Gdyby zrobić wśród czytelników plebiscyt na najbardziej znaną postać historii starożytnej, na pewno w najściślejszym gronie znalazłoby się miejsce dla Hannibala Barkasa. Ów kartagiński wódz z rodu Barkidów po dziś dzień wzbudza żywe zainteresowanie nie tylko zawodowych historyków. „Wojna Hannibala” Krzysztofa Kęćka jest bardzo udaną monografią drugiej wojny punickiej, czyli konfliktu zbrojnego, który mógł doprowadzić do upadku Imperium Rzymskiego, zanim faktycznie jeszcze ono powstało.
„Hannibal ante portas”
[Krzysztof Kęciek „Wojna Hannibala” - recenzja]
Gdyby zrobić wśród czytelników plebiscyt na najbardziej znaną postać historii starożytnej, na pewno w najściślejszym gronie znalazłoby się miejsce dla Hannibala Barkasa. Ów kartagiński wódz z rodu Barkidów po dziś dzień wzbudza żywe zainteresowanie nie tylko zawodowych historyków. „Wojna Hannibala” Krzysztofa Kęćka jest bardzo udaną monografią drugiej wojny punickiej, czyli konfliktu zbrojnego, który mógł doprowadzić do upadku Imperium Rzymskiego, zanim faktycznie jeszcze ono powstało.
Krzysztof Kęciek
‹Wojna Hannibala›
Literatura dotycząca Hannibala jest bardzo bogata. Kilka pozycji zostało także przetłumaczonych na język polski (między innymi biografie Serge’a Lancela czy Gilberta Charlesa-Picarda). Jest to jednak zaledwie kropla w morzu wydawnictw próbujących opisać i zinterpretować fenomen jednego z najwybitniejszych wodzów w historii świata, a nie jedynie starożytności. Monografia Krzysztofa Kęćka – dotychczas znanego przede wszystkim ze świetnych publikacji w Bellonowskiej serii „Historyczne bitwy” (Kynoskefalaj, Magnezja, Benewent) – wypełnia istotną lukę. Głównie dlatego, że autor podjął się niezwykle trudnego zadania: korzystając z dostępnej literatury zagranicznej (anglo- i niemieckojęzycznej), postanowił podsumować dotychczasowy stan wiedzy historycznej na temat przebiegu drugiej wojny punickiej i – poniekąd pośrednio – losów wodza kartagińskiej wyprawy przeciwko Miastu Wilczycy. Jako że zastosował przy tym współczesne metody badawcze, udało mu się stworzyć dzieło nie tylko wiarygodne, lecz także na polskim rynku nowatorskie.
Autor „Wojny Hannibala” ani przez moment nie ukrywa sympatii dla swego bohatera. Do napisania książki o Barkidzie przygotowywał się przez kilka lat. Wstępem doń były opublikowane przed trzema laty – wspólnie przez wydawnictwa Askon i Attyka – „Dzieje Kartagińczyków” (z intrygującym podtytułem: „Historia nie zawsze ortodoksyjna”). Wszystko także wskazuje na to, że opowieść o Hannibalu będzie miała swój ciąg dalszy – Kęciek zapowiada bowiem kolejną książkę o tym wodzu, która poświęcona będzie ostatniej wielkiej bitwie Barkidy pod Zamą. Zaskakująca wierność historyka! Ale też trudno się autorowi dziwić – Hannibal to postać zaprawdę fascynująca. Fascynujące mogą też być po dziś dzień rozważania nad jego życiem i przyczynami klęski wyprawy na Rzym. Dociec ich próbują historycy od ponad dwóch tysięcy lat i w pełni zadowalającej odpowiedzi jeszcze nie uzyskali. Kęciek ma jednak swoją teorię i sukcesywnie na kartach książki odsłania ją przed czytelnikami.
