Ból istnienia. Wszechobecne odczucie, często nazywane depresją, choć nazwa ta, kojarząc się z chorobą, wydaje się płytka i nieadekwatna. Dla tych, którzy go nie doświadczyli stan niezrozumiały, dla tych, którzy przez niego przechodzą, całkowicie determinujący całe ich życie.
Konrad Wągrowski
Godziny rozpaczy
[Stephen Daldry „Godziny” - recenzja]
Ból istnienia. Wszechobecne odczucie, często nazywane depresją, choć nazwa ta, kojarząc się z chorobą, wydaje się płytka i nieadekwatna. Dla tych, którzy go nie doświadczyli stan niezrozumiały, dla tych, którzy przez niego przechodzą, całkowicie determinujący całe ich życie.
Stephen Daldry
‹Godziny›
EKSTRAKT: | 90% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Godziny |
Tytuł oryginalny | The Hours |
Dystrybutor | SPI |
Data premiery | 28 marca 2003 |
Reżyseria | Stephen Daldry |
Zdjęcia | Seamus McGarvey |
Scenariusz | David Hare |
Obsada | Nicole Kidman, Ed Harris, Toni Collette, Julianne Moore, Miranda Richardson, Eileen Atkins, Stephen Dillane, John C. Reilly, Meryl Streep, Claire Danes, Jeff Daniels, Allison Janney |
Muzyka | Philip Glass |
Rok produkcji | 2002 |
Kraj produkcji | USA |
Czas trwania | 114 min |
Parametry | Dźwięk: Dolby Digital 5.1. Obraz: 2,35:1 |
Gatunek | dramat |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Ból duszy to cierpienie dla patrzącego z zewnątrz nieadekwatne do jego przyczyn, o ile w ogóle te przyczyny istnieją. To wszechogarniający smutek – długotrwały, nie podatny na zewnętrzne zmiany, całkowicie paraliżujący. To bezsenność, uczucie rozciągnięcia czasu, zobojętnienie i silne poczucie niemożności odmiany swojego losu. Kolejne godziny życia stają się nieprzerwanym pasmem cierpienia. To stan spotykany nierzadko, czasem uwrażliwiający, częściej niszczący, zawsze zmieniający spojrzenie na świat.
Choć jest to jedno z uczuć właściwych dla ludzkiej duszy, to ukazanie go na taśmie filmowej jest niemałym wyzwaniem. To, co w książce można wyrazić opisem uczuć bohatera, w filmie trzeba pokazać. Ukazywanie cierpienia, dramatu, spowodowanego jakąś życiową tragedią nie jest tak trudne. Wtedy widz wie, co się stało, rozumie stan bohatera, może zobaczyć jego puste spojrzenie, jego płacz. Ból istnienia jest bardzo niefilmowy. Nie można pokazać płaczu – płacz depresji towarzyszy rzadko. Nie można pokazać przyczyn, bo takich wcale może nie być. Ale jakoś trzeba przekonać widza, że postacie cierpią, i że proste „weź się w garść” i „postaraj się bardziej” tu nic nie pomogą.
„Godziny” Stephena Daldry′ego, ekranizacja znakomitej powieść Michaela Cunnighama podejmuje ten niełatwy temat. Książka swą klasę zawdzięcza misternej konstrukcji trzech przeplatających się opowieści i pięknemu, literackiemu językowi, nawiązującemu do stylu Virginii Woolf. Film jest dość dokładną jej ilustracją, ale przemyślaną i robiącą nie mniejsze wrażenie niż literacki pierwowzór.
Trzy różne kobiety z różnych epok – pisarkę z 1923 r., gospodynię domową z 1951 i wydawcę książek z 2001 r. – łączy poczucie, „że zostały źle obsadzone w życiu” (jak wyjaśnia sam Cunnigham) i zajmuje trwanie przez kolejne godziny życia i próby zapełnienia ciszy. Poznajemy jeden dzień każdej z nich, tak jak „Pani Dalloway”, książka Virginii Woolf, ma pokazać całe życie kobiety w jednym dniu. Powieść stanowi wątek przewodni i kolejny element łączący te trzy kobiety. Virginia powieść pisze, Laura Brown ją czyta, a Clarissa Vaughan nazywana jest przez ex-męża właśnie „panią Dalloway” i podobnie jak ona wydaje przyjęcie. Każda z nich, choć otrzymała wiele od życia, chciałaby dostać coś, czego właśnie nie może otrzymać. Virginia pragnie powrócić do londyńskiego życia, z którego musiała zrezygnować ze względu na chorobę. Laura, mając kochającego męża, małego synka i piękny dom, pragnie ucieczki, zupełnie innego życia. Clarissa rozpamiętuje przeszłość, wszystkie szczęśliwe chwila są już za nią, teraźniejszość okazuje się trywialna.
