Tu miejsce na labirynt…: I przysięgam, że cię nie opuszczę… [Mono „Oath” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl W dwudziestym piątym roku działalności dyskografia postrockowej formacji Mono wzbogaciła się o kolejną płytę studyjną, będącą przy okazji jedną z ostatnich, w której powstaniu miał udział zmarły na początku maja Steve Albini, wielce ceniony inżynier dźwięku. „Oath” raczej nie stanie się przełomem w historii grupy. Nie zyska też, jak sądzę, miana najwybitniejszego jej dzieła. Ale nie zmienia to faktu, że fani będą zadowoleni.
Tu miejsce na labirynt…: I przysięgam, że cię nie opuszczę… [Mono „Oath” - recenzja]W dwudziestym piątym roku działalności dyskografia postrockowej formacji Mono wzbogaciła się o kolejną płytę studyjną, będącą przy okazji jedną z ostatnich, w której powstaniu miał udział zmarły na początku maja Steve Albini, wielce ceniony inżynier dźwięku. „Oath” raczej nie stanie się przełomem w historii grupy. Nie zyska też, jak sądzę, miana najwybitniejszego jej dzieła. Ale nie zmienia to faktu, że fani będą zadowoleni.
Mono ‹Oath›W składzie | Takaahira „Taka” Goto, Hideki „Yoda” Suematsu, Tamaki Kunishi, Dominic „Dahm” Cipolla, Susan Voelz, Andra Kulans, Vannia Phillips, Jennifer Dunne, Melissa Bach, Timothy Archbold, Nora Barton, Molly Rife, Chad McCullough, Ryan Shultz, Matthew Oliphant, Catie Hickey, Steve Albini |
Utwory | | CD1 | | 1) Us, Then | 02:03 | 2) Oath | 04:40 | 3) Then, Us | 01:55 | 4) Run On | 09:17 | 5) Reflections | 07:19 | 6) Hear the Wind Sing | 08:57 | 7) Hourglass | 04:49 | 8) Moonlight Drawing | 07:55 | 9) Holy Winter | 07:18 | 10) We All Shine On | 08:00 | 11) Times Goes By | 09:06 |
Ćwierćwiecze swego istnienia japoński (a w zasadzie od sześciu lat to już japońsko-amerykański) postrockowy kwartet Mono postanowił uświetnić wydaniem kolejnej (dwunastej studyjnej) płyty. Fani grupy czekali na nią trzy lata; tyle bowiem czasu minęło od ukazania się krążka „ Pilgrimage of the Soul”. Był to drugi – po „ Nowhere Now Here” (2018) – album, na którym można było usłyszeć amerykańskiego perkusistę Dominica Cipollę, który rok wcześniej zastąpił będącego w składzie od początku istnienia formacji Yasunoriego Takadę. Gwoli ścisłości należałoby jednak wspomnieć jeszcze o jednym wydawnictwie Mono, które ujrzało światło dzienne w 2022 roku, czyli „My Story, The Buraku Story: An Original Soundtrack”. Była to ścieżka dźwiękowa do filmu dokumentalnego w reżyserii Yusaku Mitsuwaki. Najnowszy krążek nagrany został w niezmienionym od 2018 roku składzie, to znaczy, że obok Cipolli w pracy nad nim wzięli udział również: gitarzysta solowy Takaahira Goto („Taka”), gitarzysta rytmiczny Hideki Suematsu („Yoda”) oraz basistka Tamaki Kunishi. Czy to wszyscy? W żadnym razie! Od 2010 roku, kiedy to ukazał się koncertowy longplay „Holy Ground: NYC Live with the Wordless Music Orchestra”, muzycy chętnie zapraszają do współpracy filharmoników. Tak było na „Pilgrimage of the Soul”, tak jest i na „Oath”, gdzie do podstawowego składu rockowego dołączyły jeszcze sekcje: smyczkowa – ośmioosobowa (kwartety skrzypcowy i wiolonczelowy) oraz dęta (trąbki, waltornia, puzon). Za orkiestrację tej pierwszej ponownie odpowiadała Susan Voelz, natomiast za aranżacje dęciaków – Chad McCullough. Nie można też nie wspomnieć o udziale w powstaniu płyty zmarłego przed niespełna dwoma miesiącami inżyniera dźwięku i producenta Steve’a Albiniego, który od lat odpowiadał za studyjne brzmienie Mono i był traktowany przez Japończyków jak piąty etatowy członek zespołu. „Oath” pod wieloma względami nie różni się od poprzednich wydawnictw formacji. Zawiera muzykę instrumentalną, którą można uznać za esencję post-rocka. Bez wątpienia dałoby się obronić tezę, że kolejny w dorobku zespołu concept-album. Na dodatek – bardzo udany. Aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że ci, którzy za taką muzyką nie przepadają, mogą zadawać sobie odwieczne w takim przypadku pytanie: Po co nagrywać kolejny krążek, który praktycznie niczym nie różni się od poprzednika? I nie byłoby to pytanie bezzasadne. Gdybyśmy sięgnęli po wydawnictwa Mono sprzed lat, wybierając dla przykładu debiutancki „Under the Pipal Tree” (2001) i „ Hymn to the Immortal Wind” (2009), a zaraz potem wsłuchali się w „Oath” – też moglibyśmy dojść do wniosku, że muzyka zespołu praktycznie nie uległa zmianie. Tyle że nie byłoby to zgodne z prawdą. Nawet jeżeli w sposób mało zauważalny, twórczość grupy mimo wszystko ewoluuje; dzieje się to płynnie, subtelnie, zarówno w warstwie brzmieniowej (od surowego do bardzo wysmakowanego post-rocka), jak i aranżacyjnej (vide wspomniane wzbogacanie instrumentarium o smyczki i dęciaki). To, co