Delta, Brazylia i rockowy ogień [David Miilmann Group „What’s Left” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Zakładam, że nie słyszeliście jeszcze o duńskim gitarzyście Davidzie Miilmannie. Nic dziwnego! Dla mnie parę tygodni temu także był „białą kartą”. Na szczęście za sprawą „What’s Left” – drugiego pełnowymiarowego albumu jego Grupy, który ukazuje się jutro – będzie Wam dane, jeśli tylko zechcecie, poznać jednego z najbardziej obiecujących skandynawskich artystów, poruszających się na pograniczu jazzu, bluesa, rocka i world music.
Delta, Brazylia i rockowy ogień [David Miilmann Group „What’s Left” - recenzja]Zakładam, że nie słyszeliście jeszcze o duńskim gitarzyście Davidzie Miilmannie. Nic dziwnego! Dla mnie parę tygodni temu także był „białą kartą”. Na szczęście za sprawą „What’s Left” – drugiego pełnowymiarowego albumu jego Grupy, który ukazuje się jutro – będzie Wam dane, jeśli tylko zechcecie, poznać jednego z najbardziej obiecujących skandynawskich artystów, poruszających się na pograniczu jazzu, bluesa, rocka i world music.
David Miilmann Group ‹What’s Left›Utwory | | CD1 | | 1) Noor | 05:32 | 2) Mujaffa’s | 04:09 | 3) What’s Left | 04:08 | 4) Mind Like Water | 05:58 | 5) Giving Up on Layla | 02:11 | 6) Blues II | 03:46 | 7) Thinking Makes It So | 05:14 | 8) Silent Flora | 02:19 | 9) Instant Masi | 05:36 |
Kopenhaska wytwórnia April Records jest jedną z tych, które oprócz publikowania nowych albumów artystów zasłużonych dla europejskiego jazzu nie boją się inwestować także w młodych twórców, znajdujących się dopiero na początku kariery. Jednym z takich jest kwintet prowadzony przez dwudziestotrzyletniego duńskiego gitarzystę Davida Miilmanna, którego druga w dorobku płyta – i pierwsza pod szyldem April – ukaże się 1 marca. David wychował się w rodzinie o tradycjach muzycznych; od najmłodszych lat fascynowali go tacy amerykańscy wykonawcy spod znaku rhythm and bluesa i soulu, jak Curtis Mayfield, Freddie King i Aretha Franklin. Nie oznacza to jednak, że zespół, który przed paru laty powołał do życia, gra taką właśnie muzykę. Wystarczy wsłuchać się w wydany późnym latem 2021 roku debiutancki krążek „Waiting for Myself” i najnowszy „What’s Left”, aby przekonać się, że zainteresowania Miilmanna są znacznie rozleglejsze. Aczkolwiek nieustannie oscylują one wokół szeroko rozumianej „czarnej muzyki”. Z równym zaangażowaniem Grupa Davida gra bowiem i bluesa (z elementami charakterystycznymi dla country bluesa z Delty), i muzykę afrobrazylijską. Dorzucając jeszcze do tej i tak już zaskakującej mieszanki inspiracje fusion. Nic więc dziwnego w tym, że po wydaniu „Waiting for Myself” formacja doczekała się dwóch nominacji do Blues Danish Music Awards, jak również znalazła się w finale Krajowego Konkursu Jazzowego, a w konsekwencji – podpisała kontrakt z April Records. W piątek 21 kwietnia ubiegłego roku zespół wszedł do kopenhaskiego studia Stable Sound i w ciągu jednego dnia zarejestrował materiał, który znalazł się na czekającym właśnie na oficjalną premierę longplayu „What’s Left”. Kto jeszcze – poza liderem – tworzy David Miilmann Group? Drugi gitarzysta Buster Isitt – Szwed rodem ze Sztokholmu, który od dziecka uczył się nie tylko gry na wybranym przez siebie instrumencie (dzisiaj za swoich mistrzów uważa przede wszystkim Brazylijczyka Egberta Gismontiego i Amerykanina Pata Metheny’ego), ale również śpiewał w chórze. Klawiszowiec Svend Feldbæk Winther, który jako nastolatek przeżył fascynację jazzem improwizowanym, dzięki czemu odkrył dla siebie takich artystów, jak Bill Evans czy Esbjørn Svensson. Sekcję rytmiczną tworzą natomiast kontrabasista Elias HP oraz perkusista Theiss Nemborg, który z równym powodzeniem mógłby grać także na… syntezatorach. To właśnie ta piątka jest odpowiedzialna za „What’s Left” – krążek, który