Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Brian McGilloway
‹Aleja Szubienic›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAleja Szubienic
Tytuł oryginalnyGallows Lane
Data wydania8 kwietnia 2010
Autor
Wydawca Amber
CyklInspektor Benedict Devlin
ISBN978-83-241-3643-8
Format256s. 148×210mm
Cena29,80
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Powrót bandyty marnotrawnego
[Brian McGilloway „Aleja Szubienic” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Irlandzki pisarz Brian McGilloway swoją debiutancką powieścią, zatytułowaną „Na granicy”, przebojem wdarł się do elitarnego grona najpopularniejszych współczesnych autorów kryminałów na Wyspach Brytyjskich. W rok po debiucie wydał kolejną książkę – opublikowaną właśnie w Polsce „Aleję Szubienic”. Powrót inspektora Benedicta Devlina wypadł całkiem okazale, a jego porównania z komisarzem Kurtem Wallanderem wydają się coraz bardziej uzasadnione.

Sebastian Chosiński

Powrót bandyty marnotrawnego
[Brian McGilloway „Aleja Szubienic” - recenzja]

Irlandzki pisarz Brian McGilloway swoją debiutancką powieścią, zatytułowaną „Na granicy”, przebojem wdarł się do elitarnego grona najpopularniejszych współczesnych autorów kryminałów na Wyspach Brytyjskich. W rok po debiucie wydał kolejną książkę – opublikowaną właśnie w Polsce „Aleję Szubienic”. Powrót inspektora Benedicta Devlina wypadł całkiem okazale, a jego porównania z komisarzem Kurtem Wallanderem wydają się coraz bardziej uzasadnione.

