Powiedz: „ja chcę już umrzeć” – zwraca się John Ryder do młodego Jima Halseya. To jednak dopiero początek piekła, w filmie, który stał się kultowy, choć najprawdopodoniej miał być niskonakładowym, krwawym thrillerem klasy „B”. Na szczęście reżyserowi nie udało się zrealizować swych założeń, dzięki czemu zimne oczy Rutgera Hauera stały się na lata symbolem filmowego psychopaty.
Konrad Wągrowski
DVD: Autostopowicz
[Robert Harmon „Autostopowicz” - recenzja]
Powiedz: „ja chcę już umrzeć” – zwraca się John Ryder do młodego Jima Halseya. To jednak dopiero początek piekła, w filmie, który stał się kultowy, choć najprawdopodoniej miał być niskonakładowym, krwawym thrillerem klasy „B”. Na szczęście reżyserowi nie udało się zrealizować swych założeń, dzięki czemu zimne oczy Rutgera Hauera stały się na lata symbolem filmowego psychopaty.
Robert Harmon
‹Autostopowicz›
Słynny scenarzysta William Goldman powiedział kiedyś „nikt, nigdy nie jest w stanie przewidzieć, czy dany film odniesie sukces, czy poniesie klapę”. Znane są liczne przypadki wysokobudżetowych blockbusterów, które przynosiły swym twórcom grosze. Ale ciekawsze są te przypadki gdy grupa twórców co najwyżej przeciętnych brała się wspólny projekt, nie mając większych ambicji, a wychodziło im niespodziewanie coś naprawdę interesującego. I to jest właśnie przypadek „Autostopowicza” Roberta Harmona z 1986 r., obrazu dziś już kultowego, którego interesujące wydanie DVD ukazało się w ramach serii QDVD.
Fabuła filmu jest prosta. Młody chłopak, Jim Halsey, przysypiając nad kierownicą podczas nocnej jazdy decyduje się wziąć stojącego na drodze autostopowicza. Jest nim niepokojący mężczyzna o jasnych włosach i zimnych oczach, nazwany Johnem Ryderem. Nawiązuje się rozmowa, którą przybysz prowadzi w dziwnym kierunku. Wkrótce okazuje się, że jest psychopatycznym zabójcą. Chłopakowi udaje się uciec, ale autostopowicz zaczyna go prześladować.
Wszystko wskazuje na to, że twórcy mieli na celu nakręcenie standardowego thrillera klasy „B”, tego rodzaju filmu, który do kin trafia rzadko, a jeśli trafi, to znika po dwóch tygodniach, swe życie kontynuując na nocnych seansach w różnych sieciach kablowych. Za reżyserię wziął się debiutant – Robert Harmon, który też nigdy później nie nakręcił choćby w części udanego filmu. To samo można zresztą powiedzieć o scenarzyście Ericu Redzie, dla którego „Autostopowicz” także pozostanie największym osiągnięciem. W roli głównej wystąpił C. Thomas Howell mający a sobą co prawda epizod w „E.T.”, ale później grywający głównie w słabiutkich tanich produkcjach. Udało się do filmu co prawda zaangażować dwa nazwiska. Pierwszym był autor zdjęć John Seale, który filmował później takie filmy jak „Świadek” (nominacja do Oscara), „Goryle we mgle”, „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, „Rain Man” (nominacja do Oscara) „Angielski Pacjent” (Oscar), „Gniew oceanu”, „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, czy ostatnio „Wzgórze nadziei” (nominacja do Oscara). Fachowiec pełną gębą. Drugim – najistotniejszym – był holenderski aktor Rutger Hauer w roli psychopaty. To jego druga najlepsza rola – palmę pierwszeństwa należy jednak przyznać Royowi Batty’emu w „Blade Runnerze” Ridleya Scotta, gdzie kradnie show Harrisonowi Fordowi i na zawsze wbija się w pamięć miłośnikom fantastyki słynnym monologiem zaczynającym się od słów „Widziałem rzeczy, o których wam, ludziom, się nie śniło”. Zanim zawitał na plan „Autostopowicza” grał w hollywoodzkiej fantasy „Zaklęta w sokoła” jako partner Michelle Pfeiffer. Nie można może powiedzieć, że to pierwsza liga aktorstwa, ale z pewnością znane nazwisko. Wielka szkoda, że później roztrwonił on swoją karierę, biorąc każdy scenariusz jaki tylko wpadł mu w ręce.
