Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Sólstafir
‹Svartir Sandar›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSvartir Sandar
Wykonawca / KompozytorSólstafir
Data wydania14 października 2011
NośnikCD
EAN0822603124729
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Ljós í Stormi
2) Fjara
3) Þín Orð
4) Sjúki Skugginn
5) Æra
6) Kukl
CD2
1) Melrakkablús
2) Draumfari
3) Stinningskaldi
4) Stormfari
5) Svartir Sandar
6) Djákninn
Wyszukaj / Kup

Piękno, nostalgia, przestrzeń… Islandia
[Sólstafir „Svartir Sandar” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Dwa lata temu zaskoczyli swoich fanów znakomitym albumem „Köld”, na którym zaproponowali muzykę będącą wypadkową potęgi metalu i poetyki post-rocka. Jak się okazało, trafili w dziesiątkę. Trudno się więc dziwić, że na kolejnym krążku – a w zasadzie dwóch – „Svartir Sandar” Sólstafir poszli w tym samym kierunku. Tyle że dotarli jeszcze dalej i osiągnęli jeszcze lepszy efekt.

Sebastian Chosiński

Piękno, nostalgia, przestrzeń… Islandia
[Sólstafir „Svartir Sandar” - recenzja]

Dwa lata temu zaskoczyli swoich fanów znakomitym albumem „Köld”, na którym zaproponowali muzykę będącą wypadkową potęgi metalu i poetyki post-rocka. Jak się okazało, trafili w dziesiątkę. Trudno się więc dziwić, że na kolejnym krążku – a w zasadzie dwóch – „Svartir Sandar” Sólstafir poszli w tym samym kierunku. Tyle że dotarli jeszcze dalej i osiągnęli jeszcze lepszy efekt.

