Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Zahcon 2001›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator KF „Rassun”, Mithost
CyklZahcon
MiejsceToruń
Od5 października 2001
Do7 października 2001

Pizze, wszędzie pizze

Esensja.pl
Esensja.pl
Zza reklamy na przystanku wychynęła Asia Kubiak i spojrzała na rozkład jazdy. Ten sam rozkład, na którym kilka minut wcześniej odczytałem nazwę pętli jednej z linii brzmiącą „Komuchy”. Nie był to jednak objaw błyskawicznego dostosowania się Torunia do zmian w układzie politycznym naszego kraju, a jedynie efekt wzięcia przeze mnie dwóch liter „ni” za jedną „m”.

Paweł Pluta

Pizze, wszędzie pizze

Zza reklamy na przystanku wychynęła Asia Kubiak i spojrzała na rozkład jazdy. Ten sam rozkład, na którym kilka minut wcześniej odczytałem nazwę pętli jednej z linii brzmiącą „Komuchy”. Nie był to jednak objaw błyskawicznego dostosowania się Torunia do zmian w układzie politycznym naszego kraju, a jedynie efekt wzięcia przeze mnie dwóch liter „ni” za jedną „m”.

‹Zahcon 2001›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator KF „Rassun”, Mithost
CyklZahcon
MiejsceToruń
Od5 października 2001
Do7 października 2001
W każdym razie Asia wychynęła, dzięki czemu dowiedziałem się, że tegoroczny znaczek Zahconu ma zielone tło. Jak się okazało, po drugiej stronie wspomnianej reklamy stali, świeżo wydobyci z pociągu, Andrzej Pilipiuk, Lech Jęczmyk i Marek Oramus. Tym sposobem do Fortu IV dotarłem w nader szacownym towarzystwie.
W forcie siedział Alex i desperował, do czego miał niejakie podstawy, ponieważ recesja konwentów nie omija i przynajmniej od kwietnia funkcja organizatora nie jest pracą dla ludzi o słabych nerwach. Mimo to udało się i tym razem zgromadzić sensowną liczbę uczestników. Od samego początku była wśród nich Paulina Braiter-Ziemkiewicz, ale nie było jej męża, który został w domu zajmować się dziećmi. Zobaczyłem nawet zdjęcia tych dzieci i, jak oczekiwałem, ujrzałem na nich trójkę małych, łaciatych kotów dopiero co znalezionych w piwnicy. Paula zresztą również w pewnym sensie zajmowała się istotami małymi i bezbronnymi, ponieważ kierowała całą gałęzią programu przeznaczoną dla Xenofilów, która to nieco obrzydliwa nazwa oznacza miłośników serialu o księżniczce rzucającej sztyletami spomiędzy piersi.
Fort Żółkiewski na zewnątrz...<br/>Fot. Szymon Sokół
Fort Żółkiewski na zewnątrz...
Fot. Szymon Sokół
W oczekiwaniu na rozwój sytuacji Alex zamówił nam pizzę. Stwierdziłem dzięki niej dwie rzeczy. Po pierwsze, służbowy scyzoryk informatyka jest niezbędny dla cywilizowanego zjedzenia trzydziestocentymetrowego koła cienkiego i miękkiego ciasta dostarczonego w jednym kawałku. Po drugie, wnętrze fortu jest niedobrym miejscem na jedzenie czegokolwiek ciepłego, a to ze względu na charakterystyczną temperaturę, wysysającą rzeczone ciepło w błyskawicznym tempie. Przyjemnym w związku z tym zjawiskiem był grzejnik z dmuchawą zainstalowany w głównej sali konwentu, gdzie odbyła się uroczystość otwarcia. Prowadził ją komtur von Urbanowicz uzbrojony w miecz półtoraręczny.
Oprócz niego, z różnego rodzaju bronią paradował spory kontyngent wolnej kompanii irlandzkiej pod wodzą Maćka Nowaka-Kreyera pełniący oprócz dekoracyjnych również funkcje ochronne. Panowie zbrojni zachowywali się spokojnie i grzecznie zdejmowali hełmy w restauracji, zostawiając je na wieszaku, który obwieszony żelastwem wskazał mi, niezwykle jak na siebie włochaty, Stan Czarnecki. We wspomnianej restauracji można było dostać na obiad kotlet lub kotlet, który to bogaty wybór był przyczyną opisanego wcześniej zamówienia pizzy. Tymczasem jednak, mimo czarnych przewidywań, zbierali się uczestnicy. Przyjechali: Jo’Asia z Szymonem Sokołem, uzajdlona ostatnio Ania Brzezińska z mężem Gregiem Wiśniewskim, Witold „Szaman” Siekierzyński z Agnieszką (żoną), a także Tomasz Z. Majkowski z nieznaną jeszcze szerzej Małgosią. Następnego dnia samozwańcza komisja niezależnych ekspertów w składzie mieszanym stwierdziła autorytatywnie, że Majkosz głupi nie jest, co widać po tym, jaką pannę przywiózł.
