Trzy spojrzenia na początki Polski [Paweł Jasienica „Trzej kronikarze” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Trzej kronikarze” to licząca sobie już czterdzieści pięć lat opowieść o początkach państwa polskiego, widzianych przez pryzmat trzech średniowiecznych kronik – Thietmara z Merseburga, Anonima zwanego Gallem oraz Wincentego Kadłubka. Mimo kilkudziesięciu lat, które upłynęły od czasu pierwodruku, książka Pawła Jasienicy wciąż może być bardzo interesującym źródłem wiedzy. Choć po jej przeczytaniu warto sięgnąć po jedno z nowszych opracowań tematu…
Trzy spojrzenia na początki Polski [Paweł Jasienica „Trzej kronikarze” - recenzja]„Trzej kronikarze” to licząca sobie już czterdzieści pięć lat opowieść o początkach państwa polskiego, widzianych przez pryzmat trzech średniowiecznych kronik – Thietmara z Merseburga, Anonima zwanego Gallem oraz Wincentego Kadłubka. Mimo kilkudziesięciu lat, które upłynęły od czasu pierwodruku, książka Pawła Jasienicy wciąż może być bardzo interesującym źródłem wiedzy. Choć po jej przeczytaniu warto sięgnąć po jedno z nowszych opracowań tematu…
Paweł Jasienica ‹Trzej kronikarze›Po trwających prawie pięć lat sądowych bataliach o prawo do dziedziczenia praw autorskich do dzieł Pawła Jasienicy (a w rzeczywistości Lecha Beynara), pod koniec grudnia 2006 roku warszawski sąd zdecydował, że należą się one córce pisarza z pierwszego małżeństwa, Ewie Beynar-Czeczott. Jej konkurentem był pasierb Jasienicy, syn drugiej żony autora „Polski Piastów”, Zofii O’Bretenny, która – jak się okazało po odtajnieniu w 2002 roku dokumentów znajdujących się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej – była tajną współpracowniczką Służby Bezpieczeństwa. Jasienica padł zresztą ofiarą wyjątkowo perfidnej intrygi SB. Zadaniem agentki o pseudonimie „Ewa” (później zmienionym na „Max”) było bowiem inwigilowanie pisarza, czego nie zaprzestała nawet wtedy, gdy została panią Beynar. To właśnie „działanie na szkodę męża” stało się podstawą sądowego wniosku (który złożyła córka Jasienicy) o odebranie praw spadkowych – w tym również praw do czerpania zysków ze sprzedaży książek – Markowi O’Bretenny. Wyrok sądu powitany został z wielkim zadowoleniem przede wszystkim przez wielbicieli talentu Lecha Beynara. Od tej pory bowiem mogły wreszcie pojawić się na księgarskich półkach długo oczekiwane wznowienia jego dzieł. Był to kąsek tak łakomy, że nie zabrakło wydawnictw, które przystąpiły do „przetargu”. Najlepszą propozycję złożyło wydawnictwo Prószyński i S-ka i to właśnie ono w iście ekspresowym tempie wydrukowało przed rokiem nowe wydania „Polski Piastów”, „Polski Jagiellonów” oraz trzech tomów „Rzeczypospolitej Obojga Narodów”. Zgodnie z przewidywaniami, wygłodniali czytelnicy rzucili się na dzieła Jasienicy, co skłoniło Prószyńskiego do dalszych wznowień, w tym także książek nieco już zapomnianych, jak „Słowiański rodowód” (pierwsze wydanie: 1961), „Rozważania o wojnie domowej” (napisane w 1969, ale wydane w drugim obiegu dopiero jedenaście lat później), „Trzej kronikarze” (1964) oraz „Kraj nad Jangcy” (1957). Tytułowi „Trzej kronikarze”, którym Jasienica postanowił przyjrzeć się bliżej, to biskup Thietmar z Merseburga – autor monumentalnej kroniki przedstawiającej nade wszystko dzieje Niemiec, ale przy okazji niejako zahaczającej również o wydarzenia, które na przełomie X/XI wieku rozgrywały się w państwach ościennych, Anonim zwany Gallem – przybysz z Europy Zachodniej 1), piszący swoją „Kronikę polską” na dworze księcia Bolesława Krzywoustego, wreszcie Wincenty Kadłubek – starający się leczyć narodowe kompleksy poprzez stworzenie nader fantastycznej wersji początków państwa polskiego. Książka dzieli się zatem na trzy ujęte chronologicznie części. Każda z nich stanowi zamknięty rozdział, w którym autor poddaje szczegółowej