Brian McGilloway
‹Aleja Szubienic›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAleja Szubienic
Tytuł oryginalnyGallows Lane
Data wydania8 kwietnia 2010
Autor
Wydawca Amber
CyklInspektor Benedict Devlin
ISBN978-83-241-3643-8
Format256s. 148×210mm
Cena29,80
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Choć wpływu pisarzy irlandzkich bądź tylko z Irlandii się wywodzących, a tworzących w zdecydowanej większości w języku angielskim, na światową literaturę przecenić raczej się nie da – wystarczy tutaj wymienić takich mistrzów pióra, jak Oscar Wilde, George Bernard Shaw, James Joyce, Samuel Beckett, William Butler Yeats, Flann O’Brien czy Seamus Heaney – to jednak uczciwie trzeba przyznać, że do tej pory Zielona Wyspa nie wydała równie wybitnego autora kryminałów. Czy zmieni to, urodzony w 1974 roku w (London)Derry w północnej części wyspy, Brian McGilloway – nie sposób jeszcze ocenić. Dotychczas wydał bowiem zaledwie cztery powieści, spośród których w Polsce poznaliśmy dwie pierwsze, a to zdecydowanie zbyt mało materiału, aby wydawać autorytatywne i wiążące opinie. W każdym razie znalazł się na drodze właściwej ku temu, by zapisać się, jeśli nie złotymi, to przynajmniej brązowymi lub srebrnymi zgłoskami w historii literatury kryminalnej początku XXI wieku.
Zadebiutował przed trzema laty powieścią „Na granicy”; stworzył w niej postać charyzmatycznego i całkowicie oddanego swej pracy Benedicta Devlina, inspektora An Garda Síochána (Strażników Pokoju), czyli jednostek policyjnych Republiki Irlandii. Mieszka on i służy w prowincjonalnym miasteczku Lifford, położonym tuż przy granicy z Irlandią Północną. Jest szczęśliwym mężem Debbie i ojcem dwójki dzieci: siedmioletniej już Penny oraz niespełna dwuletniego Shane’a. Swoje obowiązki traktuje z nadzwyczajną powagą, co ściąga niekiedy na jego głowę poważne problemy. Odczuł to już zresztą dość boleśnie, prowadząc – opisane przez McGillowaya w debiutanckiej powieści – śledztwo w sprawie morderstw popełnionych na nastoletniej Angeli Cashell oraz niewiele od niej starszym studencie Terrym Boyle’u. Choć tamto dochodzenie doprowadził do szczęśliwego zakończenia, nie sposób stwierdzić, że przyniosło mu ono satysfakcję. Tym bardziej że wiązało się z tragedią osób dobrze mu znanych…
Od wydarzeń opisanych w „Na granicy” minęło już niemal osiemnaście miesięcy. Jest koniec maja 2007 roku; posterunkiem w Lifford, mimo traumatycznych przeżyć, które poważnie zachwiały jego stanem psychicznym, wciąż komenderuje nadinspektor Alphonsius Costello. Coraz częściej przebąkuje jednak, że ma zamiar odejść na emeryturę. W czasie poufnej rozmowy telefonicznej z Devlinem radzi nawet inspektorowi, aby ten złożył do władz regionu wniosek o awans, co – po pozytywnym rozpatrzeniu kandydatury – mogłoby otworzyć mu drogę do zajęcia stołka po „Elvisie” (tak bowiem, z uwagi na swoje nazwisko, w nawiązaniu do słynnego piosenkarza, nazywany jest przez pracowników komendant). Nie ukrywa też jednak, że chciałby odejść z tarczą i podniesioną głową, co oznacza, że w ostatnich tygodniach jego dowodzenia przydałby się miejscowej policji jakiś spektakularny sukces. A w najgorszym wypadku – dobrze byłoby chociaż uniknąć jakiejś poważniejszej wpadki.
Następnego dnia okazuje się, że niebiosa czuwają nad nadinspektorem Costello. Podczas rutynowego patrolu dwaj policjanci z Lifford, Harry Patterson i Hugh Colhoun, ścigają podejrzanego mężczyznę. I mimo że udaje mu się uciec, idąc jego tropem, na terenie jednej z posiadłości przy Gallows Lane (czyli tytułowej Alei Szubienic) znajdują ukryty pod workami z węglem prawdziwy skarb – trzy pistolety, dwie strzelby, kilkaset sztuk amunicji oraz torbę pełną ecstasy i masę innych narkotyków. To już drugie podobne znalezisko tych samych funkcjonariuszy w ciągu ostatniego miesiąca. Co może oznaczać, że albo mają niewyobrażalnego fuksa, albo też – jak w zaufaniu przekonuje Devlina miejscowy deweloper Paddy Hannon – trochę pomagają oni swojemu szczęściu. Po obejrzeniu relacji w telewizji nabrał on bowiem pewności, że wśród odkrytej na Gallows Lane broni są egzemplarze, które miał już okazję widzieć poprzednim razem. Benedict jest skłonny mu wierzyć, ponieważ Patterson – znany nie tylko z nieokrzesania, ale i wielkich ambicji – również ma ogromną chęć na przejęcie kierownictwa nad posterunkiem w Lifford. Sława jest mu więc potrzebna jeszcze bardziej niż szykującemu się do odejścia na emeryturę komendantowi.
Nie da się ukryć, że Devlin, chociaż trudno mu się do tego przyznać, zazdrości koledze z pracy; tym bardziej że stosunki między nimi nie należą do najbardziej przyjaznych. Sam w ostatnich dniach nie może poszczycić się szczególnymi osiągnięciami. Zadanie, jakie zlecił mu Costello, też raczej rozgłosu mu nie przysporzy. Nadinspektor powierzył bowiem pieczy Benedicta niejakiego Jamesa Kerra. Pochodzący z okolic Lifford mężczyzna wyszedł właśnie na wolność po ośmiu latach odsiadki w jednym zakładów karnych na północy i wrócił w rodzinne strony. Komendant posterunku, doskonale pamiętający dokonania Kerra sprzed uwięzienia, nie ma wątpliwości, że jego pojawienie się znamionuje kłopoty. Prosi więc Devlina, by ten grzecznie, aczkolwiek stanowczo, namówił nieproszonego gościa do powrotu na drugą stronę granicy. Inspektor spotyka się z eksskazańcem i poniekąd daje mu się przekonać. James, który za kratkami przeżył nawrócenie i stał się gorliwym chrześcijaninem, twierdzi, że nie ma najmniejszego zamiaru wszczynać burd ani na kimkolwiek się mścić. Wręcz przeciwnie – przyjechał, aby przebaczyć. Można się tylko domyślać, że jego wielkoduszność ma spotkać tych, którzy sprawili, że wylądował w celi.
Los jednak sprawia, że już dwa dni po pojawieniu się Kerra w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Najpierw w jednym z niedokończonych domów budowanych przez firmę Paddy’ego Hannona znalezione zostają zmasakrowane zwłoki młodej dziewczyny; później ktoś włamuje się do miejscowej apteki, aby ukraść z niej lekarstwa zażywane przez kobiety chorujące na raka piersi; wreszcie na jednym z drzew przy niesławnej już Gallows Lane funkcjonariusze trafiają na powieszone ciało Petera Webba. I nie byłoby to może aż tak bardzo zastanawiające, gdyby nie był to ten sam człowiek, na którego posiadłości Patterson i Colhoun znaleźli broń i narkotyki. Jakby tego jeszcze było mało, wdowa po Peterze zeznaje, że w przeddzień śmierci męża widziała w swoim ogrodzie obcego mężczyznę, którego rysopis pasuje idealnie do… Jamesa Kerra. Dla Devlina to ostry cios. Bo jeśli to właśnie jego „podopieczny” jest odpowiedzialny za popełnienie choćby jednego ze wspomnianych przestępstw, wizja awansu na nadinspektora staje się coraz bardziej iluzoryczna. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Dziać dopiero się zaczyna od tego momentu!
McGilloway nie jest – w przeciwieństwie do Szweda Henninga Mankella („Zapora”, „Chińczyk”) czy Islandczyka Arnaldura Indriđasona („W bagnie”, „Grobowa cisza”) – mistrzem psychologicznych opisów. Wózek z fabułą pcha do przodu przede wszystkim dzięki szybkim zwrotom akcji i dynamicznym dialogom. Nie oznacza to jednak, że pozwala sobie na jakieś nielogiczności czy mielizny; wręcz przeciwnie – dba o to, by wszystkie wątki opowieści wzajemnie się zazębiały, znajdując rozwiązanie w efektownym finale. Debiutancka powieść z inspektorem Devlinem w roli głównej grzeszyła jeszcze brakiem pewności siebie autora, co znalazło swoje odzwierciedlenie w niezbyt wyrafinowanej i zdecydowanie zbyt mało odkrywczej intrydze. W „Alei Szubienic” jest już pod tym względem dużo lepiej, choć wciąż do niektórych rozwiązań można by się przyczepić i ponarzekać. Na pewno pochwalić należy rozbudowaną, wielowymiarową fabułę, która tym razem pozwoliła pisarzowi podjąć swoistą grę z czytelnikiem i co jakiś czas wyprowadzać go w pole. Irlandczyk nie zapomniał również o kilku zaskakujących woltach, które skutecznie utrudniają zbyt szybkie znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Kto zabił?”, a może raczej: „Kto za tym wszystkim stoi?”.
Słabą stroną powieści jest z kolei zepchnięcie na margines postaci drugiego planu. Bo co z tego, że McGilloway potrafi wykreować intrygujących bohaterów – vide Caroline Williams (partnerka Devlina), Helene Gorman (młoda funkcjonariuszka, dopiero rozpoczynająca służbę w Lifford) czy też Jim Hendry (odpowiednik Benedicta ze Strabane po drugiej stronie granicy) – skoro posługuje się nimi w sposób czysto instrumentalny, przywołując ich jedynie wtedy, kiedy potrzebni są, by pchnąć akcję do przodu. Devlin jest w zasadzie jedyną postacią, o której życiu osobistym dowiadujemy się nieco więcej. A to trochę zbyt mało, aby zżyć się z całą tą menażerią, by poznać specyfikę miejsca i mentalność mieszkańców pogranicza, co przecież miałoby największy wpływ na zrozumienie ich postępowania, a więc również – popełnianych przez nich przestępstw. Kto jednak wie, może w kolejnych odsłonach cyklu, czyli powieściach „Bleed a River Deep” (2009) oraz „The Rising” (2010), i z tym mankamentem autor zdołał sobie poradzić…
koniec
12 czerwca 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nadejdzie jutro i nie będzie niczego
Joanna Kapica-Curzytek

