Co sobie myślicie o współczesnej Rosji? Kraj o mocarstwowych ambicjach, dziwaczne połączenie tradycji carskiej i komunistycznej, silne rozwarstwienie obywateli? Pakiet filmów dokumentalnych „Oblicza Rosji” wydaje się te wyobrażenia… potwierdzać.
Konrad Wągrowski
Trzykrotne „Hura!” na cześć prezydenta Władimira Putina!
[„Oblicza Rosji” - recenzja]
Co sobie myślicie o współczesnej Rosji? Kraj o mocarstwowych ambicjach, dziwaczne połączenie tradycji carskiej i komunistycznej, silne rozwarstwienie obywateli? Pakiet filmów dokumentalnych „Oblicza Rosji” wydaje się te wyobrażenia… potwierdzać.
W kolejnym (po bardzo dobrych „Obliczach Chin” i „
Obliczach Indii”) pakiecie tematycznie powiązanych filmów dokumentalnych, Against Gravity proponuje spojrzenie na Rosję. Otrzymujemy nieco większy zestaw, składający się z aż sześciu filmów (czterech długich i dwóch krótkometrażowych). Są to produkcje różnych reżyserów z różnych krajów, ale razem tworzą całkiem ciekawą syntezę tego, czym jest współczesna Rosja.
Dwa filmy wybijają się ponad resztę. „Rublowka” to opowieść o mieszkańcach pewnej dzielnicy, zagłębiu willowym umiejscowionym przy tytułowej szosie prowadzącej do centrum Moskwy. W tym ekskluzywnym zakątku mieszka zadziwiająca mieszanka osób, których łączy jedna rzecz – mają kasę. Są wśród nich oczywiście współcześni dygnitarze z Putinem na czele. Są też nowosuscy oligarchowie, osoby, które niedawno dorobiły się wielkiej kasy. Są potomkowie rodów arystokratycznych z czasów carskiej Rosji, jak rodzina Romanowów. Są także rodziny wybitnych artystów – Szostakowicza czy Rostropowicza. Z ich opowieści (wspieranych przez historie okolicznych mieszkańców, lub tych, którzy na Rublowke przyjeżdżają do pracy – na przykład przy budowie kolejnej ekstrawaganckiej rezydencji) wyłania się obraz Rosji jako kraju silnie rozwarstwionego i niespójnego. Biedni ledwo wiążą koniec z końcem, przejeżdżają co roku setki kilometrów, by zarobić parę groszy, wspominają z rozrzewnieniem spokojne czasy Breżniewa i mają nadzieję, że Putin te czasy będzie im mógł przywrócić (niechaj rządzi jak najdłużej!). Bogaci – z wyjątkami, bo artyści starają się jakąś kulturę pielęgnować – są tak naprawdę pozbawieni korzeni, bezideowi, bezcelowi (poza zarabianiem pieniędzy). A zwłaszcza ich dzieci, które realizują się w kupowaniu kolejnych sobolowych futer (które – jak twierdzi sprzedawczyni – najlepiej oddają rosyjską duszę), wyścigach na quadach, lub zaskakujących marzeniach, jakie wygłasza jedna z kobiet. Pragnie ona wyjść za mąż za cudzoziemca, zamieszkać w jakimś ładnym rejonie Niemiec lub Francji i tam zajmować się dziećmi. Więcej życiowych planów nie ma.
Wydaje się, że mieszkańcy willi przy Rublowce tak naprawdę pozbawieni są życiowych problemów. Pieniądze są, milicja stara się, aby było tu wygodnie, spokojnie i bezpiecznie, jedynie klimat mógłby być mniej srogi. Ale czy, było nie było, elity patrzące na kraj z tej perspektywy mogą być jakąś siłą przewodnią?
„Durakowo – wioska głupców” to z kolei opowieść o pewnym ośrodku dla młodzieży, prowadzonym przez byłego wojskowego, obecnie działacza partii „Narodnaja Rossija”, czującego powołanie do wychowywania młodzieży w duchu rosyjskiej mocarstwowości. Oglądamy szereg deklaracji na temat rosyjskiego charakteru, złego wpływu zgniłej zachodniej deklaracji, konieczności twardej władzy według schematu „Bóg – car (czy prezydent) – lud”, bezwzględnego podporządkowania się autorytetom. Szumne deklaracje przeradzają się w groteskę, gdy oglądamy mamroczących pijanych grubasów w jacuzzi pozujących na wojennych bohaterów i przyszłych zbawców narodu, czy w momencie, gdy nagi mężczyzna na brzegu basenu wygłasza religijny pean.
Z tego wszystkiego wyłania się dziwaczny hybrydowy obraz stanu docelowego Rosji, jako połączenia wartości historycznie sprzecznych. Prości ludzie z „Rublowki”, jak i nacjonalistyczni politycy z „Durakowa” hołubią cerkiew, czasy caratu, ale też lata stalinowskie, breżniewowskie i współczesne rządy Putina. Sprzeczności ideologicznie nie są ważne – istotne jest, że wszystko to kojarzy się z rosyjską mocarstwowością, z czasami, gdy świat z Rosją naprawdę musiał się liczyć. I te czasy powinny powrócić, w czym na pewno jakaś zgniła zachodnia demokratyzacja pomóc nie może.
Odnosi się wrażenie, że w jednym ludzie się zgadzają – to Gorbaczow i Jelcyn są wszystkiemu winni. To czas pierestrojki był największą „smutą” współczesnej Rosji. Ten temat pojawia się również w dokumencie „Borys Ryży – historia poety”. Opowieść o młodym poecie, który 8 lat temu popełnił samobójstwo jest w istocie historią o rozpadzie społeczeństwa w latach 90., o zagubieniu ludzi, którzy utracili punkty odniesienia, o ponurych czasach rozwoju zorganizowanej przestępczości. Bez gloryfikowania lat komunistycznych i tak konstatacja jest smutna – nic nie wprowadziło takiego chaosu, jak ten czas, gdy upadły dawne ideały, ale nikt nie zaproponował nowych. Z kolei „W czterech ścianach”, wstrząsający dokument o młodych więźniach zakładu poprawczego, wśród których niemało jest morderców, konfrontuje zadziwiająco przyzwoite warunki odsiadki z koszmarem życia poza murami więzienia. Jaką szansę mają ci chłopcy na resocjalizację?
Ale jawi się w tych dokumentach (zwłaszcza w „Durakowie”) zbawiciel. Jest nim oczywiście prezydent (obecnie premier) Władimir Putin. W ujęciu wypowiadających się o nim ludzi, Putin jest boskim pomazańcem, nowym carem, przywódcą, na jakiego czekał kraj. I to jedynie on może postawić mocarstwo na nogi, aby Rosja znów była Rosją. Głosy krytyki są rzadkie, ale trzeba wspomnieć, że są. Najciekawiej brzmi tu deklaracja młodego Romanowa z „Rublowki”, który wierzy, że demokratyczne idee mają szansę przebić się w Rosji i że to właśnie jest właściwy kierunek rozwoju kraju. Jak będzie?
Zestawienie uzupełniają dwie krótkometrażówki dokumentalne. „7 x Moskwa” to tytułowe siedem krótkich scenek pokazujące różne (realistyczne, groteskowe) scenki z życia stolicy Rosji. „Elektryczka” to z kolei kilkunastominutowy zapis podróży kultową (z Jerofiejewa) podmiejską kolejką elektryczną. Nic specjalnego, ale dobrze dopełniają to bardzo ciekawe zestawienie.