bo tak nazwano dynastię, której protoplastą był Nikator (czyli Zwycięzca) – było najbardziej zróżnicowanym krajem starożytności. Na dłuższą metę okazało się to jednak jednym z gwoździ do jego trumny.
Antioch III, zwany już przez sobie współczesnych Wielkim, był synem Seleukosa II. Władzę nad imperium zawdzięczał tragicznemu zdarzeniu – jego starszy brat i prawowity następca Seleukos III Soter został skrytobójczo zamordowany podczas wyprawy wojennej przeciwko krnąbrnemu władcy Pergamonu w Azji Mniejszej. Wydarzenie to miało miejsce w roku 223 p.n.e., zaledwie dwa lata po objęciu tronu przez Seleukosa. Wielkie szczęście, ale i ogromna odpowiedzialność za losy imperium spadły na Antiocha niespodziewanie, na domiar złego w nader trudnym dla nowego władcy momencie. Jak to często bywa, gdy prawowity władca ginie z rąk spiskowców, rodzą się bunty, nigdy też nie brakuje pretendentów do korony. Podobnie było i w tym przypadku – młody, chyba dwudziestoletni władca (nieznana jest dokładna data jego urodzenia) musiał więc zacząć rządy od uporania się ze zbuntowanym satrapą Medii Molonem. Pokonanie niewdzięcznika stało się początkiem zwycięskiego pochodu Antiocha, który w ciągu następnych lat orężem odbudowywał potęgę państwa. W tym samym czasie na zachód od Antiochii – stolicy imperium Seleukidów (w dzisiejszej Syrii) – toczyła się krwawa wojna pomiędzy Kartaginą a Rzymem, nazwana przez potomnych drugą wojną punicką. Zakończyła się ona klęską Kartagińczyków, jej reperkusje były jednak znacznie poważniejsze. Republika rzymska, zapewniwszy sobie pokój w basenie Morza Śródziemnego, skierowała swą ekspansję na Wschód.
Ta decyzja rzymskiego Senatu prędzej czy później musiała doprowadzić do starcia dwóch największych potęg ówczesnego świata – republiki znad Tybru i monarchii Seleukidów. Tym bardziej że interesy obu państw gordyjskim węzłem splatały się na terenie Grecji. Mieszkańcy Hellady stali wówczas przed nie lada dylematami – jedni opowiadali się za przymierzem z Rzymem, inni woleli sprzymierzyć się z rządzącym położoną na północ Macedonią Filipem V, jeszcze inni widzieli swoją szansę w przyjęciu opieki Antiocha III. W tym trójkącie najbardziej prawdopodobny wydawał się antyrzymski sojusz potomków Aleksandra Wielkiego i Seleukosa Nikatora – wszak w żyłach obu władców płynęła macedońska krew. Problem był jednak w tym, że obaj szczerze się nienawidzili. Co oczywiście wykorzystał Rzym, najpierw rozprawiając się – w bitwie pod Kynoskefalaj w 197 r. p.n.e. (też zresztą opisaną przez Kęćka w serii „Historyczne bitwy”) – z Filipem, a następnie gotując się do rozprawy z Antiochem. Władca Azji jednak wcale nie stał na straconej pozycji w batalii z wojowniczą republiką, zyskał bowiem niespodziewanie obrosłego już wtedy legendą sprzymierzeńca – wygnanego właśnie z rodzinnego kraju Hannibala Barkasa. Ów genialny strateg miał przecież patent na pokonanie Rzymian. Mimo że druga wojna punicka ostatecznie zakończyła się zwycięstwem wojsk rzymskich pod wodzą Publiusza Korneliusza Scypiona, to jednak „Synowie Wilczycy” wciąż jeszcze pamiętali o rzezi, jaką sprawili im Kartagińczycy nad Jeziorem Trazymeńskim i pod Kannami. Choć od tamtych wydarzeń mijało właśnie dwadzieścia lat, jeszcze nie zdążyli wyleczyć się z „syndromu Hannibala”.