...i od wewnątrz<br/>Fot. Szymon Sokół
...i od wewnątrz
Fot. Szymon Sokół
Ze względu na dość kameralny charakter tego Zahconu, za dnia życie koncentrowało się w dużej części w Green Roomie, opróżnianym systematycznie z herbatników i wafelków w kolorowych opakowaniach, a wieczorami przenosiło do centrum Torunia, za każdym razem do pizzerii. Za pierwszym razem zaistniała konieczność patrzenia ludziom w talerze w celu wypłoszenia ich i zdobycia stolików. Nastąpiło nieznaczne przemeblowanie, następnie aneksja połowy menu, leżącego na barze, po czym spis zamówień został przedstawiony kelnerom. Jako że nie wszyscy dostali równocześnie, Michał Dagajew skorzystał z okazji i drażnił zamawianiem drugiej porcji TZMa, który jeszcze nie dostał pierwszej. I na tym właściwie skończył sie piątek, tylko Saddie, Witek Witaszewski i Leslie palili sobie daleko na koronie fortu kameralne, indiańskie ognisko.
Sobotę rozpocząłem, znowu zegżdaczony, siedząc na bramce wejściowej i kasując akredytacje. W okolicy kręcili się organizatorzy LARPów, których zebrało się równocześnie przynajmniej pięć. Przyjechali Wikingowie, w liczbie nieustalonej, ponieważ ich jarl zapomniał czegoś załatwić do końca. Na szczęście najpierw dotarł zwiadowca, który uprzedził organizatorów. Wojownicy przebrali się w stroje ludowe i natychmiast pobili na dziedzińcu fortu, podczas gdy kompania irlandzka czekała na swojego wodza udzielającego się na spotkaniu z redakcją „Magii i Miecza” w charakterze jednego z redaktorów. Tymczasem jednak przyjechali przedstawiciele Poznania pod wodzą Marcina Bronharda i zostawili mi na bramce swoje fanziny, które dołączyły do papierowej Framzety w oczekiwaniu na kupujących. Mnie zaś zaczęło się robić trochę zimno i coraz tęskniej spoglądałem na odległe o zaledwie dziesięć metrów zalane słońcem podwórze fortu, do którego nie mogłem się dostać z braku zmiennika.
Straż konwentowa<br/>Fot. Szymon Sokół
Straż konwentowa
Fot. Szymon Sokół
W końcu jednak pojawił się takowy, więc poszedłem się chwilę powygrzewać, a niedługo później wzięty przez zaskoczenie prowadziłem spotkanie z Anią Brzezińską. Spotkanie miało temat raczej luźny, a pewien dość nieoczekiwany kierunek nadała mu, zdaje się, Aleksandra Mochocka zadająca pytania na temat matek-Polek w czasach szlacheckich. Częścią rozrywkową zajęli się posiadacze aparatów fotograficznych, w tym i ja, robiący zdjęcia Ani w różnych pozach, zarówno jej, jak i swoich. Wszystkich przebił jednak Michał Dagajew, który włożył do tego celu białe rękawiczki. Po Ani pałeczkę, a właściwie, biorąc pod uwagę tematykę, raczej pałkę, przejęli Wikingowie, ja zaś zostałem zaszczycony możliwością towarzyszenia prelegentce i jej dostojnemu małżonkowi w obiedzie. Po drodze zastanawialiśmy się, acz nie było to dla nas wielkim problemem, dlaczego Wojtek Orliński jedzie za nami na szosowych światłach. Zdaje się, że sam nie wiedział.
Fot. Szymon Sokół
Fot. Szymon Sokół
Zwiedziwszy przypadkowo, z braku planu miasta, okolice toruńskiego rynku, trafiliśmy wreszcie do „Uśmiechu sołtysa”, czy jak się ta restauracja nazywała. Ze względu na rozmach kucharza na jedzeniu spędziliśmy dość dużo czasu, a i tak nie wszystkim udało się pokonać całość dań. Zwłaszcza po WO została na talerzu kiełbasa, która odbierała apetyt przybyłemu później, aby nas zmienić, Majkoszowi, dopóki jej kelner nie zabrał. Znowu nie miał chłopak szczęścia do jedzenia.
Kiedy wróciliśmy, zbliżało sie do końca spotkanie z "Nową fantastyką”. Odbyło się bez szczególnych atrakcji, może z braku redaktora naczelnego. Po nim Lech Jęczmyk został na sali ze swoją prelekcją o nowym średniowieczu, a w Green Roomie rozpoczęło się spotkanie z redakcją kryptomagazynu literackiego „Fenix”. Było to oczywiście rozpoczęcie nieoficjalne, po prostu w pomieszczeniu tym, rządzonym jak zwykle twardą ręką przez szamanową Agnieszkę, znajdował się akurat Michał Dagajew, niestety również bez swojego redaktora. Na spotkaniu oficjalnym, godzinę później, towarzyszył mu za to Michał Studniarek. Poddawszy analizie wypowiedzi dotyczące dalszego losu „Fenixa” można zauważyć, że zapowiadany termin powstania z popiołów raczej się ustabilizował i nie przesuwa się w kolejnych deklaracjach, więc coś chyba się rzeczywiście dzieje. Oby.
