Władca Epiru Pyrrus nie miał dotychczas „dobrej prasy”. Już w czasach starożytnych pisano o nim z lekceważeniem, przedstawiając jako awanturnika i wartogłowa. Później wcale nie było lepiej. Epitety typu „człowiek z ptasim mózgiem” wcale nie należały do najbardziej obraźliwych. Czy Pyrrus rzeczywiście zasłużył sobie na takie inwektywy? Zdecydowanie wątpi w to polski historyk Krzysztof Kęciek, autor wydanej w serii „Historyczne bitwy” książki o batalii pod Benewentem.
Pyrrus – błędny rycerz starożytności
[Krzysztof Kęciek „Benewent 275 p.n.e.” - recenzja]
Władca Epiru Pyrrus nie miał dotychczas „dobrej prasy”. Już w czasach starożytnych pisano o nim z lekceważeniem, przedstawiając jako awanturnika i wartogłowa. Później wcale nie było lepiej. Epitety typu „człowiek z ptasim mózgiem” wcale nie należały do najbardziej obraźliwych. Czy Pyrrus rzeczywiście zasłużył sobie na takie inwektywy? Zdecydowanie wątpi w to polski historyk Krzysztof Kęciek, autor wydanej w serii „Historyczne bitwy” książki o batalii pod Benewentem.
Krzysztof Kęciek
‹Benewent 275 p.n.e.›
Pyrrusowi przyszło żyć w nader ciekawych czasach. Sytuacja polityczna i militarna w basenie Morza Śródziemnego (który Grecy nazywali „zamieszkałym światem”) była na przełomie IV i III w. p.n.e. nad wyraz skomplikowana. Nie tak dawno upadło mocarstwo Aleksandra Wielkiego, podzielone następnie na kilka mniejszych państw, na czele których stanęli diadochowie – czyli niedawno jeszcze wysocy dowódcy wojsk Macedończyka. Ich wspólne pochodzenie i historia nie gwarantowały jednak pokoju – ich walki o spuściznę po Aleksandrze trwały jeszcze długo po jego śmierci i kto wie, czy nie stanowią ciekawszego epizodu w dziejach okresu hellenistycznego niż podboje syna Filipa II.
Epir, górzysta kraina w dzisiejszej Grecji północno-zachodniej położona w dolnym biegu Acheronu, w starożytności wciśnięta była pomiędzy środkową Grecję a Macedonię i Illirię. Jej mieszkańcy pochodzili od Hellenów (spokrewnieni byli zresztą z Macedończykami), jednak rodowici Grecy uważali ich za nieokrzesanych barbarzyńców. Nie bez powodu zresztą – w porównaniu z Helladą Epir był cywilizacyjnie zacofany. Nie tworzył też nigdy jednolitego państwa. Nawet za czasów Pyrrusa był jedynie związkiem luźnych państewek: Królestwa Molossów (którego koronę ów władca właśnie posiadał) oraz Związku Epirockiego – typowej dla starożytnej Grecji wojskowej symmachii. Pyrrus – którego imię oznacza „Rudy” – pochodził z królewskiej dynastii Ajakidów, wywodzącej swe pochodzenie od mitycznego wojownika Achillesa. Ojcem Pyrrusa był Ajakides, spokrewniony z matką Aleksandra Wielkiego Olimpias, która notabene była Epirotką. Poległ on w roku 313 p.n.e. podczas walk z Filipem, synem Antypatra, jednego z aleksandrowych diadochów.
Przyszły władca Epirotów ocalenie życia po śmierci swego ojca zawdzięczał królowi Illirii Glaukiasowi, który nie ugiął się przed żądaniami Kassandra (starszego syna Antypatra) i nie odsprzedał mu przebywającego na jego dworze chłopca. Niebawem też – był rok 307 p.n.e. – Glaukias osadził dwunastolatka na tronie Molossów. Dalsze lata znaczone były nieszczęściami: przewrotem pałacowym w Epirze i obaleniem Pyrrusa (302 p.n.e.), w końcu także jego klęską w wielkiej bitwie diadochów pod Ipsos (w 301 roku p.n.e.), która na krótko ustaliła status quo w poaleksandryjskim świecie. Dla Pyrrusa zakończyła się ona egipską niewolą, którą zdołał jednak wyzyskać na swoją korzyść. W Aleksandrii ożenił się z krewną Ptolemeusza i za jego pieniądze wrócił na tron w Epirze.
