Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Porażki i sukcesy A.D. 2003

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

Porażki i sukcesy A.D. 2003

ER: Dla mnie "Dwie wieże" były zawodem, ze względu na dziury w fabule i podporządkowanie wydarzeń Helmowemu Jarowi. Naprawdę, daleko temu filmowi do magii "Drużyny Pierścienia". A "Harry Potter i Komnata Tajemnic" był fatalny - film bez jednolitej fabuły, rozbity na pojedyncze sceny akcji, z wieloma minikulminacjami, nużący wręcz napięciem. Obu dziełom dobrze zrobiłoby poświęcenie efektów na rzecz gry aktorskiej - są tam i wybitni aktorzy, i role do zagrania. "Equilibrium" zaczyna się strasznie, fanfary sugerujące, że Oto Dzieło i natrętne pouczalstwo niemal wypchnęły mnie z kina, jednak z czasem solidna gra Bale′a zdołała mnie do filmu przekonać i jest jednym z moich dwóch fantastycznych filmów roku (drugim są "X-men 2").
KW: Odczep się od "Dwóch wież", o tym gadamy za miesiąc, więc nawet nie dam Ci odpowiedniej riposty. :-)
TK: "Harry′ego" też zostaw w spokoju! :-) Znacznie lepszy od pierwszej części. Film jest wierną adaptacją, a wszystkie zarzuty, które wytaczasz, dotyczą także książki. Ba!, w filmie owa epizodyczność została zniwelowana; obraz Columbusa tworzy spójniejszą całość niż powieść Rowling. Ale i tak, mówię Wam, wszystko pobije nadchodzący "Harry Potter i więzień Azkabanu". Najlepsza, najmroczniejsza jak na razie książka cyklu i film też pobije poprzednie części. Dużo sobie obiecuję po reżyserze - Columbusa zastąpi Alfonso Cuaron, autor świetnego "I twoją matkę też". A do obsady dołączy Gary Oldman!
ER: Co Wy, prawdaż, wiecie o fantastyce :-) Trzeciego Pottera oczekuję z zainteresowaniem nikłym, boję się pożarcia filmowej sztuki przez smoka szmalu i gadżetu. Jemu nie stawi czoła żaden reżyser, żaden aktor.
KW: Co do Bale′a, dodam, że gdyby zastąpił Keanu w pewnej roli, to film o którym nie dyskutujemy mógłby przynajmniej aktorsko osiągnąć wyższy poziom...
PK: Na pewno. Wtrącę jeszcze tylko Konradzie a propos tej wtórności, iż osobiście lepiej w moich oczach wypada film bazujący na ogranych, ale dobrych wzorcach, niż nużące, pseudofilozoficzne, nadęte Zero, obracające w pył jakiekolwiek wcześniejsze deklaracje o Wielkości. Michał twierdzi, że "Equilibrium" jest pretensjonalne. Nawet jeśli, to i tak pretensjonalności marketingowego produktu (jakoś mam opory przez nazwaniem tego filmem) braciszków W. przez długie lata nic nie przebije. Ale o tym dziś cicho sza, więc no offence proszę, jeszcze będzie okazja :)
KW: Jak zwykle ostatnio trwa inwazja bohaterów komiksowych na kino. Oprócz wspomnianych "X2", mieliśmy też "Hulka" i "Daredevila". Czy ten trend ma w ogóle jeszcze przyszłość?
PK: Zależy. Jeśli pójdzie w kierunku wytyczanym singerowskimi "X-menami", to jak najbardziej. Gorzej, jeśli skręci w stronę "Hulka", a już nie daj Bóg, "Daredevila" W sumie najlepiej byłoby pobrać DNA od Singera i Anga Lee, po czym stworzyć dla następnych adaptacji reżysera-mutanta. Pierwszy ma bowiem interesujące pomysły na zwartą, liniową całość, drugi posiadł niebywałą umiejętność znakomitego odwzorowania komiksowej estetyki na ekranie, ale chce z komiksów robić dramaty i nie za bardzo mu to, póki co, wychodzi. Michał już pisał w "tetrykach" i ja się z nim w pełni zgadzam - pod względem kadrowania "Hulk" bije na głowę wszystkie dotychczasowe ekranizacje komiksów. Tyle, że poza tym jest filmem niespójnym, nie do końca przemyślanym i z ohydnie animowanym głównym bohaterem, toteż finalnie rozczarowuje. Na "Daredevila" szkoda strzępić klawisze, fajny Bullseye w wykonaniu Farrella i nic ponadto.
