Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Gwiezdne wojny: Jedi, seks, śmierć i inne rzeczy

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 »
Czyli kobiece dyskusje o świecie „Gwiezdnych Wojen”.

Esensja

Gwiezdne wojny: Jedi, seks, śmierć i inne rzeczy

Czyli kobiece dyskusje o świecie „Gwiezdnych Wojen”.
Ilustracja: Kasiopea
Ilustracja: Kasiopea
Achika: Widziałyście już ten plakat do Epizodu II?
Kasia: „A Jedi shall know no anger, no hate, nor love”. Nigdy mi się to nie podobało. Dalej, Anakin, pokaz tym nadętym gnojkom, co potrafi zakochany Jedi!
Cranberry: Mnie też się to nie podoba. Już chociażby miłość w znaczeniu miłości bliźniego. Człowiek, który nie kocha, W OGÓLE nie może czynić dobra, bo po co?
Silvana: Prawda! Z każda chwilą umacniamy się w przekonaniu, że Człowiek We Flaneli nie przemyślał kwestii Jedi.
Kasia: Od razu mówiłam – zbalansować Radę, zrównoważyć ich co do jednego!
Cranberry: Ależ Kasiu! A w ogóle to ja się nie zgadzam z takim mówieniem, jak to Jedi z E1 są tacy strasznie okropni. Tzn. może i w filmie są, ja mam czasem problemy z odróżnianiem filmu od swoich urojeń, ale ogólnie Jedi wcale nie są tacy zimni i okropni. Nawet jeżeli z filmu tak wynika, to ja mam to w nosie jak midichloriany
Silvana: Brawo, Cran! Przynajmniej jesteś konsekwentna, bo ja midi-tfu staram się ignorować, ale draństwo Jedi już zaakceptowałam. Niestety. Oczywiście z wyjątkami jak OWK. I może QGJ.
Achika: Co Ci się u Qui-Gona nie podoba, co?!
Silvana: Ojejku, już sto razy mówiłam: wpływanie na kostkę Watto, kładzenie ręki na ramieniu Shmi, oszukiwanie Anakina co do tego, że bada mu krew…
Achika: Kładzenie ręki?? Według mnie jest to jedna z najładniejszych chwil filmu, pełna ciepła i jakiejś takiej opiekuńczości. Tak sobie wyobrażam Jedi.
Cranberry: Ja też uważam że jest to wyraz ciepła i bliskości a nie np. działanie Mocą czy coś.
Silvana: A dla mnie zbytniej poufałości czy wręcz protekcjonalności. Przecież dopiero się poznali, on jest wielkim Jedi i dosłownie nieproszonym gościem, a ona niewolnicą. Trochę więcej szacunku, panie QGJ!
Kasia: No, ale przecież to nie było tak, że QGJ podszedł do niej na ulicy i od razu pchał się z łapami. Został zaproszony do domu, zasiadł do wspólnego stołu, nocował a potem zaangażował się w niebezpieczny i karkołomny pomyśl, razem z jej synem, co zbliżyło niewątpliwie Shmi i QGJ, na zasadzie, że wspólna niedola łączy – ona niewolnica, wiecznie zaharowana i zamartwiająca się o syna, on uwięziony na planecie z powodu głupiej części do hipernapędu, z pościgiem na karku i ze świadomością, że z każdym dniem jego spóźnienia na Naboo ginie więcej ludzi.
Cranberry: ??????? Bez przesady! Ona wcale nie wygląda na niezadowoloną. A gdyby się spytał, to by się na niego dziwnie popatrzyła.
Kasia: Już sobie to wyobrażam – „Wybacz, pani Skywalker, ale pragnął bym położyć ci dłoń na ramieniu gestem krzepiącym i przyjacielskim, bez żadnych podtekstów, oczywiście, bo nam Jedajom nie wolno folgować swoim zmysłom. Wiec, jak już zaznaczyłem, będzie to czysto przyjacielski, platoniczny gest świadczący o mojej empatii i wrażliwości i nawet Lucas nie będzie się mógł do niczego przyczepić.”
Cranberry: „…ale gdyby pani chciała z podtekstem to służę oczywiście, jakoś się poświęcę.”
