Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Znak wrzesień 2004›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZnak
RedaktorJarosław Gowin
Wydawca Znak
Numerwrzesień 2004
Data wydania30 września 2004

Znak od „Znaku”, czas na „Czas”

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Idea krąży w polskim fandomie. Coraz więcej osób w dyskusjach prywatnych i odbywających się na najróżniejszych listach widzi potrzebę solidniejszej pracy nad polską prozą fantastyczną.

Eryk Remiezowicz

Znak od „Znaku”, czas na „Czas”

Idea krąży w polskim fandomie. Coraz więcej osób w dyskusjach prywatnych i odbywających się na najróżniejszych listach widzi potrzebę solidniejszej pracy nad polską prozą fantastyczną.

‹Znak wrzesień 2004›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZnak
RedaktorJarosław Gowin
Wydawca Znak
Numerwrzesień 2004
Data wydania30 września 2004
Potrzeba nam coraz więcej dobrej literatury, takiej, którą fantastyczne motywy wzbogacają i upiększają, ale co do której nie ma wątpliwości, że jest to właśnie literatura i to pełną gębą. Mija już z wolna czas zachwytu nad możnością wydania wszystkiego, a pojawia się potrzeba podwyższenia poziomu. Wymaga to wiele wysiłku od autorów i od krytyków, którzy winni zapoznać się nie tylko z dziełami spod znaku speculative fiction, ale wczytać się w wielką klasykę głównego nurtu, szukając tego, co zachwyca. Niezłym pomysłem byłoby sięgnięcie po tych pracowników naukowych uniwersytetów, których słowo „fantastyka” nie przeraża i widzą w niej literaturę godną uwagi. Porządne analizy powieści i cykli ukazujących się w Polsce mogłyby być cenne dla wszystkich – autorów, czytelników i tej skromnej garstki, która para się recenzowaniem. Żeby opuścić getto, trzeba, między innymi, mieć z czym wyjść.
Jak taka współpraca między humanistami a fantastami mogłaby wyglądać? Ot, choćby tak, jak wrześniowy numer miesięcznika „Znak”, który poświęcono twórczości Tolkiena. Okazuje się, że nawet pismo z takimi tradycjami, pismo, które od dawna cieszy się szacunkiem wszelkich krytyków głównego nurtu i które wychowało generacje felietonistów, nie waha się sięgnąć po prozę spod znaku miecza i magii. Warunek jest jeden – musi w tej literaturze być coś więcej niż błysk stali i świst ognistej kuli.
„Władca Pierścieni” i dopisane do niego legendy mają wiele warstw i niosą wiele znaczeń. Wit Szostak, któremu przychodzi wprowadzać temat, stara się pokrótce objaśnić, dlaczego książka ta cieszy się popularnością już od tylu lat i w tak różnych kręgach. Nie znajduje jednej odpowiedzi, ale też nie po to pisze się wstęp, aby w nim odpowiadać na wszystkie pytania. Od tego są uczeni goście, którzy z przyjemnością opowiedzą o swoich spotkaniach z prozą Tolkiena, ukazując nam jej najróżniejsze aspekty.
O. Joachim Badeni OP odpytywany z Tolkiena naświetla nam chrześcijańskość jego dzieła wynikającą z głębokiej wiary twórcy „Władcy Pierścieni”. Jednak… nie tylko. Ten wywiad również szuka przyczyn, dla których książka ta, powstała w czasach w sumie dość odległych, wciąż zachwyca. Gdzie jest ten tolkienowski klucz do duszy, co takiego stworzył (odkrył może?), że bez problemu porywa za sobą kolejne pokolenia?
