Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Deadlock
‹Ambicja›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAmbicja
Wykonawca / KompozytorDeadlock
Data wydania1981
NośnikCD
Gatunekrock
EAN5906453604978
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Ambition
2) Psalm Number 1
3) Everywhere
4) Frontline
5) Am I Victim Of A Safety Pin?
6) Get Up, Stand Up
7) I Am On The Top
8) Front Line
9) Shitter
10) I Hate Saturdays
11) Boredom
12) I Don’t Wanna Be Walked On
13) We Are Deadlock
Wyszukaj / Kup

Underground from Poland: Twoja ambicja zabija ciebie! Lecz ta „Ambicja” to nie wróg…
[Deadlock „Ambicja” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Jak na dzisiejsze standardy, płyta brzmi fatalnie. Bywa, że gitary nie stroją, zespół nie może się zgrać, a wokalista fałszuje. To wszystko nie ma jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ jest to historia polskiego rocka, którą każdy fan powinien poznać. Głównie dlatego, że na wydanej w 1981 roku „Ambicji” – jedynym albumie grupy Deadlock – znalazło się kilka znakomitych piosenek.

Sebastian Chosiński

Underground from Poland: Twoja ambicja zabija ciebie! Lecz ta „Ambicja” to nie wróg…
[Deadlock „Ambicja” - recenzja]

Jak na dzisiejsze standardy, płyta brzmi fatalnie. Bywa, że gitary nie stroją, zespół nie może się zgrać, a wokalista fałszuje. To wszystko nie ma jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ jest to historia polskiego rocka, którą każdy fan powinien poznać. Głównie dlatego, że na wydanej w 1981 roku „Ambicji” – jedynym albumie grupy Deadlock – znalazło się kilka znakomitych piosenek.