TK: Superbohaterowie zdecydowanie nie są moimi ulubionymi postaciami filmowymi. Próbowałem się nawet nawrócić, wybierając się w zeszłym roku na "Hulka" i "X-menów", ale chyba pozostanę ateistą.
MCh: Jeśli po tych dwóch filmach nie dałeś rady się nawrócić, to rzeczywiście nie ma chyba sensu dalej próbować Lee i Singer zrobili w filmowym komiksie w sumie najbardziej ambitne filmy ostatnich lat. Zastanawiają się w nich nad rasizmem, tolerancją, dwoistością ludzkiej natury, tym na ile typowe ludzkie odruchy powodują, że pozostajemy ze sobą w ciągłym konflikcie - czyli nad tematami raczej nietypowymi dla kina wybuchowego. Szkoda, że film Lee nie do końca się udał...
TK: Może warto się zastanowić, czy w ogóle mógł. Komiksy o superbohaterach, a co za tym idzie ich ekranizacje, są traktowane, przynajmniej w Polsce, jako produkt skrajnie wręcz rozrywkowy i komercyjny. Czy ktokolwiek szukający ambitniejszych filmów wybierze się na taki film? Czy osoba wybierająca się na "Hulka" nie wolałaby zamiast każdej przegadanej "dłużyzny" zobaczyć kolejnej nawalanki z udziałem zielonego potwora? Wydaje mi się, że Lee zrobił film dla nikogo. Poruszane treści i konwencja stoją ze sobą w sprzeczności.
MCh: Z tym się nie zgodzę. Konwencja to tylko ciuszki, w które ubrać można przecież cokolwiek. Przykład "X-Menów" pokazuje przecież, że można zrobić kino wybuchowe, rozrywkowe i pełne akcji, ale nie zgubić podtekstu, nie zapomnieć o aktorach i przy okazji pozastanawiać się na poważnie nad sposobami walki z nietolerancją. "Hulk" moim zdaniem też miał potencjał, bo to przecież historia o superbohaterze, który sam dla siebie jest czarnym charakterem. To po prostu przeniesienie w komiksowy świat opowieści o autodestrukcji, o słabej woli, nawet o uzależnieniu. Kto inny kręci filmy o uzależnieniu od alkoholu, czy seksu, Lee miał w ręku materiał o człowieku, który karmi się wściekłością i nie wie jak z tym uzależnieniem walczyć. Mój zarzut dla tego filmu jest zatem dokładnie przeciwny - tutaj wcale nie zabrakło więcej nawalanek. Tutaj po prostu zabrakło pomysłu na homogeniczne połączenie ich z dramatem bohatera (to właśnie udało się w "X-Menach"). I zabrakło też niestety pomysłu na to, jak sceny akcji pokazać pomysłowo.
KW: Zawsze też rozmawiamy o animacji i ostatnio co roku mówimy to samo - jest doskonale. W tym roku obejrzeliśmy tegorocznego oskarowca "Spirited away" i przyszłorocznego "Gdzie jest Nemo" - to chyba pozostaniemy przy tym zdaniu?
ER: Szczerze mówiąc, to wymienione powyżej filmy są, moim zdaniem, poważnymi kandydatami do, odpowiednio, najlepszej fantastyki i najlepszej rozrywki roku. "Spirited away" ma w sobie świeżość, nowość wizji, pewne piękno właściwe tylko fantastyce, a "Gdzie jest Nemo" poza humorem i tempem, zachwyca obrazem. Hm, wychodzi na to, że animacja zeżre kino tradycyjne i za dwadzieścia lat aktorzy przestaną być znani i dobrze opłacani, a na pierwsze strony gazet powędrują mistrzowie ołówka. Ha, chciałbym dożyć tych czasów.
