„Martwa dziewczyna” to taki zakazany owoc, który w bliżej niezrozumiały sposób wymknął się z sex shopu dla sadystów i trafił pod przysłowiowe strzechy. Co więcej, film chyba był adresowany do młodzieży…
Darmowa dziwka na łańcuchu
[Marcel Sarmiento, Gadi Harel „Martwa dziewczyna” - recenzja]
„Martwa dziewczyna” to taki zakazany owoc, który w bliżej niezrozumiały sposób wymknął się z sex shopu dla sadystów i trafił pod przysłowiowe strzechy. Co więcej, film chyba był adresowany do młodzieży…
Marcel Sarmiento, Gadi Harel
‹Martwa dziewczyna›
W pogoni za oryginalnością twórcy horrorów z narastającą desperacją rozglądają się za jakimiś świeżymi tematami, nie gardząc przy tym coraz bardziej ryzykownym przesuwaniem granicy okrucieństwa czy makabry, testując w ten sposób odporność nie tylko widzów, ale momentami nawet i wymiaru sprawiedliwości. Amerykanie – bo to wciąż oni brylują w kinie grozy – powolutku dojrzewają do zdemontowania dotąd zasadniczo nienaruszalnych filarów hollywoodzkiego kina: niewinności dzieci i młodzieży, tabu przemocy seksualnej oraz nieuchronności kary (często rozumianej po prostu przez zgon bohatera we wcześniejszej fazie opowieści) dla osób popełniających czyny naganne moralnie. Monolit tych wartości jest jednak jak na razie na tyle solidny, że dotarcie do miejsca, które japońscy twórcy zwiedzili już dobre dwie dekady temu (serie „Guinea Pig” czy „Guts of a Virgin”), zajmie Amerykanom jeszcze wiele lat.
Jednym z filmów, które próbują nadgryźć – choć w zupełnie zwichrowany, wręcz chory sposób – owe niepisane hollywoodzkie zasady, jest „Martwa dziewczyna”. Bohaterami filmu jest dwójka nastolatków z liceum. Pewnego dnia postanawiają oni urwać się z zajęć i pójść do opuszczonego szpitala psychiatrycznego napić się piwa i po prostu poszaleć. Tam, podczas spaceru podziemnym tunelem prowadzącym ponoć do innego budynku, trafiają na agresywnego psa i zostają zapędzeni w korytarz, z którego jedyne wyjście zdaje się prowadzić przez solidne, stalowe drzwi. Za drzwiami, ewidentnie nieużywanymi od lat, trafiają jednak na pomieszczenie, na środku którego leży przykuta do łóżka… naga kobieta. Żywa.
Co więc robią chłopcy wobec takiej zagwozdki? No cóż, jeden może i coś bąka o wezwaniu policji, ale drugi bez większego wahania rozpina rozporek i radośnie rzuca się skorzystać z okazji. A potem prosi bardziej wstrzemięźliwego kumpla o odłożenie na czas nieokreślony wizyty na policji i całą noc oddaje się seksualnym ekscesom, w poczet których wliczone jest między innymi… uduszenie kobiety. Bo go podrapała. No a jak już raz ją zabił, a ona jednak ożyła, to zabił ją jeszcze dwa razy. Pewnie z rozpędu. Albo dla wprawy. Oczywiście wszystko w trakcie stosunku. Bo przecież każdy by się tak zachował w takiej sytuacji, prawda…? Ba! Nazajutrz korzystający z seksu kolega, przestraszony WYŁĄCZNIE tym, że mimo skręcenia karku kobieta wciąż żyje, dla towarzystwa ściąga sobie jeszcze jednego kumpla, i odtąd we dwójkę – na przemian – dniami i nocami gwałcą wyrywającą się, warczącą kobietę. Nawet wtedy, gdy w pomieszczeniu zaczyna już podśmiardywać rozkładem.