Deadlock
‹Ambicja›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAmbicja
Wykonawca / KompozytorDeadlock
Data wydania1981
NośnikCD
Gatunekrock
EAN5906453604978
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Ambition
2) Psalm Number 1
3) Everywhere
4) Frontline
5) Am I Victim Of A Safety Pin?
6) Get Up, Stand Up
7) I Am On The Top
8) Front Line
9) Shitter
10) I Hate Saturdays
11) Boredom
12) I Don’t Wanna Be Walked On
13) We Are Deadlock
Wyszukaj / Kup
Kiedy powstał Deadlock? Źródła są bardzo niespójne. Pierwsze wydanie „Encyklopedii polskiego rocka” (sprzed szesnastu lat) w notce, której autorem jest Leszek Gnoiński, podaje, że to wiekopomne wydarzenie miało miejsce w 1979 roku (co powiela Wikipedia). Ta sama notka przedrukowana w książeczce dołączonej do kompaktowej reedycji albumu zawiera już jednak inną datę – o dwa lata wcześniejszą. Tymczasem gdzieniegdzie w Internecie można natknąć się na wspomnienia weteranów trójmiejskiej sceny rockowej twierdzących, że Deadlock istniał już w 1978, a nawet 1976 roku. Nie ma za to najmniejszych wątpliwości, że grupa powstała w Gdańsku, a założyło ją – jeszcze pod nazwą The Trogs – czterech uczniów szkół średnich. Pierwszy, historyczny skład wyglądał prawdopodobnie następująco: Bogdan Rzeźniczak „Plexi” – śpiew i bas, Maciej Wiliński „Brunet” (zwany również we wczesnym okresie „Polsilverem”) i „Kołacz” – gitary (potem ten drugi przerzucił się na gitarę basową) oraz „Trupek” – perkusja. Niedługo później tego ostatniego zastąpił Jacek Lenartowicz „Luter”, który pierwotnie bawił się w menadżera zespołu, by następnie na jakiś czas zostać jego prawdziwym „mózgiem”. Stało się tak z kilku powodów – to on wymyślił nową nazwę, on pisał teksty (znał znakomicie język angielski), on również dzięki swoim kontaktom na Zachodzie miał dostęp do nowej muzyki anglosaskiej, z którą zaznajamiał kolegów z kapeli. Starszym czytelnikom, doskonale pamiętającym czasy PRL-u, nie trzeba tłumaczyć, że w tamtej epoce dla większości fanów muzyki rockowej (zwłaszcza tych z prowincji) jedynym źródłem nagrań zespołów zachodnich były rozgłośnie radiowe (stroniące od muzyki undergroundowej); ci z większych miast mogli ewentualnie udać się na giełdę płyt i znacznie przepłacając, zaopatrzyć się w jakiś niedostępny w normalnych sklepach krążek. Gdańszczanie mogli jeszcze wejść w kooperację ze znajomymi marynarzami pływającymi za „żelazną kurtynę” i często z tej właśnie drogi korzystali.
Nie bez przyczyny na przestrzeni kilku dekad nowe trendy w polskiej muzyce młodzieżowej rozlewały się na cały kraj właśnie z Trójmiasta (Sopotu, Gdyni i Gdańska). Tam po raz pierwszy dali o sobie znać młodzi jazzmani i wielbiciele rock and rolla; tam rodziły się legendarne polskie kapele big-beatowe: Rhythm and Blues, Czerwono-Czarni, Niebiesko-Czarni czy Czerwone Gitary. Sławę zdobywały nie tylko zespoły, ale również miejsca (czytaj: kluby), w których odbywały się koncerty – gdańskie „Rudy Kot” i „Żak” oraz sopocki „Non Stop”. Czy powinno nas więc dziwić, że początki polskiego punk rocka też w jakimś stopniu wiążą się z Trójmiastem? Choć, dodajmy gwoli ścisłości, że nie tylko. Lesław (Leszek) Danicki, który dzięki grupie Walek Dzedzej Pank Bend, dał się poznać jako pierwszy punkowiec w kraju rządzonym przez Edwarda Gierka, do czasu swojej emigracji w 1978 roku związany był z Warszawą; podobnie zresztą Poland Kazika Staszewskiego (parę lat później w Kulcie), Fornit Pawła Rozwadowskiego „Kelnera” (w przyszłości Deuter), Tilt Tomasza Lipińskiego oraz The Boors Roberta Brylewskiego (które szybko przeistoczyło się w Kryzys Romansu, a następnie po prostu Kryzys); z kolei niemal całkowicie już dzisiaj zapomniany Poerocks narodził się w stolicy Dolnego Śląska, a KSU – w odległych bieszczadzkich Ustrzykach Dolnych. Honoru Pomorza broniły jeszcze Nocne Szczury z położonego niespełna siedemdziesiąt kilometrów na północ od Gdańska Władysławowa. Drogi części z wymienionych powyżej kapel (w tym Deadlocka) przecięły się w sierpniu 1980 roku w Kołobrzegu, gdzie odbywał się – na scenie dotychczas zarezerwowanej przede wszystkim dla artystów uświetniających Festiwal Piosenki Żołnierskiej – trzydniowy, legendarny I Ogólnopolski Przegląd Zespołów Rockowych „Nowej Fali”.
