Philip Marlowe zamieszkał w Rosji i został bohaterem książek Tatiany Polakowej. I podobnie jak w ojczystej Florydzie, zajmuje się samymi podejrzanymi sprawami. Tyle że nawet najbardziej zawikłane machlojki amerykańskich gangsterów nie mogą się mierzyć z pomysłowością ich wschodnich kolegów. Poznajcie mroźny „Smak lodowego pocałunku”.
Pozdrowienia z Rosji
[Tatiana Polakowa „Smak lodowego pocałunku” - recenzja]
Philip Marlowe zamieszkał w Rosji i został bohaterem książek Tatiany Polakowej. I podobnie jak w ojczystej Florydzie, zajmuje się samymi podejrzanymi sprawami. Tyle że nawet najbardziej zawikłane machlojki amerykańskich gangsterów nie mogą się mierzyć z pomysłowością ich wschodnich kolegów. Poznajcie mroźny „Smak lodowego pocałunku”.
Tatiana Polakowa
‹Smak lodowego pocałunku›
Marlowe rzeczywiście przeniósł się do Rosji. Zmienił płeć i nazwisko. Teraz jest młodą, atrakcyjną dziewczyną i nazywa się Olga Riazancewa. A kota zamienił na jamnika Saszkę. Najważniejsze cechy pozostały jednak niezmienione: cyniczne poczucie humoru i pociąg do mocnych trunków. Także autora znalazł sobie dobrego. Polakowa napisała ciekawy, wciągający kryminał, a przy tym, co ostatnio należy do rzadkości, porządnie przemyślany.
Olga Riazancewa pracuje dla Dziadka, enigmatycznego (przynajmniej dla czytelnika) władcy jednego z rosyjskich miasta. Wiadomo jedynie, że Dziadek jest trochę biznesmenem i politykiem, a trochę bossem namaszczonym przez Moskwę. Główną bohaterkę łączą z szefem nie do końca sprecyzowane relacje – raz jest dla niej niczym przybrany ojciec, to znów pełni rolę trochę podstarzałego kochanka. Olga pracuje jako detektyw i nieformalny pomocnik Dziadka. A ponieważ to kryminał, więc nie ma się czemu dziwić, że już na samym wstępie pojawia się obowiązkowy trup. A nawet kilka trupów – ktoś morduje przypadkowe kobiety w supermarkecie w centrum miasta. Psychopata? A może zabójców jest kilku i łączy ich tylko zbieg okoliczności? Podczas drobiazgowego śledztwa, prowadzone wspólnie z lokalną milicją i ludźmi Dziadka, Olga odkrywa, że nic nie dzieje się przypadkowo. Szczególnie jeśli tak wygląda.
„Smak lodowego pocałunku” nie jest przyjemnym kryminałem, który czytelnik śledzi spokojny o los głównego bohatera i rozwiązanie zagadki. Współczesna Rosja to miejsce, gdzie (jak stwierdza bohaterka) „dobre uczynki są karalne”, milicja jest ostatnią instytucją, której można zaufać, a największym przestępcą okazuje się… prawodawca. O ile w świecie Raymonda Chandlera „tylko” większość bohaterów była umoczona w niecnych sprawkach, to u Polakowej nie ma nikogo, kto miałby czyste sumienie. Począwszy od samej „góry”, aż do nizin społecznych królują fałsz i ciemne interesy. W tym świecie przypominającym film noir zanurzona jest nawet detektyw Riazancewa. Widać to zwłaszcza w jej chaotycznym życiu seksualnym, braku przyjaciół i uzależnieniu od reprezentującego władzę Dziadka. Jednak, jak na chandlerowskiego detektywa przystało, dziewczyna przede wszystkim szuka prawdy, nawet jeśli ta okaże się dla niej trudna do zniesienia.
Kto jest zabójcą? Czytelnik znający trochę najnowszą literaturę rosyjską bez większych trudów odgadnie – to system, układ między sprawującymi władzę, który dopuszcza do największych przestępstw w imię robienia pieniędzy. Współczesna Rosja jest jeszcze bardziej noir aniżeli Ameryka Marlowe’a. tutaj nie ma miejsca dla samotnego prawego rycerza w osobie detektywa, prawdy nie pozna nikt, a sprawiedliwość zostanie zakopana trzy metry pod ziemią, jeśli będzie zbyt zawadzać w interesach. „Smak lodowego pocałunku” jest w gruncie rzeczy smutną książką, bo pokazuje zupełny upadek moralności, przedstawia świat, w którym władza pieniądza nie jest tylko zgrabnym frazesem, a brutalną rzeczywistością.
Trochę szkoda, że Polakowa poprzestaje tylko na kryminale. O ile Cormac McCarthy w „
To nie jest kraj dla starych ludzi” potrafił z sensacyjnej opowieści wysnuć refleksję na temat przemocy i współczesnej Ameryki, to autorka „Smaku lodowego pocałunku” zatrzymuje się w pewnym momencie. Jej książka jest dobrym, a momentami świetnie, napisanym kryminałem, nawiązującym do najlepszych dokonań amerykańskich twórców
noir. Ale chciałoby się czegoś więcej. w końcu na rynku jest już kilkoro rosyjskich autorów piszących bardzo podobnie. Ostatecznie „Smak lodowego pocałunku” to dobry kryminał i nic więcej. Można narzekać, że Polakowa nie sięgnęła dalej, albo cieszyć się z tego, co jest. Trochę tak jak ze szklanką wody – jest do połowy pełna czy próżna? Warto sprawdzić samemu, jak jest w istocie.