się nie zmienia, to klasycznie postrockowa treść, polegająca głównie na budowaniu gitarowej (a niekiedy także gitarowo-syntezatorowej) ściany dźwięku i powłóczystych brzmieniach. Trwające niespełna dziewięć minut pierwsze trzy kompozycje („Us, Then”, „Oath” i „Then, Us”) to zamknięta całość: część pierwsza (intro) i trzecia (outro) oparte są na smyczkach, choć w ostatniej do głosu dochodzą jeszcze instrumenty dęte, a zwłaszcza trąbka. To, co pośrodku, czyli utwór tytułowy – w dużej mierze rozwija te same melodyjne wątki, tym razem rozwijane przez obie gitary, które – do spółki z basem – znacząco zagęszczają fakturę, przyprawiając momentami o ciarki na plecach. ![](/obrazki/ilustracje//517010_A300Mono_01.jpg) I tak jest praktycznie przez całe (nieco ponad) siedemdziesiąt minut. Fragmenty nastrojowe, stonowane, wręcz sterylne, sąsiadują z ostrzejszymi, zadziornymi, pełnymi przesterów i pogłosów. W rozbudowanym, najdłuższym na płycie, „Run On” nadzwyczaj istotną rolę odgrywa sekcja smyczkowa, dzięki której kompozycja nabiera w części drugiej (i tak pozostaje do finału) monumentalnego charakteru. Muzycy Mono zawsze mieli tę umiejętność – zniewalania pięknem. I takie właśnie uczucie towarzyszy odsłuchowi tego utworu. W „Reflections” grupa tonuje emocje; pierwsze minuty oparte są na dźwiękach fortepianu (odpowiada za nie Tamaki Kunishi). Nastroju nie zmienia nawet moment, w którym pojawiają się gitary. Przeciwnie, Goto i Suematsu robią wszystko, co w ich mocy, aby dalej snuć urokliwą opowieść, która wcale nie traci zwiewności wraz z dodaniem mocy. Niespieszny dryf towarzyszy również „Hear the Wind Sing”, którego tło wypełniają zapętlony motyw fortepianu i powłóczyste syntezatory, na tle których przebijają się na plan pierwszy coraz głośniejsze gitary i łagodzące brzmienie smyczki. „Hourglass” można z kolei uznać za krótki (wiem, jak to brzmi w kontekście niemal pięciominutowego utworu) przerywnik. Nieistotna jest jednak w tym przypadku długość, lecz forma, a tu mamy do czynienia z nałożonymi na siebie elektronicznymi pogłosami i lekko „płynącymi” smyczkami. Zapewne po to, aby pozwolić słuchaczom na oddech przed kolejną porcją bardzo emocjonalnej muzyki. Pewnym zaskoczeniem może jednak wydać się to, iż początek „Moonlight Drawing” brzmi zadziwiająco optymistycznie, tchnie nadzieją, a w pewnym momencie, po dołączeniu perkusji, nabiera wręcz tanecznego charakteru. Nie ma się jednak czego obawiać; wszystko to wpisane jest w postrockową formę. Z czasem więc zespół nabiera mocy, a grające unisono dęciaki i smyczki przydają mu patetyczności. Gdyby jeszcze przed wydaniem krążka członkowie Mono zwrócili się do mnie z prośbą, abym pomógł im wyeliminować najsłabszy jej fragment, po kilkurazowym odsłuchu zapewne zdecydowałbym się na… dziewiąty w kolejności „Holy Winter”. Nie ma w nim bowiem nic, może poza wybijającymi się na kilkanaście sekund na plan pierwszy skrzypcami solo, co sprawiałoby, że chciałoby się do niego wracać. Zupełnie inaczej niż w przypadku „We All Shine On”, który to numer przykuwa uwagę nie tylko ciężkością brzmienia, ale głównie kontrastującymi z tym kontemplacyjnymi partiami gitary i smyczków. Na finał Japończycy i ich amerykański druh wybrali długaśny „Times Goes By”: leniwie i melodyjnie płynący, pełen smyczkowych brzmień i, jak można wnioskować, pojawiających się na samo zakończenie powłóczystych organów (jako że nie ma ich w opisie instrumentarium, można wnioskować, że ich dźwięki zostały wygenerowane przez syntezator). Najnowszej płycie Mono nie zaszkodziłoby drobne „odchudzenie”. Gdyby skrócono ją do sześćdziesięciu minut (na przykład poprzez odrzucenie „Holy Winter” i „Hourglass”), uniknięto by tego, co często staje się przywarą płyt wykonawców spod znaku post-rocka i co Japończykom także niekiedy się przytrafiało – odczucia znużenia. Cóż, zdecydowali inaczej. Ich wola i prawo. A słuchacz zawsze może przecież, odtwarzając album, pominą te fragmenty, które jego zdaniem trafiły na nośnik niepotrzebnie. ![koniec](/img/i_koniec.gif) Skład: Takaahira Goto „Taka” – gitara solowa, muzyka Hideki Suematsu „Yoda” – gitara rytmiczna Tamaki Kunishi – gitara basowa, fortepian, syntezatory Dominic Cipolla „Dahm” – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie: Susan Voelz – skrzypce, orkiestracja Andra Kulans – skrzypce Vannia Phillips – skrzypce Jennifer Dunne – skrzypce Melissa Bach – wiolonczela Timothy Archbold – wiolonczela Nora Barton – wiolonczela Molly Rife – wiolonczela Chad McCullough – trąbka, aranżacja instrumentów dętych Ryan Shultz – trąbka basowa Matthew Oliphant – waltornia Catie Hickey – puzon, puzon basowy
oraz Steve Albini – reżyseria dźwięku, miks
|