Artoo: A propos kładzenia ręki na ramieniu… wydaje mi się, że to całkiem normalny gest wobec kogoś, komu się zamieszało w życiu, aczkolwiek częściowo za jego pozwoleniem
Cranberry: Masz rację, ja niedokładnie pamiętam, w którym to było konkretnie momencie, ale mam wrażenie, że on już był wtedy „swój” tzn. wiedział o Wielkiej-Tajemnicy-Shmi-Skywalker.
Silvana: Słuchajcie, to są przecież nasze odczucia subiektywne – JA bym była zmieszana; może ktoś, kto jest bardzo otwarty i przyjazny, postąpiłby jak QGJ i byłoby to dla niego naturalne, ale w obecnych czasach, gdyby przyszedł do mnie z ulicy obcy, starszy mężczyzna i tak wyraził swoje współczucie, uznałabym to za brak szacunku względem mnie. Co innego, gdyby to zrobił stary przyjaciel.
Cranberry: Może masz racje, że ktoś mógłby tak odebrać. Nie pomyślałam o ogromnym dystansie społecznym, jaki ich dzielił. Ale z drugiej strony ona chyba była z tego zadowolona i myślę, że Qui-Gon wyczułby, gdyby się np. odruchowo napięła, czy cofnęła, gdyby jej to nie odpowiadało. Zwłaszcza, że później widać, że Shmi Qui-Gonowi od razu zaufała całkowicie, na co koronnym dowodem jest fakt, że oddała mu Anakina.
Silvana: Fakt.
Cranberry: Może był jej wtedy potrzebny ktoś, kto mógłby z niej choć na moment zdjąć tę ogromną odpowiedzialność, jaką sama niosła przez ostatnich kilka lat, kiedy się zorientowała, że Anakin nie jest zwykłym dzieckiem (w wersji którą ja wolę, tzn. kiedy „there was no father” jest gadka na odczepnego „to mój syn, nie twój interes kto go spłodził, skoro go nie wychował”).
Silvana: Też wolę tak myśleć.
Kasia: I po raz kolejny pokazuje to dotkliwy brak przemyśleń ze strony Człowieka we Flaneli na temat stosunków zwykli ludzie – Jedi. Nic nam nie przekazał. Bo z filmów można wywnioskować jedynie, że Jedi wcale nie są aż tak kochani, jakby się mogło wydawać. Wprost przeciwnie, ludzie są nieufni i jakby się ich trochę obawiali. Nie mam specjalnych dowodów na poparcie mojej teorii, to raczej odczucie.
Silvana: Np. Neimoidianie boją się ich i od razu chcą zabić. Ja na podstawie klasycznej trylogii uważałam zakon za coś szalenie pozytywnego, pewnej rezerwy nabrałam dopiero po EI, i to na podstawie zachowania QGJ i Rady.
Kasia: Ale z tego co wiemy – Han nie ma specjalnego respektu dla Bena i Mocy, Tarkin wyraża się o całym zjawisku mocno pogardliwie, tak samo inni oficerowie, wujostwo Larsowie na słowo Jedi uciekać będą z szybkością Strusia Pędziwiatra, Jabba reaguje na Luke’a kpiącym śmiechem a Watto mówi „Myślisz, że jesteś jakiś Jedi, czy coś, że tak machasz rękami” itd., itd.
Silvana: Bo oni wszyscy niewiele o Jedi wiedzą, a Watto i Jabba są gatunkowo odporni na ich manipulowanie Mocą. Jakby wiedzieli, to by się albo ich bali, albo szanowali.
Ilustracja: Kasiopea
Ilustracja: Kasiopea
Achika: Na pewno na różnych planetach mieli różny stopień informacji o Jedi – od na wpół legendarnych istot do zwykłych dyplomatów, których czasem pokazują w holowizji, jak prowadzą jakieś tam negocjacje. Przemytnicy i łowcy nagród pewnie ich się bali i nienawidzili, bo ja nie wierzę w przedstawioną w TPM wizję rycerzy Jedi jako kogoś, kto tylko zajmuje się polityką. Ci, którzy mieli do tego talent, szli do negocjacji, a reszta podróżowała tu i tam po galaktyce i z mieczem w garści pilnowała praworządności. Coś jak taki błędny rycerz. Natomiast zwykli ludzie wcale nie musieli darzyć ich miłością. Podejrzane sztuczki, zabieranie dzieci…
Kasia: Nie wierzę, żeby zabierali je bez zgody rodziców.