Co więc zadecydowało o tym, że „Autostopowicz” wybił się ponad przeciętność i pozostał na lata w pamięci wielu widzów, w tym mojej? Po pierwsze – właśnie Rutger Hauer. Jego postać aż powoduje dreszcz, nieprzenikniona maska twarzy, lodowato zimne oczy, sposób mówienia. Psychopata wzorcowy, ale też zagrany na najwyższej nucie. Po drugie – nastrój jaki udało się w tym filmie wytworzyć, głównie dzięki wspaniale filmowanym przez Seale’a pejzażom amerykańskich pustkowi. Dzięki nim mamy możliwość obcować z czymś nadnaturalnym, transcendentnym. Po trzecie – dobre efekty specjalne, których wymowa jest podkreślana znów pracą Seale’a (np. przy zwolnionych klatkach filmowania eksplozji stacji benzynowej).
Najważniejsza jednak okazała się niejednoznaczna wymowa filmu, dzięki której wydaje się on być czymś więcej niż standardową opowieścią o mordercy i ofierze. Kim właściwie jest autostopowicz? Są przesłanki, aby nie traktować go jako ludzką osobę. Pojawia się znikąd i rozpływa w niebycie. Zawsze jest o krok naprzód od Jima. Zabija ludzi wokół niego, zrzucając winę na chłopaka, jest jego ciągłym Nemezis. Zawsze wie gdzie powinien się znaleźć, zawsze potrafi się wymknąć, ale decyduje sam skapitulować przed policją. Krytycy stawiali zarzut małego prawdopodobieństwa wydarzeń, sądzę, że to jednak to zaleta filmu. Ryder (to oczywiście jednak z możliwych interpretacji) jest istotą szatańską. Jego celem będzie uwolnienie wewnętrznego zła tkwiącego w Jimie Halseyu. Udowodnienie, że nawet ze spokojnego chłopaka można uczynić mordercę. Przy takim rozumieniu końcówka filmu przywołuje na myśl „Siedem” Davida Finchera – ostatni gest stanowi osobistą klęskę głównego bohatera i zwycięstwo psychopaty.
Bym zapomniał. Poza tym film nieźle straszy. A przecież o to właśnie chodzi w thrillerach, nieprawdaż?
Materiały dodatkowe (80%)
Powtórzę się – ale znów, jak to w przypadku wydań QDVD, dodatki bardzo interesujące. Przede wszystkim otrzymujemy w nich bardzo ciekawy, obszerny dokument „Jak powstawał film” i komentarze twórców do wybranych scen. Można się z nich dowiedzieć m.in. o koncepcji reżysera na postać Rydera. Jest ona nie do końca zgodna z moją – według Harmona autostopowicz ma być człowiekiem chorym, zdającym sobie z tego sprawę i pragnącym tę chorobę zakończyć – na swoistego lekarza wybierając Halseya. Dowiadujemy się z komentarzy Seala, że jego koncepcje filmowania nie zawsze były zgodne z reżyserskimi, ale, dzięki Bogu, umiał postawić na swoim, co jakby tym bardziej udowadnia, że dobry film powstał bardziej przypadkowo, niż zamierzenie. Zobaczymy jak kręcono efekty specjalne i dowiemy się oczywiście co sądzą o filmie Hauer i Howell. Dla miłośników tego filmu to bardzo interesujący pakiet.
Dodatkowo na płycie zapoznamy się z plakatem i filmu i jego zwiastunem kinowym. I, wybaczcie, ale zwiastun sugeruje właśnie to, czym miał być ten film – bzdurną i krwawą fabułką klasy „B”. Całe szczęście, że nie udało się zrealizować zamierzeń twórców...