Możliwe powody, dla których czujemy się magnetycznie związani z Tolkienem, podaje również Andrzej Szyjewski. Jego „Prawda a mit. Klucz do Tolkienowskiego świata” to głęboka analiza powiązań twórczości Tolkiena z europejskimi mitami i wierzeniami. Okazuje się, że choć chrześcijańskie korzenie trylogii są ewidentne, to wizje tworzące „Władcę Pierścieni” opierają się na prastarych wierzeniach, opowieściach z czasów początków słowa pisanego w Europie. Wiele tam odniesień do pradawnych mitów wspólnych wielu ludom i kto wie, może w tym leży klucz do popularności prozy Tolkiena? Może trąca ona jakieś głębokie struny, budzi w nas rezonanse i wspomnienia nieświadome, choć pełne treści? Bibliografia tego artykułu winna się stać lekturą obowiązkową szanującego się fantasty, choć nie będę ukrywał, że ścisłowcem będąc, z trudem przyjmuję co poniektóre dywagacje szanownego autora, upatrując w nich pewnego bałaganu właściwego naukom humanistycznym. Zrzucanie mnóstwa bibliograficznych danych, zasypywanie czytelnika analogiami bez jasnego wniosku… Na myśl przychodził mi „Wykład profesora Mmaa” i wywody uczonego termita, profesora Ducha, który na podstawie guzika od koszuli autorytatywnie wypowiadał się na temat sensu świata.
Jednak nie należy mego inżynierskiego malkontenctwa brać za powód do zaniechania lektury wrześniowego „Znaku”. Znajduje się tam bowiem prawdziwa perła – ankieta „Uwiedzeni Śródziemiem”. Kilkoro humanistów – dziennikarze, krytycy, historycy sztuki – szuka przyczyn, dla których proza Tolkiena stała się częścią ich życia i dla których wracają do niej i wracać będą. Szerokość spojrzenia, głębia rozmyślań, świeżość i przenikliwość… Nawet ci, którzy z trudem znoszą opowieści o hobbitach i reszcie tolkienowego bestiarium, winni się zapoznać z przemyśleniami ze „Znaku”, bo podane tam przyczyny, dla których niektórym Tolkiena trudno znieść, wiele mówią o przeciwnikach tej prozy.
Ostatni artykuł to wyznanie jednego z tych, którzy w swej miłości do dzieł Profesora poszli najdalej i zdecydowali się stworzyć fragment Śródziemia w naszym szarym świecie. Michał Bardel w swoim „Byłem hobbitem” również szuka odpowiedzi na wciąż powtarzane pytanie – dlaczego Tolkien? Czemu to właśnie jego świat? Odpowiedzi jego nie są już tak jednoznaczne, co nie dziwi – mało kto potrafi to jasno wytłumaczyć, jednak i w nich zawarte są ciekawe sugestie dotyczące literackiej sprawności Tolkiena i pradawności odtworzonych przez niego mitów.
Ciekawa to lektura, pięknie napisana, radować się tylko z tej „Znakowej” polszczyzny. Wracając jednak do sedna – wszystkie te artykuły, zwierzenia i rozbudowane analizy dowodzą, że fantastyka i fantasy mogą sobie znaleźć miejsce w literaturze i najpoważniejsze pisma głównonurtowe się jej nie powstydzą. Jednak trzeba w to włożyć wiele pracy i potu – nie ma co się chwalić tanią konfekcją sporządzaną taśmowo. Kłania się potrzeba krytyki, nieustannego doskonalenia warsztatu – zarówno przez autorów, jak i przez krytyków. Owocem tego może być proza, w której z lubością będzie się można rozczytywać, raz po razie, tropiąc ukryte znaczenia.
Idea wzmożenia pracy nad fantastyką dotarła też do redaktora Macieja Parowskiego, który postanowił powołać w tym celu specjalne pismo. Celem jest krytyka „nie przeciw komuś czy czemuś, lecz dla duchowej i intelektualnej pełni”. Trudno by mi było lepiej wyrazić tę krążącą po fantastycznych umysłach myśl. Czasopismo krytyczne, pełne śmiałych wizji, odkrywające nowe obszary – czegóż tu sobie lepszego życzyć? Z dużym zaciekawieniem i pełen pozytywnego nastawienia podjąłem się lektury „Czasu Fantastyki”.