Krzysztof Kęciek powoli, ale za to bardzo skrupulatnie odmalowuje przed czytelnikiem tło konfliktu. Nie ogranicza się zresztą tylko do przedstawienia najważniejszych wydarzeń z dziejów dwóch wrogich sobie stron. To byłoby zbyt mało i w zasadzie niewiele by wyjaśniało. Dlatego też monografia bitwy pod Magnezją staje się w dużej mierze panoramicznym ujęciem historii wszystkich państw hellenistycznych i ich stosunków z rosnącym w potęgę Rzymem. Pytań, które cisną się historykowi na usta, jest wiele. Chociażby – dlaczego władcy monarchii powstałych na gruzach imperium Aleksandra Macedońskiego nie potrafili w imię wspólnoty kulturowej i etnicznej sprzymierzyć się w obliczu największego w ich historii zagrożenia? Oczywiście, można doszukiwać się tutaj skutków polityki prowadzonej przez Rzymian pod hasłem „divide et impera”, czyli „dziel i rządź”, ale to na pewno nie jedyna przyczyna braku wspólnego antyrzymskiego frontu Antiocha, Ptolemeusza i Filipa. I kolejne, kto wie, czy nie jeszcze ważniejsze pytanie – dlaczego Antioch nie zdecydował się powierzyć naczelnego dowództwa w wojnie Hannibalowi, który aż rwał się do walki z Rzymianami i umotywowany był aż do bólu w trzewiach?…
Kęciek, opisując niezwykle zawiłe koleje trwającej od 192 do 188 r. p.n.e. wojny, której bitwa pod położoną u zachodnich wybrzeży Azji Mniejszej Magnezją była tylko jednym z licznych epizodów, stara się zachować daleko posunięty obiektywizm. Zadanie ma jednak bardzo trudne, ponieważ źródła historyczne, którymi dzisiaj dysponują historycy, są albo niepełne, albo wyjątkowo nieobiektywne (w większości pochodzenia rzymskiego bądź oparte na rzymskiej tradycji). Każdy zapis poddaje więc szczegółowej analizie porównawczej, biorąc na warsztat przede wszystkim dzieła Polybiosa, Tytusa Liwiusza, Appiana i Plutarcha. Wykonując iście benedyktyńską pracę, polski badacz starożytności próbuje dociec prawdy, przedstawić rzeczywiste, a nie wyimaginowane bądź stworzone na potrzeby ówczesnej propagandy przyczyny i skutki konfliktu. Można przy tym odnieść wrażenie, że sympatie Kęćka sytuują się raczej wokół Antiocha i Hannibala (którego bezsprzecznie uważa za geniusza strategii militarnej), nadtybrzańską republikę autor „Magnezji” przedstawia bowiem jako państwo wyjątkowo ekspansywne, krwiożercze i nierzadko wiarołomne. Wrażenie to byłoby jednak mylące i krzywdzące dla autora. Dotychczasowa historiografia, zwłaszcza europejska, ulegała bowiem pewnemu prorzymskiemu „skrzywieniu”, zapewne z racji wciąż bardzo silnych w naszej cywilizacji wpływów rzymskich. Kęciek natomiast podejmuje próbę odchylenia wahadełka w stronę przeciwną, przydania równowagi dyskusji o podbojach republiki i okolicznościach, w jakich się odbywały. Tym samym daje nam możliwość spojrzenia na Rzym oczyma jego najbardziej zagorzałych i zaciętych wrogów.
Składa się to wszystko na fascynującą opowieść o władzy i nienawiści, strategii i wojnie, o Europie, Azji i Afryce. I jakby na marginesie zmusza do tego, przed czym wszyscy zawodowi historycy zawzięcie się bronią – do „gdybania”. Bo cóż stałoby się, gdyby Antioch III Wielki do spółki z Hannibalem Barkasem, jednocześnie przekonując do militarnej współpracy Filipa V Macedońskiego, zdołali powstrzymać ekspansję Rzymian? Jak potoczyłyby się losy świata, gdyby Hannibalowi dane było wziąć odwet za klęski pod Magni Campi i Zamą? Na te pytania Kęciek odpowiedzi wprawdzie nie szuka, ale porusza wyobraźnię do tego stopnia, że po zamknięciu książki czytelnik sam mimowolnie będzie starał się stworzyć alternatywną wersję późniejszych wydarzeń. I trochę będzie żałował, że nie tak właśnie potoczyły się dzieje.
szkoda że nie wznowili wydania Magnezji