WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Organizator | ŚKF |
Cykl | Polcon |
Miejsce | Katowice |
Od | 13 września 2001 |
Do | 16 września 2001 |
W dwa dni od początku XXI wiekuDzięki staraniom kolei, która najwyraźniej rozwija na trasach dalekobieżnych sieć linii jednotorowych, przyjechałem do Katowic ledwie zaniedbywalny kwadrans po rozkładowym czasie.
Paweł PlutaW dwa dni od początku XXI wiekuDzięki staraniom kolei, która najwyraźniej rozwija na trasach dalekobieżnych sieć linii jednotorowych, przyjechałem do Katowic ledwie zaniedbywalny kwadrans po rozkładowym czasie. ‹Polcon 2001›
Do pierwszych punktów programu było jeszcze trochę czasu, więc zabrawszy przydziałową reklamówkę we wściekle pomarańczowym kolorze, udałem się na poszukiwania akademika. Był istotnie niedaleko, aczkolwiek napotkany po drodze razem z MMRem Tomasz Z. Majkowski w wyniku niezbyt precyzyjnego wskazania ręką skierował mnie najpierw do Urzędu Kontroli Skarbowej. Na moje szczęście budynek ten był zaopatrzony od zewnątrz w duże i czytelne tablice z nazwą oraz Arka Srokę przechodzącego obok, w wyniku czego trafiłem jednak we właściwe miejsce. Po krótkim przeglądzie zawartości pomarańczowej torby, który ujawnił między innymi polconową koszulkę, zabrałem potrzebne rzeczy i wróciłem na Politechnikę. Tam przez chwilę między innymi rozmawiałem z sympatyczną kobietą, wykorzystując podzielność uwagi do usilnego przypominania sobie, gdzie ją wcześniej spotkałem, bo zajścia tego faktu byłem pewny. Bardzo zresztą słusznie, ponieważ po niezbyt nawet długim czasie, kiedy odfiltrowałem mentalnie jej aktualną fryzurę i wydobyłem z zeszłorocznej pamięci poprzednią, okazała się być Joasią Czaplińską. Niestety, albo wyjechała dość szybko, albo jakoś się później mijaliśmy. Tymczasem jednak program już ruszył. Na początku odbył się pokaz filmowych zajawek, w tym również „Spidermana”, którego jaskrawa niezgodność z ostatnimi drastycznymi zmianami w nowojorskiej architekturze wzbudza odrobinę może zażenowaną, ale wesołość wśród widzów. Pojawił się również gwiezdnowojenny „13 epizod”, udowadniający, że aktorstwo polskich dzieci i młodzieży jest równie drewniane w amatorskich filmach, jak u zawodowców. Na szczęście chwilę później Staszek był szybki jak zwykle. Po nim zaś odbył się tradycyjny konkurs z pytaniami o termin ważności baterii w mieczu Lorda Vadera, tej ostatniej przy samej zakrętce, i czy ona była alkaliczna, czy nie. Konkurs zresztą strasznie głośny i przeszkadzający w obyczajnych rozmowach, opuściłem więc salę w towarzystwie Anki Borówko, właśnie przybyłej wraz z Agnieszką Szady, żeby spokojnie podyskutować na korytarzu. Chciałem potem posłuchać, co powiedzą o broni palnej Marcin Kruszy i Greg Wiśniewski, ale zobaczywszy przez uchylone drzwi Anię Brzezińską, zboczyłem na prelekcję Klaudii Heintze i Szamana o tym, jak wygląda fandom oczami psychologa. Najwyraźniej nie jest z tym najgorzej, nawet do nowej fryzury Szamana można się przyzwyczaić, więc integrując się ze wzmiankowanym fandomem spędziłem czas pozostały do uroczystości otwarcia na niczym szczególnym, jeżeli pominąć odbiór służbowej koszulki „Esensji” przywiezionej przez Grega Wiśniewskiego. Inaugurację rozpoczęło pojawienie się potężnego, czarnego, tajemniczego i styropianowego, o ile dobrze pamiętam pierwotny pomysł, monolitu, pod którym, jak to pod monolitem, harcował przez chwilę małpolud. Jako że mówić zapewne nie umiał, powiedziała wszystko Ela Gepfert. Powitała tych z gości, którzy dojechali, wspomniała o tych, którzy dojechać nie mogli, a na zakończenie rzuciła sali do zabawy baloniki. Jako że ubrana była w białą suknię, a włosy zakręciła w charakterystyczne obwarzanki, dociekliwy dziennikarz opiniotwórczego dziennika zapytywał ją później, czy była może przebrana za jakąś postać fantastyczną, a jeżeli, to za jaką. Jego znajomość tematu dorównywała zapewne fachowości konferansjera przed pokazem „Final Fantasy”, którego program rozrywkowy znam niestety jedynie z relacji. Po tym bowiem, co usłyszałem o owym filmie od Pauliny Braiter uznałem, że skoro i tak jestem cokolwiek wymęczony, to lepiej mi będzie spać w łóżku, niż w kinowym fotelu. Następnego dnia obudziłem się z przyzwyczajenia o piątej, potem z powodu dzwonów na jutrznię w sąsiednim kościele o szóstej, potem z powodu lekcji WF w sąsiedniej szkole o siódmej, potem z powodu pewnej służbowej sprawy, którą chciałem załatwić rano o ósmej i tym sposobem o dziesiątej byłem znowu na konwencie. W bufecie przy śniadaniu zobaczyłem człowieka zupełnie podobnego do zdjęcia mojego redaktora naczelnego, który najwyraźniej z kolei uznał, że jestem podobny do zdjęcia jednego z jego, nie bójmy się tego słowa, felietonistów. Po szybkiej analizie podpisów na firmowych koszulkach, które bardzo ułatwiały identyfikację, okazało się, że