(„Szans”, 1984, reż. Aleksandr Majorow)
Per aspera ad astra, czyli kino według BułyczowaKonrad Wągrowski
Konrad WągrowskiPer aspera ad astra, czyli kino według Bułyczowa„Szansa” („Szans”, 1984, reż. Aleksandr Majorow) Godzinna ekranizacja noweli „Rycerze na rozdrożach”, warta uwagi ze względu na fakt, że jest to jedyna pełnometrażowa filmowa wizja Wielkiego Guslaru i jego mieszkańców. Fabularnie wierna tekstowi literackiemu, choć chyba nieco gubiąca jego początkową tajemniczość – o tym, że Milica pochodzi z XII wieku, a więc, iż mowa będzie o pewnym eliksirze młodości, dowiadujemy się właściwie na samym początku. Pozaziemskie pochodzenie mikstury – czyli to, czego dowiedzieliśmy się na koniec noweli – w filmie także zostaje wyjaśnione już w jego połowie. Z pewnością zaś film gubi pewną powieściową psychologiczną głębię złożoności postaw bohaterów wobec możliwości nieśmiertelności, ograniczając się jedynie do odzwierciedlenia książkowych wydarzeń. No i aktor odgrywający Korneliusza Udałowa wygląda jak bywalec lokalnych barów, a nie szacowny dyrektor przedsiębiorstwa budowlanego… Film pokazywała polska telewizja w jedno z sylwestrowych popołudni pod koniec lat 80. „Goście z przyszłości” („Gostia iz buduszczego”, 1985, reż. Paweł Arsjonow) Oczywiste jest, że fantastycznonaukowe produkcje Związku Radzieckiego nie należały nigdy do wybijających się pozycji gatunku, ale talentu radzieckim twórcom do sympatycznych dzieł dla dzieci i młodzieży odmówić nie można (pamiętacie „Przygody Elektronika?”). Być może decydował o tym fakt, że techniczne niedoróbki, rażące w filmach dla widza dorosłego, w twórczości dla młodzieży, charakteryzującej się pewną umownością, już tak nie przeszkadzały. „Gości z przyszłości” do takich właśnie produkcji należy zaliczyć. Pięcioodcinkowy serial telewizyjny, opowiadający o przygodach – kogóż by innego? – Alicji Sieliezniewej, to ekranizacja „Było to za sto lat”, oczywiście ze scenariuszem samego autora. Na początku nie oglądamy jednak Alicji, ale współczesnego chłopca, szóstoklasistę Kolę Gierasimowa, który przypadkowo odkrywa machinę czasu i przenosi się o sto lat w przyszłość – właśnie w czasy Alicji. Tam zaczyna się przygoda: dwóch kosmicznych piratów kradnie Alicji urządzenie do odczytywania myśli, przedmiot ten odzyskuje Kola i powraca do naszych czasów. Alicja i piraci wyruszają jego śladem. Wybierając akurat tę powieść, w sprytny sposób twórcy mogą zaoszczędzić na kosztownych scenografiach futurystycznych, nie pozbawiając widza uroku przygodowego widowiska. Dowcipne, dynamiczne, pomysłowe, wcale nie takie złe od strony technicznej, z ładną muzyką – bardzo solidna telewizyjna robota. „Fioletowa kula” („Lilowyj szar”, 1987, reż. Paweł Arsjonow) Natalia Gusiewa powraca do roli Alicji (zyskała dzięki niej ogromną popularność w ZSRR) dwa lata później w pełnometrażowym widowisku, łączącym w sobie elementy SF i fantasy. Załoga „Pegaza”, Alicja, jej ojciec i kapitan Zielony (czyli taka ekipa, jak w „Tajemnicy trzeciej planety”), napotyka w przestrzeni kosmicznej opuszczony statek, na pokładzie którego spotykają jedynie pracującego znajomego kosmicznego archeologa Gromozekę (wygląda tu jak Hagrid z „Harry’ego Pottera” z dodatkową parą rąk). Najwyraźniej nie oglądali „Obcego – ósmego pasażera Nostromo”, bo z opuszczonego statku zabierają artefakt – tytułową fioletową kulę. Już na pokładzie „Pegaza” odkrywają przerażającą prawdę. Ów statek to „Czarny Wędrowiec”, statek złowrogich kosmicznych piratów, a kula zawiera substancję wywołującą nienawiść i agresję. Załoga „Wędrowca” chciała takie kule dostarczyć na Ziemię, aby wywołać tam nienawiść i wojny, ale na skutek wypadku jedna z kul rozbiła się na pokładzie statku pirackiego, a jego załoga w szale wymordowała się nawzajem. Okazuje się jednak, że jedna z kul została dostarczona na Ziemię wiele tysięcy lat wcześniej i już wkrótce zostanie uaktywniona. Na Ziemi nikt nie daje wiary relacji Sieliezniowa i jego ekipy, na domiar złego, w obawie przed zawartością odnalezionej kuli, załoga zostaje schwycona i poddana kwarantannie. I znów ratunkiem pozostaje machina czasu – w przeszłość wyrusza oczywiście Alicja w towarzystwie Gromozeki. I w tym momencie konwencja filmu zmienia się dramatycznie. Owa przeszłość bowiem