Niewiele jest płyt, które ukazały się w ciągu ostatnich kilku lat, a zrobiły na mnie tak ogromne wrażenie, jak produkcja niemieckiego zespołu DEINE LAKAIEN sprzed lat czterech. Zaskoczenie było spore, jako że do czasu pojawienia się „Kasmodiah” w sprzedaży, zespół był w Polsce praktycznie nieznany.
W niebie, na ziemi – w mroku…
[Deine Lakaien „Kasmodiah” - recenzja]
Niewiele jest płyt, które ukazały się w ciągu ostatnich kilku lat, a zrobiły na mnie tak ogromne wrażenie, jak produkcja niemieckiego zespołu DEINE LAKAIEN sprzed lat czterech. Zaskoczenie było spore, jako że do czasu pojawienia się „Kasmodiah” w sprzedaży, zespół był w Polsce praktycznie nieznany.
Deine Lakaien
‹Kasmodiah›
Utwory | |
CD1 | |
1) Intro | 0:46 |
2) Return | 4:23 |
3) Kiss the Future | 4:06 |
4) My Shadows | 4:39 |
5) Into My Arms | 5:21 |
6) Overpaid | 3:43 |
7) Venus Man | 4:06 |
8) The Game | 4:24 |
9) Kasmodiah | 3:51 |
10) Lass mich | 4:46 |
11) Sometimes | 4:36 |
12) Fight | 5:35 |
13) Try | 6:23 |
To piąty studyjny album zespołu stworzonego przed niemal dwudziestu laty przez monachijczyka Ernsta Horna i berlińczyka Alexandra Veljanova – dwójkę muzyków obdarzonych niezwykłym wprost talentem i zmysłem do komponowania prostych i zarazem pięknych melodii. Doprawdy, nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, co skłoniło absolwenta konserwatorium (Horn) do spróbowania sił w muzyce tak minimalistycznej i tak zarazem odległej od tego wszystkiego, z czym musiał stykać się w akademii muzycznej. W każdym razie – z punktu widzenia fana DEINE LAKAIEN – przyznać muszę, iż była to decyzja nader słuszna; mam także nadzieję, iż Horn nigdy jej nie żałował.
Grupa przez wiele lat toczyła boje o uznanie. Mozolnie pięła się po szczeblach kariery, zdając sobie doskonale sprawę z tego, iż muzyka, którą gra, trafia do nielicznych, najbardziej zaprzysięgłych i zagorzałych fanów sceny niezależnej. I w zasadzie dopiero album „Kasmodiah” wyprowadził ją z cienia, czyniąc w środowisku megagwiazdą. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, ze sukces komercyjny spowodowany został radykalną zmianą stylu, która miała uczynić twórczość DEINE LAKAIEN łatwiej strawną i przyjemniejszą dla ucha. Wręcz przeciwnie: album „Kasmodiah” jest naturalną – a więc ewolucyjną, nie zaś rewolucyjną – konsekwencją rozwoju kapeli. Tyle że zawiera muzykę jeszcze lepszą, jeszcze piękniejszą, jeszcze dojrzalszą i bardziej różnorodną, bogatszą brzmieniowo od tej, która znalazła się na wcześniejszych płytach. Nie jest to jednak – nie łudźmy się! – muzyka dla wszystkich. Nie sądzę bowiem, aby przypadła ona do gustu ortodoksyjnym wielbicielom ostrzejszych (czytaj: rockowych) brzmień; także fani popu, soulu i hip-hopu mogliby poczuć się twórczością DEINE LAKAIEN mocno rozczarowani.
Kto więc powinien po „Kasmodiah” sięgnąć? Wszyscy, którzy w muzyce cenią przede wszystkim piękno. Bo to właśnie jest największą siłą tego albumu – przepełnione smutkiem, nostalgią, mrokiem, fascynujące i nigdy nieprzemijające piękno! Próbkę tego piękna otrzymujemy już w drugim utworze na płycie – „Return”. W tle słyszymy elektroniczny beat, zaś na plan pierwszy wysuwa się niski i dzięki temu bardzo „ciepło” brzmiący głos wokalisty, śpiewającego rzewną miłosną pieśń. „Kiedy usłyszysz moje wołanie, czy przyjdziesz do mnie? Kiedy dostrzeżesz mój upadek, czy będziesz wtedy przy mnie?” – pyta Veljanov swoją ukochaną. Ballada ta przywodzi na myśl jedną z najpiękniejszych rockowych pieśni miłosnych – „Love Will Tear us Apart” JOY DIVISION, tyle że zagraną bez użycia gitar elektrycznych. „Kiss The Future” z kolei, oparte na mocnym basowym beacie, utrzymane jest w klimacie wczesnego new romantic (vidé ULTRAVOX jeszcze z Johnem Foxxem w roli wokalisty, względnie VISAGE), choć można również naleźć w tej kompozycji wpływy współczesnej muzyki techno.. O jej niezaprzeczalnym uroku decyduje jednakże solo na smyczkach Christiana Komorowskiego, dodające temu kawałkowi szczypty „powagi”. Jest też nawiązanie do twórczości zespołu BAUHAUS, ale tylko w będącym swoistym literackim kolażem tekście, gdy Veljanov wspomina: „Lugosi is dead”.
