Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

15% spotkań gratis

Esensja.pl
Esensja.pl
Szedariada, Wrocław 15-17 listopada 2002

Paweł Pluta

15% spotkań gratis

Szedariada, Wrocław 15-17 listopada 2002
Robert Kois, Kojer, patrzy złowieszczo na uczestników swojego konkrusu. Zdjęcie: Szymon Sokół
Robert Kois, Kojer, patrzy złowieszczo na uczestników swojego konkrusu. Zdjęcie: Szymon Sokół
W dniu rozpoczęcia Szedariady do Wrocławia przyjechali dwaj prezydenci: nasz osobisty i niemiecki, ale chyba się wstydzili przyjść. A przecież w razie czego trafiliby bez większych problemów, bo w stronę konwentu prowadziły od przystanków strzałki. Wieczorem wewnątrz budynku stało już tajemnicze pudło organizacyjne, którego strzegły Yaal z Ewą Marczyńską bez włosów. Wieść głosiła, że gdzieś niedaleko Zbyszek Żygadło wycina identyfikatory.
Ciął je dość długo, więc w końcu wyszliśmy z Kają przed budynek, gdzie – jak się okazało – konwent właściwie trwał od dawna, bo byli już Jo’Asia z Szymonem Sokołem i Ewa Pawelec z Markiem. Zaraz też pojawili się Ela Gepfert i Piotr W. Cholewa, a w okolicy kręcił się Eugeniusz Dębski jako przewodnik Kiryła Jes’kowa, który przyszedł do nas pożalić się, że wyjechał z Rosji z nadzieją na chwilę spokoju w kulturalnym otoczeniu, a pierwszą rzeczą, jaką zobaczył we Wrocławiu, były plakaty zapowiadające występ znanego mu z ojczyzny Tatu. Cóż, i tak mu się udało, mógł przecież trafić na Ich Troje, a Rosjanki są tylko dwie i, jak by nie było, ładniejsze.
Wreszcie rozeszła się wieść, że wpuszczają. Pierwsi w kolejce mieli stanąć ci, którzy nie zapłacili wcześniej za akredytację, co zostało przyjęte ze zrozumieniem, bo oni przecież dawali jeszcze organizatorom szansę na zdobycie pieniędzy, a ci z przedpłatami nie. Kiedy dostaliśmy się ponownie do środka właśnie się okazało, że stolik akredytującego ma zostać wyniesiony na zewnątrz, przed drzwi. Powody tego manewru skrywała tajemnica dorównująca mrocznością cieniowi panującemu pod okapem osłaniającym wejście, za którego przyczyną najważniejszym chwilowo zadaniem ochrony stało się pilnowanie, aby nikt nie zasłonił kilku strategicznych prześwitów, przez które dochodziło mizerne światło lamp ulicznych.
Chwila odpoczynku nad bigosem i pizzą. Zdjęcie: Asia Jędrychowska
Chwila odpoczynku nad bigosem i pizzą. Zdjęcie: Asia Jędrychowska
Jednak w końcu udało się załatwić wszystkie formalności i, oglądając cokolwiek dziwnego formatu informatory, legalnie już udaliśmy się oczekiwać na konkurs, który miał prowadzić Kojer. Zajmowaliśmy się tym w szkolnym bufecie ozdobionym przy ladzie kartką głoszącą, że zupy można brać tylko 300 mililitrów, czyli połowę litrowego słoika. Odważne podejście do matematyki, trzeba przyznać. Chociaż może po prostu od miejsca zajmowanego w słoiku odlicza się objętość ziemniaków, makaronu czy co tam jeszcze może być, i z tego wychodzi ta 1/3 litra, nazwijmy to, zupy idealnej?
O ósmej nareszcie weszliśmy do odpowiedniej sali i, po przeczekaniu przelotnej zabawy publiczności polegającej na zarzucaniu znalezionych w niej hula-hopów na głowy znajomych, Kojer zaczął zadawać pytania. Ich współautorem był Eryk Remiezowicz, który, niestety, nie pojawił się, ale za to służył za piorunochron dla gromów rzucanych przez uczestników na prowadzącego. Im bardziej nieprawdopodobne było bowiem pytanie, tym pewniej to właśnie Eryk je wymyślił. Po dwóch godzinach z wyników spisywanych pracowicie na tablicy przez Marka Pawelca można było wyczytać, że konkurs zakończył się remisem, na który nie pomogła nawet dogrywka. A że godzina była już dość późna, zostawiliśmy zwycięskie Sokoły oraz Ewę Pawelec z Dawidem Kuroczką i poszli z Kają do domu.
