Za dużo grzybów w barszczu! [Steven Saylor „Triumf Cezara” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl „Triumf Cezara” to najświeższa, dwunasta już, książka przedstawiająca przygody rzymskiego detektywa Gordianusa Poszukiwacza. Tym razem Steven Saylor kazał swemu bohaterowi wytropić spisek na życie Gajusza Juliusza Cezara, któremu wielu szacownych Rzymian nie może wybaczyć ani jego zapędów w reformowaniu kraju, ani dążenia do zagarnięcia iście królewskiej władzy. Jako przewodnik po starożytnym Rzymie książka się sprawdza, jako dobry kryminał, niestety, nie.
Za dużo grzybów w barszczu! [Steven Saylor „Triumf Cezara” - recenzja]„Triumf Cezara” to najświeższa, dwunasta już, książka przedstawiająca przygody rzymskiego detektywa Gordianusa Poszukiwacza. Tym razem Steven Saylor kazał swemu bohaterowi wytropić spisek na życie Gajusza Juliusza Cezara, któremu wielu szacownych Rzymian nie może wybaczyć ani jego zapędów w reformowaniu kraju, ani dążenia do zagarnięcia iście królewskiej władzy. Jako przewodnik po starożytnym Rzymie książka się sprawdza, jako dobry kryminał, niestety, nie.
Steven Saylor ‹Triumf Cezara›Polacy znają Stevena Saylora jedynie jako autora poczytnych książek kryminalnych o Gordianusie Poszukiwaczu, których akcja rozgrywa się w pierwszej połowie I wieku przed narodzinami Chrystusa. Mało kto jednak wie, że ten – dzisiaj już pięćdziesięciotrzyletni – absolwent historii na teksaskim uniwersytecie w Austin jest również, jako Aaron Travis, twórcą wielu powieści erotycznych, a dokładniej – gejowsko-erotycznych. Jako zdeklarowany homoseksualista od ponad trzech dekad żyje w związku partnerskim (z niejakim Richardem Solomonem), który zalegalizował w San Francisco na początku lat 90. ubiegłego wieku. Pierwsze książki Saylora – a raczej Travisa – dotyczyły właśnie tematyki gejowskiej. Dopiero w 1991 roku ukazała się „Rzymska krew”, pierwsza powieść o detektywie Gordianusie, która zapoczątkowała cieszący się dzisiaj wielką popularnością na całym świecie cykl „Roma sub rosa”. W serii ukazały się dotychczas dwa tomy opowiadań – „ Dom westalek” (1997) i „ Gladiator umiera tylko raz” (2005) – oraz dziesięć powieści. Najnowszą jest „Triumf Cezara” (oryginalnie wydany przed rokiem), którego akcja umiejscowiona została przez autora w Rzymie w 46 roku p.n.e. Gordianus nie jest już pierwszej młodości, ma sześćdziesiąt cztery lata i wiek coraz bardziej daje mu się we znaki. Nie ma już tej siły, co niegdyś, a i umysł w niektórych sytuacjach zaczyna go zawodzić. Dochodzi właśnie do siebie po przeżyciach ubiegłego roku (opisanych w poprzednim tomie, „ Werdykcie Cezara”), kiedy to – znalazłszy się z Gajuszem Juliuszem Cezarem w Egipcie – dostał się w samo oko cyklonu, czyli w środek wojny domowej między małoletnim faraonem Ptolemeuszem a jego ambitną starszą siostrą Kleopatrą. Pomaga mu w tym kochająca rodzina – żona Bethesda (była niewolnica, w której przed laty zakochał się i postanowił ją wyzwolić), córka Diana i adoptowany syn Rupo, niemowa. Okrasą życia Gordianusa jest dwójka uroczych wnucząt, dzieci Diany – pięcioletni Aulus oraz dopiero ucząca się chodzić Beth. Niestety, po szczęśliwym powrocie z Afryki w Rzymie czekała na Poszukiwacza także przykra wiadomość – przez nieznanego sprawcę zamordowany został jego przyjaciel Hieronimus, Grek z Massilii (początek ich znajomości Saylor opisał przed dziewięcioma laty w „Ostatnio widzianym w Massilli”). Gordianus dowiedział się o tym od Kalpurnii, żony Cezara, która pewnego dnia wezwała detektywa do siebie, chcąc powierzyć mu kolejne zadanie. Podejrzewając, że jej słynny mąż znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie wynajęła agenta, mającego odkryć, z której strony czai się dlań największe zagrożenie. Był nim właśnie Hieronimus. Prawdopodobnie dowiedział się zbyt dużo i dlatego zginął. Teraz Kalpurnia poprosiła Poszukiwacza o to, by dokończył śledztwo. Ten zaś, darzący dyktatora sprzecznymi uczuciami, niewielką ma ku temu ochotę; w końcu podejmuje się jednak zadania, ale tylko dlatego, że chce doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości morderców przyjaciela. Śledztwo Gordianus zaczyna od przetrząśnięcia mieszkania Hieronimusa i zapoznania się z jego rękopisami – zarówno raportami sporządzanymi dla Kalpurnii, jak i ukrytym przed nią pamiętnikiem Greka. Rzymianin zdaje sobie sprawę, że najłatwiejszym sposobem dotarcia do prawdy będzie podążanie szlakiem wyznaczonym przez swego poprzednika. Zaczyna więc odwiedzać tych wszystkich, z którymi wcześniej kontaktował się zamordowany przyjaciel, chcąc dociec, komu może najbardziej zależeć na śmierci Cezara. To najciekawsze partie powieści. Saylor