Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹11. Tydzień kina hiszpańskiego›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Manana
MiejsceKino Pod Baranami, Rynek Główny 27, Kraków
Od20 marca 2011
Do26 marca 2011

Tydzień z hiszpańską sztuką filmową

Esensja.pl
Esensja.pl
O ile jedna jaskółka wiosny nie czyni, o tyle rok w rocznie Tydzień Kina Hiszpańskiego w krakowskim Kinie Pod Baranami jest jej oficjalnym zwiastunem. Tegoroczna edycja rzeczywiście przyodziała niebo nad Małopolską namiastką hiszpańskiego słońca.

Artur Zaborski

Tydzień z hiszpańską sztuką filmową

O ile jedna jaskółka wiosny nie czyni, o tyle rok w rocznie Tydzień Kina Hiszpańskiego w krakowskim Kinie Pod Baranami jest jej oficjalnym zwiastunem. Tegoroczna edycja rzeczywiście przyodziała niebo nad Małopolską namiastką hiszpańskiego słońca.

‹11. Tydzień kina hiszpańskiego›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Organizator Manana
MiejsceKino Pod Baranami, Rynek Główny 27, Kraków
Od20 marca 2011
Do26 marca 2011
W ostatni dzień przeglądu temperatura za oknem przeżyła nagłą zapaść. W środku kinowej sali ochłodzenie dało się odczuć… na ekranie: Nieprzygotowana na zimno kopia francuskiego filmu nie wytrzymała – żartował Abel A. Murcia Sorano, dyrektor Instytutu Cervantesa w Krakowie. Żart okazał się trafiony, bowiem technicznym defektem okazała się, ledwie widoczna przez kilka minut szrama.
Zresztą humor na festiwalu imał się wszystkich – od uśmiechniętych pracowników kina do śmiejącej się w głos publiczności. Powodów było, co najmniej, kilka. Zasadniczym okazała się retrospektywa Álexa de la Iglesii, reżysera kultowego w kręgach wielbicieli kina spod znaku Quentina Tarantino. Hiszpański twórca znany jest polskiej publiczności za sprawą nie najlepszej „Zbrodni ferpekcyjnej” (2004), która kilka lat temu gościła na naszych ekranach. Krakowska publiczność mogła zapoznać się z najnowszym dziełem twórcy – nagrodzonym w Wenecji Srebrnym Lwem „Hiszpańskim cyrkiem”. Opowieść o dobrym i złym klaunie jest tak przerysowana, że wprawi w osłupienie niejednego z fanów duetu Tarantino – Rodriguez. Chlapanie twarzy wodą ze żrącą substancją czy pocałunek z rozgrzanym żelazkiem, to tylko nieliczne środki z arsenału groteski jakimi posługuje się de la Iglesia. Publiczność na zmianę albo z obrzydzeniem odwracała wzrok albo wybuchała spazmatycznym śmiechem. Podobnymi reakcjami cieszyły się nieco starsze filmy.
„Dzień bestii” (1995) to opowieść o księdzu, który przechodzi na stronę zła, żeby skontaktować się z szatanem. Bohater chce wyłudzić od niego informację o miejscu narodzin Bestii - jego teologiczne badania wykazały błąd w dotychczasowych obliczeniach – apokalipsa ma nastąpić w przeciągu kilkunastu godzin, a jej początek mają wyznaczyć narodziny syna szatana. Problem w tym, że kleryka nie traktuje serio nikt poza nie do końca sprawnym intelektualnie heavy metalowcem - satanistą. Niepoprawny religijnie utwór po ponad piętnastu latach od powstania dalej wzbudza kontrowersje i śmiech.
„Kamienica w Madrycie” (2000) z rewelacyjną rolą Carmen Maury (znana polskiej publiczności aktorka Pedro Almodóvara) obnaża z kolei pazerność mieszczaństwa. W tytułowej kamienicy umiera mężczyzna, będący posiadaczem sporej sumy pieniędzy. Jak się okazuje jego śmierć trudno nazwać naturalną. Chrapką na pozostawione banknoty są owładnięci wszyscy lokatorzy budynku. W ich niebezpieczny plan zostaje wplątana także pracująca w agencji nieruchomości bohaterka. Bez śmiechu się nie obejdzie.