Przez wielu historyków Pyrrus uznawany jest za niespokojnego ducha i błędnego rycerza starożytności. Dużo w tym prawdy, bowiem po powrocie do ojczyzny co rusz wplątywał się w lokalne wojny. Niewielki górzysty Epir był dla niego zdecydowanie za ciasny, tam Pyrrus się dusił. Stąd też pomysł wyprawy do Italii w obronie największej greckiej kolonii na Półwyspie Apenińskim – Tarentu.
Właśnie temu dziesięcioletniemu epizodowi w życiu „Rudego” Kęciek poświęca najwięcej uwagi. Nie bez powodu – wyprawy do Italii i na Sycylię, gdzie przyszło mu walczyć również z Kartagińczykami, najlepiej obrazują militarny talent władcy Epiru. Talent, który – jak dowodzi historyk – musiał ustąpić pola przede wszystkim niesprzyjającej sytuacji politycznej, nie zaś brakowi umiejętności i wyobraźni. Kęciek ubolewa, że niewiele zachowało się źródeł historycznych, z których możemy czerpać obiektywną wiedzę na temat Pyrrusa (nie zachowały się między innymi jego pamiętniki i traktat o taktyce). Te zaś, które przetrwały do naszych czasów, są dalece nieobiektywne, tworzyli je bowiem dziejopisarze nieprzychylni Epirocie. Jednak mimo to polski historyk zdołał przynajmniej częściowo odkłamać obraz aż trzykrotnego pogromcy Rzymian i przedstawić go jako jednego z najwybitniejszych wodzów swoich czasów, godnego następcy myśli wojskowej Aleksandra Macedońskiego.
Monografię bitwy pod Benewentem czyta się wyśmienicie. Kęciek ze sporym literackim talentem opisuje dzieje wyprawy italskiej Pyrrusa i jego kolejne militarne sukcesy odniesione w walce z Republiką Rzymską – pod Herakleją, Asculum i Benewentem (choć lokalizacja tej ostatniej bitwy, jak lojalnie zastrzega, wzbudza dziś niemało wątpliwości). Rozprawia się przy okazji z większością negatywnych ocen Pyrrusa – nie zrzuca wprawdzie całkowicie brzemienia winy za klęskę z jego barków (błędy popełnił zwłaszcza podczas kampanii sycylijskiej), ale wskazuje też inne jej przyczyny – chwiejną politykę prowadzoną przez Tarent, którego przecież Pyrrus miał bronić, sojusz rzymsko-punicki, niejednoznaczne postępowanie wrogich Rzymowi ludów italskich, niepewną sytuację wewnętrzną w samym Epirze. To wszystko złożyło się na ostateczną klęskę Pyrrusa na Półwyspie Apenińskim, choć kto wie, jak skończyłaby się cała historia, gdyby nie przedwczesna i bezsprzecznie głupia śmierć króla Molossów podczas walk ulicznych w Argos na Peloponezie.
Gdyby nie to tragiczne zdarzenie, być może we współczesnych podręcznikach historii Pyrrus funkcjonowałby w zupełnie innym kontekście – nie tylko i wyłącznie jako niezwykle pechowy dowódca wojskowy, od którego wzięło się powiedzenie o „pyrrusowym zwycięstwie” (w głowach polskich uczniów zakorzeniło się ono do tego stopnia, że zdecydowana większość z nich wie, co ono oznacza, choć nie potrafi powiedzieć nic na temat samego władcy). Książka Kęćka nie zmieni raczej tradycyjnych negatywnych ocen Pyrrusa, ale może skłoni do przemyśleń i spojrzenia na władcę Epiru nieco łagodniejszym okiem. Jeśli zaś kogoś argumenty historyka nie przekonają, też nic nie straci – lektura „Benewentu” to prawdziwa przyjemność dla wszystkich czytelników rozsmakowanych w historii starożytnej. Monografia ta po raz kolejny zresztą udowadnia, że to życie pisze najlepsze scenariusze. Takiej lawiny zdarzeń, zwrotów akcji, zakulisowej gry dyplomatycznej i opisu bitewnego zgiełku mogliby pozazdrościć Kęćkowi autorzy setek powieści fantasy, którzy – choćby nie wiem jak wytężaliby umysły – nie byliby, jak mniemam, w stanie stworzyć tak charyzmatycznego i fascynującego bohatera jak Pyrrus.