Rano przeleciał mi nad dachem Muczachan. Dokładniej, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa przelatywał wewnątrz drugiego z samolotów podchodzących koło jedenastej do lądowania tą ścieżką schodzenia, która kończy się progiem pasa startowego minutę lotu od mojego domu. Tymczasem na konwencie zaczynała się aukcja książek, z której trofea pokazywali później nabywcy, a nieuważni wyrzekali czas jakiś nad przepuszczonymi okazjami. Kiedy dotarliśmy znowu na Grochową, Andrzej Pilipiuk opowiadał o życiu codziennym w dawnych czasach, koncentrując się, jak się zdaje, na rozwoju inżynierii sanitarnej, lub – innymi słowy – na wychodkach, latrynach i podobnych kloakach.
Kirył Jes’kow z jednym ze swoich przewodników. Zdjęcie: Szymon Sokół
Kirył Jes’kow z jednym ze swoich przewodników. Zdjęcie: Szymon Sokół
Gdy potem zastępował w ciągu spotkań z pisarzami poprzedzającego go Eugeniusza Dębskiego, a Ela i PWC opowiadali o fandomie polskim i europejskim, my trafiliśmy na konkurs rozpoznawania obcych. Prowadzili go Jo’Asia i Szymon, a pytania – cytaty z fragmentami opisów – były takie, że rekordziści nie trafili z ani jedną prawidłową odpowiedzią. Ale sami są sobie winni – przecież wiadomo, że próba dorównania Sokołom w liczbie przeczytanych książek i zapamiętanych cytatów przypomina nieco kopanie się z ogierem. Trzeba być naprawdę starym koniem fantastyki, żeby mieć jakieś szanse. Dobrze, że chociaż na pocieszenie wszyscy prawidłowo rozpoznali stukającą z ulicy w okno Asię Jędrychowską.
Jako że właśnie przyjechała, zaprowadziliśmy ją do znanego już bufetu, gdzie zamówiliśmy pizzę, ośmieleni przykładem Marka Pawelca, który zrobił to dzień wcześniej i nic mu nie było. W okolicy pojawiła się też Klaudia Heintze, jak zwykle upychająca to, co zjadła, w jakichś niedostępnych zwykłym ludziom, a niewidocznych z zewnątrz zakamarkach organizmu. Wreszcie zaś, zebrawszy siły, ruszyliśmy do Ewy Pawelec mówiącej o laserach.
Lasery, jak uświadomiła Ewa słuchaczy, mogą być zrobione z półprzewodników, z gazu, z kryształów, a nawet z różnych zabawnych palących się substancji, ale te ostatnie, niestety, brzydko pachną i nie można ich stosować w domu. Za to świecą bardzo efektownie i potrafią zestrzeliwać rakiety. Prelegentka wyraziła jednak pewne wątpliwości, jak się takie urządzenia będą sprawować w telepiącym się na wszystkie strony czołgu, bo laser jest konstrukcją delikatną i do rozregulowania łatwą. A potem trzeba go długo i powoli ustawiać – co ciekawe, na samym początku patrząc w jego wylot (wbrew znanym instrukcjom BHP) pozostałym okiem.
Andrzej Pilipiuk rozgrzebuje brudy przeszłości. Zdjęcie: Szymon Sokół
Andrzej Pilipiuk rozgrzebuje brudy przeszłości. Zdjęcie: Szymon Sokół
Marek Pawelec, jako człowiek od Ewy spokojniejszy, odczekał aż skończy ona swoje wystąpienie i zaczął opowiadać, jak się zdobywało zamki w czasach, kiedy laserów jeszcze nie było. Techniki były różne, samych katapult (podobnie jak laserów) kilka rodzajów, zresztą i w zamkach można było przebierać, na przykład szturmując taki z okrągłymi wieżami, jeśli kto nie lubił kwadratowych i zwykł stawiać sobie ambitne zadania. Różnice bowiem między tymi kształtami jak najbardziej były, płaskie ściany łatwiej się z paru przyczyn rozbijało. A dla przedkładających technikę nad brutalną siłę zawsze zostawały jeszcze podkopy i podstępy.
Był już wieczór, więc po zakończeniu tego krótkiego cyklu szkoleń wojskowych zaczęliśmy się powoli kierować do wyjścia, mijając w korytarzu idącą na swoją prelekcję Sylwię Żabińską, Kiro. Trochę było mi szkoda spotkania z Kiryłem Jes’kowem, ale że byłem już na jednym na Polconie, odżałowałem i wybrałem nieoficjalny punkt programu w postaci naleśników w miłym towarzystwie. Zanim się zebraliśmy, nastąpiło jeszcze paniczne poszukiwanie telefonu do Staszka Mąderka, który – jak wieść niosła – miał właśnie wieczorem przyjechać do Wrocławia z konkurencyjnego łódzkiego Kapitularza, co chcieliśmy niecnie wykorzystać, anektując go dla siebie. Numer ostatecznie znalazł się w końcowych napisach pospiesznie obejrzanego „Stars in Black”, ale Staszek jechał akurat, jak się okazało, do Gorzowa, i pojawić się miał w mieście dopiero o świcie.