Najsłabszym punktem retrospektywy okazało się „Umrzeć ze śmiechu” (1999), opowiadający o dwóch przeciętnych komikach – Bruno i Nino – w czasach post-frankistowskiego rozluźnienia obyczajów, którzy niespodziewanie stają się ulubieńcami mas, zdążył się już zestarzeć. Krytyka mass mediów i pięciominutowych gwiazd urosła w kinie do takich rozmiarów, że nawet osadzenie akcji w specyficznym czasie historycznym, nie jest w stanie wywindować dzieła na poziom ponadprzeciętności. Nie zmienia to faktu, że Álexa de la Iglesię dało się poznać z jego najlepszej strony. Nagroda w Wenecji zachęciła dystrybutora do wprowadzenia jego ostatniego filmu na ekrany polskich kin. Miejmy nadzieję, że podobny los spotka każde następne dokonanie twórcy. Osobiście liczę na przeforsowanie na nasze ekrany jego wcześniejszego, brytyjskiego filmu „The Oxford Street” (2008) według powieści Guillermo Martíneza z popularnym aktorem - Elijahem Woodem.
O popularnym nazwisku opowiadała także biografia znanego hiszpańskiego rysownika komiksów. „El gran Vázquez” w reżyserii Óscara Aibara jest ciekawą formalnie (przejaskrawione zdjęcia dające poczucie przebywania w wyimaginowanym, bajkowym świecie, przemawiające do bohatera postaci z jego rysunków) opowieścią o mrocznych latach sześćdziesiątych, w których Vázquezowi żyło się miło i kolorowo bowiem, jak mało kto, umiał urozmaicić sobie czas i radzić z otoczeniem. Siedmiokrotnie żonaty (często równolegle – kolejne żony nie wiedziały o sobie nawzajem), skłonny do sfingowania śmierci ojca, żeby wydusić od pracodawcy pieniądze, żył na koszt innych. Problem zaczął się, kiedy na jego drodze pojawił się pewien księgowy - służbista. Na szczęście nawet konfrontacja z nim nie zniosła filmu na moralne meandry – do końca było miło i zabawnie.
Ani miło ani zabawnie nie jest za to w filmie „Moskitiera” Augustí Vila – dla mnie absolutnej rewelacji niniejszego przeglądu. Ten wyprany ze wszelkiej poprawności dramat absurdu sprawił, że w kinie po prostu wyłem ze śmiechu (dlatego nie nazywam go zabawnym – film jest po prostu prześmieszny). Przypalanie kilkuletniej córki papierosem, seks z kolegą z klasy syna, rozdeptywanie gołębia, szprycowanie się morfiną nastolatka to tylko niektóre z motywów, którymi raczy nas reżyser. Nieśpieszna narracja, znakomite aktorstwo i pomysłowy scenariusz złożone w całość przez młodego twórcę (to jego drugi film) wywołują szczery śmiech, którego nie sposób opanować. Nie pamiętam, kiedy ostatnio partycypowałem w wydarzeniu, które wyzwalało w widzach tak spontaniczne reakcje. Osoby, którym nie udało się zobaczyć filmu podczas przeglądu pocieszę wiadomością, że od 20. maja będzie go można oglądać w regularnej dystrybucji – Imago Film odważne ukazanie seksualności zainteresowało na tyle, by rzecz rozpowszechnić. Polecam pilnować dat projekcji – filmy z magazynu Imago dosyć szybko przelatują przez nasze ekrany.
Na festiwalu przez ekran „przeleciały” mi filmy na poważnie. Dokumentalny „Family strip” Luisa Miñarro stanowi zapis opowieści rodziców reżysera o przeszłości. Dysonans w świadomości politycznej, materialnej i, przede wszystkim, własnej seksualności między obecnym a poprzednim pokoleniem uderza. Historia zwykłych ludzi z katalońskiego rodu poza owym efektem szoku nie wyróżnia się jednak niczym.
Podobnie film „Bullying” Josetxo San Mate opowiadającym o przemocy w szkole. Naznaczona tezą fabuła irytuje uproszczeniami i stereotypowym przedstawieniem problemu. Jedynym interesującym wątkiem okazał się, narastający w Hiszpanii, problem niechęci wobec latynoamerykańskich imigrantów. Na plus trzeba zapisać także odwagę w obrazowaniu scen przemocy, stosowanej na szykanowanym chłopcu. Niestety, całość nie przekonuje.