Jak wyszło? Średnio. Lepiej i gorzej. Pojedziemy od dołu ku szczytom, oprócz jakości oceniając również realizację założenia.
Dołki bezwzględne przydarzyły się Parowskiemu dwa. Pierwszym jest sen młodego faszysty, czyli „A gdyby z Hitlerem” Tymoteusza Pawłowskiego. Kolega Pawłowski nie bardzo zna traktat wersalski, więc ślepo powtarza dotyczącą go hitlerowską propagandę; czyni z Adolfa H. łagodnego baranka, którego podły Stalin zmusił do rozpoczęcia wojny; pisze, że faszystowskie Niemcy chciały z nami wyłącznie pokoju, broń Boże jakichś terytorialnych ustępstw, wystarczyłaby im dwustukilometrowa autostrada przez Pomorze (na estakadach oczywiście); zaprzecza sam sobie, najpierw pisząc, że Niemcy są biedne i rozgrabione, a potem sugerując, że ci biedacy rozbudują nam infrastrukturę; bredzi, bredzi, bredzi coraz dalej, aż do ostatniego akapitu, w którym twierdzi, cytuję „do 1941 roku Niemcy nie mordowali ani Żydów, ani Cyganów, ani Słowian”. Dezawuowanie wszystkich niedokładności zawartych w tym artykule trwałoby długo i tak naprawdę wymagałoby odrębnego tekstu. Pozostańmy przy tym, że „Czas Fantastyki” potknął się dość solidnie. Pozwolę sobie redaktorowi naczelnemu zwrócić uwagę na listy dyskusyjne takie jak soc.history.what-if, soc.history.war.world-war-ii i, last but not least, pl.sci.historia, gdzie scenariusze takie i dziwniejsze omawiano z dużo większą znajomością rzeczy i precyzją myślenia, życzeniowość zostawiając pod płotem.
Drugie potknięcie to „Mesjanka” Uznańskiego, ale tutaj trochę rozumiem redaktora Parowskiego. Bo Sebastian Uznański faktycznie wykreował swój oryginalny świat i faktycznie starał się w jego obrębie opowiedzieć na nowo mit o pokonaniu Złego. Ba, jest w tym jakiś nawet materiał do dyskusji, bo mit ten, zohydzony, pełen tortur i dupczenia, jak to w naszych mrocznych czasach wypada, nie przetrwa, co dobrze świadczy o ludzkiej kondycji. Mam wrażenie, że gdzieś głęboko w nas trwa przekonanie, że bohater winien być jednak kimś mądrzejszym i piękniejszym od nas samych. Uznański zderzony z Tolkienem nie ma szans, choć niewątpliwie znajdzie się wielu, którzy stwierdzą, że tekst młodego Polaka jest bliższy rzeczywistemu zachowaniu człowieka, bo to takie, ach! mroczne.
Jednak, mimo pewnych plusów, „Mesjanki” za udany start uznać nie można. Mimo że jest to fantasy, a w magii wolno wszystko, autor nie ustrzegł się przed niespójnością logiczną i zawiesił cały tekst na tym, że podczas trawienia udaje się zachować „integrację genetyczną”. Albo chciał zrobić SF i oparł tekst na babolu, albo chciał zrobić fantasy, ale zabrnął za daleko i dla ratowania bohaterki z tarapatów musiał wyciągnąć deus ex machina, sprzeczny zresztą z poprzednimi deklaracjami. Szwankuje forma – mnóstwo tu stukania pojedynczymi zdaniami, powtórzeń, przynudzeń w opisach. Bohaterowie są niewiarygodni, to kukły dmuchane, nakręcane przez autora biegiem wydarzeń. A najgorsze – korekta puszcza takie knoty jak „któraś z dziewcząt nieopacznie wspomniała, że Sall (…) założy na ten wieczór nową (…) togę.” Do pierwszego numeru pisma, które miało fantastykę traktować z powagą, wypadało się bardziej przyłożyć i razem z Sebastianem Uznańskim przysiąść fałdów. Ten tekst nie zaciekawi czytelnika; autor swoje przemyślenia mógłby wykrzykiwać żubrom w Białowieży.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.