Jude aus Litzmannstadt [Jude „Stat” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Prowokacja wpisana była w naturę tego zespołu od początku jego istnienia. Nie bez powodu nazwali się Jude – i to w czasach, kiedy na ulicach polskich miast (nie tylko Łodzi) coraz częściej można było spotkać nazi-skinów. Ubierali się na czarno, nosili krótkie włosy, w warstwie wizualnej wykorzystywali czcionkę jednoznacznie kojarzącą się z III Rzeszą. A jednak wcale nie byli faszystami. W tym roku – po dekadzie milczenia – przypomnieli o sobie płytą „Stat”.
Jude aus Litzmannstadt [Jude „Stat” - recenzja]Prowokacja wpisana była w naturę tego zespołu od początku jego istnienia. Nie bez powodu nazwali się Jude – i to w czasach, kiedy na ulicach polskich miast (nie tylko Łodzi) coraz częściej można było spotkać nazi-skinów. Ubierali się na czarno, nosili krótkie włosy, w warstwie wizualnej wykorzystywali czcionkę jednoznacznie kojarzącą się z III Rzeszą. A jednak wcale nie byli faszystami. W tym roku – po dekadzie milczenia – przypomnieli o sobie płytą „Stat”.
Jude ‹Stat›Utwory | | CD1 | | 1) Block of Waste | 02:47 | 2) Move. FF. No Remorse | 04:03 | 3) Last Shortcuts. A-Z | 03:47 | 4) Perdition | 03:22 | 5) Waas / Order of the Day | 03:51 | 6) Urge. The Imperative | 02:39 | 7) Battlefield of Worms | 03:24 | 8) No Remorse | 05:04 |
W kwietniu 1940 roku, wcieloną rok wcześniej do III Rzeszy (a precyzyjniej: do Kraju Warty) Łódź przemianowano rozkazem Adolfa Hitlera na Litzmannstadt. Od dwóch miesięcy istniało już wtedy w mieście – drugie na ziemiach polskich pod względem wielkości (po warszawskim) – getto, usytuowane na terenie dwóch najbiedniejszych i najbardziej zaniedbanych dzielnic: Bałut i Starego Miasta. Kiedy w ostatnich latach wojny przystąpiono do likwidacji getta, jego mieszkańców wywożono na śmierć ze stacji Radegast (Radogoszcz) do obozu Auschwitz-Birkenau. Niemal pół wieku po tym wydarzeniu kilku młodych łodzian stworzyło zespół, który przyjął prowokacyjną nazwę Jude. Dlaczego „prowokacyjną”? Ponieważ niemiecką. Tym samym nawiązującą do czasów wojny i Holokaustu. Jakby chcą potwierdzić, że to absolutnie nie jest przypadek ani żadne widzimisię, członkowie grupy stosowali charakterystyczną, nazistowską pisownię. Na dodatek ubierali się na czarno i nosili krótkie włosy, przywodzące na myśl skinów. To powodowało wiele nieporozumień. Nierzadko uznawano ich za faszystów, choć od tak skrajnych poglądów byli bardzo, bardzo dalecy. Skąd zatem taki image? Związany był z fascynacją słoweńskim Laibachem i stylem, jaki obrali – brutalnym rockiem industrialnym zakorzenionym w muzyce hardcore’owej i ekstremalnym metalu. Podczas koncertów także nie brakowało, w warstwie wizualnej, nawiązań do sztuki totalitarnej. To wszystko, chcąc nie chcąc, skazywało Jude na funkcjonowanie na obrzeżach oficjalnej sceny rockowej. Zresztą liderowi formacji, wokaliście Wiktorowi Skokowi, nigdy nie zależało na tym, aby robić karierę w klasycznym tego słowa rozumieniu. Dlatego gdy zespół publikował kolejne swoje materiały (najpierw na kasetach magnetofonowych, później na kompaktach), nierzadko ukazywały się one w mikroskopijnych nakładach (po kilkadziesiąt egzemplarzy). A były to: „Ultimate Obedience” (1997), split z grupą Dysmorfofobia „Vertebral Treatments” (1999), zawierający nagrania studyjne i koncertowe z lat 1996-1997 „Sickness Bag” (1999) oraz „Combat Exhaustion” (2004). Po wydaniu tego ostatniego Jude zamilkło na lat dziesięć, ale wcale nie oznaczało to zawieszenia działalności, raczej – swoisty letarg. Reaktywacja nastąpiła w roku ubiegłym, kiedy to Wiktor Skok zebrał kolejny