Także na przemocy i agresji, ale w sytuacjach ekstremalnych, oparta jest „Cela nr 211” Daniela Monzóna. Na wstępie zaznaczę, że reżyserowi nie udało się uniknąć uproszczeń – te są widoczne gołym okiem. Zauważyli je również organizatorzy przeglądu, którzy na projekcję zaprosili psychologa – dr. Mateusza Borowca, który oceniał prawdopodobieństwo oglądanych sytuacji. To okazało się wysokie. Przewrotny scenariusz filmu wciąga nas w sam środek więzienia, w którym kondensują się przemoc i frustracja. Przyjmujemy perspektywę strażnika, który przez przypadek znalazł się wśród ogarniętych rebelią więźniów. Razem z nim przechodzimy inicjację. Zwyrodniały świat staje się coraz bardziej ludzki, a na ogarniające bohatera zło stajemy się coraz bardziej wyrozumiali. Po raz kolejny posłużę się przymiotnikiem „odważny” - to słowo oddaje charakter współczesnego hiszpańskiego kina najlepiej. Twórcy nie boją się wyjść poza ramy poprawności, by powiedzieć widzom coś istotnego o świecie. „Cela nr 211” to nie tylko refleksja nad złem, stanem więziennictwa i niegodziwymi warunkami życia osadzonych, ale także istotny komentarz do sytuacji politycznej – rolę zakładników pełnią w filmie przedstawiciele terrorystycznego ugrupowania ETA, które 8. stycznia 2011 roku zadeklarowało porzucenie techniki przemocy i trwałe zawieszenie broni.
Jedną wielką refleksją był natomiast eksperyment José María de Orbe, pt. „Aita”. Bohaterem filmu jest dom reżysera w Kraju Basków, którego data powstania sięga Średniowiecza. Budynek pełnił istotną rolę w dziejach regionu, o czym mamy okazję przekonać się wraz ze szkolną wycieczką, która na ekranie wizytuje go z przewodnikiem. Poznajemy także codzienność domu (dziś nikt go nie zamieszkuje), która przeplata się tu z baskijską mitologią o nieśmiertelności duszy. Niekonwencjonalna opowieść skierowana jest w wymagającego i wyrobionego widza, gotowego na romans kina ze sztukami plastycznymi i instalacjami artystycznymi.
Za to „Samotna wyspa” Dunia Ayaso i Félix Sabroso skierowana jest do widza ufnego. Osobiście nie zaliczam się do tego grona – opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie, która naznaczona piętnem schizofrenii nie umie przystosować się do świata, odebrałem jako pretensjonalną. Reżyser miesza wiele motywów, próbując nadać im artystyczny kształt. Niestety, bez powodzenia.
Negatywny odbiór „Samotnej wyspy” nie wpłynął na całościową ocenę przeglądu, która lokuje się wysoko. Hiszpańscy twórcy rehabilitowali komedię, która w ich ujęciu nie ma nic wspólnego z zalewającą kraj nad Wisłą odmianą romantyczną. Szczery śmiech i autentyczne emocje towarzyszyły widzom przez cały tydzień. Importowane z Hiszpanii słońce oświetliło także zakamarki goryczy. Chciałbym, żeby zwrócili na nie uwagę także rodzimi twórcy. U mnie pozostaną w pamięci na długo.
koniec
29 marca 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Trójgłos o „Ki”
— Ewa Drab, Zuzanna Witulska, Artur Zaborski

Gdynia 2011 (2): Panorama Polskiego Kina
— Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Artur Zaborski

Gdynia 2011 (1): Filmy konkursowe
— Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Artur Zaborski

Off off with head
— Artur Zaborski

O (p)o(d)glądaniu
— Artur Zaborski

Zastrzyk adrenaliny na widok podnoszącej się kurtyny
— Artur Zaborski

Ciemnego pokoju nie trzeba się bać
— Artur Zaborski

Janek Wiśniewski padł, Janek Komasa wstał
— Artur Zaborski

Jak „Och, Karola” zredukować do „Och”
— Artur Zaborski

To nie jest kolejny kebab bar dla tureckich emigrantów
— Artur Zaborski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.