Następna w kolejce była redakcja „Esensji”, przy czym znowu się okazało, iż jest ona tak liczna, że przy wykorzystaniu również współpracowników może w zasadzie samodzielnie przeprowadzić spotkanie ze sobą przy bardzo przyzwoitej frekwencji. Ale nie zawiedli też nasi zwykli, szarzy, ukochani czytelnicy, wypełniający salę i tylko Tarhim próbował spać w pierwszym rzędzie.
Marszałek Zahconu przy pracy<br/>Fot. Szymon Sokół
Marszałek Zahconu przy pracy
Fot. Szymon Sokół
Rozruszał się dopiero po wyjściu przed fort, gdzie pod latającymi satelitami wspominaliśmy minione czasy i inne takie. Z kolei nieco później trzeba było przejść na dziedziniec, gdzie przy ognisku, rozpalonym po harcersku, jedną zapałką i butelką rozpuszczalnika, odbywał się konkurs strojów. Objawiła się między innymi czteroosobowa francuska rodzina sprzed jakichś trzystu lat, w której wszystkie trzy panie nosiły do sukien glany. Było też komando dezerterów w mundurach różnych, oraz Xenopodobna wojowniczka, zbierająca brawa za odwagę związaną z temperaturą otoczenia i strojem, a właściwie jego znacznym brakiem. W ramach regulacji wspomnianej temperatury po zakończeniu konkursu wszyscy zgromadzili się wokół płonącego już przyzwoicie ogniska, snując dywagacje, czy po przepaleniu drutu utrzymującego stos rozsypie się on na zewnątrz, czy do środka.
Nie było nam dane tego stwierdzić, gdyż znowu wylądowaliśmy w pizzerii, tym razem innej. Prowadził Alex, zaopatrzony specjalnie na tę okazję w przepustkę z konwentu. W pewnej chwili zostałem osaczony przez dwie pizze bagienne, czyli takie z różnymi wodnymi żyjątkami, zdaje się że nie zawsze zabitymi do końca. W każdym razie, te akurat swoim zapachem w pełni zasługiwały na wspomnianą nazwę. Tym razem skończyliśmy dośc szybko, za to pewne trudności wynikły przy próbie zebrania wszystkich do taksówek, gdyż jedni poLeslie do sklepu, a inni do bankomatu, ale przecież nikomu się już nie spieszyło. Pod bramą fortu nastąpił nerwowy moment, ale okazała się ona nie być jednak zamkniętą na głucho, tylko tak trochę, więc nie musieliśmy jej zdobywać, co mimo braku załogi wewnątrz nie byłoby jednak zbyt proste.
Walka Kruków<br/>Fot. Szymon Sokół
Walka Kruków
Fot. Szymon Sokół
W Green Roomie Michał Dagajew snuł jeszcze przez czas jakiś opowieści kombatanckie z zamierzchłych czasów ubiegłowiecznych konwentów, po czym zajął się fotografowaniem konwentowiczki w średniowiecznym stroju. Czasem go tak napada. Najwyższy był zatem czas iść spać.
W niedzielę rano tradycyjnie nie było ciepłej wody, ale może udało się to później skorygować. Nie wiem, ze względu na rozkład jazdy pociągów pożegnałem bowiem wcześnie Zahcon, mimo paru jeszcze pozostałych punktów programu, w tym spotkania z Andrzejem Pilipiukiem. Kiedy wychodziłem, na bramce czekało już dwóch jednodniowych gości, planujących złośliwe obudzenie śpiącego gdzieś na sali zbiorowej kolegi. Przed fortem natknąłem się na spotykane przelotnie w trakcie tego Zahconu rude dziewczę, któremu zaproponowałem wspólny przejazd na dworzec, skoro i tak moja taksówka już jedzie. Dziewczę poszło jednak na przystanek autobusowy. Jej sprawa. Z ciekawości obserwując później okolicę dworca ujrzałem znajomą już rudą fryzurę dziewczęcia zbliżającą się podjazdem spod wiaduktu, czyli trasą liczącą od autobusu niezłe paręset metrów. Niby niedaleko, ale przejście pod peronami pozwala ten dystans zredukować dziesięciokrotnie. Jej sprawa. Jak ją znowu spotkam i rozpoznam, może zapytam, skąd pochodzą tacy twardziele.
koniec
1 października 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.