to faktycznie my. Na górze, przy urnie na zajdlowe głosy czuwał Szaman, chwilowo uzbrojony w pipokowy miotacz szturmowca Imperium. Co prawda bez kolby, ale za to imponująco ciężki. Broń szybko jednak wróciła tam, gdzie była potrzebna, czyli do galerii, pilnowanej przez Helenkę Strokowską zapewne przed ewentualnie zbiegłym z rozpoczynającego się właśnie LARPa Obcym. Ja zaś, spotykając po drodze rodzinę Niuszych z małym Niuszęciem w polconowej koszulce, oraz Stana i Grega w koszulkach „Esensji”, poszedłem posłuchać, co PWC i Jo’Asia mieli do powiedzienia o Pratchetcie i Świecie Dysku. A kiedy oni skończyli, po krótkiej wizycie w politechnicznym bufecie pod nieżyciowym napisem zakazującym odrabiania w nim lekcji odwiedziłem Tomasza Z. Majkowskiego. On z kolei mówił o nowych i chyba cokolwiek patologicznych trendach w RPG, ale jako niefachowiec nie byłem niestety w stanie docenić jego wystąpienia w całej rozciągłości. Doceniłem za to Pawła Ziemkiewicza, Marka S. Huberatha i Lecha Jęczmyka, których prelekcja o medialnych mitach nauki przez pół godziny nie miała nic wspólnego z tematem. Czuliśmy się zatem z Januarym Weinerem i Erykiem Remiezowiczem jak w domu, czyli jak w usenecie, rzucając ukradkiem niezorganizowane uwagi, aż wreszcie, sumitując się przy naszej pomocy za tak niestosowne nawiązanie do tytułu spotkania, Eryk zapytał, jakiż to jest największy ostatnio mit medialny. Prelegenci nie dali się zbić z tropu i okazało się, że ekologia. A skoro tak, udałem się na ekologiczny obiad do „Filipka”, a stamtąd, przy pomocy Kasi jako przewodniczki, na „Pitch Black”, jak się okazało, istotnie film lepszy, niż najwyraźniej chciał zrobić jego twórca. Spóźniony cokolwiek Piotr Staniewski zapytywał później, skąd właściwie bohaterowie wzięli się na pechowej planecie, na co uzyskał jak najbardziej słuszną odpowiedź, że to dlatego, iż „w obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą, ale zderzyli się z nią.” Trochę było mi wprawdzie szkoda opuszczonej prelekcji o rosyjskich kontynuacjach „Władcy pierścieni”, która sie na ten film nakładała. Uznałem jednak, że głośnym cieszeniem się z odkłamania w „Ostatnim władcy pierścienia” zafałszowanej przez Profesora historii Śródziemia mogę tolkienistów podrażnić przy innej okazji. Rozważając po drodze z kina kwestie astronomiczne i psychologiczne, dotarliśmy z powrotem na prelekcję Ani Brzezińskiej o kobietach w fantastyce. Istotnie, w naturalnym dla fantasy środowisku średniowiecza bywały one nie tylko karczmarkami z dużym biustem lub najemniczkami z dużym mieczem, po prawdzie akurat tym bywały nawet raczej nieczęsto. Za to zdarzało się im rządzić włościami swoich mężów, wypchniętych wcześniej na najbliższą nadarzającą się krucjatę, żeby się nie plątali po domu bez zajęcia. O podobnych, chociaż nieco późniejszych czasach wspominał też na następnym spotkaniu Marek Pawelec, mówiący o półhistorycznych powieściach Guya Gavriela Kaya. Kiedy zaś skończył, udaliśmy się do akademika świętować w pawelcowym pokoju. Świętowanie zgromadziło w porywach ponad trzydzieści osób, więc wszelkie w miarę dostępne w przybliżeniu chociażby poziome powierzchnie zostały zajęte. Znalazło się jednak, jakże by inaczej, miejsce w centrum dla Muczachana, który rehabilitując się po ujawnieniu faktu istnienia kobiet, których nie odważa się podnieść przy powitaniu, opowiedział kawał o Brutusie. Przedstawił go w nieco odmiennym niż poprzednio opracowaniu, uwydatniając pewne wątki, zwłaszcza rolę Cezara, a redukując inne, co niewątpliwie świadczy o jego poszukiwaniach artystycznych i pozwala mieć nadzieję na jeszcze wiele tego rodzaju wystąpień. Następnego ranka odbył się gwiezdnowojenny konkurs filmowy Kasi Chmiel, Agnieszki Sylwanowicz i Tomka Frunia. Oprócz zwykłych pytań o długość fali światła emitowanego przez każdy z mieczy świetlnych pojawiły się również pułapki, prawidłowa odpowiedź na które mogła pochodzić jedynie z książki, albo co gorsza z gry lub komiksu. Oczywiście, w tej sytuacji odpowiedzi owej nie wolno było udzielić, nawet pod groźbą wysadzenia w eter dowolnej planety, jako że skutkiem byłaby utrata punktu. Konkurs przeciągnął się o godzinę, zajmując miejsce następnemu, startrekowemu. Na nic się zdały nieśmiałe protesty i przyparci do ostatecznej granicy międzygwiezdni pacyfiści musieli znaleźć sobie inną salę. |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Pamiątka z historii
— Paweł Pluta
Hidalgos de putas
— Paweł Pluta
My też mamy Makoare
— Paweł Pluta
El Polcon mexicano
— Paweł Pluta
Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta
Elektryczne stosy
— Paweł Pluta
Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta
Przejście przez cień
— Paweł Pluta
Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski
A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta