Zły i Niegłupi: Po bandzie jechać czas!Paweł Franczak, Jacek SobczyńskiZły i Niegłupi: Po bandzie jechać czas!Niedoszły tatuaż red. Sobczyńskiego PF: No ba. Mam ich tatuaż na lewym ramieniu. A może to nie ja, tylko ktoś inny… JS: Stary, zadziwiasz mnie. Ja kiedyś chciałem mieć na plecach okładkę self-titled Homo Twist. PF: Żartuję z tym Koli. JS: Za to ja nie żartuję z HT. PF: Dobrze, że nie facjatę Maleńczuka, bo miałbyś się z pyszna… JS: W każdym razie to było, kurde, świetne! Kawał bezprecedensowego w skali globu folk hip-hopu. Chłopaki zderzyli warszawski sznyt z panującą jakiś czas wcześniej modą na manierę à la Kaliber i co z tego wyszło? Jedna, tylko jedna płyta. A teraz ich pogrobowcem jest jakieś Lao Che… Co do popularności stylu „latino”: choć za Afrojaxem mogę powtórzyć, że „Nienawidzę muzyki latynowskiej” (błąd celowy), nietrudno zauważyć, że Julio Iglesias i przyjaciele od lat mają u nas stały elektorat fanów, marzących o tanecznych harcach z piękną Hiszpanką. PF: Ja upatruję tego w popularności szkół tańca, gdzie tańczy się salsę, rumbę, sambę. JS: Dokładnie. Mamy w Poznaniu taki klub, Muchos Patatos. Dość drogie miejsce, w którym leci wyłącznie latino music. W weekendy nie wciśniesz tam szpilki. W tygodniu rekordy popularności biją szkoły tańca. Jako alternatywa jest to nurt, moim zdaniem, zasługujący na uwagę. PF: Ja tylko powiem, że mnie to cieszy, bo mam dość dołujących Skandynawów, bardziej podobają mi się wesołe i piękne Latynoski. JS: Odbijam piłeczkę! Od ciepła Enrique i jego oszałamiających modelek zdecydowanie bardziej wolę chłód, lodowce i maski The Knife. Choć prywatnie zimna nie cierpię i już czekam na tegoroczne kanikuły. PF: Mam taką konkluzję, że gdybyśmy ustalili wspólną płaszczyznę gustu, to najbardziej zadowala nas piękna, ale zimna jak lód Latynoska. Albo rozgrzany heavymetalowiec ze Skandynawii. Co kto woli. JS: Wolę Latynoskę. Rozgrzanych Skandynawów zostawmy kobietom, lubiącym ciepłe piwo i żar, buchający z silnika motoru („To nie motor – to Harley, złotko”). Pozostając w temacie badań: Rap i hip-hop – 13 procent. Nie sądzisz, że jeszcze 5 lat temu byłoby tego trochę więcej? PF: Też się zdziwiłem – pewnie chodzi o to, że HH zjadł własny ogon i znudził się małolatom. Przerzucili się na emo albo wyrośli i zaczęli słuchać disco polo. Zresztą ładnie to tutaj podsumowałeś. JS: Nie widziałbym tego w aż tak ciemnych barwach. Obecnie muzą małolatów jest indie rock. Przeżywa toto apogeum popularności. Na koncertach nierzadko widownia liczona jest w tysiącach. Z drugiej strony istnieje jeszcze parę bastionów rapu. Wykonawców, na których chodzi się od zawsze i tak już zostanie. To np. Ostry, Abradab, Tworzywo Sztuczne (choć czy to jeszcze hip-hop?). Konkluzja prosta – przetrwali najlepsi. Zresztą sądzę, że z indie rockiem będzie tak samo. Ostatnio rozmawiałem z gitarzystą jednego z moich ulubionych indie-zespołów. Powtórzył moje słowa – w tym gatunku także za ileś lat popularność utrzyma 4-5 najlepszych kapel. Wymienił nawet, o które chodzi, ale jako że sympatyczny był z niego gość, nie zdradzę nazwy ani jego zespołu, ani też wyróżnionych. PF: Ta zmiana gustu polskich miłośników gitarowego grania mnie cieszy – może w końcu przestaniemy być krajem piwskiem i Metalliką słynącym. Jak jeszcze zaczniemy dostrzegać więcej niż czubek nosa angielskich rockmanów, to w ogóle będę kontent. A tak w ogóle: nie sądzisz, że takie wyniki sondażu w UK wypadłyby lepiej? Psioczę na ten angielski paradygmat myślenia o showbizie, ale jednak społeczność tamtejsza bardziej uświadomioną jest. JS: Chyba tak. Chociaż z tego, co wiem, UK ma straszny kompleks Stanów. Raperzy, dziwki, bling blingi – wiesz o co chodzi. PF: No ba! Oni mają kompleks Stanów, odkąd zyskały niepodległość. W każdym przejawie życia to widać. JS: Oj tak. Ale popatrz na ich piękne tradycje. Praktycznie co dekadę zmieniali