24 VI 2024

„Z nieba spadły trzy jabłka” to przypowieść o ludzkim losie. Więcej tu pogody niż bezsilności i goryczy, nie brakuje też uśmiechu.

więcej »

Perły ze skazą: Homo homini lupus est
Sebastian Chosiński

22 VI 2024

„Stado wilków” to nostalgiczna, ale nie łzawa, opowieść o drugiej wojnie światowej, która wyszła spod ręki Wasila Bykaua, jednego z najwybitniejszych białoruskich prozaików XX wieku. Jest historią czworga partyzantów, którzy pod osłoną nocy mają dotrzeć do lazaretu w sąsiednim oddziale. Niedaleko, ale jakby na drugim końcu świata.

więcej »

PRL w kryminale: Znowu wieprzowina na obiad!
Sebastian Chosiński

21 VI 2024

Chociaż na okładce oryginalnego wydania powieści „Kim jesteś Czarny?” widnieje nazwisko Stanisława Mierzańskiego, tak naprawdę napisała ją Anna Kłodzińska. Dlaczego tym razem posłużyła się pseudonimem? Najprawdopodobniej z tego powodu, by nie mieszać czytelnikom w głowach. Jej prawdziwe nazwisko miało bowiem kojarzyć się tylko z jednym bohaterem literackim – kapitanem Szczęsnym, którego tutaj brakuje.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: Kwiecień-czerwiec 2010
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Pogranicze w ogniu
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Radość dzieciństwa i smutek starości
— Sebastian Chosiński

Artystka nieobojętna
— Sebastian Chosiński

Trzech solistów w łódce, nie licząc sekcji rytmicznej
— Sebastian Chosiński

My mieliśmy Miliana, Szwedzi mają Ståhla
— Sebastian Chosiński

Wszystkie drogi prowadzą do Bazylei
— Sebastian Chosiński

Przez ciernie na… Manhattan
— Sebastian Chosiński

Z Izraela – via Maroko i Senegal – do Nowego Jorku
— Sebastian Chosiński

Zabić… cóż może być prostszego?!
— Sebastian Chosiński

Nad piękną i modrą Odrą
— Sebastian Chosiński

Braterski hołd
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.