analizie to, co wyszło spod piór wspomnianych kronikarzy. Nie skupia się jednak wyłącznie na samych dziejopisach i ich dziełach – poprzez pryzmat średniowiecznych kronik stara się zrekonstruować obraz pierwszych czterech wieków (od X do XIII) istnienia Polski. Obraz to niezwykle interesujący, choć w dużej mierze znany już z poprzednich książek Jasienicy. Dość powiedzieć, że publikacja „Trzech kronikarzy” poprzedzona została wydaniem kilka lat wcześniej „Polski Piastów” (1960) oraz „Słowiańskiego rodowodu” (1961). Najprawdopodobniej to właśnie materiały zebrane podczas pracy nad tamtymi monografiami stały się asumptem do nakreślenia portretów pisarzy, dzięki którym poznaliśmy dzieje państwa polskiego u jego zarania. Rzecz ciekawa, na którą zwraca uwagę Jasienica, że dwóch z trzech dziejopisów, którzy znaleźli się w kręgu jego zainteresowań nie było Polakami. Thietmar to Niemiec, który – mówiąc delikatnie – nie przepadał za ówczesnymi władcami Gniezna i Poznania, Mieszkiem I i Bolesławem Chrobrym 2). Anonim natomiast przybył nad Wisłę z Zachodu. A jednak to właśnie im zawdzięczamy w miarę obiektywny – choć oczywiście różny w swym wydźwięku i wnioskach – obraz Polski wczesnopiastowskiej. O dziwo, ten, po którym powinniśmy spodziewać się najwięcej, nasz rodak, mistrz Wincenty Kadłubek, człowiek światły i wykształcony, pozostawił po sobie dzieło najbardziej kuriozalne, które Jasienica nie wahał się określić mianem „antykroniki”. Autor „Trzech kronikarzy” jedzie zresztą po biskupie krakowskim i jego dziele jak po – uczciwszy uszy czytelników – łysej kobyle. Nazywa go „mistrzem łatwizny” i „historykiem z przypadku”. Za główną cechę jego stylu uważa „napuszoność i nieprawdopodobną wręcz pretensjonalność”. Ma mu za złe licznie pojawiające się w kronice „oracje, których nikt nie wygłosił”. Wreszcie bezlitośnie podsumowuje: „Ta proza umarła. Autor popełnił literackie samobójstwo”. Pikanterii tym ocenom dodaje fakt, że w ten sposób pisał historyk powiązany ze środowiskami katolickimi (wcześniej związany ze Stowarzyszeniem „Pax”, przez wiele lat publicysta „Tygodnika Powszechnego”), a obiektem jego bezpardonowego ataku stał się biskup, beatyfikowany w XVIII wieku, który w dużej mierze przyczynił się do rozpowszechnienia kultu i kanonizacji św. Stanisława ze Szczepanowa 3), patrona Polski. Pozostałym kronikarzom nawet w malutkim procencie tak się nie obrywa. Jasienica nie ukrywa zresztą, że to właśnie Anonima darzy szczególną estymą. Ceni go przede wszystkim za obiektywizm i klarowny styl, choć bardzo żałuje, jak zresztą chyba wszyscy współcześni historycy, że nie mógł on napisać więcej, że kilka drażliwych tematów – jak chociażby wspomniany już powyżej konflikt św. Stanisława z królem Bolesławem Śmiałym, pierwsze lata rządów Władysława Hermana, wreszcie sposób, w jaki doszedł do władzy Bolesław Krzywousty – zostało przezeń zaledwie wzmiankowanych. Ale, zdaniem Jasienicy, również w takich momentach Gall pisał w sposób, który pozwala – nawet po kilkuset latach – czytać między wierszami i wyciągać właściwe wnioski. Podobną metodę można zresztą, jak uważa autor „Polski Jagiellonów”, zastosować wobec Thietmara. Wystarczy tylko odrzucić to wszystko, co biskup merseburski pisał, kierowany czystą niechęcią do Polaków, a z jego dzieła wyłoni się całkiem wiarygodny obraz stosunków polsko-niemieckich w okresie rządów Mieszka I i jego syna. Jasienicy udało się zresztą przyłapać Thietmara na kilku, z perspektywy czasu sprawiających dość zabawne wrażenie, niekonsekwencjach dotyczących Polski za czasów Bolesława Chrobrego. Opisując na przykład wojnę toczoną między oboma krajami w latach 1004-1018, kronikarz w jednym miejscu stara się zdezawuować znaczenie polskiego księcia (królem Chrobry został dopiero w 1025 roku, siedem lat po śmierci biskupa z Merseburga), w