skład, aby dokonać rejestracji nowych nagrań. Dołączyli do niego: związany z Jude już wcześniej gitarzysta Jacek Walczak, basista Maciej Derfel (znany z kilku innych łódzkich projektów o proweniencji hardcore’owej, jak chociażby Knockdown, Blood is the Honest, Inflexible czy 150 Watts) oraz perkusista Michał Wojewoda. Sesje odbywały się latem i jesienią 2014 roku w studiu Bajkonur oraz w domu producenta, którym został Marcin Kowalski, niektórym bardziej znany jako „Cinass”, gitarzysta Cool Kids of Death, NOT (z Robertem Tutą) oraz Girls & Nervous Guy. Ostatecznie na album zatytułowany „Stat”, który ukazał się nakładem wytwórni Requiem Records w maju tego roku, trafiło osiem kompozycji – krótkich (całość trwa niespełna pół godziny), ale bezwzględnych i bolesnych dla uszu tych, którzy do podobnej muzyki nie są przyzwyczajeni. Komu zaś nagrania Jude mogą przypaść do gustu? Przede wszystkim tym, którzy nie stronią od najbardziej ekstremalnych przejawów twórczości Neurosis, Swans czy Godflesh, a więc formacji łączących w swojej muzyce industrial, punk, metal i hardcore (w różnych ich odmianach). Krążek „Stat” stylistycznie jest bardzo zwarty. Pod tym względem można by nawet uznać, że mamy do czynienia z concept-albumem. Kolejne utwory nierzadko są ze sobą powiązanie, granice między nimi bywają płynne. Otwierający płytę „Block of Waste” zawiera to wszystko, co obecne na niej będzie do ostatniej sekundy – motoryczną sekcję rytmiczną, przesterowane gitary i bas oraz zahaczający o growling śpiew Skoka. Ale to nie oznacza, że Jude przez cały czas gra to samo i tak samo. Tu chociażby w tle pojawia się indierockowa partia gitary Walczaka, a wokalista skandując, wykrzykuje tekst. W drugim w kolejności, znacznie wolniejszym i cięższym, niemal transowym „Move. FF. No Remorse” łodzianie coraz bardziej wchodzą na poletko stonerrockowe i sludgemetalowe (momentami kłania się nawet wczesny Sólstafir. choć im bliżej końca, tym więcej pojawia się zgrzytów i przesterów. Z kolei w „Last Shortcuts. A-Z” stoner miesza się z black metalem i hardcore’em, natomiast w „Perdition” usłyszeć można nawet coś, co przypomina – z naciskiem na „przypomina” – klasyczną gitarową solówkę. W „Waas / Order of the Day” Jude brzmi tak potężnie, że aż ciarki biegają po plecach. Duży udział w tym ma Skok, który ani przez moment nie oszczędza gardła. Podobnie rzecz ma się z „Urge. The Imperative”, w którym w sukurs wokaliście przychodzi jeszcze Maciej Derfel, starający się bardzo zdemolować uszy słuchaczy swoim maksymalnie przesterowanym basem. W końcówce utworu zwraca jednak uwagę co innego: pasaże perkusisty, które brzmią tak, jakby za moment Jude miało zagrać cover Made in Poland „To tylko kobieta”. Ciekawe czy to przypadek, czy całkiem świadomy cytat z klasyków polskiego darkwave’u. „Battlefield of Worms” oznacza powrót do dźwięków typowo industrialnych, co utwór zawdzięcza głównie wyobraźni i umiejętnościom Walczaka. Całość wieńczy najdłuższy w zestawie, pięciominutowy „No Remorse” – pełen garażowego brudu, konsekwentny w swej brutalności. Sączący się z głośników rockowy czad potrafiłby poderwać na nogi chyba każdego, nawet nieboszczyka. Należy tylko mieć nadzieję, że dzięki publikacji „Stat” w łódzki zespół zostanie tchnięte nowe życie i że na następcę wydanego przed paroma miesiącami krążka nie będziemy musieli czekać dziesięć lat. Cieszy też zapowiedziana przez Łukasza Pawlaka z Requiem Records przygotowywana reedycja debiutanckiego materiału grupy – „Ultimate Obedience”. Skład: Wiktor Skok – śpiew Jacek Walczak – gitara elektryczna Maciej Derfel – gitara basowa Michał Wojewoda – perkusja
|