„Strup” to wstrząsające świadectwo o pokłosiu wojny domowej w Hiszpanii. Choć żyjący nie chcą o niej z różnych przyczyn rozmawiać, szczątki zmarłych krzyczą. Oskarżąją i ostrzegają.
Hiszpania jest jedną wielką mogiłą
[Katarzyna Kobylarczyk „Strup” - recenzja]
„Strup” to wstrząsające świadectwo o pokłosiu wojny domowej w Hiszpanii. Choć żyjący nie chcą o niej z różnych przyczyn rozmawiać, szczątki zmarłych krzyczą. Oskarżąją i ostrzegają.
Katarzyna Kobylarczyk
‹Strup›
Po wygranej wojnie domowej, toczącej się w Hiszpanii w latach 1936-39, Franco rządził krajem jako dyktator do swojej śmierci (w 1975 roku). Dwa lata później odbyły się wolne wybory, a Hiszpania przeszła (nie bez przeszkód) drogę do monarchii parlamentarnej. Odbyło się to bez spojrzenia wstecz, bez rozliczeń, ale też z drugiej strony – bez czegokolwiek na kształt „grubej linii”. Nigdy nie ukarano żadnego ze sprawców represji nikogo nawet nie postawiono przed sądem. „Ustalono wówczas, że najlepiej będzie zapomnieć o przeszłości. (…) Nie rozdrapywać starych ran”, pisze Katarzyna Kobylarczyk. Żyjący przez lata wybierali milczenie. Okazuje się jednak, że mówią, i to głośno, ciała ofiar wojny domowej. Znajdujące się w Hiszpanii wszędzie, nie tylko na cmentarzach, ale w prowizorycznych grobach, na polach, w studniach. Co więcej, krzyczą też ci zaginieni, których szczątków do tej pory nie odnaleziono.
Po wydanej kilka lat temu książce „
Pył z landrynek” autorka wraca do Hiszpanii, lecz w zupełnie innym klimacie. „Strup” to wielowątkowy reportaż poświęcony zachowywaniu pamięci o hiszpańskiej wojnie domowej. Jaki kształt ma ta pamięć? Jakie emocje jej towarzyszą? „Hiszpania powinna wiedzieć, co działo się podczas wojny i po niej. Nie chcemy zemsty, chcemy tylko szczerej rozmowy. Mówienia o historii takiej, jaka była. Bo to jest historia naszego życia. (…) Jestem pewien, że wciąż są ludzie, którzy chcą powrotu przeszłości. To dlatego, że nie znają historii. Musicie im ją opowiedzieć”, napomina jeden z rozmówców Katarzyny Kobylarczyk.
Tyle że w tej opowieści więcej jest niewiadomych niż tego, co potwierdzone i udokumentowane. I tak już pozostanie. Nie tylko czas robi swoje – gdy odchodzą świadkowie tamtych wydarzeń, gdy zacierają się w pamięci obrazy i wspomnienia, postacie i nazwiska. Kłamie nawet interaktywna mapa lokalizacji mogił z wojny domowej znajdująca się na stronach hiszpańskiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Bo tych grobów jest dużo więcej i nikt nie wie ile ciał i kto w nich leży. Część z nich ekshumowano, inni walczą, by ciała pozostały tam, gdzie zostały pochowane. Niektórych zabitych pogrzebano z honorami, innych ledwie przysypano ziemią. Jednych zamordowano, inni zginęli za swoje ideały. I to dlatego obecnie jest tak, że ciał policzyć się już nie da. Teraz można już liczyć tylko kości – i tak się dosłownie dzieje w pierwszej części książki „Kwiaty i muchy”. „[C]ała Hiszpania jest jedną wielką anonimową mogiłą”, czytamy.
Był czas, że drogi wszystkich szczątków zabitych w wojnie domowej prowadziły do Doliny Poległych, 50 km na północny zachód od Madrytu. Ciała ekshumowano w różnych stronach kraju i przywożono tutaj. Mauzoleum w Valle de los Caídos próbowano zamienić w „pomnik pojednania” (przez krótki czas grzebiąc tam ofiary obu walczących ze sobą stron). Oburzało to wielu, chociażby z tej przyczyny, że Franco znany był ze swojej nieludzkiej mściwości. W części drugiej pt. „Wydrążona góra” poznamy historię powstawania tego monumentalnego mauzoleum, budowanego niemal przez dwadzieścia lat rękami więźniów. „Ta góra jest od środka cała nadziana kośćmi”, mówi Katarzynie Kobylarczyk profesor Sánchez-Albornoz, historyk, pierwszy dyrektor Instytutu Cervantesa.
Ofiary wojny domowej w Hiszpanii traciły życie nie tylko w swoim ojczystym kraju. Autorka przypomina także tajne porozumienie frankistów z hitlerowcami, za sprawą którego do obozów koncentracyjnych w Niemczech trafiali hiszpańscy Republikanie i tam ginęli. Wątek ten, choć od innej strony zgłębił Javier Cercas w książce „
Oszust”. Pamięć o więźniach niemieckich obozów zagłady przywracała między innymi katalońska intelektualistka i pisarka Montserrat Roig. Tę część swojej książki Katarzyna Kobylarczyk zatytułowała „To tylko anegdota” – źródło tego tytułu jest wstrząsające i głęboko poruszające.
W ostatniej części („Pustka”) autorka stawia między innymi pytanie: dlaczego obecnie tak dużo mówi się o ofiarach frankistowskich represji, a zapomina się o tysiącach tych, których wymordowali hiszpańscy komuniści i anarchiści? Jest tu między innymi tekst o zastrzelonym założycielu Falangi José Antonim Primo de Riverze i opis przeniesienia jego szczątków (z honorami) do Escorialu. Ale też wspomnienie o mordowanych duchownych, z których wielu zostało beatyfikowanych (jako ci, którzy stracili życie „za wiarę”).