Deadlock nie występował zbyt długo w oryginalnym składzie. Pierwsi odpadli „Trupek” i „Kołacz”; „Luter” też nie zagrzał miejsca – pod koniec 1979 roku opuścił Wybrzeże i przeniósł się do Warszawy; tam szybko znalazł wspólny język z Tomkiem Lipińskim i wspólnie założyli Tilt. Z kapelą pożegnał się także „Plexi”, co oznacza tyle, że jedynym z założycieli, który pozostał, był „Brunet”. Pozostałych zastąpili: wokalista Mirosław Szatkowski „Szymon” oraz gitarzysta basowy Rafał Wydlarski „Róża”; problem był natomiast z perkusistą. W Kołobrzegu 9 sierpnia 1980 roku za bębnami gościnnie zasiadł, wypożyczony z Kryzysu, Maciej Góralski „Magura” (wcześniej związany też z Walkiem Dzedzejem). Piętnaście lat później efemeryczna firma Płyta Records wypuściła piracką EP-kę z pięcioma kawałkami z tego koncertu (a więc jedynie jego fragmentem), które z kolei przed czterema laty dorzucono jako bonusy do drugiej kompaktowej reedycji debiutanckiego – i zarazem jedynego w karierze – albumu Deadlocka. Wszystkie piosenki śpiewane były po angielsku i prezentowały zespół w jego typowo punkowej wersji. „Shitter”, „Boredom” i „I Don’t Wanna Be Walked On” były w swej konstrukcji niemal bliźniaczo do siebie podobne – szybki, wywodzący się z rock’n’rolla rytm i wykrzyczano-skandowany wokal. Zaskakiwać mógł jednak „I Hate Saturdays” – najdłuższy z całej piątki (trwający prawie cztery minuty), wolny i ciężki, jakby chłopcy uparli się, że dla odmiany zagrają kawałek… hard rocka. Set zamykał „tytułowy” „We Are Deadlock” – z wysuniętą na pierwszy plan gitarą, powtarzającą niemal przez cały czas, do znudzenia, ten sam motyw. Utwory brzmią źle (jeśli chodzi o jakość) i mało oryginalnie (w kwestii stylu); pochodzą albo z konsoli, albo z „kaseciaka”, który trzymał w ręce stojący pod sceną fan. Mimo to ich wartość historyczna jest ogromna, słychać bowiem na nich „Bruneta”, który już niebawem rozstał się z kolegami. I chociaż przewijał się on później przez kolejne mutacje zespołu, to jednak nie dane mu już było pozostawić po sobie innych oficjalnych nagrań.
Jeszcze w tym samym 1980 roku szlakiem wytyczonym przez „Lutera” podążyli pozostali muzycy Deadlocka – Wiliński, Szatkowski oraz nowy basista Jacek Tobiasz „Fidel”, który zastąpił „Różę”. Wokalista zespołu po latach tak tłumaczył ten krok: „Sprawa przeniesienia do Warszawy wynikała z tego, że było to jedyne miejsce, gdzie można było grać sensowne koncerty. Sporo robił słynny Remont, który organizował imprezy studenckie. Kiedyś tam graliśmy pomiędzy Piotrem Szczepanikiem a Helmutem Nadolskim. Było to swego rodzaju uznanie dla naszych nowatorskich poczynań”. Po zainstalowaniu w stolicy pojawiła się również szansa nagrania materiału, który miał zostać wydany na płycie – tyle że nie w Polsce. Stał za tym pomysłem, urodzony w 1959 roku w Paryżu, niezależny francuski (choć ponoć hiszpańskiego pochodzenia) dziennikarz i pisarz Marc Boulet, między innymi absolwent Narodowego Instytutu Języków i Kultur Orientalnych. Wiele podróżował po świecie, a że interesował się punk rockiem, wyławiał mało znane i raczej niemające większych szans na zaistnienie w światowym szołbiznesie kapele z egzotycznych dla mieszkańca Zachodu krajów, po czym – najczęściej bez zgody autorów – publikował ich nagrania w swojej ojczyźnie. W Polsce Ludowej jego „ofiarami” padli panowie z Deadlocka i Kryzysu. Inna sprawa, że gdyby nie Boulet, płyty obu grup na pewno nie ujrzałyby światła dziennego – w PRL-u w 1981 roku było to zwyczajnie niemożliwe chociażby z przyczyn politycznych – i tym samym nie miałyby możliwości zapisania się wielkimi zgłoskami w historii polskiego rocka.
W czasie przygotowań do sesji ostatecznie rozstał się z grupą „Brunet” („zdezerterował” do Tiltu), który nie chciał zgodzić się na to, by płyta była nagrywana w Ursusie podczas koncertu bez udziału publiczności. Mimo że niebawem koncepcja uległa zmianie, Wiliński nie wrócił. A Deadlock miał już zarezerwowane studio. Wtedy też Szatkowski i Tobiasz zdecydowali się na wyjście najprostsze z możliwych – jako że od jakiegoś czasu byli także muzykami Kryzysu, poprosili o pomoc kumpli z tej kapeli. W efekcie na „Ambicji” zagrali poza nimi Robert Brylewski (gitara) i Maciej Góralski (perkusja), z którym zespół miał już przecież na koncie koncert w Kołobrzegu. Sesja odbyła się na początku 1981 roku w studiu, które mieściło się w należącym do Politechniki Warszawskiej klubie „Amplitron”. Było ono bardzo kiepsko wyposażone; realizatorzy nie mieli na stanie nawet słuchawek. Cały materiał, który później ukazał się na albumie, został nagrany w ciągu zaledwie trzech godzin. Co mogło z tego wyjść? Wbrew pozorom, mimo setek mankamentów, jedna z najważniejszych polskich płyt rockowych pierwszej połowy lat 80. ubiegłego wieku. Zadziwiająca udanym mariażem (post-)punka i nowej fali z reggae i ska.
1 2 »

Komentarze

« 1 2
19 VIII 2020   01:08:47

Apropos koncertu w Sopocie gdzie na wokalu jest Benek. Prawdą jest, że próby (raptem kilka) odbywały się w Łajbie przy DS Nr.7 w Sopocie na terenie UG. Natomiast koncert z którego są nagrania, jak słusznie zauwżył Cent (on zresztą też tam grał , jeśli ten Cent to tamten Cent), nie odbył się w Łajbie a tuż obok, w auli Wydziału Ekonomiki Transportu UG na ul. Świerczewskiego (dzisiaj, ul. Armii Krajowej).

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.