'Kasmodiah' - foto
Kolejnym mocnym punktem płyty jest przejmujący hołd złożony mrocznej naturze człowieka – „Into My Arms”. Ten skromnie zaaranżowany utwór z biegiem czasu nabiera mocy i przemienia się w niemal gotycki hymn. Nastrój grozy potęguje Veljanov hipnotycznie śpiewający: „Jak rodzący się potwór, wszystko spowija welon szarości, widać ściany świtu ostrzegające przed dniem” i w refrenie: „wróć, mój śnie, w moje ramiona”. By jednak DEINE LAKAIEN nie kojarzyło się nam jedynie z mrocznymi balladami, Hornst skomponował piosenkę „Overpaid”. Jeśli nie potraficie wyobrazić sobie klasycznego rock’n’rolla odegranego jedynie na… instrumentach elektronicznych – to koniecznie wysłuchajcie tego utworu. Veljanov śpiewa tu z prawdziwie rockową, by nie rzec: punkową, zadziornością – i w tej roli również sprawdza się znakomicie. Wściekłe rytmy towarzyszące mu w podkładzie zapewne przypadną do gustu wszystkim, którzy swego czasu zasłuchiwali się numerem „Smack My Bitch Up” PRODIGY. „Venus Man” to powrót do łagodniejszego brzmienia DEINE LAKAIEN, chociaż prawdziwą chwilę wytchnienia zapewni dopiero „The Game”. To jeszcze jedna przepiękna pieśń zaśpiewana przez Veljanova jedynie z akompaniamentem fortepianu – pieśń o odchodzącej miłości: „Dokąd możesz odejść nim opadnie poranna rosa? Ta gra nigdy się nie zakończy bez ciebie…” Utwór tytułowy, „Kasmodiah”, wzorowany na muzyce dawnej, podobnie jak „Return” czy „The Game”, poraża mrocznym klimatem, usypia i hipnotyzuje.
Z tego pięknego snu budzi nas już jednak następny numer – jedyny zaśpiewany po niemiecku „Lass mich”. To prawie pięciominutowa porcja prawdziwie wściekłych elektronicznych brzmień, do których do tej pory przyzwyczaiły nas raczej kapele typu DAS ICH, D.A.F. czy – w jeszcze bardziej ekstremalnej formie – WUMPSCUT. Ale „Sometimes (Reincarnation III)” przywraca nam już wiarę w to, że Horn wcale nie zwariował. Automat perkusyjny wybija skomplikowane podziały rytmiczne, na tle których Veljanov w typowy dla siebie, poetycki sposób wadzi się z Najwyższym: „Czy jest Bóg w niebie, na ziemi? Wiesz to? Czy jest Bóg w niebie, na ziemi? Nie wiem. (…) Czasami, czasami kogoś kochałem. Czasami, czasami ktoś kochał mnie – to wszystko, co wiem”. „Fight” – co sugeruje już tytuł – jest zachętą do podjęcia walki. O co jednak bądź z czym należy walczyć? Przede wszystkim, jak wynika z tekstu, z własnymi słabościami, gniewem i przeciwnościami losu. Owo motto życiowe wyśpiewane jest zaiste w niezwykle przekonywający sposób: melorecytacja sąsiaduje bowiem z frazami niemal przez Veljanova wykrzyczanymi. Nadzieją tchnie także zamykający album utwór zatytułowany „Try”. Głos wokalisty, już nie tak mroczny jak wcześniej, z czasem ustępuje jednak miejsca instrumentom klawiszowym, których dźwięki powoli rozpływają się w przestrzeni i mkną gdzieś w dal, aż do całkowitego wyciszenia.
Muzyka DEINE LAKAIEN wspaniale wpisuje się w gotycką klasykę rocka; album „Kasmodiah” spokojnie można postawić obok najbardziej mrocznych, „klimatycznych” płyt JOY DIVISION, THE CURE, SISTERS OF MERCY, FIELDS OF THE NEPHILIM czy LEGENDARY PINK DOTS. W warstwie wokalnej słychać jednak także, iż niemiecki zespół wiele „zawdzięcza” dokonaniom Nicka Cave’a, Petera Hammilla i – choć może na pierwszy rzut oka porównanie to wyda się dość zaskakujące – Marca Almonda. Bezsprzecznie daje o sobie znać również muzyczne wykształcenie Horna, albowiem tylko na pozór kompozycje DEINE LAKAIEN brzmią bardzo ubogo. Gdy jednak przedrzemy się przez pierwszy plan, usłyszymy jak wiele dzieje się w tle. I jak skromnymi środkami Horn potrafi uzyskać maksymalny efekt.
Skład:
Alexander Veljanov – śpiew
Ernst Horn – instrumenty klawiszowe, sample itp.
Christian Komorowski – instrumenty smyczkowe
Michael Popp – instrumenty średniowieczne