Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Can
‹Live in Cuxhaven 1976›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive in Cuxhaven 1976
Wykonawca / KompozytorCan
Data wydania14 października 2022
Wydawca Spoon Records
NośnikCD
Czas trwania29:45
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay, Jaki Liebezeit
Utwory
CD1
1) Eins06:34
2) Zwei08:07
3) Drei08:25
4) Vier06:38
Wyszukaj / Kup

Nie taki krautrock straszny: Oooodlicz: Eins, zwei, drei, vier!

Esensja.pl
Esensja.pl
Od 1974 roku zespół Can zaczął przechodzić powolną metamorfozę. Muzyka niemieckiej formacji stawała się coraz prostsza, mniej eksperymentalna, bardziej komercyjna. Znajdowało to swoje odzwierciedlenie, choć z nieco opóźnioną reakcją, również podczas koncertów. Porównując chociażby „Live in Brighton 1975” z późniejszym o niespełna rok „Live in Cuxhaven 1976” można przeżyć mały szok.

Sebastian Chosiński

Nie taki krautrock straszny: Oooodlicz: Eins, zwei, drei, vier!

Od 1974 roku zespół Can zaczął przechodzić powolną metamorfozę. Muzyka niemieckiej formacji stawała się coraz prostsza, mniej eksperymentalna, bardziej komercyjna. Znajdowało to swoje odzwierciedlenie, choć z nieco opóźnioną reakcją, również podczas koncertów. Porównując chociażby „Live in Brighton 1975” z późniejszym o niespełna rok „Live in Cuxhaven 1976” można przeżyć mały szok.