Teksty zawarte w tej książce nie są w najmniejszym stopniu „papierowe”. Katarzyna Kobylarczyk kreśli w nich wyraziste portrety ofiar wojny domowej, przywołuje nazwiska, przytacza szczegóły z ich życia. Opisuje, jeśli to możliwe, okoliczności ich śmierci. Ludzie tacy jak wszyscy, wielu – z rodzinami, wykonujący różne zawody, pochodzący z różnych stron Hiszpanii. Autorka uparcie i usilnie przedziera się przez barierę milczenia, tak charakterystycznego dla wszystkiego, co z hiszpańską wojną domową jest związane. Dociera do członków rodzin ofiar, nadal poszukujących szczątków swoich bliskich. Rozmawia z przedstawicielami hiszpańskich organizacji zajmujących się pamięcią o ofiarach wojny. Opisuje ekshumacje. I to, że w takich momentach przychodzą na miejsce zdarzenia starzy ludzie i zaczynają mówić o tym, o czym nigdy nie mówili przez całe swoje życie.
Na temat wojny domowej ukazuje się w Hiszpanii od lat wiele książek, tytuły niektórych z nich znajdują się w podanej przez autorkę bibliografii na końcu książki. O „duchach Hiszpanii” pisał także Giles Tremlett w książce „Ghosts of Spain”. Tamten okres w historii kraju jest też w Hiszpanii częstym tematem książek beletrystycznych, uwagę zwracają m.in. „
Głosy Pamano” Jaume Cabré, czy „
Bestie” Sebastià Alzamory. Nie jest oczywiście tak, że „Strup” to pierwsza książka polskiego autorstwa z kręgu literatury faktu dotycząca Hiszpanii (by wspomnieć na przykład „
Hiszpanię” Macieja Bernatowicza. Ale „Strup” Katarzyny Kobylarczyk wyróżnia się na tym tle wybitnym i poruszającym do głębi ujęciem tematu hiszpańskiej wojny domowej.
Teksty zawarte w tej książce niemal dosłownie „bieleją kośćmi” – są mocno naturalistyczne, nie stronią od drastycznych chwilami opisów (szczególnie w pierwszej części książki) ale to właśnie dzięki do dziś znajdowanym szczątkom ludzkim można przekazać jak najwięcej prawdy o hiszpańskiej wojnie domowej i jej ofiarach. Upływ czasu sprawia jednak, że coraz mniej daje się już wyjaśnić. To dlatego tamtejsze ekshumacje grobów cywilów mają swoją specyfikę, jak zauważa Francisco Ferrándiz, antropolog społeczny: winni nie żyją, nie da się już nikogo skazać. Emilio Silva Barrera, wnuk poszukujący grobu swojego dziadka widzi to w ten sposób: „Frankizm mógłby być zbrodnią doskonałą. (…) Wystarczyło, żeby powiodło im się to, co zaplanowali: utrzymać ciszę do momentu, aż wymrą bezpośredni świadkowie. I przecież prawie im się to udało.”
Choć reportażystka miała możliwość poruszania się jedynie po polu ograniczonym przez to „prawie”, dzięki znakomitemu warsztatowi udało jej się złożyć z faktów coś, co poza ten okrojony obszar znacznie się wymyka. Powstał wybitny, poruszający i wielowymiarowy portret zbiorowej świadomości, wynaturzonej wieloletnim milczeniem, chcącej pozostać w swojej „strefie komfortu” by nie przypominać, nie wracać myślami, nie rozdrapywać ran. Powstał portret żałoby – w wielu przypadkach trudnej, bo takiej, w której zabrakło tego, co najważniejsze: ciała, które można byłoby opłakiwać. Powstał portret społeczeństwa latami żyjącego ze „strupem”, który właśnie zaczyna się odrywać i krwawić. Powstał tekst rodzący kolejne pytania o to, czy milczenie wystarczy, by zasypać nadal istniejące podziały w społeczeństwie i czy trzeba zachować pamięć o ofiarach wojny, by do czegoś podobnego nie doszło ponownie. Powstała książka, która dla wszystkich i wszędzie może być przejmującym ostrzeżeniem. Bo okrucieństwo wojny nie polega jedynie na tym, że dwie strony konfliktu zabijają się nawzajem. Nawet też nie na tym, że trzeba później będzie odbudowywać zniszczenia i ruiny. Również (a może przede wszystkim?) na tym, że kolejne pokolenia każdego dnia przez wiele lat będą musiały zmagać się z pytaniami, jak mierzyć się z przeszłością. Bo pewne jest jedno – całkowicie zapomnieć i wyprzeć z pamięci nigdy się nie uda.
PS. W październiku 2019 roku ekshumowano szczątki generała Francisca Franco z mauzoleum w Dolinie Poległych (Valle de los Caídos). Przeniesiono je na cmentarz w podmadryckim El Pardo. Decyzję tę poprzedziło prawie półtoraroczne postępowanie sądowe i administracyjne. Sprzeciw wyrażała rodzina Franco, protestowały środowiska prawicowe. W Hiszpanii rozgorzały dyskusje, powróciły też emocje związane z wojną domową i jej ofiarami. Spór o nią przechodzi na kolejne pokolenie.
"Odbyło się to bez spojrzenia wstecz, bez rozliczeń, czegokolwiek na kształt „grubej linii”. Nigdy nie ukarano żadnego ze sprawców represji nikogo nawet nie postawiono przed sądem. „Ustalono wówczas, że najlepiej będzie zapomnieć o przeszłości. (…) Nie rozdrapywać starych ran”
Skąd my to znamy...