coś w światowej muzyce. PF: Oni jak oni: spójrz, jak pięknie zakorzenili się tam np. przybysze z Afryki czy z Indii i ile to dało muzycznie Wielkiej Brytanii. JS: Oczywiście, tu zadziałała multikulturowość. Siłą rzeczy tego typu działania byłyby u nas niemożliwe. Red. Sobczyński vel Niegłupi (drugi z lewej) i red. Franczak vel Zły (trzeci z lewej) z zespołem Fot. fritz.salzburg.com PF: No, a szanowny kolego, jak się zapatrujesz na to, że jednak Polacy to patrioci? Słuchają częściej polskiej muzyki: 31 proc. z nich tak deklaruje. Tylko 10 proc., twierdzi, że słucha muzyki zagranicznej, a 59 proc., że obu po równo. JS: Spytam brutalnie: może dlatego, że rozumieją teksty? PF: To inaczej niż ja, bo ja rzadko rozumiem polskie teksty. Ale są i dobre wieści: 34 proc. coraz bardziej lubi poznawać muzykę z innych kontynentów. Może po okresie wtłaczania nam w łepetyny, że dobra muzyka to tylko USA i UK, coś się zmienia? JS: Pytanie, na ile przekłada się to na rzeczywistość. Ja raczej sądzę, że ludzie interesują się rzeczami z innych kontynentów, często na poły etno, tylko dlatego, że jest to dlań jakaś nowość. Ma to też charakter jednorazowy, czyli posłuchasz płyty kupionej od Indianina na deptaku, a następnie na nowo włączysz Eskę. Ale bądźmy dobrej myśli! PF: Też racja, Zatliła się jakaś iskierka nadziei: może kiedyś fan muzyki będzie oznaczał kogoś innego niż długowłosego troglodytę w papie z koszulką Iron Maiden? Do tej pory Polacy mają takie przeświadczenie, że co Kaczkowski w Trójce puści, to już awangarda. JS: Jeśli ten leszcz ma do tego historię heavy metalu w małym palcu, wówczas się nie czepiam. Gorzej, jeżeli jego wiedza ogranicza się do Ironów, „Paranoid” i czarnej płyty Metalliki. Tragedię widzę w ograniczaniu się do najbardziej znanych wykonawców, z lenistwa nie sięgając głębiej. Stad właśnie szalona popularność składanek, także tych promowanych znanymi nazwiskami kompilatorów. PF: Głębiej to może i taki Kaczkowski sięga, ale nie wszerz. Setna kapela rocka progresywnego to raczej marne odkrycie. JS: „Proszę przygotować kasety do nagrania, za trzy minuty zaprezentuję Państwu najnowszy utwór Porcupine Tree”. PF: Z całym szacunkiem dla Kaczora jako człowieka-instytucji, ale porównując go z panem Peelem, to można mieć niemałe zastrzeżenia. JS: Na pewno trzeba oddać Kaczkowskiemu erudycję, kulturę języka i magię przyciągania przed głośniki, niestety na minus zaliczyć mu należy wykształcenie hord twardogłowych klonów, zaludniających wszelakiej maści artrockowe festiwale. PF: „Kaczkowski w Trójce puszczał w kółko Emersonów i Yesów. To nie było uczciwe. Załatwił nas na cacy. Puszczał ten gnój i rozmiękczał nam charaktery. Przy takiej muzyce można brać tylko heroinę” – napisał był Adrzej Stasiuk w „Jak zostałem pisarzem”. JS: Nie przyznam Ci racji, bo za młody jestem. Mnie Druh Sławek dał już szansę. PF: Ja się załapałem, na niego i na Beksę. I jak tu być normalnym? JS: O, na Beksę to sam bym chciał. PF: Jasne. Jeden wałkował Pink Floyd, wmawiając nam, że to alfa i omega współczesnej muzyki, a drugi dołował gotykiem, wszczepiając nienawiść do hip-hopu i życia jako takiego. JS: Mówisz poważnie z tym hip-hopem? PF: A juści. JS: Tam do licha. W starej Radiostacji przynajmniej nie zaszczepiali nienawiści do nikogo i niczego. PF: Patrząc na to po latach, jako dorosły facet odbieram go inaczej. Wtedy był dla mnie głosem wołającego na pustyni, przenikliwym obserwatorem. Teraz patrzę na niego jak na biednego chłopca z poważnymi, nieleczonymi problemami psychicznymi. Wielka szkoda, że ktoś wtedy tego nie powiedział tym wszystkim smutnym dzieciakom w czarnych ciuszkach. JS: Paweł, uważaj, ta dwójka ma w naszym kraju nadal mocny legion wyznawców. Mnie grozili na hip-hop.pl skuciem mordy za 50 najgorszych hip-hopów, Ty będziesz musiał opędzać się od fanów Beksy czosnkiem i osinowymi kołkami. PF: A