Symbolem drugiej wojny punickiej stała się rozegrana 2 sierpnia 216 roku p.n.e. krwawa bitwa pod Kannami – bitwa, w której Kartagińczycy i ich alianci wycięli w pień rzymską armię. Podczas trwającego około ośmiu godzin boju poległo wówczas, jak wnioskuje Kęciek z zachowanych źródeł z tradycji rzymskiej i kartagińskiej, prawie 60 tysięcy Rzymian i ich sprzymierzeńców (śmierć na polu bitwy ponieśli między innymi trzej z czterech najważniejszych podówczas wodzów nadtybrzańskiej republiki, w tym konsul Lucius Aemilius Paullus). Manewr oskrzydlający, jaki zastosował Barkida, do dzisiaj „rozbierają” na czynniki pierwsze studenci wojskowych akademii. Niejednokrotnie zresztą europejscy wodzowie starali się ów chwyt powtarzać. Między innymi na pomyśle Hannibala oparł swój plan ataku na Francję – przygotowany kilka lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej – szef sztabu generalnego armii niemieckiej Alfred von Schlieffen. Rzadko kiedy jednak powtórki Kann kończyły się pełnym sukcesem. Czego zatem brakowało późniejszym wodzom, a co widocznie posiadał obywatel starożytnej Kartaginy? Szczęścia, iskry geniuszu? Kęciek zdaje się uważać, że i jednego, i drugiego.
Bitwa pod Kannami, choć pamiętana najlepiej, nie była jednak jedynym poważnym starciem rzymsko-kartagińskim rozegranym w czasie drugiej wojny punickiej na terytorium Italii. Zanim wojska Hannibala zmasakrowały Rzymian na apulijskiej równinie, wódz Kart Hadaszt stoczył już – w latach 218-217 p.n.e. – trzy bardzo ważne z militarnego punktu widzenia potyczki, które stanowiły niejako zapowiedź tego, co miało później wydarzyć się na polach pod Kannami. Najpierw Barkida wygrał bitwę nad rzeką Ticinus, gdzie pokonał konsula Publiusa Corneliusa Scypiona (ojca zwycięzcy spod Zamy), jeszcze w tym samym 218 roku p.n.e. rozbił nad rzeką Trebią armię konsula Corneliusa Semproniusa Longusa, wreszcie pół roku później, dzięki wielkiemu sprytowi i odwadze, doprowadził do klęski Rzymian nad Jeziorem Trazymeńskim, gdzie życie stracił konsul Caius Flaminius. Jeśli dorzucić jeszcze do tej wyliczanki sukces najokazalszy, czyli Kanny, trudno zrozumieć, dlaczego w ostatecznym rachunku Hannibal został pokonany… Krzysztof Kęciek jak wytrwały detektyw, analizując wszystkie dostępne źródła (nie tylko pisane, ale i archeologiczne), poszukuje odpowiedzi na pytania, które nurtują świat nauki od dwóch tysięcy lat. Dlaczego Barkida – opromieniony wspaniałymi zwycięstwami nad rzymskimi legionami – nie zdecydował się ruszyć na stolicę republiki? Dlaczego nie uzyskał zadowalającej pomocy od swoich rodaków z Kartaginy? Wreszcie: dlaczego dał się pokonać Publiusowi Corneliusowi Scypionowi Afrykańskiemu w bitwie pod Zamą, gdzie – poniekąd twierdzenie takie, choć symboliczne, będzie uprawnione – „zginął” od miecza, którym wojował? Na to ostatnie pytanie Kęciek odpowie zapewne dokładniej w swojej następnej, wzmiankowanej już przeze mnie, książce.
„Wojna Hannibala” jest pozycją na polskim rynku wyjątkową. Nosi ona – w przeciwieństwie do publikacji z serii „Historycznych bitew” (które służą nade wszystko popularyzowaniu historii) – charakter stricte naukowy. Mimo to można ją z czystym sumieniem polecić także pasjonatom historii, którzy wnikliwymi badaczami dziejów nie są. A to dzięki świetnemu stylowi autora. Co zresztą potwierdzał on już w swoich wcześniejszych książkach. Monografię drugiej wojny punickiej czyta się znakomicie, czego nie można, niestety, powiedzieć o wielu innych poważnych pozycjach historycznych.
PS. O ile autor wykonał swoje zadanie znakomicie, o tyle nie można tego samego powiedzieć o wydawcy. Z przykrością muszę to stwierdzić, ale pod względem edytorskim Bellona w ostatnich latach zdecydowanie obniżyła loty. Ilość literówek może nie zatrważa, ale na pewno irytuje; chwały nie przynoszą też wydawnictwu błędy ortograficzne, które przepuściła korekta (patrz: „w lini bojowej” na 152 stronie i „wschodni brzeg Trebi” na następnej stronie). Może jednak nie ma sensu oszczędzać na korekcie, skoro można w ten sposób stracić rzecz najcenniejszą – wierność i zaufanie czytelników.