innym natomiast – zapewne niechcący – oddaje mu sprawiedliwość. Pracę nad „Trzema kronikarzami” Paweł Jasienica zakończył w 1963 roku. Nie ma możliwości, by w ciągu ponad czterech dekad dzieło historyczne – nawet jeżeli ma tylko charakter publicystyczny – choć częściowo się nie zestarzało. W przypadku tej książki aktualność straciły przede wszystkim partie (i to całkiem spore), w których autor, powołując się na wielu poprzedników, próbuje dociec, skąd pochodził Anonim. Mając dzisiejszą wiedzę, na pewno nie napisałby tych słów: „Marcin Kromer nazwał autora kroniki Gallem. Zadziwiająca intuicja! Lepiej pochodzenia i przynależności kulturalnej Anonima określić chyba nie można”. Ale są też fragmenty, które po dziś dzień intrygują, chociażby przedstawiona w rozdziale poświęconym Thietmarowi hipoteza o planowanej przez Chrobrego zmianie orientacji politycznej i ewentualnej próbie podjęcia przez polskiego władcę odbudowy uniwersalistycznego cesarstwa – wprawdzie na wzór Ottona III, ale w oparciu nie o Niemcy, lecz Bizancjum 4). „Trzech kronikarzy” czyta się równie dobrze, jak wszystkie inne dzieła Jasienicy. Wciąż ujmuje dynamiczny styl pisarza, jego skłonność do dygresji i złośliwości, które zresztą świetnie ubarwiają narrację. Momentami można wprawdzie odnieść wrażenie, że autor trochę się zagalopowuje (jak przy ocenie Kadłubka), ale taki już charakter dzieła z natury swej publicystycznego. Jedno w każdym razie jest pewne: chyba żaden z powojennych autorów piszących o historii nie uczynił tyle dobrego dla spopularyzowania przeszłości Polski co Jasienica. I chociażby z tego powodu można mu wybaczyć pewne potknięcia. 1) Gallem nazwał Anonima w XVI wieku inny pisarz i badacz dziejów Polski – Marcin Kromer. Dziś z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że się mylił. Wyniki wieloletnich badań (głównie językoznawczych) prowadzonych przez profesora Tomasza Jasińskiego z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, opublikowane w tym roku w książce „O pochodzeniu Galla Anonima”, raczej nie pozostawiają wątpliwości – nasz Gall pochodził z północnych Włoch.
2) Thietmar miał zresztą ku temu całkiem przekonywające osobiste powody. Jego ojciec, graf Zygfryd von Walbeck, był jednym z dowódców wojsk niemieckich, które 24 czerwca 972 roku zostały pokonane pod Cedynią przez Mieszka I i jego młodszego brata Czcibora. Miało to miejsce wprawdzie jeszcze przed narodzinami przyszłego biskupa i kronikarza (który przyszedł na świat w 975 roku), ale można się domyślać, co – nawet po latach – mówiło się w domu Thietmara o Polakach.
3) To właśnie Wincenty Kadłubek przedstawił w swojej kronice, całkiem różną od Gallowej, wersję konfliktu biskupa Stanisława z królem Bolesławem Śmiałym, który zakończył się dla krakowskiego patriarchy tragiczną śmiercią. Najbardziej nieprawdopodobne, fantastyczne wręcz, było jednak to, co miało się stać z ciałem biskupa po śmierci, a co poznaliśmy właśnie dzięki relacji mistrza Wincentego.
4) Mimo że hipoteza ta opiera się na dość wątłych przesłankach, sama w sobie brzmi interesująco. Nie ma bowiem wątpliwości co do tego, że Chrobry wiązał z osobą cesarza Ottona III ogromne nadzieje (nie tylko na swoją koronację). Matką Ottona była krewna cesarza bizantyjskiego, księżniczka Teofano, sam cesarz zresztą uważał się bardziej za Greka niż Niemca. O planach Chrobrego może zaś świadczyć fakt, że swemu synowi, przyszłemu królowi Mieszkowi II, kazał w młodości uczyć się – poza obowiązkową łaciną – także greki, co było wówczas ewenementem. Warto jeszcze dodać, że do rozłamu w łonie chrześcijaństwa (na katolicyzm i prawosławie) dojdzie dopiero w 1054 roku, a więc prawie trzy dekady po śmierci Bolesława. W latach 20. XI wieku Konstantynopol mógł więc być postrzegany jeszcze jako alternatywa dla uzależnionego od cesarstwa Rzymu.
|