niech mnie ganiają. Naprawdę szkoda, że ktoś, kto miał w rękach miliony ludzkich dusz na te kilkadziesiąt minut tygodniowo i był dla wielu wzorcem, poddał się, nie zwracając uwagi na odpowiedzialność, jaka na nim ciążyła. Przecież był świadom faktu, że część słuchaczy może się potem załamać. Jego śmierć nie była manifestacją wolności wyboru, tylko czystym egoizmem. JS: Mocne słowa. Sądzisz, że warto poruszać te tematy częściej, zwłaszcza w negatywnym kontekście? PF: No tak: bo zobacz, co miałeś w prezencie, dorastając w Polsce lat 90. JS: Buty Robbins, naklejki Panini i Andrzeja Juskowiaka? PF: Kaczkowskiego i ckliwy rock progresywny, Beksę i jego doły. Na deser: samobójstwo tego ostatniego. No i Kurta Cobaina, wielkie dzięki, Panowie! JS: Wiesz, ja dorastając w latach 90., przygodę z Trójką zaczynałem od Niedźwiedzia. Poza tym 30 Ton, Clipol, Muzyczna Jedynka i dawna Radiostacja. A – zapomniałbym o poznańskim radiu Merkury. Czyli były alternatywy, a ja wciąż żyję! PF: Ja też, ale co to za życie… Generalnie: kilka osób nieźle spieprzyło życie nastolatkom. Przecież te -naście lat to taki okres, kiedy twój idol staje się wręcz bogiem. Nie umiesz się bronić sceptycyzmem i powiedzieć: „Eee tam, bredzą, życie może być ok"! JS: A jak jest z tym teraz? PF: Emo. Szczęśliwie, jak na razie nikt z ważnych muzyków się nie pochlastał. Może za dobrze zarabiają? JS: Czy gdybyś dorastał w XXI wieku, miałbyś w ogóle coś na kształt wpływu wywieranego przez poszczególne medialne osoby, czy raczej rządy dusz przejęły dziś Viva i YouTube? PF: Tu widzę pewien plus, bo wielkiego wyboru w latach 90. nie było: MTV z satelity, kumple i radio. JS: Tak, ale brakuje mi dziś osobowości. PF: Coś za coś. JS: Nie ma kogoś, kto podałby Ci rękę i przeprowadził przez krzaki muzycznego szitu. PFF: To może podajmy rękę sobie i innym? Obiecujesz, że nie popełnisz samobójstwa? JS: Raz próbowałem zarzucić sobie pętlę na szyję, ale to cholerstwo strasznie dusi. PF: I bardzo dobrze! To może na koniec taka pozytywna informacja: 12 proc. ankietowanych uważa, że ma głos i umie śpiewać, przez co może z powodzeniem startować w konkursach muzycznych. JS: To faktycznie dobra informacja. Podczas oglądania Idola zawsze największą uciechę miałem z tzw. Kosmitów. PF: Czyli będzie wesoło, może lekko z fałszem, ale wesoło. JS: Masz rację. Jaka szkoda, że nie oglądam już telewizji… |
Od 1974 roku zespół Can zaczął przechodzić powolną metamorfozę. Muzyka niemieckiej formacji stawała się coraz prostsza, mniej eksperymentalna, bardziej komercyjna. Znajdowało to swoje odzwierciedlenie, choć z nieco opóźnioną reakcją, również podczas koncertów. Porównując chociażby „Live in Brighton 1975” z późniejszym o niespełna rok „Live in Cuxhaven 1976” można przeżyć mały szok.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedne z najwcześniejszych nagrań wibrafonisty Karela Velebnego i jego formacji SHQ.
więcej »Młodsze pokolenie Janusza Rewińskiego kojarzy głównie z rolą Siary z „Kilera”. Ale to tylko wyrywek jego estradowej działalności. Przez lata bawił nas nie tylko swoimi rolami filmowymi i scenicznymi, ale także jako wokalista, o czym czasem się zapomina.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Podróż sentymentalna
— Paweł Franczak, Jacek Sobczyński
Milczenie Boga
— Paweł Franczak
Są wielcy, nie Mali!
— Paweł Franczak
Pokój z Zornem!
— Paweł Franczak
Podsumowanie muzyczne roku 2008 (3)
— Rafał Maćkowski, Jacek Sobczyński
Podsumowanie muzyczne roku 2008 (2)
— Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Oglądając muzykę: Subiektywna lista najlepszych teledysków 2008 roku
— Jacek Sobczyński
Prezenty świąteczne: Prezentuj, broń!
— Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Sobczyński, Mieszko B. Wandowicz
Zawód: kompozytor
— Paweł Franczak
Do nieba, do piekła
— Jacek Sobczyński
Oglądając muzykę: Wrzesień 2008
— Jacek Sobczyński