Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne (wybrane)

więcej »

Zapowiedzi

muzyczne

więcej »

Deadlock
‹Ambicja›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAmbicja
Wykonawca / KompozytorDeadlock
Data wydania1981
NośnikCD
Gatunekrock
EAN5906453604978
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) Ambition
2) Psalm Number 1
3) Everywhere
4) Frontline
5) Am I Victim Of A Safety Pin?
6) Get Up, Stand Up
7) I Am On The Top
8) Front Line
9) Shitter
10) I Hate Saturdays
11) Boredom
12) I Don’t Wanna Be Walked On
13) We Are Deadlock
Wyszukaj / Kup

Underground from Poland: Twoja ambicja zabija ciebie! Lecz ta „Ambicja” to nie wróg…
[Deadlock „Ambicja” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Sebastian Chosiński

Underground from Poland: Twoja ambicja zabija ciebie! Lecz ta „Ambicja” to nie wróg…
[Deadlock „Ambicja” - recenzja]

Album „Ambition” (czy też, jeśli ktoś woli, „Ambicja”) otwiera utwór tytułowy, który z pewnością był sporym zaskoczeniem dla fanów starego, punkowego Deadlocka – jest on bowiem utrzymany w rytmie… reggae. Co jednak wcale nie musiało dziwić tych, którzy znali chociażby nagrania The Clash (ze słynnym „The Guns of Brixton” na czele). Na pierwszy plan wyciągnięty został wokal Szatkowskiego, który śpiewa tekst może nie nazbyt – nomen omen – ambitny, ale zapewne trafiający do przekonania ówczesnej rockowej młodzieży: „Ambition it’s your fucking religion / Ambition it’s your god (…) Your ambition kill you, babe”. Jakże różniło się to przesłanie od jeszcze prostszego i nie dającego żadnej nadziei: „No future!”. „Psalm Number 1” to – w przeciwieństwie do swego quasi-religijnego tytułu – klasyczny kawałek punkowy o rockandrollowej proweniencji, bezsprzecznie wzorowany na dokonaniach Sex Pistols. Nieco inny w klimacie jest „Everywhere”, bardziej kojarzący się z post-punkową i nowofalową twórczością takich kapel jak XTC czy Magazine. Do dzisiaj numer ten robi kolosalne wrażenie, będąc jednym z najjaśniejszych punktów całego krążka. Stronę A oryginalnego winyla zamykało zagrane na dużym luzie „Frontline”, w którym znalazło się nawet miejsce – co w estetyce punka raczej rzadkie – na solówkę gitarową Brylewskiego.
Drugą stronę albumu otwierał utwór zatytułowany „Am I Victim of a Safety Pin?”, najbardziej chyba przypominający dawnego Deadlocka, tego z czasów festiwalu kołobrzeskiego. Zaraz po nim następował jedyny cover. Ale za to jaki! „Get Up, Stand Up” z repertuaru nieśmiertelnego Boba Marleya i jego The Wailers. Wiele różniło jednak tę wersję od oryginału – przede wszystkim Polacy zagrali go na rockowo. Deadlock przypominał w tym „regałowym” klasyku rozpędzonego biegacza, który dopiero w końcówce, widząc szybko zbliżającą się metę, decyduje się na wzięcie oddechu i stopniowo wyhamowuje. Nieźle prezentował się także „I’m on the Top” – typowy punkowy hicior z elementami ska; na tle ostrej rockowej gitary Szatkowski powtarza tu jak mantrę frazę „No good!”. Ciekawostką może być fakt, że jest to jeden z dwóch kawałków z tego albumu, które „pożyczył” do swego repertuaru Kryzys (plus numer Marleya). Z tą różnicą, że Maciej Góralski dopisał do nich polskie teksty i tym sposobem „Ambition” przerodziło się w „Ambicję”, a „I’m on the Top” – mocno zmieniony również w warstwie instrumentalnej – w „Święty szczyt”. Na zakończenie zafundowano inną wersję „Front Line” (w reedycji kompaktowej wprowadzono też odmienną pisownię), nagraną podczas koncertu we Wrocławiu – tyle że nie był to występ Deadlocka, ale… Kryzysu. Dlatego słychać w tym kawałku grającego na saksofonie Tomasza Świtalskiego (później jeszcze Brygada Kryzys), który wprowadza sporą porcję artystycznego szaleństwa. Swoją drogą, numer ten brzmi dokładnie tak, jak brzmiała zaczynająca dopiero swoją karierę niezapomniana Śmierć Kliniczna, która starała się – notabene z powodzeniem – łączyć punka z reggae i elementami free jazzu.