Achika: Jasne, że nie! Wyłącznie za zgodą rodziców i samego dziecka, przynajmniej mam taką nadzieję. Ciekawe, czy czegoś bliżej się dowiemy w II Epizodzie. Na przykład o tym, jak je znajdywali. Bo nie wierzę, że narodziny takiego jednego z drugim dziecka wywołałyby aż takie zaburzenie Mocy, że Rada by to wyczuła przez całą galaktykę.
Cranberry: Myślę że by ich odkrywano nie przez wyczucie, tylko przez obserwację po prostu. Że ludzie wiedzieli, że jak im dzieciak przesuwa przedmioty siłą woli, to lepiej się z kimś skontaktować, bo inaczej dzieciak może sobie zrobić krzywdę, na przykład.
Kasia: No i tu właśnie zaczyna się koszmar. Bo skoro Mocy w tak małym dziecku nie można było wyczuć poprzez galaktykę, a Jedi było kilkadziesiąt tysięcy (kolejna bzdura z nowelizacji) to oznacza tylko jedno – przychodnie lekarskie z testem na zawartość midi-tfu we krwi. Bardzo mi przykro, ale na to się zanosi. Skoro QGJ miał w swojej golarce urządzenie do pobierania i przesyłania próbek krwi, a odczytanie tej próbki nie stanowiło żadnego problemu dla OWK to znaczy, że taki test był na porządku dziennym. Ha ha.
Właśnie mi przyszło coś do głowy. Krew w swym składzie chemicznym jest właściwa dla ludzkiego gatunku, a co z obcymi?. Przecież nie wszyscy musza mieć idealny odpowiednik krwi, mogą mieć zupełnie inaczej zbudowany organizm. I co? Mam uwierzyć, że midi są tak dalece adaptacyjne, że mogą egzystować we krwi i w powiedzmy kwasie, albo przy jej braku? Jak się je wtedy wykrywa? A może są ich setki rodzajów, midi, maxi, pixi, dixichloriany? Każdy gatunek ma swój typ bakterii? To musi oznaczać niezły chaos z testami. Człowiecze We Flaneli, coś ty narobił?
Achika: Pewna autorka fanfików, z którą czasem koresponduję, napisała, że zastanawia się, w jaki sposób Sidiousowi uda się pokonać cały Zakon Jedi i wymyśliła, że może wynajdzie on wirus niszczący midichloriany. No i co Wy na to?????
Kasia: Hłe hłe. Do tego właśnie to prowadzi, jak Człowiek We Flaneli bez zastanowienia upublicznia bzdury. Bo przecież aż się prosi następujący tok rozumowania: skoro Moc to te – jak – im – tam bakterie to jako bakterie mają to do siebie, że można ich się pozbyć za pomocą leków lub wirusa. Zafundować Jedajom antybiotyki i po kłopocie. I nie ma Mocy. Nie ma Jedajów. Jest tylko banda bezbakteryjnych frustratów, których wystarczy przymknąć za kratkami. I galaktyka jest twoja. Jakie to proste.
Silvana: Niestety, musimy się trzymać filmu. Mam tylko nadzieje, że w dalszych epizodach midi-tfu zostaną pominięte wstydliwym milczeniem. Skoro już jednak są, i to fizycznie, to może rzeczywiście jak geny? I tu jesteśmy w domu. Bo gen na dana cechę może być recesywny (albo dominujący) i cecha ujawnia się dopiero wtedy, kiedy oboje rodzice go mają, albo wystarczy, gdy tylko jedno z nich – pole manewru jest duże. Pewnie zresztą coś poplątałam, biologię miałam kilkanaście lat temu.
Artoo: Chcielibyśta. Midi-tfu wprowadzają taki zamęt, że równie dobrze można sądzić, że są to robale zdolne stworzyć ludzki embrion (chyba na zasadzie klonowania, no bo jak inaczej?).
Silvana: Właśnie że nie. Pomijając całą sprawę, że w ogóle są idiotyczne, genetyczne podejście pozwoliłoby chyba wyjść Lucasowi z sytuacji z w miarę podniesioną głową.
Artoo: Pozwolę się nie zgodzić. Jeśli flanela jest już takim d… kiem, że wymyślił midi-coś, to łączność z Mocą nie jest talentem, tylko wadą (no, zaletą) genetyczną. Trzymajmy się oficjalnych informacji, a wtedy zobaczycie, że to wcale nie takie oczywiste.