Tłumy kobiet zbiegły się podziwiać, tłumy mężczyzn pilnować Staszka Mąderka. Zdjęcie: Szymon Sokół
Tłumy kobiet zbiegły się podziwiać, tłumy mężczyzn pilnować Staszka Mąderka. Zdjęcie: Szymon Sokół
Naleśniki w wykonaniu Kaji, wydającej wcześniej skomplikowane telefoniczne dyspozycje zakupów mąki i innych komponentów, okazały się słusznie legendarne, godne nawet przybyłego, także legendarnego, władcy polskich newsów. Dość powiedzieć, że kiedy spuściłem z oka swój talerz, ktoś mi dwa zeżarł.
Staszka Mąderka dopadliśmy rano na jego prelekcji. Produkcja „Gwiazd w czerni” posuwa się, jak mówił, do przodu, pojawili się sponsorzy i sprzęt, więc jest dobrze. A ponieważ jeszcze nie zostało wybrane miasto, w którym wszystko będzie się działo, słuchacze gorąco reklamowali Wrocław, co jest niewątpliwie bardzo dobrym pomysłem. Ileż można kręcić w Warszawie i czy wizjoner klasy Staszka powinien wykorzystywać tak zużytą scenografię? Zwłaszcza skoro używa w sposób dość nowatorski metalowej kuli, w której odbija się filmowane otoczenie, dzięki czemu może robić mapy oświetlenia dające potem wyjątkowy realizm wstawianym komputerowo obiektom. Nawiasem mówiąc, sama ta kula już robi trochę niesamowite wrażenie.
Kiedy organizatorzy po półtorej godziny wygonili z trudem Staszka wraz słuchaczami z sali, spotkanie przeniosło się na dziedziniec szkoły. Dalszy jego ciąg odbywał się więc trochę mniej oficjalnie w miłym cieple słońca, podczas zakończenia Szedariady i rozdania konkursowych nagród. Ta kontynuacja, jako nieoficjalna, była zatem – jak zwykle w takich razach – jeszcze bardziej interesująca, toteż – jak zwykle w takich razach – lepiej nie relacjonować jej zbyt szczegółowo. Zresztą każdy może przyjechać na dowolnie wybrany konwent i porozmawiać, jak nie z Mąderkiem, to z kimkolwiek innym. Ciekawych ludzi nam nie brakuje.
Reporter i korektorka. Zdjęcie: Asia Jędrychowska
Reporter i korektorka. Zdjęcie: Asia Jędrychowska
Przy odrobinie szczęścia można jeszcze złapać jakiś darmowy dodatek do konwentu, nieprzewidzianą atrakcję w rodzaju tej, o której dowiedziałem się od Kojera po odprawieniu pociągów Kaji i Asiaczka. Dzięki jego informacji następnego dnia rozmawiałem, znowu już nieoficjalnie, z Kiryłem Jes’kowem, całkiem nawet znośnie rozumiejąc, co do mnie mówi, a co ciekawsze, on rozumiał, co ja mówiłem do niego. Okazało się mianowicie, że jest Kiryłem Jurijewiczem, o co się zapytałem, bo koncepcja otczestw zawsze mi się podobała, a to konkretne przypadło mi do gustu szczególnie jako niegdysiejszemu uczniowi podstawówki imienia Jurija Gagarina. No, nie, żeby Gagarin był ojcem Jes’kowa, ale w końcu też Rosjanin.
Tegoroczna Szedariada była udana, chociaż trzeba powiedzieć, że jeszcze dość skromna. Współodbywająca się mangowo-animowa BAKA zgromadziła więcej uczestników, aczkolwiek jej program ze względu na sprofilowanie oczywiście nie dorównywał różnorodności Szedariady. Jej programowe spotkania były, warto zauważyć, wyjątkowo interesujące, właściwie na każde miałem ochotę pójść, a zazwyczaj przecież pewną część konwentu odżałowuje się bez zmartwienia. Natomiast, prawdę mówiąc, sam program mógłby być trochę bardziej rozbudowany. Organizacji nie ma jednak co stawiać poważniejszych zarzutów – za rok drobne niedopatrzenia z pewnością zostaną poprawione. Szesnasta już Szedariada ma wszelkie szanse stać się całkiem dużym konwentem, podtrzymującym długą wszak tradycję wrocławskich imprez fantastycznych.
koniec
1 grudnia 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.