MCh: Mam wrażenie, że niestety ciągle trafia do nas zbyt mało filmów animowanych, żeby ten temat dalej rozwijać. To co dostajemy, to filmy z założenia familijne. Nie widać ani poważniejszej mangi, ani produkcji europejskich. Jedno "Trio z Belleville" wiosny nie czyni (zresztą premierą miało chyba dopiero w 2004 roku).
KW: I dlatego pogadamy o uroczym filmie Chometa dopiero za rok :) Ale, Michale - czy nie uważasz, że nawet te familijne produkcje, które zgarnęły Oskary za najlepsze animacje pełnometrażowe - "Shrek", "Spirited Away" i "Gdzie jest Nemo" (pewny tegoroczny Oskar) nie biją na głowę ich aktorskie odpowiedniki - "Piękny umysł" i "Chicago"? A przynajmniej im dorównują?
MCh: Że dorównują, to jeszcze nic - takie "Chicago" byłoby moim zdaniem dużo lepszym filmem, gdyby było właśnie animowane. Może wreszcie zrobiłby się z tego film, a nie Broadway na ekranie. Trochę oczywiście mrużę oko, ale tylko trochę. Żałuję, że Oscara dla animacji wprowadzono tak niedawno, bo rzeczywiście można by przyjrzeć się rok po roku i całościowo temu jak odebraliśmy nagrodzone filmy. Na razie animacja bije aktorską konkurencję na głowę. Inna rzecz, że Najlepszy Film to jednak skrajnie mało wiarygodna kategoria, bardziej polityczna niż jakościowa.
KW: Czas na kino ambitne, poważne, albo przynajmniej z pretensjami do bycia takim. Spośród zeszłorocznych nominacji oscarowych największe wrażenie zrobiły na mnie "Godziny" - bo to nie była wcale łatwa ekranizacja powieści niefilmowej. To, że udało się zachować jej charakter, że udało się przekazać to, co i Cunnighamowi, to duża zasługa Frearsa i jego ekipy aktorskiej. Zapadł mi mocno w pamięć oryginalny meksykański "I twoją matkę też", z doskonałym scenariuszem mistrzowsko prowadzącym od zabawy do poważniejszych tematów, czyli opisujący przejście w tak zwaną dojrzałość. Znów zwrócił uwagę von Trier - jak nie jestem przekonany do filmów tego reżysera, tak "Dogville", pesymistyczny traktat o ludzkiej naturze, zyskał mą aprobatę. Poza tym utkwiły w pamięci - "Pan i Władca: Na krańcu świata", "Rzeka Tajemnic" (najwspanialszy aktorski popis Seana Penna, Tima Robbinsa i Kevina Bacona), "Good bye, Lenin!", "Inwazja barbarzyńców", "25-ta godzina".
TK: Tak, "Godziny" to także dla mnie najlepszy zeszłoroczny film. Arcydzieło? Chyba musiałbym zobaczyć go jeszcze kilka razy i nieco ochłonąć, ale jak na razie nie mogę wyjść spod jego uroku. Moore i Streep to moje ulubienice od dawna, po "Godzinach" dołączyła do nich także Kidman, która rośnie na jedną z czołowych aktorek Hollywoodu i która stworzyła całą serię rewelacyjnych kreacji: "Moulin Rouge", "Godziny" i "Dogville". Ten ostatni spoczął na jej barkach i wyszła z tego eksperymentu bez najmniejszych zadrapań, choć sam film postrzegam raczej jako ciekawostkę, niż jakieś ważne dzieło dla historii kina. Von Trier stworzył film dla osób, które nie bywają w teatrze, i pokazał, że tak też można. Też mi odkrycie... Poza tym wrażenie zrobiły na mnie "I twoją matkę też", wspomniane już "Siostry magdalenki", "25 godzina", "Rzeka tajemnic" oraz "Schmidt". To właśnie w tej kategorii, filmów ambitniejszych, trafiło się najwięcej rodzynków, które pozwalają mi ocenić zeszły rok naprawdę dobrze.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.