Nagrany materiał Marc Boulet wywiózł (wraz z taśmą Kryzysu) do Francji i wydał pod szyldem Blitzkrieg Records. Ile wytłoczył winyli, dzisiaj już nie sposób określić; w każdym razie Szatkowski twierdził, że płyta mogła się rozejść nawet w dziesięciu tysiącach egzemplarzy. Wzmianki o niej zamieściły najbardziej liczące się brytyjskie czasopisma muzyczne – „New Musical Express” oraz „Billboard”. O karierze na Zachodzie muzycy mogli jednak tylko pomarzyć. Mając nieuregulowany stosunek do służby wojskowej, nie otrzymaliby paszportów, by wyjechać na koncerty; na dodatek wielkimi krokami zbliżał się już stan wojenny. Jako honorarium autorskie Deadlock otrzymał… dwadzieścia płyt oraz po dwieście dolarów, które dotarły zresztą z dużym opóźnieniem już po 13 grudnia 1981 roku (inna sprawa, że właśnie wtedy „zielone papierki” okazały się najbardziej potrzebne). Co prawda, wydawca obiecał za jakiś czas przysłać drugą ratę (tej samej wysokości), ale członkowie kapeli nigdy nie zobaczyli jej na oczy. W Polsce płyta nie mogła się ukazać. Z kilku powodów. Po pierwsze: komunistyczne władze za czasów Edwarda Gierka i wczesnego Wojciecha Jaruzelskiego nie akceptowały takiej muzyki (nieznacznie zmieni się to dopiero po 1983 roku); po drugie: oryginalną taśmę Boulet zabrał ze sobą; po trzecie: nawet gdyby została ona w kraju, żadna państwowa wytwórnia płytowa nie zgodziłaby się na publikację materiału tak kiepskiej jakości technicznej (składanka „Fala” była pieśnią dalekiej przyszłości). Za to we Francji eksploatowano te nagrania, jak tylko się dało. W 1982 roku Blitzkrieg Records wydało singla, na którym znalazł się „I’m on the Top”, a dwa lata później „Psalm Number 1” (błędnie nazwany „Psalmem No. 11”) trafił na – sygnowaną nazwą New Wave Records – składankę „1984: The First Sonic World War”. Oczywiście zespół nie dostał już za to ani „grosza”.
Po wydaniu płyty, zamiast iść za ciosem, Deadlock zaczął się rozsypywać; zapewne w dużym stopniu było to spowodowane swoistym rozdwojeniem jaźni – ci sami muzycy grali bowiem jednocześnie w Kryzysie. Efekt był taki, że kapela umarła śmiercią naturalną. Ten stan nie trwał jednak długo. W 1982 roku po osieroconą nazwę sięgnął „Brunet” i reaktywował zespół, ściągając doń pierwszego wokalistę Bogdana Rzeźniczaka, który po dwóch latach służby wojskowej znalazł się właśnie wtedy na wolności. Skład uzupełnili jeszcze Tadeusz Krzymuski „Dzidek” – gitara, „Sęku” – bas oraz „Johnny” – perkusja. W ekspresowym tempie przygotowali nowy repertuar i w grudniu zagrali koncert w warszawskiej „Rivierze”, obok między innymi Śmierci Klinicznej i Kultu. „Plexi” uznał go po latach za najgorszy występ kapeli, w dużym stopniu dlatego, że uzależniony od narkotyków „Brunet” coraz częściej tracił kontakt z rzeczywistością i zwyczajnie nie radził sobie na scenie. Po powrocie do Gdańska Deadlock znów zawiesił działalność, by po paru miesiącach odrodzić się – który to już raz? – z inicjatywy „Dzidka”; za perkusją zasiadł tym razem „Krzysiu”, ponoć „jeden z lepszych bębniarzy w Trójmieście”. Po tym składzie pozostały pirackie nagrania z koncertu, który odbył się w gliwickim klubie „Gwarek” 11 lutego 1983 roku (grupa zagrała tam na zaproszenie Śmierci Klinicznej). Mimo że w Deadlocku wciąż pozostawał „Brunet”, zespół nie wykonał w Gliwicach żadnego ze starych kawałków. Nowe utrzymane zaś były w stylistyce punkowej przypominającej w dużym stopniu dokonania Dezertera („System”), Deutera („On i ty”, „Samotne czekanie”) i Tiltu („Na cmentarzu”), choć znalazło się w repertuarze również miejsce dla… „Reggae 1984”. Po oryginalności i różnorodności stylistycznej, reprezentowanej na płytowej „Ambicji”, wiele nie pozostało. Nic więc dziwnego, że ta mutacja kapeli szybko przeszła do historii.
Gdy w 1983 roku ostatecznie odszedł „Plexi”, bezzasadne było dalsze używanie starego szyldu. Mimo to „Dzidek” kolejną ze swoich kapel ochrzcił nazwą Joanna Deadlock, później skróconą do mniej oczywistej Joanny Dead. Jedynym łącznikiem z historycznym Deadlockiem był w tym przypadku pojawiający się i znikający co rusz Wiliński. Niestety, w 1985 roku „Brunet” postanowił zniknąć na zawsze – popełnił samobójstwo, wyskakując z okna jednego z gdańskich falowców. Krzymuski połączył wówczas swoje siły ze Szczepanem Szpradą i powołał do życia inną punkową legendę – Po prostu. Jakie były losy pozostałych muzyków? Szatkowski i Tobiasz wycofali się z branży; Góralski został pracownikiem (kustoszem) warszawskiego Muzeum Azji i Pacyfiku, ostatnio ponownie pogrywa z Brylewskim w reaktywowanym Kryzysie. Lenartowicz jeszcze w 1981 roku – przed stanem wojennym – wyemigrował na stałe do Holandii; tam ukończył studia filmowe, podczas których poznał swoją długoletnią partnerkę, inną emigrantkę, a dzisiaj znaną reżyserkę filmową Urszulę Antoniak (vide „Nic osobistego”). „Luter” zajmował się głównie pisaniem scenariuszy (po angielsku), książek i piosenek, śpiewał utwory country, lecz nie poznano się na jego talencie i kariery w sumie nie zrobił. Zmarł w lipcu 2004 roku z powodu raka mózgu, sześć miesięcy po wykryciu choroby. Na podstawie jego tekstów Antoniak nakręciła krótkometrażówkę „Vaarwel” (1993) oraz – po rozbudowaniu oryginalnego scenariusza Lenartowicza – „Code Blue” (2011). Nie żyje także Rafał Wydlarski, który – jak wspominają muzycy Kryzysu we wkładce do płyty „Kryzys komunizmu” (2010) – zginął tragicznie (dlaczego jednak błędnie nazywają w książeczce „Różę” Bydlarskim?). Boulet do dzisiaj krąży po świecie, większość czasu spędzając jednak w Azji – w Chinach (skąd ma żonę) i Indiach; systematycznie publikuje książki na temat tych państw… Pierwsze kompaktowe wydanie „Ambicji” pojawiło się w sprzedaży na początku XXI wieku, w 2008 roku pojawiła się druga reedycja, do której jako bonusy dorzucono utwory pochodzące z kołobrzeskiego koncertu (wcześniej już znane z EP-ki) – i w tę wersję należy się zaopatrzyć!
koniec
« 1 2
24 kwietnia 2012

Komentarze

« 1 2
19 VIII 2020   01:08:47

Apropos koncertu w Sopocie gdzie na wokalu jest Benek. Prawdą jest, że próby (raptem kilka) odbywały się w Łajbie przy DS Nr.7 w Sopocie na terenie UG. Natomiast koncert z którego są nagrania, jak słusznie zauwżył Cent (on zresztą też tam grał , jeśli ten Cent to tamten Cent), nie odbył się w Łajbie a tuż obok, w auli Wydziału Ekonomiki Transportu UG na ul. Świerczewskiego (dzisiaj, ul. Armii Krajowej).

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.