prowadzi nas bowiem ulicami i zakamarkami Wiecznego Rzymu, dokładnie opisując codzienne życie jego mieszkańców. Wiarygodność obyczajowa jest największą wartością nie tylko „Triumfu Cezara”, ale także poprzednich książek cyklu. Mamy dzięki temu okazję przyjrzeć się dzielnicom biedoty, ale i tym zamieszkanym przez najwybitniejsze jednostki tamtych lat. Jak się bowiem okazało, Hieronimus – prowadząc dochodzenie – bywał z poruczenia Kalpurnii w domach najwybitniejszych Rzymian. Idąc jego tropem, Gordianus odwiedza teraz te same osoby. A nie brakuje wśród nich nikogo z wielkich: ani Marka Antoniusza, zażywającego radości życia z młodą i piękną kochanką, eks-tancerką Kyteris; ani poważanej matrony Fulwii, która zagięła na Antoniusza parol, chcąc uczynić go swoim trzecim mężem; ani słynnego prawnika i oratora Cycerona, który po uzyskaniu przebaczenia Cezara usunął się w cień, by kosztować słodycz swojej nowej piętnastoletniej małżonki; ani Kleopatry, sprowadzonej do Rzymu przez dyktatora w celach bliżej jeszcze niesprecyzowanych. Jakby tego było mało, Gordianus uzyskuje nawet, dzięki poręczeniu Kalpurnii, możliwość spotkania z więzionymi przez jej męża legendarnym wodzem Galów Wercyngetoryksem oraz byłą egipską królową Arsinoe, młodszą siostrą Kleopatry, których śmierć ma uświetnić przygotowywane hurtem cztery triumfy Cezara. O ile jednak wizyty w domach zacnych Rzymian są naturalną konsekwencją prowadzonego przez Poszukiwacza śledztwa, o tyle jego „schadzki” z Galem i Egipcjanką sprawiają już wrażenie autorskiej fanaberii. Do ugotowanego przez siebie barszczu Saylor wrzucił zdecydowanie zbyt dużo grzybów. Sporą część powieści zajmują sporządzone z pieczołowitością i bezsprzecznie dużym talentem literackim opisy cezariańskich triumfów, czyli wspaniałych widowisk urządzanych na cześć odniesionych przez wodza zwycięstw militarnych. W 46 roku p.n.e. w ciągu zaledwie kilku dni odbyły się aż cztery uroczyste pochody przez Rzym. Ich natężenie, niespotykane w całej wcześniejszej historii Rzymu, spowodowane było nadrabianiem przez Cezara zaległości z ostatnich kilkunastu lat, kiedy to niemal nieprzerwanie toczył walki ze swoimi wrogami – zarówno zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi. Nie da się jednak ukryć, że – jakkolwiek autor bardzo się starał – nie udało mu się zapobiec zepchnięciu intrygi kryminalnej na dalszy plan. Z biegiem czasu czytelnik traci bowiem zainteresowanie śledztwem prowadzonym przez Gordianusa. Tym bardziej że z coraz większą trudnością przychodzi Saylorowi mylenie tropów i mniej więcej od połowy powieści można się już domyślać, kto stoi za zabójstwem Hieronimusa i bezpośrednio zagraża dyktatorowi. To zresztą poniekąd wina samego pisarza, który od początku książki przekonuje – i to parokrotnie – że „niebezpieczeństwo dla Cezara nadejdzie w chwili i z kierunku, których nie przewidywaliśmy”. A czytelnik nie jest przecież idiotą i też potrafi myśleć. Jeśli w odpowiednim momencie dokona właściwej selekcji negatywnej podejrzanych, odkryje znacznie szybciej, niż zostanie mu to objawione w finale, sprawcę całego zamieszania. Z niepokojem można zaobserwować spadającą formę pisarską Saylora. Kolejne książki cyklu nie są już tak intrygujące, jak pierwsze jego odsłony (chociażby „Rzymska krew”, „Ramiona Nemezis” czy „Zagadka Katyliny”). Nieodparcie nasuwa się myśl, że autorska inwencja z tomu na tom ulega stopniowemu wyczerpaniu. Szkoda byłaby wielka, bo przecież – jak można sądzić – powoli, aczkolwiek nieubłaganie, zbliżamy się do „le grande finale” całej serii, czyli opowieści, w której uśmiercony zostanie Juliusz Cezar (zostało mu już tylko półtora roku życia). A trudno przecież sobie wyobrazić, by w tych wydarzeniach Gordianus Poszukiwacz nie odegrał żadnej roli. Pochwalić za to należy autora za walory edukacyjne powieści. Z „Triumfu Cezara” czytelnik dowie się między innymi, w jakich okolicznościach powstał kalendarz juliański, dlaczego jego żona musi znajdować się poza podejrzeniem oraz skąd wzięło się jedną z najsłynniejszych powiedzeń dyktatora: „Veni, vidi, vici!”. I chociaż na kolejną powieść o rzymskim detektywie przyjdzie nam zapewne poczekać teraz kilka lat, nie ma większych powodów do rozpaczy. Rebis zaczął bowiem właśnie wydawać bliźniaczą serię kryminałów autorstwa Brytyjki Lindsey Davis, której bohaterem jest – żyjący w czasach cesarza Wespazjana (a więc jakieś sto dwadzieścia lat po Gordianusie) – detektyw Marek Dydiusz Falko. „Srebrne świnki” (1989) to pierwszy tom cyklu, dwa miesiące temu ukazał się natomiast… dziewiętnasty. Co oznacza, że wielbicielom starożytnego Rzymu rozrywek w ciągu kilku kolejnych lat raczej nie zabraknie.
|