to kraj z rosyjskich bajek, zamieszkany przez takie postacie, jak Kościej czy Baba Jaga, pełen również innych mitycznych istot. Młodzieżowe SF (dekoracjami przypominające „Pana Kleksa w kosmosie”) staje się młodzieżowym, baśniowym fantasy z obowiązkowym happy endem. Film nie dorównuje serialowi – chyba owo załamanie konwencji szkodzi mu najbardziej i rozbija na dwa mocno rozdzielne widowiska. Przyznać jednak muszę, że scena samozagłady załogi „Czarnego Wędrowca” jest sugestywna i mroczna, zwłaszcza jak na produkcję dla młodego widza. Dla niej i dla sympatycznej Gusiewej warto ten film zobaczyć. „Wyspa zardzewiałego generała” („Ostrow rżanowo genierała”, 1988, reż. Walentin Chowienko) Kolejny występ filmowy Alicji Sieliezniewej – tym znacznie odmłodzonej w porównaniu do filmów Arsjonowa. Początek filmu uzmysławia nam, że chodzi o świat przyszłości – mamy tu futurystyczną metropolię, nowoczesną technologię, efekty specjalne. Problem w tym, że owe efekty specjalne, jak przystało na radzieckie kino SF, przypominają bardziej „Przybyszów z Matplanety” niż film fantastycznonaukowy z lat 80. Alicja występuje w filmie (tu świat przyszłości mają chyba symbolizować dziwne metalowe opaski na głowach niektórych filmowców – poza tym ubiory są nad wyraz współczesne), odgrywa rolę Czerwonego Kapturka. Z planu filmowego zostaje porwana przez roboty, i odtransportowana na sąsiednią wyspę, zamieszkaną właśnie przez stare automaty. Stare – to znaczy zniszczone, rozsypujące się, pordzewiałe, ledwo działające, co jednakowoż nie przeszkadza im (a w szczególności przywódcy – tytułowemu Generałowi) knuć planu podboju Ziemi. Oczywiście rezolutna Alicja, we współpracy z nieco irytującą Babą Jagą (również robotem), plany te sprytnie pokrzyżuje. Młodzieżowa SF, która bardzo już się zestarzała. Paradoksalnie najciekawsze pozostają pordzewiałe roboty – wyglądające jak nieco straszne połączenie wyobrażeń z kiepskiego filmu klasy „B” (jak słynny „Robot Monster”) z chorą wyobraźnią twórcy „Tetsuo – człowieka z żelaza” Shinyi Tsukamoto. Nie sądzę akurat, aby Japończyk oglądał wcześniejszy o dwa lata film Chowienki, ale nie mogłem się oprzeć skojarzeniu… „Przełęcz” („Pieriewał”, 1988, reż. Wiaczesław Tarasow) Doskonały przykład na to, jakie efekty daje pozbawienie twórcy potrzeby odniesienia sukcesu komercyjnego i pozostawienie całkowicie wolnej ręki (w zakresie oczywiście dozwolonym przez reguły ZSRR – czyli bardziej w kwestii formy niż treści). „Przełęcz”, będąca półgodzinną animowaną ekranizacją popularnej u nas powieści, to ewidentny przerost formy nad treścią. Treść z grubsza jest zgodna z fabułą książki: opisuje wyprawę trojga dzieci – Olega, Dicka i Marianny – i jednego dorosłego, Tomasza Hindta, wyruszających z osady, w której mieszkają rozbitkowie z kosmicznej wyprawy, do wraku swego statku, aby przynieść stamtąd wszelkie potrzebne produkty. Zmian jest niewiele – chyba tylko śmierć Hindta została ukazana jako świadome poświęcenie, a nie tragiczny wypadek, jak było to w książce. Ale forma… Forma co najmniej zaskakuje… „Przełęcz” to przykład animacji artystycznej, przeważnie czarno-białej, choć czasem wpadającej w inne tonacje kolorystyczne, rysowanej grubymi konturami, z bardzo zróżnicowanymi planami, ale przede wszystkim niesamowicie pomysłowej i oryginalnej w ukazywaniu wizji obcej planety i wraku statku – bardziej onirycznej niż realnej (podobno za projektami scenerii stał znany matematyk). W ten sposób powstał bardzo ciekawy film dla nikogo – dorosłych odstraszy młodzieżowa tematyka, młodego widza zniechęci wyszukana forma. |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Statek szalony
— Konrad Wągrowski
Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski
Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski
Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski
Migające światła
— Konrad Wągrowski
Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski
Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski
Oprocz tego sa ekranizacje kilku opowiadan, wykonanych dla cyklu program TV "Etot fantasticzieskij mir" (na rubiezy 1970-ch - 1980-ch lat). Jedna z takich ekranizacji w polskim tlumaczeniu: https://www.youtube.com/watch?v=Mc8_caVidA0 (KIR BUŁYCZOW: ŚNIEŻKA (rosyjska fantastyka).