Film jest – mówiąc nadzwyczaj delikatnie – przedziwny. W ogólnym wydźwięku jest to coś w rodzaju porno, i to brutalnego, tyle że zrealizowanego bez zwyczajowego dla tego gatunku sztafażu. Nie ma tu więc zbliżeń na genitalia, nie ma trwających kwadransami, okraszonych sapaniem i jękami zmagań, nie ma też w końcu gołych facetów. Jest jednak sporo golizny oraz opartego na gwałcie seksu, który z czasem robi się coraz bardziej wyuzdany i – co tu dużo ukrywać – niesmaczny. Na pewnym poziomie film jest zwyczajnie chory i trudno odgadnąć, czym kierowali się twórcy, kręcąc coś takiego. A już w ogóle zagwozdkę stanowią motywacje scenarzysty. Czy kierowała nim jakaś zadawniona, licealna tęsknota do darmowego seksu z anonimową, zawsze dostępną kobietą, najlepiej znalezioną gdzieś na poboczu drogi i pozostającą tygodniami w śpiączce? Niespełnione, niespecjalnie ukryte ciągoty do bezkarnego dręczenia czy wręcz torturowania płci przeciwnej? Czy może po prostu wyszła tu na jaw zwyczajna niezdolność poprawnego zrozumienia idei damsko-męskich relacji?
Jedynym ukłonem w kierunku „przyzwoitości” jest w tym momencie uczynienie z kobiety wybryku natury (prócz tego, że nie sposób jej zabić – jest też pozbawiona umiejętności mowy), przez który to zabieg twórcy usiłują niejako wmówić widzowi, że nie jest to żadna prawdziwa kobieta i wcale nie trzeba się przejmować tym, co ją spotyka. Boć to fikcja. Jak dla mnie jest to jednak ruch tylko pozorny, ponieważ podstawowy problem leży gdzie indziej. Mianowicie w tym, że z pięciu osób, które mają styczność z kobietą, tylko jedna zachowuje szczątkową empatię, pozostali zaś – w sumie bez większej refleksji – chętnie decydują się dać upust niezdrowej chuci. Nikt nie widzi nic zdrożnego w tym, że naga kobieta leży spętana łańcuchami. Że czymś co najmniej niestosownym jest traktować ją jak gumową lalę. Więcej! Nikt nie wpadnie na pomysł, żeby co jakiś czas przetrzeć mokrą gąbką jeśli nawet nie całe jej ciało, to choćby miejsca intymne. Nikt też nie próbuje jej karmić czy poić. Ot, nadarzyła się okazja, to należy z niej skorzystać. Frajer, kto odmówi.
Czy w tej sytuacji uznawać takie podejście do życia (i dotkniętych nieszczęściem ludzi) za zezwierzęcenie całego pokolenia, nie nauczonego odróżniać dobro od zła, czy też raczej uznać, że to tylko scenarzysta „trochę” zaszalał? Czy film, teoretycznie posiadający w USA kategorię wiekową R (czyli dla widzów powyżej 17. roku życia), należy odbierać wyłącznie jako perwersyjną gierkę z konwencją zombie, czy może jednak młodsza widownia, do której notabene pośrednio jest kierowany ten obraz, będzie mogła potraktować historię jako swego rodzaju przyzwolenie na okrucieństwo? Bo przecież nie ma tu żadnego moralnego wartościowania, żadnego zająknięcia się, że to, co widzimy na ekranie, nie jest czymś normalnym, że jest to czyn ohydny i niegodny. Bo – podkreślę – dręczeniem zajmuje się tutaj wcale nie jakiś tam pokręcony świr, jak to było choćby we wspomnianej serii „Guinea Pig”, tylko grupa zwyczajnych, przeciętnych, ponoć najzupełniej normalnych nastolatków, żyjących we współczesnych nam czasach.
Z tego też względu bardzo trudno oceniać mi ten film. Niby „Martwa dziewczyna” jest zrobiona nad wyraz porządnie (pozbawiona przestojów akcja, solidne zdjęcia, interesujące plenery, znośna gra aktorska, całkiem oryginalna muzyka) i od strony technicznej zasługuje na sporo pochwał, ale już od strony fabularnej… Dla erotomana, zwłaszcza takiego lubiącego sadomasochistyczne gierki, zapewne będzie to film bliski ideału. Dla osoby otwartej na ludzkie nieszczęście – raczej bliski dna. Zaś dla miłośnika horroru – pewnie gdzieś tak pośrodku, bowiem historia obejrzeć daje się niby gładko, tyle że brakuje w niej dreszczu grozy. W końcu to coś pośredniego między młodzieżową przygodówką (jeśli można to tak ująć) a dramatem, gdzie kwestia zombie jest tylko umownym listkiem figowym, wstawionym ewidentnie po to, by nikt się nie przyczepił do twórców, że propagują okrucieństwo wobec szeroko pojętych istot żywych. W efekcie trudno z czystym sumieniem polecać ten film.
Najlepszy tytuł recenzji ever. ;)