Jeśli film ma szansę rywalizować z książką, to głównie dzięki doskonałym aktorom, poprowadzonym wprawną ręką reżysera. Daldry skompletował na planie nie byle jakie nazwiska, a one nie zawiodły. Nicole Kidman, w oscarowej kreacji Virginii Woolf, stan wewnętrzny swej bohaterki oddaje przez ukazuje poprzez pozorną oschłość i opanowanie, oszczędność mimiki i gestów, poprzez które przebija się szereg nerwowych, drobnych ruchów i gestów, oddających wewnętrzne rozchwianie i nieuchronny upadek. Julianne Moore nie ustępuje laureatce Oscara. U niej grają głównie oczy – zimne, zapatrzone w dal, kontrastujące z normalną mimiką twarzy, nieustanny obraz ogromnego wewnętrznego napięcia. Najtrudniejsze zadanie stanęło przez Meryl Streep. Jej bohaterka jest pozornie najzwyklejszą kobietą, ale jej problemy są najbardziej niezrozumiałe. Streep odgrywa pozorną pewność siebie, jednakże w scenie nagłego załamania dowiemy się też, co ją dręczy – rozpamiętywanie minionych i utraconych już chwil szczęścia.
Nastrój, najistotniejszy dla oddania uczuć, który Cunnigham uzyskuje dzięki językowi, stylizowanemu na twórczość Woolf, w filmie swój kształt zawdzięcza przejmującej muzyce Philipa Glassa i mistrzowskiemu montażowi. To, co w książce uzyskane zostało dzięki przeplataniu się rozdziałów opowiadających osobne historie, w filmie zostało zaakcentowane przez montaż, zestawiający wspólnotę losów i odczuć na poziomie poszczególnych scen. W krótkich ujęciach widzimy jak każda z kobiet wykonuje podobne czynności, wypowiedziane słowa czy komentarz w jednej z historii idealnie ilustruje inną. Film idzie o krok dalej w zestawieniu podobieństw między bohaterkami i ukazywaniu ponadczasowości tematu.
Jeden, jedyny raz, Daldry rezygnuje z realizmu, w scenie, która nie ma swojego dokładnego odpowiednika w książce. Znamienne, że scena ta dotyczy śmierci. Kres ostateczny jest dla ludzi pochłoniętych przez depresję nierzadko uważany za jedyną ucieczkę. Takie rozwiązanie wybierze Virginia Woolf i były mąż Clarissy, i zarazem syn Laury – Richard. W chwili, gdy Laura Brown rozmyśla o samobójstwie, widzimy jak jej łóżko zostaje zalane wodą z rzeki, w której w 1941 roku utopiła się Virginia Woolf. Woda jednak odpływa, Laura znajduje dla siebie inne wyjście – odchodzi od rodziny i zaczyna wszystko od nowa. Powiedzie się też Clarissie – śmierć Richarda pozwoli jej zacząć na nowo cenić życie.
Nie można odmówić słuszności innym interpretacjom „Godzin” – wszechstronne ukazanie kobiecej psychiki, historie pań decydujących o swym losie, demiurgiczna siła pisarstwa Virginii Woolf. Nie można się nie zgodzić, że film (w przeciwieństwie do książki) trąca o sentymentalną nutę i jest skrojony specjalnie pod nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej. Ale jednak i powieść Cunnighama, i film Daldry′ego pozostają przede wszystkim jedną z najważniejszych, najbardziej przejmujących i najbardziej udanych prób artystycznego ukazania tematu cierpienia nękającego ludzką duszę.
Atrakcyjne, dwupłytowe wydanie dvd zawiera szereg interesujących dodatków:
- Film dokumentalny „Życie i twórczość Virgini Woolf”
- Film dokumentalny „Pani Dalloway”
- Muzyka „Godzin”
- Film dokumentalny „Trzy kobiety”
- Reżyser Stephen Daldry o filmie
- Zwiastun
- Zapowiedzi DVD
- Katalog DVD