rzeczywiście każe postrzegać w tej formacji świetlaną przyszłość duńskiego (i skandynawskiego) jazzu. Od „Noor” po „Instant Masi” jesteśmy świadkami niezwykłych muzycznych przeobrażeń. Ktoś może narzekać na eklektyzm tego, co prezentuje duńsko-szwedzki kwintet, ale z drugiej strony – nadzwyczajne jest to bogactwo stylistyczne i brzmieniowe. A przede wszystkim maestria, z jaką Miilmann i jego kompani radzą sobie z tak różnorodną, chociaż jednak pokrewną, materią. Otwierającemu album „Noor” ton nadaję nastrojowo snująca swoją opowieść gitara, której towarzyszy subtelna sekcja rytmiczna i od czasu do czasu odzywający się w tle fortepian. Narracja Davida zmienia się zresztą z czasem, ewoluując coraz bardziej w stronę rocka. Niech więc nie zdziwi Was energetyczne zwieńczenie tej kompozycji. Dynamiki nie brakuje także drugiemu w kolejności „Mujaffa’s”, który otwiera gitarowy dwugłos. Miilmann pozostaje tu wierny jazzowi w brazylijskim wydaniu. Jeżeli Egberto Gismonti będzie miał okazję wysłuchać tej płyty, odnajdzie na niej zapewne siebie samego sprzed kilkudziesięciu lat. Chociaż jednak pewnym zaskoczeniem może stać się dla niego – ponownie – rockowy finał. Klimaty południowoamerykańskie pojawiają się również w numerze tytułowym. W drugiej części tego utworu do głosu dochodzi natomiast pianista, wchodzący w intensywny dialog z liderem, który grając slide, nie stroni także od przesterów elektronicznych. W „Mind Like Water” zespół – dla odmiany – sięga po inspiracje countrybluesowe, nie zapominając jednak o swoich jazzowych korzeniach (vide solówka kontrabasu) i rockowych ciągotkach Bustera Isitta (fascynacja Patem Methenym daje o sobie niekiedy znać). Najkrótszy w całym zestawie, nieco ponad dwuminutowy, „Giving Up on Layla” to nastrojowy duet gitar, po którym dostajemy sporą porcję bluesa rodem z Delty. „Blues II” trwa niespełna cztery minuty, ale dzieje się w nim mnóstwo ekscytujących rzeczy. Od powłóczystej partii gitary slide, która później nawiązuje dialog z kontrabasem, po „smaczki” organowe przetykane dźwiękowymi nitkami fortepianu. Do tego dochodzi ogniste solo bluesowo-rockowe, które zapewne usatysfakcjonowałoby nawet Jimiego Hendrixa. Nie mniej atrakcji niesie ze sobą „Thinking Makes It So”: od kontrabasowo-fortepianowej introdukcji, poprzez bluesującą gitarę, aż po smakowite dźwięki elektrycznego piana Rhodesa. A to jeszcze nie wszystko. Z czasem na plan pierwszy wybija się gitara Miilmanna, któremu towarzyszy – tym razem na fortepianie akustycznym – Svend Feldbæk Winther. Obaj skupiają się głównie na melodyce. I to tak bardzo, że w finale dają się „podejść” Theissowi Nemborgowi, którego rozbiegane perkusjonalia ponownie przenoszą słuchaczy na brazylijskie plaże. „Silent Flora” to druga i ostatnia miniatura na „What’s Left”, o tyle zaskakująca, że David gra tu techniką slide, ale tak, jakby miał w ręku gitarę klasyczną, a komponując to dziełko, inspirował się twórcami sprzed kilku wieków. Na finał muzycy wybrali „Instant Masi” – utwór nastrojowy, ale jednocześnie pełen energii, z lekko „kwasowymi” wstawkami organów i solowym popisem perkusisty. A na koniec – z iście rockowym zadziorem. Nie mam wątpliwości co do tego, że – jeśli oczywiście nie wydarzy się coś nieprzewidzianego – David Miilmann jeszcze wielokrotnie uraduje nas swoją muzyką. Ma wszelkie predyspozycje ku temu, by jeszcze w tej dekadzie stać się jednym z najciekawszych młodych gitarzystów w Europie. A kiedy do naturalnego talentu dojdzie jeszcze doświadczenie i – być może – większa skłonność do eksperymentowania, może narodzić się prawdziwy mistrz! Skład: David Miilmann – gitara elektryczna, gitara slide, muzyka Buster Isitt – gitara elektryczna Svend Feldbæk Winther – fortepian, syntezator, organy, fortepian elektryczny Elias HP – kontrabas Theiss Nemborg – perkusja
|