Sólstafir
‹Svartir Sandar›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSvartir Sandar
Wykonawca / KompozytorSólstafir
Data wydania14 października 2011
NośnikCD
EAN0822603124729
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Ljós í Stormi
2) Fjara
3) Þín Orð
4) Sjúki Skugginn
5) Æra
6) Kukl
CD2
1) Melrakkablús
2) Draumfari
3) Stinningskaldi
4) Stormfari
5) Svartir Sandar
6) Djákninn
Wyszukaj / Kup
Islandia to mała wyspa z niewielką populacją ludności. W świecie muzyki niekomercyjnej jest jednak potęgą. Wystarczy wymienić takich wykonawców, jak Björk, Múm, GusGus czy Sigur Rós, by zdać sobie sprawę z wpływu Islandczyków na rozwój współczesnego – szeroko rozumianego – rocka. Na tej liście nie powinno jednak zabraknąć również zespołu z nieco innej bajki – metalowego kwartetu rodem z Reykjaviku Sólstafir. Istnieją od szesnastu lat i zdążyli w tym czasie wydać trzy demówki, dwie EP-ki i cztery „pełnometrażowe” albumy. Nie jest to wynik imponujący, ale przecież przede wszystkim liczy się jakość, nie ilość. Zaczynali dość banalnie – od viking metalu (na debiutanckim krążku „Í Blóði og Anda” sprzed dziewięciu lat), później skręcili w stronę black metalu (płyta „Masterpiece of Bitterness” z 2005 roku), by ostatecznie zdefiniować swój nowy styl na wydanym przed dwoma laty fantastycznym „Köld”. Problem polega jednak na tym, że album ten zawierał muzykę, która wymykała się wszelkim próbom zaszufladkowania. Owszem, w takich utworach, jak tytułowy (absolutny killer!), „Pale Rider”, „Necrologue”, „World Void of Souls” czy „Goddess of the Ages” wciąż jeszcze pobrzmiewały echa dawnych dokonań, ale jednocześnie pojawiła się w nich zupełnie nowa wartość – szczypta szaleńczej psychodelii, nostalgia post-rocka (kłania się Sigur Rós), a momentami nawet garażowe brzmienie świętej pamięci grunge’u.
Płytą „Köld” muzycy Sólstafir tak wysoko zawiesili sobie poprzeczkę, że można było mieć wątpliwości, czy kolejnym wydawnictwem zdołają wznieść się jeszcze wyżej. Dzisiaj, gdy najnowszy, podwójny krążek „Svartir Sandar” trafił do sklepów, fani mogą odetchnąć z ulgą. Islandczykom udało się bowiem przebić swoją poprzednią produkcję! Dwanaście utworów podzielono na dwie części i opublikowano na dwóch krążkach, z których każdy trwa, jak klasyczne płyty winylowe z czasów przedkompaktowych, niespełna czterdzieści minut. O tym, czego można się spodziewać, dokładnie informuje już otwierający pierwszą płytkę – zatytułowaną „Andvari” – utwór „Ljós í Stormi”. Ta trwająca ponad jedenaście minut kompozycja to w zasadzie wykładnik nowego stylu grupy w pigułce. Jest tu wszystko, za co dwa lata temu fani pokochali „Köld” – zmienne tempa i pełne brawury popisy instrumentalistów, majestatyczna sekcja rytmiczna z opętańczym, ale jednocześnie pełnym tęsknoty i bólu wokalem Aðalbjörna Tryggvasona na pierwszym planie. Zachowując metalowe brzmienie, muzykom z Reykjaviku udało się osiągnąć taką lekkość i melodyjność kompozycji, że bez większych problemów mogą powalczyć o słuchaczy z innych nisz muzycznych. „Fjara”, „Þín Orð” czy „Sjúki Skugginn” mogą bowiem z równym powodzeniem przypaść do gustu zagorzałym metalowcom, jak i zaprzysięgłym wielbicielom kanadyjskiego Godspeed You! Black Emperor czy japońskiego Mono. Za intrygującą ciekawostkę można z kolei uznać instrumentalny utwór „Æra”, który ma w sobie ekspresję i brud punk rocka; z kolei wybrany na finał pierwszego krążka „Kukl” służy głównie wyciszeniu wszystkich emocji, co zresztą udaje mu się znakomicie.
Druga odsłona „Svartir Sandar” nosi tytuł „Gola” i otwiera ją dziesięciominutowy „Melrakkablús”. Stylistycznie najbliżej mu do klasycznego heavy metalu sprzed trzech dekad; z tym jednak wyjątkiem, że za stołem mikserskim musiał siedzieć ktoś, kto fachu uczył się, słuchając brytyjskich i amerykańskich kapel psychodelicznych z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Świetne wrażenie pozostawia po sobie również kolejny z kawałków instrumentalnych – „Draumfari”, w którym sfuzzowana gitara Sæþóra Maríusa Sæþórssona wyczarowuje prawdziwie magiczne dźwięki. Po króciutkim „Stinningskaldi”, który stanowi de facto podkład dla czytanego przez kobietę tekstu, otrzymujemy „Stormfari”, czyli jeszcze jedną piosenkę przesiąkniętą typowo punkową energią. Kawałek tytułowy to powrót do estetyki „Köld”. Jak cudownie jednak ten numer się rozwija! Po bardzo dynamicznym wstępie zespół wyraźnie zwalnia tempo, udanie budując nastrój niesamowitości. A gdy w zakończeniu pojawia się żeński chór, ciarki dosłownie biegają po plecach. Ostatni na liście, prawie jedenastominutowy „Djákninn” idealnie spina klamrą całe wydawnictwo, stając się – zarówno w warstwie instrumentalnej, jak i wokalnej – perfekcyjną przeciwwagą dla „Ljós í Stormi”. To jeden z tych kawałków, które swoim transowym rytmem działają na słuchacza wręcz hipnotyzująco; do tego stopnia, że mógłby on trwać niemal w nieskończoność – piętnaście, dwadzieścia minut, ile tylko dusza zapragnie. Gitarzysta musiał nasłuchać się koncertów Neila Younga z towarzyszeniem Crazy Horse; „odziedziczył” po nim bowiem nie tylko ekspresję, ale przede wszystkim styl gry, polegający na konstruowaniu wielopoziomowych solówek na bazie sekwencji tych samych dźwięków. Inna sprawa, że przy okazji pożenił go z typowo post-rockowym brzmieniem.
Po smakowitym „Köld” Sólstafir ofiarowali nam kolejne wielkie dzieło – prawie osiemdziesiąt minut muzyki o metalowej proweniencji, ale znacznie wykraczającej poza klasyczne ramy gatunku. Jak widać, przyszłość rocka wciąż jeszcze znajduje się w rękach tych, którzy mają odwagę mieszać style i jednocześnie nie wstydzą się własnych emocji.
koniec
20 października 2011

Komentarze

28 X 2011   23:59:09

Dzięki wielkie za tę recenzję. Dzięki niej poznałem ten niesamowity zespół i arcyświetną, opisywaną tutaj płytę. Dzięki!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.