Can
‹Live in Cuxhaven 1976›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive in Cuxhaven 1976
Wykonawca / KompozytorCan
Data wydania14 października 2022
Wydawca Spoon Records
NośnikCD
Czas trwania29:45
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay, Jaki Liebezeit
Utwory
CD1
1) Eins06:34
2) Zwei08:07
3) Drei08:25
4) Vier06:38
Wyszukaj / Kup
Seria „Can Live” to jedna z najciekawszych rzeczy, jaka mogła przytrafić się współcześnie wielbicielom krautrocka, a tego (zachodnio)niemieckiego zespołu w szczególności. Nawet jeżeli nie wszystkie wydane przez Spoon Records albumy prezentują tak wysoką jakość artystyczną, jak „Live in Paris 1973” (2024) czy „Live in Brighton 1975” (2021), to i tak warto po nie sięgać. Zwłaszcza że są one – z jednej strony – wspaniałym zapisem epoki, z drugiej natomiast – zmieniającego się stylu formacji. Dlatego, nawet jeśli mamy prawo do lekkiego sarkania na to, co kwartet zaprezentował na „Live in Stuttgart 1975” (2021) czy też prezentowanym dzisiaj „Live in Cuxhaven 1976” (2022) – powinniśmy to poznać.
Po odejściu japońskiego wokalisty Damo Suzukiego, co nastąpiło tuż po wydaniu longplaya „Future Days” (1973), okazjonalnie obowiązki wokalisty przejmowali gitarzysta Michael Karoli bądź klawiszowiec Irmin Schmidt, ewentualnie – ale to w studiu – zaproszeni goście (jak chociażby na krążku „Flow Motion” z 1976 roku). Żaden z nich nie był jednak urodzonym śpiewakiem (inna sprawa, że Suzuki też do gigantów w tej dziedzinie się nie zaliczał), a czasy nadchodziły takie, że bez wokalisty było coraz trudniej funkcjonować na rynku. Szukali więc uparcie kogoś, kto potrafiłby śpiewać i nadawał się do profilu Can. W piątek 9 stycznia 1976 roku podczas występu w brukselskim Theatre de l’Ancienne Belgique za mikrofonem zadebiutował Indonezyjczyk Thaiga Raj Raja Ratnam, który przetrwał jedynie przez dwa miesiące. Nie dotrwał nawet do odbywającej się w kwietniu sesji do „Flow Motion”.
Dwumiesięczny pobyt Azjaty w Can dokumentuje jednak kilka wydanych po latach bootlegów: „Live in Lyon – 17 January 1976” (2012), „Live in Grenoble and Brussels 1976” (2013), „Live in Poitiers and Hannover 1976” (2013). Być może któryś z nich ukaże się w przyszłości w serii „Can Live”. Omawiany dzisiaj „Live in Cuxhaven 1976” zawiera bowiem występ, jaki muzycy dali dwa dni przed dokooptowaniem Ratnama, czyli 7 stycznia, a więc wciąż w składzie czteroosobowym. Cuxhaven to miasto uzdrowiskowe w Dolnej Saksonii, położone nieopodal Hamburga (ba! w końcu XIX i pierwszej połowie XX wieku było nawet administracyjnie jego częścią). Urokliwe miejsce, aczkolwiek zimą może niekoniecznie prezentujące wszystkie swoje walory. Wydany po czterdziestu sześciu latach koncert zaskakuje przede wszystkim czasem trwania. Na płytę trafiło zaledwie trzydzieści minut muzyki. Aż trudno uwierzyć, że to całość.
Utwory tradycyjnie nie posiadają tytułów, bo też nie są klasycznym przeniesieniem kompozycji studyjnych na scenę, a jedynie opartymi na nich – w mniejszym bądź większym stopniu – improwizacjami. Pewnie był to całkiem dobry sposób na to, aby czerpać radość z występów „na żywo”, a nie torturować się odgrywaniem po raz setny czy tysięczny tych samych kompozycji. „Eins” otwierają organy Irmina Schmidta, do których szybko podłącza się sekcja rytmiczna oraz podgryzająca, z czasem coraz bardziej funkowa gitara Michaela Karolego. W tym stylu utrzymana jest również jego solówka. Zresztą nie tylko ona, bo w tym samym czasie subtelnie funkuje sobie na klawiszach również Irmin. Dopiero w finale Michael przypomina sobie o rockowych korzeniach Can i raczy nas adekwatnym do tego popisem.
„Zwei” pozszywane zostało z różnych inspiracji. Początek jest „słoneczny”, głównie za sprawą stylizowanej na slide gitary. Kiedy jednak dołączają syntezatory, charakter utworu zaczyna się zmieniać. Muzycy snują się, a z tego snucia z czasem wyłania się mocno przerobiony, ale wciąż chwytający za serce motyw z „Come sta, La Luna” z albumu „Soon Over Babaluma” (1974). Gdy Irmin usuwa się na dalszy plan, jego miejsce zajmuje Karoli i przewodzi aż do końca, ujmując słuchaczy nastrojową partią gitary. Zupełnie inny charakter ma natomiast „Drei” – jest dużo bardziej dynamiczny i zadziorny, z rytmicznie grającym fortepianem i improwizacją wokalną (obstawiam, że w wykonaniu Schmidta). Po przesileniu zupełnie niepotrzebnie pojawiają się jednak wstawki gitarowe kojarzące się z country i bluesem. I chociaż na koniec Michael ponownie przeskakuje na tory rockowe, tamtych akordów nie da się już „odsłyszeć”.
W „Vier” zespół przypomina sobie o swoich krautrockowych korzeniach. Karoli uruchamia przester w gitarze, a Schmidt eksperymentuje z syntezatorami. Początek jest więc obiecujący, ale im dalej w las, tym – wbrew powiedzeniu – mniej drzew. Przez sekcję rytmiczną – dla przypomnienia: Holger Czukay (gitara basowa) oraz Jaki Liebezeit (perkusja) – przebija się gitara Michaela, ale gdy cały zespół przeskakuje na opcję „improwizacja”, zaczyna się robić… nie, wcale nie ekscytująco, ale bezsensownie. Przez kilka minut muzycy grają dla samego grania, nic z tego nie wynika, nie ma żadnych emocji. Dopiero w końcówce – za sprawą Michaela i Irmina – robi się nieco bardziej niepokojąco. Ale, jak się za chwilę okazuje, to już koniec występu. Czy rzeczywiście kwartet zagrał wówczas tak krótki, zaledwie półgodzinny set, czy też tylko tyle dobrej jakości materiału się zachowało – nie wiem. W każdym razie po wcześniejszym wysłuchaniu tak doskonałych rejestracji, jak „Live in Paris 1973” (2024) i „Live in Brighton 1975” – trudno nie czuć zawodu po „lekturze” „Live in Cuxhaven 1976”.
koniec
10 czerwca 2024
Skład:
Michael Karoli – gitara elektryczna
Irmin Schmidt – organy Farfisa, fortepian elektryczny, syntezatory, śpiew (3)
Holger Czukay – gitara basowa
Jaki Liebezeit – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Trochę Afryki, trochę Karaibów
Sebastian Chosiński

17 VI 2024

Na wydanym w 1977 roku albumie „Saw Delight” skład Can został poszerzony do sekstetu. Uzupełnili go bowiem dwaj instrumentaliści (rodem z Jamajki i Ghany), którzy nie tak dawno przewinęli się przez brytyjską formację Traffic. Nie wpłynęło to jednak na uczynienie jej muzyki progresywną czy jazzrockową, stała się za to dużo bardziej etniczna. Co w paru utworach przyniosło całkiem sympatyczny efekt.

więcej »

Non omnis moriar: Neurotyczny pies wymaga szczególnej uwagi
Sebastian Chosiński

15 VI 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj kolejne wczesne nagrania wibrafonisty Karela Velebnego (który tym razem jednak nie zagrał na wibrafonie ani jednej nuty) i jego formacji SHQ.

więcej »

Non omnis moriar: Wielebny Karel i jego przyjaciele
Sebastian Chosiński

8 VI 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedne z najwcześniejszych nagrań wibrafonisty Karela Velebnego i jego formacji SHQ.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.