Kasia: A po cholerę się ich trzymać? Od czego umysł fanowski, który sobie dośpiewa bądź zinterpretuje daną rzecz jak trzeba? Co to religia jakaś jest, że dogmaty obowiązują (tak, tak, wiem, Jedi zostali zarejestrowani, ale nie w tym rzecz)? Przecież to film! A w sytuacji kiedy teorie reżysera mają więcej dziur niż ser szwajcarski, możemy swobodnie wypełniać je po naszemu. Zobaczycie, E2 i E3 nie wniosą nic szczególnie odkrywczego, może ze dwa zdania więcej bełkotu o midi-tfu, którego i tak nikt nie zrozumie – wolnoć Tomku w swoim domku!
Silvana: Dogmaty nie, ale pewne fakty: Vader jest ojcem Luke’a, a Leia jego siostrą. Yoda uczy od 800 lat, a Maul zginął. Itp.
Ilustracja: Kasiopea
Ilustracja: Kasiopea
Kasia: Przecież nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. O szczegóły mi idzie. Że niczym filmu nie umniejszę jeśli założę sobie, że niebieskiego słonika nie ma, prawda? Więc, jak wyżej, proponuję cieszyć się tymi fajnymi częściami filmu, a te kiepskie przewinąć (od czego guzik w magnetowidzie), lub względnie zatykać uszy na chwile w kinie. Jak się tworzy tak gigantyczny świat, który na dodatek obrósł tonami książek i opracowań, to się w tym można samemu zgubić no i niestety Lucas się pogubił. Moim zdaniem największym jego błędem było uznanie nurtu Oficjalnej Chały i rozpaczliwe próby pogodzenia tego z filmami, upychanie Thrawna w grach komputerowych traktujących o E5, dołączanie kart z Marą J. do zestawu z głównymi bohaterami sagi itd. itd. I teraz to się mści. Bo skoro dali fanom Marę, a innym Thrawna, to następni chcą, żeby w E3 pojawili się Noghri i żeby w związku z tym Palpy snuł się w E3 z małą rudowłosą dziewczynka u boku. No bo jak to? Przecież ją szkolił, nie? I w efekcie nikt już nic nie wie, czeski film się z tego zrobił. Ja uważam, że każdy z nas, fanów może sobie przyjmować, bądź nie przyjmować do wiadomości, co mu się żywnie podoba, nasze święte fanowskie prawo. Ja np. traktuje film jako pożywkę dla podkarmiania wyobraźni, nie stronię od fanfików, które ciągną moje ulubione wątki, a rzeczy w stylu Midi-Pidi olewam. Jest wystarczająco dużo fajnych rzeczy w tych filmach, żebym się miała zamartwiać niebieskim słonikiem (którego jak dla mnie nie ma).
Silvana: Bo po to są oficjalne informacje. Kasiu, przecież to prowadzi do Mary Jade itp!
Kasia: Do Mary Jade prowadzi uznanie za oficjalne przez Lucasa tego co wymodził Zahn i jemu podobni tj. mocno średni, niespełnieni pisarze sf, którzy dla sławy i forsy wzięli się za Gwiezdne Wojny, węsząc w tym niezły interes i duże nakłady. Dopóki nie było książek, fanowie pisywali i czytywali fanfiki, ale nikt nie domagał się, by do filmów wprowadzić np. Vaela. Chaos zaczął się kiedy Lucas dał wolna rękę autorom książek, sankcjonując to co piszą. A w dodatku dam sobie prawa dłoń uciąć, jeśli on którąkolwiek z tych książek czytał. Na pewno nie, sztab ludzi przegląda je za niego, posługując się wytycznymi – nie może być nic z czasów E1-E3, nie może być brzydkich wyrazów ani seksu i musi się chronologicznie zgadzać ze wszystkimi poprzednimi „dziełami”, czyli jeśli Leia miała wcześniej bliźniaki to musi je nadal mieć. Czy to jest jakkolwiek zgodne z klimatem filmów nikogo nie obchodzi. Byle było grube, miało dużo dialogów, Luke machał mieczem świetlnym, Han uśmiechał się krzywo, a kolejny cudownie zmaterializowany największy wojownik i strateg wszech czasów zagrażał na krótko Nowej Republice.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.